Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 30 października 2011

Ponure lata wojny



Pod koniec XIX i na początku XX wieku Głuszyca i otaczające ją atrakcyjnie położone wsie, były miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów i wczasowiczów. Przyczyniło się do tego powstanie w 1880 roku linii kolejowej z Jedliny-Zdroju do Kłodzka, a w 1904 r. połączenie Jedliny ze Świdnicą. Głuszyca zyskuje znaczenie jako miejscowość letniskowa oraz znakomity punkt wyjściowy dla pieszych wycieczek w Góry Suche i Sowie. W okresie międzywojennym były tu 4 gospody z trzydziestoma miejscami noclegowymi, powstały też w okolicznych wsiach małe pensjonaty i punkty gastronomiczne na szlakach turystycznych. Walory krajobrazowe i turystyczne są najchętniej eksponowane na kartkach pocztowych, fotografiach i rysunkach zamieszczanych w lokalnej prasie. Ówczesne  władze municypalne czynią też wiele, aby uatrakcyjnić szlaki turystyczne, wyeksponować miejsca widokowe i wypromować Głuszycę nie tylko jako ośrodek przemysłu lekkiego, ale atrakcję turystyczną.
Te wszystkie działania promujące turystykę w Głuszycy przerywa wojna, a jej skutki zaciążą na całe dziesięciolecia powojenne, w których rozwój turystyki, rekreacji i wypoczynku zeszedł zupełnie na plan dalszy.
W okresie II wojny światowej podobnie jak w całej Rzeszy fabryki włókiennicze w Głuszycy zostały zmilitaryzowane i całkowicie ukierunkowane na produkcję związaną z potrzebami wojennymi. Podporządkowano je znanemu na całym świecie koncernowi Kruppa, który stopniowo zamienił produkcję włókienniczą na produkcję zbrojeniową. Wyeliminowano przędzarki i krosna na ich miejsce sprowadzając maszyny produkujące części i amunicję do samolotów bojowych i okrętów niemieckiej Kriegsmarine (Marynarki Wojennej). 
Wojna pociągnęła za sobą wyhamowanie rozwoju miasta, zwłaszcza że znaczna ilość mężczyzn została zmobilizowana.
Dla Głuszycy, podobnie jak i sąsiednich miejscowości – Walimia i Jedliny-Zdroju brzemienny w skutkach okazał się ostatni okres wojny, lata 1943-1945. W tym właśnie czasie prowadzona była w kompleksie Włodarza w Górach Sowich niezwykle tajemnicza i zakrojona na dużą skalę inwestycja budowlano – militarna ukryta pod kryptonimem „Riese”, czyli „Olbrzym”. Utrzymywana w całkowitej konspiracji także dla miejscowej ludności pozostała taka do chwili obecnej. Dziś wiemy, że chodziło o wydrążenie podziemnych obiektów służących jako schrony dla dużych ilości wojsk, bądź też jako fabryki broni. Są też hipotezy, że mogła to być kolejna podziemna kwatera Hitlera, choć większość badaczy uznaje, że dla wodza III Rzeszy przewidziano siedzibę w zamku Książ, w podziemiach którego wydrążono również potężne schrony. Faktyczne przeznaczenie inwestycji stanowi nadal zagadkę, być może plany związane z budową „podziemnego miasta” ulegały częstym modyfikacjom. Bezsprzecznym jest fakt, że masyw Włodarza – bezpośrednio przyległy do Głuszycy ze strony zachodniej, a do Walimia ze strony wschodniej – stał się olbrzymim terenem budowy, zaś obie te miejscowości zamieniono w wielkie obozowisko dla dziesiątków tysięcy początkowo jeńców wojennych, a następnie więźniów pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen w Rogoźnicy k. Strzegomia. W obszarze samej Głuszycy znajdowało się sześć takich obozów pracy mieszczących kilkanaście tysięcy więźniów. Były to naprędce zorganizowane w szczerym polu, prymitywne obozowiska, złożone z drewnianych baraków i latryn, otoczone kolczastym drutem, strzeżone w dzień i noc przez uzbrojonych strażników. Widoczne ślady takiego obozu znajdujemy w pobliżu wejścia do podziemi Osówki. Stacjonowała tam część więźniów zatrudnionych przy budowie podziemnych korytarzy. Znacznie więcej, bo w sumie ok. 2-3 tys. przebywało w Kolcach, gdzie znajdował się polowy szpital w budynku obecnych zakładów „Indriana” i w Głuszycy, m. in. nad  Złotą Wodą w pobliżu kolonii domków jednorodzinnych przy ul. Warszawskiej. Ok. 2 tysięcy więźniów zakwaterowanych w Zimnej Wodzie wykonywało prace przy budowie kolejnego kompleksu podziemnego pod górą Soboń. Na terenie przędzalni czesankowej wełny „Argopol” znajdował się obóz kobiecy dla ok. 500 więźniarek, a w parterowych pawilonach obok parku przy fabryce „Nortech” w dolnej części Głuszycy prymitywny lazaret dla zupełnie wyczerpanych i umierających więźniów. W Głuszycy Górnej w pobliżu stacji kolejowej umieszczono obóz pracy dla ok. 1400 więźniów, zatrudnionych w kamieniołomach, a także przy przeładunku materiałów budowlanych, które przewożone były kolejką linową lub specjalną linią kolejki wąskotorowej wprost do sztolni pod Osówką lub Soboniem.
Okrutny los więźniów w tych obozach pracy został opisany w książeczce, która winna się stać lekturą we wszystkich szkołach Głuszycy. Jest to książka – dokument, bo napisana bezpośrednio po wojnie przez więźnia obozu Kaltwasser (Zimna Woda), Żyda Abrama Kajzera, któremu cudem udało się uciec z obozu na kilka tygodni przed nadejściem wojsk rosyjskich i jego likwidacją. Nosi ona tytuł „Za drutami śmierci”, a powstała w niezwykłych okolicznościach, bo na podstawie poczynionych przez Abrama na skrawkach papieru zapisków, które udało mu się schować w obozowej latrynie i następnie odzyskać w parę miesięcy po wojnie, kiedy to przyjechał tu z Łodzi i odnalazł miejsce dawnego obozu, a w nim ukryty swój „skarb”. Z tej książki poznajemy szczegóły życia obozowego, o którym trudno czytać spokojnie. To była gehenna tysięcy ludzi różnych narodowości, głównie jednak Żydów z kilku europejskich krajów, pracujących tu w katorżniczych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania i śmierci. Ofiarami absurdalnego, hitlerowskiego planu – budowy podziemnych sztolni w masywie górskim – było co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób. Jest wiele dokumentów, wiele książek na ten temat po wojnie napisanych i zgromadzonych przez badaczy-historyków w wałbrzyskim Muzeum Gross-Rosen. Tam też można nabyć książkę Abrama Kajzera, tak ważną dla poznania wojennej historii naszego miasta.

