Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 7 października 2011

O polskości Ziem Zachodnich


Wahałem się przez jakiś czas, czy wrócić do tematu poruszonego w jednym z moich postów Pisałem w nim o niemieckiej przeszłości Głuszycy, zwracając uwagę na potrzebę dostrzeżenia osiągnięć i  pozytywnych dokonań ówczesnych gospodarzy tej ziemi, z których winniśmy czerpać wzory. Odniosłem się też do kwestii przyznania Polsce Ziem Zachodnich i Północnych na Konferencji Poczdamskiej jako skutku II wojny światowej w następującym zdaniu:
„Tak zwane Ziemie Odzyskane „wróciły” do Polski nie dlatego, że kiedyś były zamieszkałe przez Słowian, a następnie znalazły się w granicach państwa Polan, ale dlatego, że po II wojnie światowej, w Poczdamie, Józef Stalin i jego koalicjanci, Henry Truman i Clement Attlee (w miejsce Winstona Churchilla) mieli w tym swoje interesy. Z jednej strony – ograniczenie obszaru Niemiec, z drugiej – rekompensata dla Polaków za utracone ziemie wschodnie. Na tę właśnie kolejność motywów warto zwrócić uwagę. Konferencja Poczdamska wprowadziła nowy ład w Europie, m. in. ustalając zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej”.
Powodem irytacji jednego z Czytelników, który napisał do mnie list, był użyty przeze mnie zwrot „tzw. Ziemie Odzyskane”. Jak można poddawać w wątpliwość sztandarowe hasło propagandzistów ludowej władzy – „Myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili”, albo też jeszcze piękniej brzmiące o powrocie do Macierzy.
Komuniści  zaraz po wojnie czynili wszystko, by zatrzeć złe wrażenie po tym co zrobił najważniejszy sojusznik, Rosja Stalinowska, zagarniając duże obszary Polski Wschodniej. Koncentrowano się więc na  uzasadnieniu słuszności nowych regulacji granicznych Polski jako spełnieniu się aktu sprawiedliwości dziejowej.
Ile w tym prawdy historycznej, a ile zwykłej propagandy , można się przekonać biorąc do ręki obojętnie jaki dobry, współczesny podręcznik historii powszechnej lub historii Polski. Ja posłużę się ogromnie popularną i cenioną w Polsce i na Zachodzie książką Normana Daviesa i Rogera Moorhouse’a, „Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislavia, Breslau, Wrocław”.

