Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 31 maja 2018

Czytam i tracę rozum



Motto:

„Ludzie przestają myśleć, kiedy przestają czytać”  -  Denis Diderot

Przypomniałem sobie tą „złotą myśl” francuskiego pisarza, krytyka literatury i sztuki, filozofa i encyklopedysty okresu Oświecenia, więc mając na uwadze tą maksymę postanowiłem coś niecoś poczytać na portalach internetowych. Nie przypuszczałem, że znajdę w tym czytaniu  powody nie tylko do myślenia, ale do konsternacji. Zrobił się z tego w mojej głowie zaiste gigantyczny miszmasz, jeszcze większy niż na stole po proszonym obiedzie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że w stosunku do mnie Diderot nie miał racji, bo okazuje się, że podczas czytania przestaję myśleć, a nie odwrotnie.

Oto najbardziej charakterystyczne przykłady:

- Biskup Ignacy Krasicki pisał swego czasu o miasteczku, w którym było „klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”. Ale to było bardzo dawno temu. Dziś gdyby żył, to musiałby klasztory zamienić na markety. To tutaj koncentruje się życie materialne i duchowe współczesnego laikatu, a szczególnie w małych miasteczkach.

Najlepiej to widać, gdy zbliżają się jakiekolwiek święta lub długie weekendy. To właśnie te ubogacone wielowiekową tradycją, staropolskie obyczaje, które kojarzą się wszystkim przede wszystkim z suto zastawionym stołem, ożywiają naszą energię i   pozwalają wyekspediować wszystkie zasoby pieniężne, byle tylko  na stole niczego nie zabrakło.

Aż miło znaleźć się tuż przed świętami w „Tesco”, „Auchan”. „Kauflandzie” „Biedronce”. „Dino”. „Eco”,  itd. itp. Wszędzie rojno i gwarno, można obcować bezpośrednio z bogatym światem luksusu, można odurzyć się urzekającą atmosferą przepychu i  blichtru, spotkać dawno nie oglądanych znajomych, wymienić uśmiechy i ukłony. Wizyty w supermarketach dostarczają nowych, dotąd nieznanych, niezwykłych przeżyć.

Niestety brzmi to groźnie, bo lud Boży może się zmanierować i ograniczyć swoje świętowanie do marketów. I może tak się stać, że kolejni biskupi zaczną zamykać świątynie podobnie jak tę w Jasienicy, ale to z tego powodu, że nie będzie wiernych. Przykład francuski mówi: wszystko to być może …Najświeższy przykład z Irlandii też na to wskazuje. Chyba, że hierarchowie zejdą z piedestału i jak to radził biskup Ignacy Krasicki zbliżą się do ludu, zaczną mówić ludzkim głosem i zrezygnują z narzucania ludziom kanonów, co wolno, a czego nie wolno.

Oczywiście, to co wynika z przeczytania internetowych bzdetów, to tylko pobożne życzenie. Polska, to nie Francja, ani nie Irlandia, więc naszemu Kościołowi nic nie grozi, wręcz odwrotnie, ma obecnie poparcie PiS-owskiego rządu na starej zasadzie – „ręka rękę myje”, dochodzi do tego „zbrojne ramię PiS-u”, czyli parodia związku zawodowego „Solidarność”.  Wystarczy pozamykać w niedziele te zachodnie świątynie rozpusty, zwane marketami, a lud jak dawniej zacznie się modlić zamiast trwonić czas na kupczenie. I będzie zdrowiej i korzystniej dla kieszeni, zwłaszcza, że na kościelnej tacy obowiązuje zasada wolnościowa –„co łaska”.


- Najzdrowszy wykwit lokalnego patriotyzmu, to „Piast Mocne” -  kwintesencja siły i charakteru Dolnego Śląska. Czytam drobnym druczkiem objaśnienia na puszce piwnej browaru Carlsberg Polska Sp. z o. o. w Warszawie na samej górze,  czerwonymi literami; Z miłości do Dolnego Ślaska. Otóż to, czego się nie robi z miłości? „Złocista Barwa”, czytam dalej, „Chmielowy Aromat”, „Produkt Regionalny”. Oto atrybuty puszki piwa. Kocham Dolny Śląsk, złotą barwę i aromat chmielowy, więc nie mam wyboru.
„Piast Mocne”  to jest to...

