Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Na Nowy Rok - życzenia


tu można znaleźć wyspy szczęśliwe

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we snie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęzich pozwól mi słyszeć
                                                             zielonych,                                                               
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.


(K. I. Gałczyński, Prośba o wyspy szczęśliwe)



W nadchodzącym Nowym Roku 2013 wszystkim stałym bywalcom i gościom mojego blogu wiele takich bajecznych podróży na  wyspy szczęśliwe, szczególnie w chwilach trudnych, z całego serca życzę i polecam. A wyspy bywają w zasięgu naszego oka - w otaczających nas górach i lasach najpiękniejszej na świecie ziemi wałbrzyskiej. No, może jeszcze nieco dalej, ale najszczęśliwsze są te najbliższe i  z bliskimi naszemu sercu przewoźnikami. Sam tego doświadczyłem.

Do siego Roku !


Fot. Robert Janusz

sobota, 29 grudnia 2012

Aby nowy rok był nowy




krasnal wróży szczęście


No właśnie, miał być koniec świata przewidziany przez proroczych Majów i znów się nam udało. Słońce nie zagasło. Księżyc w nocy nadal świeci odbiciem jego światła. Życie toczy się dalej, tak jakby nigdy nic. Na tablicy ogłoszeń w moim miasteczku widzę klepsydrę informującą o pogrzebie zmarłego, a obok barwne, krzykliwe plakaty o balach sylwestrowych, spotkaniach noworocznych, promocyjnej sprzedaży podarunków pod noworoczną choinkę. Samo życie!
Święta były, minęły, znów stały się wspomnieniem. Ze zdziwieniem konstatuję, że właściwie nic się jeszcze nie spełniło z gorących życzeń świątecznych. Miało być wesoło, ale Ojcowie duchowni Kościoła sprowadzili mnie na ziemię i wskazali wroga – Wspólnotę Europejską, przyczynę wszelkich nieszczęść katolickich rodzin, w których dotąd panowała harmonia, gdy mąż był panem i władcą, a żona kurą domową, a teraz nie wiadomo co. Ponadto zawisła nad Polską czarna chmura recesji gospodarczej i finansowej w nadchodzącym roku roztaczana przez lansowanych w TV prawicowych ekonomistów. A w ogóle telewizja wypełniona po brzegi ekspertami krajowej i zagranicznej kuchni roztoczyła przed nami takie jadłospisy wieczerzy wigilijnej, że ręce nam opadły od trzymania się za kieszeń. Z bijącym sercem, pełni niepokoju i trwogi zasiadaliśmy do stołu i wstyd nie odstępował przy podawaniu na stół stereotypowego barszczyku z uszkami, zupy grzybowej, karpia, pierogów z kapustą, kapusty z grochem, a na deser kompotu z suszonych owoców. Po prostu istna, zapyziała wiocha. Kudy nam chudopachołkom do specjałów kuchennych misyjnej „kawy i herbaty”. Nie ucieszyła mnie tak jak dawniej woda toaletowa i skarpety zimowe spod choinki. A z kolęd najbardziej utkwiło mi w pamięci: „W Dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia: ptaszki w górę podlatują, Jezusowi wyśpiewują, wyśpiewują”.…

   Z niepokojem i zażenowaniem  powróciłem do normalnego życia. W piątek rano  -  spacer po chleb i gazetę ( ze wstydem się przyznam – GW, ale to tylko ze względu na program telewizyjny, poza tym „Trwam” w kulcie dla Ojca Dyrektora), w sobotę  -   na targ, może coś rzucili po „promocyjnej” cenie i obowiązkowo do marketu „Biedronka”, tam są „codziennie niskie ceny”.

Okazuje się, że przed nami apogeum świętowania, po sobocie, wiadomo, niedziela świąteczna, wigilijna tuż przed nowym rokiem, po niej niestety poniedziałek („nie lubię poniedziałków”), ale wieczorem „szaleństwo nocy sylwestrowej”. Na tym przecież nie koniec. Nie można w nowy rok wejść tak bez animuszu. We wtorek od późnego rana będziemy chłodzić głowę, przykładać kompresy. T0 przez ten  „szampan” z „Biedronki” – „Michel Demi Doux „Bartex”  wyprodukowany przez  Bartol spj. z  Nowego Tomyśla. A po południu wracamy znów do świętowania. Trzeba to spożytkować, co nam pozostało w barku po Sylwestrze.