O przeszłości ziem w dorzeczu Odry,  a więc Śląska i Wrocławia, który to ze względu na brak pierwotnej nazwy zdecydował się autor nazwać Wyspowy Gród, możemy przeczytać w I rozdziale książki. Wynika z niej, że w czasach prehistorycznych, poczynając od końca epoki kamienia przez wiele tysiącleci do początków nowej ery przewinęło się przez ten region mnóstwo ludów, docierających tu głównie z tzw. Bohemii (środkowy bieg Renu i Dunaju). W epoce brązu rozwinęły się tu dwie kultury: unietycka (1800-1400 p.n.e.) i łużycka (1300-400 p.n.e.). To właśnie z okresu łużyckiego wywodzi się Biskupin, jedno z najstarszych wykopalisk archeologicznych w pobliżu Gniezna, pierwszej stolicy Polski. W epoce żelaza, ok. 400 do 200 p.n.e. pojawili się na Śląsku Celtowie, pozostawiając liczne ślady w wykopaliskach archeologicznych (monety, biżuteria, ceramika, a nawet nazewnictwo, m. in. rzeki Odry). Od 200 p.n.e. do 600 n.e. dorzecze Odry zasiedlili Wenedowie. W tym okresie ok. 400 r. p.n.e. wtargnęli tu Scytowie, koczowniczy lud znad Morza Czarnego, a następnie Sarmaci, lud kaukaski. Od IV w. p.n.e. miały miejsce najazdy ludów germańskich, Gotów, Burgundów, Markomanów, następnie Wandalów z północnej Jutlandii. W V w. n.e., w czasie wielkiej wędrówki ludów, podążyli oni dalej w głąb Europy w kierunku Moguncji, a następnie splądrowali Rzym, podobnie jak i  postrach Europy, Hunowie, wojowniczy lud pochodzenia mongolskiego, przemieszczający się po świecie na rączych koniach i siejący wszędzie  grozę i zniszczenie. To właśnie oni doprowadzili do wyludnienia terenów nad Wisłą i Odrą. W połowie pierwszego tysiąclecia miała miejsce olbrzymia mieszanina ludów i kultur. Niemieccy uczeni przeceniają rolę i znaczenie ludów germańskich Gotów i Wandalów, polscy uczeni starają się utożsamić kulturę łużycką jako dzieło Protosłowian – jedynych tubylców w tym regionie. Zacytuję teraz samego Normana Daviesa:
„W połowie I tysiąclecia p.n.e. lista grup kulturowych, plemion i ludów, które – o ile nam wiadomo – zamieszkiwały Wyspowy Gród bądź okolicę, dochodziła do dwudziestu… Trudno uwierzyć, że poważni badacze naukowi mogą udzielać poparcia próbom zawłaszczenia praw do tego regionu przez jeden tylko naród…
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że w takiej grze mogą brać udział wszystkie zainteresowane strony. Polscy „autochtoniści” wyobrażają sobie pewnie, że ich przekonanie o protosłowiańskości prehistorycznych osad śląskich jakoś uzasadnia powrót polskiej władzy na te tereny w połowie XX wieku. Jeśli jednak tak sądzą, to nie powinni protestować, gdyby obrońcy czeskości dowodzili, iż władza Czech nad Śląskiem przed rokiem 990 uzasadnia powrót tych ziem do Czech po roku 1335: albo gdyby obrońcy niemieckości uzasadniali średniowieczny Drang nach Osten wcześniejszą działalnością Gotów i Wandalów. Współcześni celtofile z pewności byliby w stanie wydumać roszczenia w imieniu Walijczyków czy Irlandczyków. O wiele lepiej pogodzić się z faktem, iż idea „praw historycznych” jest podejrzaną fikcją.”