Po „Piaście” czuję się patriotą lokalnym jak nigdy przedtem, ale niestety gorzej ze mną jeśli chodzi o patriotyzm krajowy. Chciałbym być polskim patriotą, ale okazuje się że nie jestem, bo prawdziwym patriotą jest tylko i wyłącznie człowiek głęboko wierzący w te prawdy, które głosi PiS, a są one zgodne ze stanowiskiem episkopatu, co dobitnie ogłosił PiS-owski prezydent. Oświadczył też, że czuje się prezydentem wszystkich Polaków. Myślałem więc, że ta „garstka” niewiernych PiS-owi zostanie objęta aktem miłosierdzia jeśli nie Bożego, to przynajmniej prezydenckiego, ale jak widać dzieje się inaczej.

I znów okazuje się, że tracę rozum. Pod wpływem czytania gotów byłem uwierzyć w cuda !

A tymczasem - nasz polski świat mediów i polityki przypomina chorego idiotę po narkotykach i po flaszce wódki.

Politycy zdolni są wypowiadać horrendalne bzdury, aby zdobyć poklask tłumów i znaleźć się w mediach. Te zaś chętnie z tego korzystają by poprawiać wyniki oglądalności. Odbiorca mediów jest bezradny, bo trudno się odciąć od współczesnego świata wirtualnego. Wciska się on drzwiami i oknami odkąd w nasze codzienne życie wdarła się technika radiowa, telewizyjna, internetowa,  a do tego prasa bulwarowa i oszałamiające bilbordy.

Każde wybory, to wyścig w sztuce robienia wyborcom wody z mózgu. A przecież chodzi tylko i wyłącznie o fotele dla tej samej grupy ludzi, którzy dorwali się do władzy. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie przerwać ten chocholi taniec zwany przekornie -demokratyczne wybory. Casus Kukiza to tylko przebrzmiała nuta jego estradowych przebojów. Nie ma już niestety nic z tego, co się stało po skoku L. Wałęsy w Stoczni Gdańskiej. Dziś Wyspiański napisałby te same słowa, co pod koniec XIX stulecia w Polsce rozbiorowej,  ale tym razem pod adresem wielkiego ruchu „Solidarności”: „Miałeś chamie złoty róg...”

No i z tej lektury internetowych portali rodzi się w mojej jaźni jakby w malignie symboliczny obrazek polskiego Majdanu na Placu Zwycięstwa w Warszawie, tylko że nasi dzielni bojownicy spletli się ramionami w bezlicznych grupach i tkwią tak w bezruchu od czasu do czasu przeplatając nogami jak w „Weselu” Wyspiańskiego w chocholim tańcu.

Nie, nie mogę się zdobyć na odrobinę optymizmu, a przecież nas Polaków stać na wyżyny heroizmu. Jesteśmy w tym duchu chowani od zawsze.

- Czytam o genialnym pomyśle Ordynatu Polowego Wojska Polskiego. Ordynat Polowy to wymyślna nazwa kojarząca się nam z nietuzinkową postacią metropolity gdańskiego kościoła, Arcybiskupem Leszkiem Głodziem, potocznie zwanym „Flaszka”. To ten dostojnik, którego podobizną ozdobiono butelkę z promocyjnym wyrobem przemysłu monopolowego. Słynne były jego imprezy integracyjne na wewnętrznym dziedzińcu katedry polowej Wojska Polskiego w Warszawie, za czasów, gdy był biskupem polowym, na których wóda i bardziej wykwintne alkohole lały się strumieniami. A rozsławili je studenci PWST, której okna wychodziły właśnie na ten dziedziniec i którzy z wysokości kilku pięter widzieli wszystko jak na dłoni.

Tym razem chodzi jednak o wyposażenie przez państwo polskich żołnierzy w książeczki do nabożeństwa i różańce. Nie wiem, czy ma to związek z obecną sytuacją na świecie, ale mam pełną świadomość o roli i znaczeniu tego przedsięwzięcia. To przecież bardzo ważne, by w okopach wojennych, w przerwach między kanonadami, pomodlić się z książeczki, gdzie mowa „nie zabijaj”, bądź odmówić różaniec z gorliwą prośbą do Maryi, Matki Bożej: „módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej,  Amen !” A potem strzelamy dalej, mierzymy celnie w serce wroga... w imię Boże.