Oczywiście, to wszystko jest prognozą. Co się faktycznie stanie w nowym roku, dziś trudno odgadnąć. Nawet jasnowidzący Ojciec Pio tego nie przewidział do końca. Co innego nasza rodzima Wernyhora, prof. Jadwiga Staniszkis, o czym pisałem w poprzednim poście. Ona wie wszystko, bo spoziera na to z najwyższego majestatu wyższej uczelni, odbijającej światłość Torunia. Stawia na rychły krach rasowego kłusaka „Tuska”, uznanego przez pospólstwo faworytem wyścigów konnych na warszawskim politycznym Służewcu.  A jeśli by się okazało, że wygra znów o pierś z  maskotką  Ojca Dyrektora – „Jarusiem”, to będzie namacalny dowód, iż siły nieczyste zawładnęły nawet tak absolutnie nieskazitelnym i  nieskorumpowanym biznesem, jakim są zawody konne.
Gdyby jednak się okazało, że faworyt „Tusk” przegrał w tej gonitwie, to za rok robi się wielki bal sylwestrowy, z milionami bezrobotnych i zubożałych obywateli, pękających z radości, że proroctwa Pani Profesor się spełniły. Tłumy zapieją z zachwytu, że mamy taką wizjonerkę, która zdolna była przewidzieć  z dawna oczekiwaną recesję. Przecież to ważne, bo wtedy skończy się czas rządów „POpaprańców”, a ster rządów przejmie PiS  - PKWN IV Rzeczpospolitej.

Taki „koniec świata” PO, to nawet rzecz obiecująca, bo stwarza nadzieję, że wreszcie będzie coś się działo wybuchowego. Ile można tak żyć w ciągłej stagnacji i żywić się jedynie strawą podrzucaną przez Komisję Św. Antoniego M. Pamiętamy czasy rządów koalicji PiS, Samoobrona, LPR, wtedy to coś się działo, widać było że rząd rządzi się jak szara gęś, ale Polska rosła w siłę i ludzie żyli od jednej afery do drugiej. Jak już zabrakło „kozłów ofiarnych” spoza układu, to wybierało się „grube ryby” swojego chowu. Premier i jego „Ziobro” byli panami jak za dawnych „dobrych czasów” E. Gierka.
Za Gierka była  -  fuszerka, za Tuska od parady  -  autostrady, co nas może czekać za Jarka  -  normalka  -  pralka.


Ja jednak nie upadam na duchu. Wierzę, że ten nowy rok będzie znów twórczym, a nie jakimś tam stagnacyjnym. Wierzę, że zbudujemy wiele nowych dróg, budynków, fabryk, że mimo trudności gospodarczych pójdziemy do przodu. I to nie dlatego, że mamy taki, a nie inny rząd. To dlatego, że mamy wolną gospodarkę i władze samorządowe, mamy mądrych, doświadczonych pracodawców i menedżerów, a także  ludzi pracy. Potrafimy się jednoczyć w czasach kryzysu. I tego wszystkiego wszystkim życzę na ten Nowy Rok!

Fot. Marzena Michalik

piątek, 28 grudnia 2012

To w szyby deszcz dzwoni...Noworoczne czarnowidztwo.




strachy na Lachy
Niestety, miała być piękna zima, a stało się inaczej. Malkontenci wylewają wiadra łez i złorzeczeń, bo przecież co to za święta jak brakuje śniegu. Optymiści cieszą się z tego, że nas nie zasypało, tak jak na Ukrainie, w Rumunii lub Bułgarii, gdzie są nie tylko wsie, ale i miasta odcięte od świata. Okazuje się, że nawet w Polsce nie wszędzie była odwilż, a północno -wschodnia część kraju odczuła wyraźnie skutki opadów śniegu i związane z tym kłopoty komunikacyjne na drogach.
Pogoda to żelazny temat  konwersacji, pasuje jak ulał do wszczęcia rozmowy, zwłaszcza że każdy się na niej zna, podobnie jak na służbie zdrowia, wychowaniu i nauczaniu dzieci, bezpieczeństwie na drogach, no i oczywiście  -  polityce. Ostatnio staliśmy się ekspertami w dziedzinie lotnictwa i jesteśmy gotowi poświęcić życie dla obrony naszej wersji katastrofy smoleńskiej.
Profesjonalizm i wszechstronna  znajomość tematu, to nieodłączna cecha naszych, często nieomal etatowych rozmówców w masowych środkach przekazu. Spotykamy się z nią niezawodnie w telewizji, gazetach i  na stronach internetowych.

Zaraz po świętach, aby nie cieszyć się zbyt lekkomyślnie niebiańską aurą Bożego Narodzenia
niezawodne media faszerują nas apokaliptyczną wizją nadchodzącego nowego roku, m. in. w wydaniu współczesnej Kasandry, prof. Jadwigi Staniszkis. Dokonała ona sobie tylko zrozumiałego podsumowania na koniec 2012 roku. Wynika z niego że:

Przez cały okres po 1991 roku (po zakończeniu "terapii szokowej" Balcerowicza) majątek w rękach poszczególnych osób systematycznie rósł, a majątek kraju jako całości kurczył się. Dziś osiągnęliśmy punkt zwrotny (a raczej – punkt krytyczny).