W jakim momencie dziejowym możemy mówić o Słowianach w dorzeczu Wisły i Odry i skąd się oni wzięli? Wydaje się, że pierwsi koczownicy słowiańscy przybyli na ziemie późniejszej Polski w V i VI wieku n.e. i byli to Chorwaci. Są świadectwa istnienia w VI w. n.e. „Białej Chorwacji” na terenach północno-zachodnich Karpat, Małopolski, Śląska i wschodnich Czech. Odeszli oni w 635 roku do Bizancjum, by wypędzić znad Adriatyku Awarów na prośbę cesarza Herakliusza. Ale na ich miejsce przybyło z południa siedem czy osiem innych plemion słowiańskich. Obszar centralny obejmujący dzisiejszy Wrocław i górę Ślężę został zamieszkały przez Ślężan, a ziemie nad Wartą z Gnieznem przez Polan. Ale nie dane im było zaznać spokoju. Pod koniec IX wieku znalazły się w orbicie wpływów Państwa Wielkomorawskiego, głównej potęgi w Europie Środkowej. Wprawdzie nie przetrwała ona zbyt długo, podbita z kolei przez Madziarów, ale pozostały tu nadal plemiona słowiańskie. Część z nich uległa wpływom bizantyjskiej misji chrześcijańskiej Cyryla i Metodego, którzy od roku 863 penetrowali tereny państwa morawskiego od stolicy Nitry poczynając, wprowadzając obrządek Wschodni. Na początku X wieku pojawia się nowa potęga – czeska dynastia Przemyślidów, którzy pod rządami księcia Bolesława Okrutnego (929-972) stali się spadkobiercami Państwa Wielkomorawskiego. Po zwycięstwie króla Niemiec Ottona I nad Madziarami na Lechowym Polu w 955 roku przy pomocy księcia Bolesława, Czechy objęły we władanie także Śląsk. Mogło to stać się nawet wcześniej za panowania Wratysława I (915-921), stąd  współczesna nazwa Wrocławia. Pod wpływami niemieckimi Czechy przyjęły chrzest z Rzymu, a nie z Bizancjum.
Dzieje się to wszystko w ważnym dla przyszłej Polski momencie dziejowym, a mianowicie – pojawieniu się na scenie historycznej księcia Polan, Mieszka I. To właśnie ten władca z dynastii piastowskiej stawił opór margrabiemu marchii wschodniej Wichmanowi, uniezależniając się od cesarza, a następnie dla pełnego bezpieczeństwa przyjął chrzest za pośrednictwem Bolesława czeskiego, poślubiając w 966 r. jego córkę Dobrawę. Mieszko I przy pomocy oręża zbrojnego zjednoczył wokół siebie plemiona słowiańskie, w roku 979 zakończył podbój Pomorza, a w roku 990 – Śląska i Małopolski. Brzemiennym w skutki okazało się zdobycie Krakowa, ważnego grodu nad górnym biegiem Wisły, znajdującym się wówczas pod wpływami czeskimi, celtyckimi i germańskimi. Poznań w Wielkopolsce i Kraków w Małopolsce stały się później głównymi ośrodkami państwowości młodego państwa polskiego. Około roku 991 kancelaria Mieszka I przygotowała dokument, znany jako Dagome iudex, oddający pod opiekę Papieża rozległe włości księcia w dorzeczu Wisły i Odry. Jak się okazało rozwój państwa Polan zagroził bezpośrednio dominacji Czech. Następca Mieszka I, jego syn Bolesław Chrobry (992-1025), zręcznie wykorzystał fakt zabójstwa misjonarza czeskiego Wojciecha przez zamieszkałe nad Bałtykiem pogańskie plemię Prusów, sprowadzając zwłoki późniejszego świętego do Gniezna. W pamiętnym roku 1000, w którym oczekiwano Drugiego Przyjścia Chrystusa, a nawet przepowiadano koniec świata, Bolesław Chrobry uzyskał od papieża kanonizację Wojciecha, a następnie zaprosił do Gniezna cesarza Ottona III z pielgrzymką do grobu świętego. Otton III jako najwyższa władza świecka zachodniego chrześcijaństwa swoją wizytą potwierdził uznanie nowego państwa, wyniósł Gniezno do rangi metropolii, ponadto obwieścił utworzenie trzech podległych biskupstw w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Umieścił też w przypływie szczerości diadem cesarski na głowie Bolesława, dając tym sposobem znak do podniesienia go do godności królewskiej. Stało się to ostatecznie i formalnie w dokumencie papieskim, ale dopiero w 1025 roku, zarazem roku śmierci Bolesława Chrobrego, jednego z największych władców piastowskich.
Lekcja historii w podziemiach Osówki
Pozwoliłem sobie na skondensowany wywód z historii, bo tylko w ten sposób można pokazać skomplikowaną przeszłość ziem nad Wisłą i Odrą, w tym obecnie znów naszego Śląska. Widać stąd, że wysnuwanie praw etnicznych do Ziem Zachodnich i Północnych nie jest tak łatwe i proste, jak to wynikało z propagandowych haseł władzy ludowej w powojennej Polsce. Źle jest jeśli historię chce się nagiąć na siłę do zapotrzebowań politycznych, obojętnie czego by ona miała dotyczyć. Niestety, mamy z tym do czynienia nagminnie i to nie tylko w naszym kraju. Jeżeli kwestionujemy bezpodstawność roszczeń niemieckich do Ziem Zachodnich i Północnych, to znaczy że godzimy się na taką samą bezpodstawność naszych roszczeń do ziem utraconych na Wschodzie w wyniku agresji Rosji Sowieckiej we wrześniu 1939 roku, czyli kwestionujemy układy w Jałcie i Poczdamie, a tym samym cały powojenny ład. Czy nie lepiej dać sobie spokój z wynajdywaniem praw historycznych do takich, czy innych ziem, a po prostu przyjąć stan obecny za jedyny, realny i racjonalny, jako skutek tragicznej wojny, zwłaszcza że jesteśmy we wspólnej Europie i granice państwowe tracą coraz bardziej na znaczeniu? Wszelkie roszczenia graniczne nie mają we współczesnym świecie racji bytu, co nie wyklucza możliwości rozmawiania o nich na gruncie merytorycznym, a co za tym idzie – na gruncie lepszego poznawania historii.
Stąd napisałem we wstępie postu „Tu jest nasz dom”, że Śląsk był polski w początkach państwa polskiego, w okresie piastowskim, że jeszcze wcześniej, przed wiekami, mieszkali tu słowiańscy Ślężanie, że zostali wyrugowani z tych ziem w efekcie takich czy innych splotów wydarzeń, bądź też zostali zasymilowani przez żywioł napływowy z Zachodu (choć nie wszędzie, czego przykładem jest Górny Śląsk), to zdanie nie powinno budzić kontrowersji. Tak samo jak to, ze Polska w obecnym kształcie jest bardzo bliska granicom państwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego, w którym znalazły się plemiona słowiańskie zamieszkałe nad Wisłą i Odrą. Są to więc w jakimś sensie „ziemie odzyskane”, ale nie można  tego  uznawać, za spełnienie się  sprawiedliwości dziejowej  bo jest to pojęcie bardzo umowne.