Teraz już wiemy, skąd się bierze nasz bogoojczyźniany heroizm.

Oto zaledwie garść prasowych doniesień w internetowych portalach. Można by tak wydobywać i komentować ich znacznie więcej, ale chyba wystarczy jak na jeden post.

Dzień zapowiada się ciepły i słoneczny, może lepiej dać sobie spokój z czytaniem, przenieść się na łono natury, pooddychać świeżym nie sfałszowanym powietrzem.

Ale co do czystości powietrza w zaściankowej IV Rzeczpospolitej można też mieć wiele wątpliwości…
 


środa, 30 maja 2018

Zanim pójdziemy w góry




Motto:

Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce,
Bo pamięć rzeczy, które widział straci,
Tylko łzy w oczach zostaną piekące.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko cośmy porzucili:
Gwiazdy i róże, i zmierzchy i świty”.

                                      Czesław Miłosz

„Lato, lato, lato czeka … słyszymy co roku w znanym przeboju „lata z radiem”. I choć na kalendarzowe lato musimy jeszcze trochę poczekać, to wyjątkowa w tym roku słoneczna wiosna zachęca jak nigdy dotąd do wycieczek w góry. O tym gdzie się wybrać pisałem już mnóstwo razy w moim blogu „tu jest mój dom”, ale wiadomo że żaden blog nie zastąpi   dobrego przewodnika turystycznego lub kolorowych albumów sławiących piękno naszych krajobrazów. Niestety, nie są one łatwo dostępne i nie ma ich tak wiele, by mogły trafić do każdego domu. Nasze możliwości, gdy próbujemy dokonywać wcześniejszego wyboru są więc ograniczone. Bardzo często w materiałach promocyjnych dominuje tandetna reklama w miejsce rzetelnej informacji o godnych uwagi i zainteresowania atrakcjach turystycznych
.
W bogato ilustrowanej książce „Wałbrzyskie powaby” w rozdziale „Mój powiat w obiektywie”  piszę o dwóch albumach powiatowych „Powiat wałbrzyski – nie odkryte piękno” z 2008 roku i „Ziemia wałbrzyska – Zagłębie atrakcji” z roku 2011, zachęcając do ich poznania. Istotnie dają one wyobrażenie o walorach krajobrazowych bliskich nam obszarów, obfitości atrakcji turystycznych, rozmaitości form wypoczynku.

Lokalna Organizacja Turystyczna Aglomeracja Wałbrzyska w Wałbrzychu wydała nie tak dawno kolejny kolorowy albumik, w którym możemy podziwiać piękno naszego regionu w czterech częściach” aktywny wypoczynek, rodzina, przyroda i historia. Obok Wałbrzycha i ziemi wałbrzyskiej mamy w tym albumie zachętę do zwiedzania Nowej Rudy, Świdnicy i Kamiennej Góry. Jestem w czepku urodzony, bo mam pod ręką wszystkie trzy albumy, jak również wcześniej wydane wałbrzyskie przewodniki turystyczne, a także mnóstwo lokalnych wydawnictw z poszczególnych miast i gmin naszego regionu, mogę więc w każdej chwili skorzystać z ich pomocy.



W moim blogu chcę dziś wypromować rzadki album, niestety już „biały kruk”, bo jego dostępność na rynku księgarskim jest żadna. Znajdziemy go w bibliotekach, być może na regałach urzędów. Zalega zapewne półki niektórych domów. W moim znajduje się na poczesnym miejscu, gdyż od samego początku był dla mnie rarytasem.

Mowa o albumie „Obrazy przyrody wałbrzyskiej” Krzysztofa Żarkowskiego, wydanym w 1999 roku przez Agencję Reklamową ‘Mirwal” w Wałbrzychu ze wsparciem Urzędu Miejskiego.

