Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 28 października 2011

Zaproszenie do blogu


W Głuszycy mieszkam już  pół wieku. Tu stawiałem swoje pierwsze kroki w karierze zawodowej. To miasto stało się moim rodzinnym domem. Przypominam sobie jak po iluś tam latach pracy w tutejszej szkole zainteresowałem się przeszłością Głuszycy. Okazało się, że to miasto jest jak nowonarodzone dziecię. Ma tylko teraźniejszość, nie ma przeszłości. Nawet ta powojenna nie została przez nikogo zapisana, rozmyła się jak plama na podłodze, pozostawiając tylko drobne ślady w pamięci starszych osób. Co się działo przed wojną, w czasie wojny, jak doszło do powstania miasta, do rozwoju przemysłowego, infrastruktury miejskiej, komunikacji? Na te i wiele innych pytań, trudno było znaleźć odpowiedź.
To nie jest rzecz wyjątkowa, bo dotyczy całego obszaru Ziem Odzyskanych. Trudno się dziwić, gdy historia tych ziem, to w głównej części historia Czech, Prus i Rzeszy Niemieckiej. To co miało miejsce wcześniej, zanim ziemie te zostały skolonizowane lub podbite przez sąsiadów zza miedzy, a więc kilka wieków Polski Piastowskiej, nie było przez nich eksponowane, tak samo jak po odzyskaniu tych ziem przez „władzę ludową” starano się usilnie, by czas panowania Habsburgów i Hohenzollernów, sięgający często ponad  5 wieków, wymazać z pamięci.
Dominował entuzjazm z powodu powrotu Ziem Zachodnich do Macierzy i przeświadczenie, że „myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili”. Ale o tym, że wróciliśmy na ziemie dobrze zagospodarowane, rozwinięte pod każdym względem, że pracowało na to kilkadziesiąt pokoleń naszych zachodnich sąsiadów, lepiej było nie mówić.
Z biegiem czasu zainteresowanie historią Głuszycy nie tylko mnie, ale i wielu moim bliskim nie dawało spokoju. Przecież nie można odciąć się od przeszłości, tak jak nie da się wymazać z pamięci jakiegoś fragmentu swojego życia.
Tu urodziliśmy się, tu chodziliśmy lub chodzimy do szkoły, tu pracujemy, tu mieszkamy od wielu, wielu lat, tu mamy swój dom. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że chcemy o naszym „gnieździe rodzinnym” jak najwięcej wiedzieć. Dobrze byłoby, gdybyśmy w jego przeszłości i współczesności mogli odnaleźć powody do dumy. Znane przysłowie – „wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu” – może odnieść się z powodzeniem także do Głuszycy, ale musimy znać jej atuty, widzieć dobre strony, doceniać zalety położenia geograficznego, krajobrazu, klimatu, otaczającej nas przyrody, cieszyć się tym co mamy, a czego nie posiadają inni.
Lepsze poznanie miasta, jego historii i współczesności służy zawsze budowaniu trwałych związków mentalnych i emocjonalnych będących fundamentem patriotyzmu lokalnego.
Postanowiłem odsłonić to, co się da z przeszłości miasta, przybliżyć ją współmieszkańcom. Z opracowań historycznych polskich i niemieckich udało mi się wyłowić fakty i zdarzenia, w których uczestniczyło nasze miasto.
Krótki zarys historii miasta znajduje się w książeczce napisanej przeze mnie p.t. „Historia mojego miasta”, a wydanej w 2002 roku przez Urząd Miasta i Gminy Głuszyca, zamieszczonej także na miejskiej stronie internetowej.
W kilku odcinkach mojego blogu  pisałem już coś niecoś o historii  Głuszycy, m. in. o pierwszych latach powojennych, poczynając od jutra, napiszę o ciekawszych wydarzeniach z czasów przedwojennych i wojennych. Myślę, że uda mi się zainteresować Czytelników mojego blogu, zwłaszcza że jest to historia zupełnie nieznana, o której nikt jeszcze nie pisał.
Zapraszam do kolejnych postów mojego blogu.

2 komentarze:

  1. Bardzo będę rad poczytać o wojennej i przed wojennej historii pańskiego miasta.W istocie,nikt nie chce pamiętać że kilkadziesiąt pokoleń Niemców budowało zręby i podwaliny tego co jest obecnie.Czy Ci ludzie myślą że stało się to samoistnie? Jaka nonszalancja! Jaka ambiwalencja! Niebywałe.Ufam jednak że taka postawa myślowa nie jest jedyną czemu pan p.Stasiu daje dowód i wyraz.Nie ważna jest nawet przynależność narodowa tych ludzi co to tworzyli trzeba mieć szacunek po prostu dla ich wysiłku zbiorowego.Pozdrawiam nieustająco.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. W Jedlinie-Zdroju burmistrz miasta polecił naprawić uszkodzenia i odnowić obelisk niejakiego Carla Beinerta, uczonego chemika, geologa, przyrodnika z XIX wieku, a zarazem długoletniego aptekarza, któremu uzdrowisko Bad Charlottenbrunn bardzo wiele zawdzięcza.Wkrótce powinna ukazać się moja książka "U źródeł Charlotty". Piszę w niej o tym epizodzie, bo jest to przykład godny naśladowania.Powoli coś się zmienia w stosunku Polaków do dawnych gospodarzy tych ziem, niestety wciąż jeszcze możemy mówić o tym jako zdarzeniach wyjątkowych.
    Zgadzam się z Panem, panie Pawle, nie wolno nam zacierać śladów przeszłości, nie wolno zwykłych ludzi, mieszkańców tych ziem traktować jak hitlerowców, zdecydowana większość to byli ludzie, których siłą wciągnięto w wir wydarzeń wojennych. W jednym z pierwszych postów listopadowych coś o tym napiszę.

    OdpowiedzUsuń