Przepraszam za ten dość obszerny wywód, ale starłem się jak mogłem o kwintesencję znacznie szerszego rozdziału ze wspomnianej powyżej, znakomitej książki Normana Daviesa, do której lektury gorąco zachęcam.

Dzisiejszą notatkę historyczną ozdobiłem fotografiami Janusza Roberta z Koła Foto przy CK w Głuszycy.

5 komentarzy:

  1. I lepiej też tego bym nie ujął - właśnie tak powinno się uczyć historii.
    Pozdrawiam
    Piotr Sąsiad

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, to dla mnie miły komplement ze strony kolegi po fachu. Miłego weekendu, choć pogoda trochę fiksuje,pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Już myślałem że się oburzę broniąc byłych niemieckich gospodarzy tych terenów jednak miło mi było przeczytać że dostrzegł pan fakt iż wiele zrobili tu dobrego i zostawili po sobie spuściznę którą władze PRL-u starały się natychmiast zatrzeć z resztą nie tylko same władze czego przykłady daje Jerzy Rostkowski w swojej świetnej książce "Podziemia Trzeciej Rzeszy".Co pokazuje że ani wtedy nie było tak różowo.Znam rodzinę Krüger która mieszkała w Wałbrzychu i która została ograbiona przez obywateli polskich i żołnierzy LWP.Zgoda ze takie sytuacje (niestety) zdarzały się obopólnie zatem dość już obustronnych pretensji do wzmiankowanych ziem i zajmijmy się kultywowaniem w końcu wspólnego dorobku,wspólnego czyli polsko-niemieckiego.(Tą rodzinę znam z Nürnberg) Sam artykuł zainteresował mnie głębokim rysem historycznym.Doceniam to p.Stanisławie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za interesujący komentarz, zgadzam się całkiem z p. Paulem, co do wzajemnego kultywowania dorobku minionych pokoleń i budowania przyszłości w oparciu o idee Wspólnej Europy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miło mi jeszcze bardziej że są między nami dwoma punkty styczne i to nie te jedyne jak sądzę.Wie pan p.Stanisławie że z wielkim zainteresowaniem czytuję pański blog i choć nie zawsze komentuję to jednak zawsze czytam.Paul.

    OdpowiedzUsuń