Pisałem już o tym swego czasu. Nie ukrywam, że zachętą do napisania dziś o tym albumie była dla mnie interesująca rozmowa jaką przeprowadził w Studio Espresso nieoceniony wałbrzyski reporter Paweł Szpur w szczawieńskiej Słonecznej Polanie Cafe. Możemy o tym przeczytać w ostatnim numerze „30 minut” z 25 maja br. (nr 704).

Oto co czytam we wstępie albumu „Obrazy przyrody wałbrzyskiej”:

„O Wałbrzychu, mieście wśród gór i lasów, o jego malowniczym położeniu mówiono i pisano już niejednokrotnie. Nigdy jednak nie było sposobności pokazać choćby skromnej liczby fotografii oddających autentyczne piękno i unikatowy charakter otaczającej nas przyrody” .


Słowo pisane zajmuje zresztą tu niewiele miejsca. Album przemawia wizualnie artystycznymi fotografiami dziwów przyrody z naszych lasów, kobierców kwiatowych na łąkach, unikatowymi obrazkami roślin, owadów, ptaków i zwierząt, słowem najcudowniejsza flora i fauna otaczającego nas świata przyrody.

Koneserom przyrody powiem, że możemy w nim zobaczyć leśne obrazki z Chełmca, Książańskiego Parku Krajobrazowego, Trójgarbu, z  okolic Andrzejowki w Rybnicy Leśnej. Z rzadkich  roślin  - dziewięćsił bezłodygowy, wawrzynek wilcze łyko, wełniankę wąskolistną, złocień właściwy, storczyk męski, naparstnicę purpurową. Z ptaków -  orlika pospolitego, pustułkę, puszczyka, samca sikorki bogatki i krogulca. Ze zwierząt – muflony, lisy, padalce, salamandry, wiewiórki, kierdel owiec z jagniątkami. Oczywiście nie wymieniłem tu wszystkiego, bo kolorowych obrazków jest ponad sześćdziesiąt, wszystkie znakomite pod każdym względem, budzące podziw i zdumienie. Możemy sobie wyobrazić ile kosztowało to czasu, cierpliwości i samozaparcia, aby z aparatem fotograficznym zaczaić się w ukryciu i czekać aż pojawi się pożądana istota żywa, by ja utrwalić w obiektywie.

Ale Krzysztof Żarkowski, to przyrodnik z powołania, z wykształcenia leśnik, z zamiłowania ornitolog, a do tego zawodowy fotograf. Dał się też poznać w licznych wydawnictwach prasowych i albumowych, a także jako uczestnik plenerów fotografii przyrodniczej i spotkań z młodzieżą w ośrodkach kultury.

Nie wątpię, że Krzysztof wziął sobie do serca wskazania z wiersza Czesława Miłosza i niejednokrotnie musiał się nisko schylić lub przyklęknąć, by uchwycić w aparacie ten moment niepowtarzalny, który decyduje o oryginalności fotografii. Wybór zdjęć do albumu nie był łatwy, bo uzbierało się ich sporo. Drogocenna pasja utrwalania niezwykłych zjawisk przyrody jest u Krzysztofa wieloletnia.

„Ten niewielki zbiór fotografii, owoc dwóch lat pracy jest tylko cząstką z bogatej kolekcji Krzysztofa Żarkowskiego – czytamy we wstępie albumu – zawiera on tylko fragment mówiący o fascynacjach autora. Pozwala jednak spojrzeć optymistycznie i z nadzieją na odradzającą się wokół nas przyrodę”.

Myślę, że byłoby dobrze, gdyby udało się dotrzeć do albumu Krzysztofa Żarkowskiego, zanim wybierzemy się  latem w weekendowy plener. Album pokazuje jak należy patrzeć na otaczający nas świat fauny i flory, jak wyłuskiwać z niego, to co najpiękniejsze i najcenniejsze.