Fot. z internetowej galerii miejskiej Głuszycy.

4 komentarze:

  1. Bardzo ładny artykuł, trudno sobie wyobrazić Głuszycę i okolice w czasie trwania budowy "Riese",to musiało być piekło na ziemi.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Mariusz Wojciechowski

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariuszu, Ty też wiesz bardzo dużo na ten temat.Często myślę sobie, jak mało warte jest życie ludzkie. W tym mieście zginęły tysiące ludzi, nawet nie wiemy do dziś, gdzie są pogrzebani. Ale ci, którzy tu przyszli są obojętni, mogą spać spokojnie. Utrzymanie na przyzwoitym poziomie cmentarza przekracza ich wyobraźnię. Te zagrzebane, pokryte ziemią szkielety już ponad 50 lat, niestety nie mogą krzyczeć: Ludzie, gdzie wy jesteście? Więc mnie się wydaje, że piekło jest wśród nas, tu na tej ziemi.
    Mariuszu, oglądałem foto z Twojej wyprawy górskiej, chylę czoła przed Tobą, wciąż mało jest takich wolontariuszy, którzy podejmują się trudu organizacji któregoś kolejnego rajdu pieszego w nasze góry tylko dlatego,że chcą innym pokazać piękno naszych gór, podzielić się wiedzą i doświadczeniem i zachęcić do pieszych wycieczek w góry.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie należy zapominać że także cywilni Niemcy niewiele mieli do powiedzenia wobec władz wojskowych.Czytałem wspomnienia Horsta Dietla z okolic Jedliny który pisał że początkowo to żołnierze SS jeszcze go wysłuchiwali gdy "jego" robotników przymusowych zabierali do prac związanych z riese potem w miarę upływu czasu i rozwoju sytuacji na froncie,nikt nawet nie chciał z nim rozmawiać.Zwykli cywile bali się władz wojskowych o Tajnej policji państwowej nie wspominając już w ogóle.To ciemna,mroczna historia miasta ale należy ją przypominać,pamięć jest najważniejsza.Na tamtym terenie działała tez super tajna organizacja nawet w samym SS "Anenerbe".A to tez ciekawa sprawa.Pozdrawiam stale p.Stasiu. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za te cenne spostrzeżenia. Jest sprawą jasną, że zwykli mieszkańcy miasta mieli dość umiarkowany stosunek do wojny i tego wszystkiego, co robili naziści. Niebawem napiszę o tym na podstawie wspomnień wojennych przesiedleńców. Dla wielu z nich wojna była tak samo koszmarem jak dla Polaków.

    OdpowiedzUsuń