W wolnych chwilach zachęcam też do bliższego poznania mojej książki „Wałbrzyskie powaby”. Jest ona dostępna w bibliotekach Wałbrzycha i powiatu wałbrzyskiego, a można z niej dowiedzieć się sporo nie tylko o samym Wałbrzychu, ale całej ziemi wałbrzyskiej. Wówczas wybór miejsc na letnią eskapadę będzie, jak to mówią uczenie –  nie tylko świadomy i celowy, ale także znacznie łatwiejszy.



wtorek, 29 maja 2018

Jak trwoga to do bloga




Jeszcze nie tak dawno człowiek, jeśli już potrzebował pociechy i nadziei, uciekał się do Boga. Dziś w werbalnym świecie medialnym tajemnicza skrzynka zwana komputerem zajmuje miejsce, gdzie można byłoby ułożyć mały ołtarzyk, krzesło zamienić na klęcznik i od czasu do czasu spędzać czas na modlitwie i kontemplacjach. Gdyby monitor oferował nam li tylko program  TV „Trwam”, moglibyśmy przetrwać najgorsze czasy zachodniej „burzy i naporu”, a zwłaszcza złowrogiego gender i multikulti. Niestety, dziś TV oferuje nam dziesiątki kanałów sąsiadujących ze sobą  najczęściej na zasadzie kontrastu. Przyciskam kółko pilota – roznegliżowane panienki kuszące do grzechu, przyciskam dalej    strojni purpuraci karzący surowym palcem sprawiedliwości za wszystkie występki i sprzeniewierzenia przyjętej przez naród wierze.



Wybieram najsłuszniejszy kanał TVPiS Kurskiego i odbieram wskazania ideologiczne:

Masz służyć Bogu i Ojczyźnie i obydwoje w tej kolejności miłować, to jest właśnie nasz odwieczny, okupiony krwią i cierpieniem tysięcy Polaków patriotyzm. Nie kochasz Boga, nie jesteś patriotą, nie kochasz Ojczyzny, jesteś niewierzący. Jesteś wierzącym i patriotą, gdy z biało-czerwoną chorągiewką w ręku odbędziesz pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, bo trzeba oddać hołd naszej Patronce, Matce Bożej Królowej Polski. Już w ubiegłym roku 2017 stało się to obligatoryjne, bo pisowski sejm przyjął uchwałę, że dla uczczenia trzechsetlecia koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej rok ten stał się rokiem szczególnego kultu Maryjnego, a Częstochowy nie odwiedził tylko lumpenproletariat „drugiego sortu”.

Brzmi to jak żart niewysokich lotów, ale zdaniem pisowskich mediów, zaistniały wreszcie warunki, by Jezus Chrystus oficjalnie zyskał miano Króla Polski.

Idea intronizacji Jezusa sięga pierwszej połowy XX wieku. Kojarzy się ją z wizjami, których miała doświadczyć polska pielęgniarka Rozalia Celakówna. (Okazuje się, mieliśmy już wtedy pielęgniarki – wizjonerki, ale wtedy to był precedens, dziś to jest constans).  Dziś PiS-owscy lizusi wydrwigrosza Ojca Rydzyka głoszą, że jeśli sam Chrystus tego sobie życzy by wynieść Go na tron opuszczony niegdyś przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, a wynika to z pism Sługi Bożej Rozalii Celak, to dla nas jest to powód do wielkiej dumy i radości! Żydzi odrzucili Boga jako króla. Jeśli Polacy zrobią to samo, to znaczy że są jeszcze gorsi niż Żydzi.

Chryste, bądź Królem naszej Ojczyzny!

Ale w Piśmie Świętym czytamy: Żydzi zapytali Jezusa "tyś jest król żydowski?"Jezus odpowiedział" królestwo moje nie jest z tego świata.




Pielgrzymka do Częstochowy to i tak o wiele mniejsze poświęcenie, niż wędrówka wyznawców islamu z Mekki do Medyny, a przecież oni, mahometanie są dla nas chrześcijan źle wierzącymi, tak samo jak prawosławni pątnicy wspinający się na kolanach do cudownej ikony Spasa Izbawnika na Świętej Górze Grabarce, albo Żydzi Mojżeszowi, bijący głową w płaszczyznę muru herodiańskiego jerozolimskiej Ściany Płaczu. Gubię się w domysłach, którzy są  dobrze wierzący, a którzy nie. Ale czuję się patriotą, więc wierzę w to, co obowiązujące, a przecież  istotą wiary jest przyjmować wszystko na wiarę. Tak czyni ponad 90% Polaków, podających się za wierzących.

A może to lepiej, że w naszych domach miast ołtarzyka mamy skrzynkę telewizora, albo komputera, a w nim portale internetowe, albo też kino domowe i kilka jeszcze innych odbiorników, przetwarzaczy itp. Skutkiem tego mamy mniej czasu na rozmyślania, za nas myślą ci, którzy mają w tym interes i podają nam gotowy produkt finalny jak w supermarketach – wszystko pięknie opakowane, przetworzone, wysokiej marki. W tej sytuacji nie muszę już zaprzątać sobie głowy rozmyślaniami nad senesem istnienia i niepojętą złożonością świata i człowieka.

Znalazłem usprawiedliwienie, czemu miast do Boga, uciekam się do bloga. Bo tu mogę spokojnie, bez strachu sam ze sobą pokontemplować na wszystkie tematy z bliskiego mi, otaczającego półświatka. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to „bez strachu” jest na wyrost, bo przecież ryzykuję. Moje wątpliwości może „prawdziwy Polak-patriota” przyjąć za herezję, odstępstwo od wiary, a wtedy w niwecz pójdzie mój rzekomy patriotyzm, ten bogoojczyźniany przez duże B i O,  i w ogóle, nawet ten lokalny, do miejsca urodzenia i  zamieszkania. I całe moje blogowanie będzie psu na budę. Oj, mam teraz dylemat, czy nie lepiej odpuścić sobie  tego bloga. Może warto poszukać inne zajęcie, a jeśli już pisać to o pięknie zachodzącego słońca widzianego w leśnym pierścieniu otaczających nas gór.

Jednak zaryzykuję. Wiadomo przecież -  jak trwoga, to do Boga.  Pocieszam się tym, że Bóg nie spojrzy nawet na moje blogowanie, ma tyle innych rzeczy na głowie, a jeśli nawet spojrzy, to wybaczy, bo przecież jest nieskończonym miłosierdziem A ja pozwoliłem sobie trochę odsapnąć od tematów regionalnych, choć niekoniecznie Bogu na chwałę, a moim Czytelnikom na pożytek. A może jednak?



P.S.
Dla pokrzepienia moich Czytelników pozwoliłem sobie tego bloga ozdobić kilkoma kolorowymi obrazkami mojego wielkiego Przyjaciela, Zbigniewa Dawidowicza z Warszawy. To tak by nie odbiegać od obowiązującej w marketingu normy -  nie liczy się to co jest w środku, liczy się opakowanie !


poniedziałek, 28 maja 2018

O Dwójni, Trójcy i Czwórcy


w gąszczu zaklamania

Motto:
"(...) Wolność jest tylko wówczas, gdy Naród tworzy jedność, a lud w nim żyjący czuje się włodarzem, nie zaś niewolnikiem garstki opętańców (...)"   Jan Paweł II
Kochamy wszyscy naszego zmarłego papieża Jana Pawła II. Odnosimy się z szacunkiem do Jego słów. Budujemy mu pomniki. Kościół Katolicki ogłosił go świętym. Modlimy się do Niego i jesteśmy  mu wierni.
Czy aby na pewno?
Znając nauki Jana Pawła II i Jego Osobowość można być pewnym, że krytycznie odniósłby się do naszej współczesnej rzeczywistości, w której wolność należy do przeszłości, bo politycy podzielili kraj na dwa skaczące sobie do oczu obozy, a obecni rządzący by się utrzymać u władzy zdeptali najpierw fundament państwa – Trybunał Konstytucyjny, a dalej zdecydowali się podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości. W ten sposób zostały pogrzebane nadzieje walczącej „Solidarności” o kraju wolnym i demokratycznym.
Jeśli kogoś zaskoczy i zdziwi tytuł mojego dzisiejszego postu, a zarazem zaintryguje, co on ma wspólnego z naukami Jana Pawła II, proszę usilnie o odrobinę cierpliwości. Za chwilę wszystko okaże się jasne jak słońce bezchmurnego poranka.

Otóż dwójnia w tytule odnosi się do starego jak świat, oczywistego podziału władzy na ustawodawczą i wykonawczą. W miarę upływu czasu mądrzy ludzie doszli do wniosku, że tak jak w religijnym układzie którego istotą jest Trójca Święta, tak w rzeczywistości ludzkiej absolutnie koniecznym jest trzeci element sprawczy – niezależna władza sądownicza.

Pisze o tym Olga Tokarczuk w swej epopei „Księgi Jakubowe”, z której  wziąłem tytuł mojego felietonu – „O Dwójni, Trójcy i Czwórcy”.

W rozdziale książki pod tym samym tytułem czytam, że Trójca jest święta, jest  jak mądra żona, godzi sprzeczności. Przez to jest święta, że obłaskawia zło. Dlatego jednak, iż Trójca musi działać nieustannie na rzecz równowagi, którą często sama zburza, sama też jest chwiejna, stąd też potrzebna jest czwarta noga, a jest nią przywódca religijny. Nie Trójca, ale  Czwórca jest największą świętością i doskonałością, która przywraca boskie proporcje.

Pomysł z czwórcą wymyślili sobie ówcześni reformatorzy religijni, był im potrzebny by znaleźć miejsce w areopagu niebiańskim dla ich guru.

Jeśli ktokolwiek miałby jakiekolwiek wątpliwości do tego, co się dzieje dziś w naszym kraju, to  w książce Olgi Tokarczuk znajdziemy wyraźną parantelę. Obserwując co się działo na Podolu w siedemnastowiecznej Rzeczpospolitej potrafimy lepiej zrozumieć, dlaczego klasycznemu podziałowi władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, partia o złudnej nazwie Prawo i Sprawiedliwość postanowiła doprawić dodatkowy,  czwarty, nadrzędny paradygmat – dobro narodu widziane oczyma jej wodza. To w imię tego dobra, jak głosi PiS, łamie się konstytucję, ogranicza  niezależność sądów i  Trybunału Konstytucyjnego, bo jedynie w ten sposób można przywrócić boskie proporcje.


O tym co jest dobrem narodu decyduje guru partii, która przypisuje sobie, że wygrywając wybory reprezentuje naród. Nie liczy się to, że w wyborach nie uczestniczyła połowa uprawnionych do głosowania, a wśród głosujących przewaga PiS była nieznaczna, to jednak właśnie PiS dzięki większości parlamentarnej uznał się za reprezentanta całego społeczeństwa, a w związku z tym może robić co chce.

Faktycznie rządzi więc tym krajem nie jakiekolwiek gremium, ale jedynowładca, namiestnik i uzurpator, którego imię wszyscy znamy. Brakuje mu jeszcze nimbu Łukaszenki lub Putina, ale wszystko jest przed nami. Poprzez podporządkowanie sobie części  środków przekazu i wykorzystanie pieniędzy z budżetu państwa na wszechogarniającą propagandę, udaje mu się przekonać lud małych miasteczek i wsi, że to co się dzieje w sejmie jest spełnieniem woli Najwyższego i przywraca haniebnie zaniedbane i lekceważone dotąd w naszym kraju  boskie proporcje.

Lud, czyli potencjalny wyborca, musi być przekonany, że to co robi PiS nie podlega negacji bo jest robione z rozkazu wodza dla dobra narodu i w dodatku w imię Boże !

Jeśli są tacy, którzy myślą, że dzieje się to wbrew wszelkim powszechnie głoszonym naukom Kościoła i jest sprzeczne ze wskazaniami uwielbianego przez naród papieża, to są to wyłącznie ludzie „drugiego sortu”.

Prezes PiS i jego wasale ubierający się w piórka wyznawców wiary katolickiej twierdzą że mają rację, a wspierają ich najwyżsi reprezentanci tego Kościoła. Taką samą rację mieli zwolennicy Czwórcy z książki Olgi Tokarczuk „Księgi Jakubowe”, ale ponieśli fiasko.

Czwórka jest liczbą parzystą, ułatwiającą zachowanie proporcji, ale nie sprawdziła się już w PRL-u w zakresie podziału władzy. I tak samo jest obecnie. Najbliższy czas pokaże kto ma rację – zwolennicy Trójcy, czy Czwórcy . Ważne, abyśmy potrafili to wszystko zrozumieć. Jest takie powiedzenie: kto czyta nie błądzi. Ale chodzi o to byśmy czytali mądre książki i korzystali z wolnych mediów.