Masowa emigracja i – równie masowe – bezrobocie, a także – najgorsze w Europie wskaźniki demograficzne to skrajne postacie tej sytuacji. Mniej widoczne, ale równie groźne są symptomy ukryte. Skracanie horyzontu decyzji w ramach państwa i gospodarki (i związana z tym niepewność, nieracjonalność i marnotrawstwo). I, po drugie, coraz bardziej widoczny brak solidnych, wewnętrznych, podstaw i rezerw dla wzrostu. Mam tu na myśli zarówno podstawy kapitałowe jak i intelektualne, polityczne i – instytucjonalne.

Ten drugi trend, wiążący się nie tylko z dekapitalizacją urządzeń i deindustrializacją kraju, ale też – z pogorszeniem standardów poszczególnych polityk państwa – od zdrowotnej do oświatowej, i – przede wszystkim – degradacją strukturalną redukującą szansę na zrównoważony rozwój – zaczyna blokować dynamikę trendu pierwszego. Inaczej mówiąc – prowadzić do spowolnienia (i możliwego załamania) wzrostu indywidualnego dobrobytu.”

To tyle na sam początek wywodów Szanownej Pani Profesor.

Zaniepokoiło mnie bardzo mocno, czy to jest punkt zwrotny, czy krytyczny,  bo jeśli zwrotny – oznaczałoby to, że majątek kraju zacznie teraz rosnąć, a jeśli krytyczny, to znaczy, że już więcej się nie skurczy, a więc bardzo dobrze, bo dalej może się tylko rozkurczać. Ale wtedy według Pani Profesor musi nastąpić wydłużanie (a nie jak to ma miejsce obecnie  -  skracanie) horyzontu decyzji w ramach państwa i gospodarki, co wyeliminuje niechybnie niepewność, nieracjonalność i marnotrawstwo.
Jak to więc ma się do mocy destrukcyjnej wizji, którą roztacza Profesor w dalszej części wypowiedzi. Musimy się zgodzić z brakiem solidnych, wewnętrznych podstaw i rezerw - i kapitałowych, i intelektualnych (za wyjątkiem Pani Profesor), i instytucjonalnych, a szczególnie politycznych dla dalszego wzrostu, chociaż pojawiają się drobne wątpliwości, bo jakimś cudem przez długie lata po „terapii szokowej” Balcerowicza coś się w tym kraju działo, co można chyba określić mianem wzrostu.

Rzecz jasna, wtedy nie było jeszcze drugiego trendu, który blokując ten pierwszy przyniósł ze sobą degradację strukturalną redukującą szansę na zrównoważony rozwój. I co za tym idzie  -  oczywiście spowolnienie i załamanie wzrostu indywidualnego dobrobytu.

I teraz jest już wszystko jasne jak słońce dzisiejszego poranka. Dzięki popisom intelektualnym Pani Profesor, zwięzłości naukowej i precyzji wypowiedzi do wszystkich odbiorców dotarła katastroficzna wizja 2013 roku. Dla nas Polaczków, ubogich ciemniaków, niezdolnych zbudować odpowiednich instytucji, zakompleksionych politycznie, skazanych na całoroczny marazm, a może jeszcze gorzej, to ostatni moment, aby coś ze sobą zrobić. Najlepiej chyba usiąść i płakać, albo składać ręce do modlitwy.
.
Nieco konkretniej i bardziej zrozumiałym językiem wtóruje Pani Profesor kolejny prawicowy ekonomista prof. Krzysztof Rybiński.

Polska gospodarka będzie w 2013 roku przechodziła głęboką recesję. Zdaniem Profesora kłopoty budżetowe oraz nagły wzrost bezrobocia zmuszą rząd do podjęcia trudnych reform, w tym odchudzenia administracji. Problemy budżetów domowych i firm przełożą się z kolei na dochody Skarbu Państwa. - Zabraknie na wszystko: na leczenie w szpitalach, na remonty dróg, nawet na wypłaty wynagrodzeń i świadczeń, może się zdarzyć, że trzeba będzie obcinać bardzo mocno.

Co trzeba będzie obcinać domyślamy się wszyscy.  Szkoda tylko, że nie można przyciąć języka  wyroczniom wieszczącym non stop od paru lat co roku katastrofę gospodarczą i finansową oraz inne nieszczęścia, zamiast popróbować przynajmniej przy okazji Świąt i  Nowego Roku tchnąć w ludzi wiarę, że mimo kryzysu w Europie i w wielu miejscach na świecie, że pomimo różnego rodzaju zagrożeń damy sobie radę. Nie traćmy wiary w siłę i zdolności naszego społeczeństwa, w jego pracowitość i zdolność do przetrwania, a co najważniejsze – do zgody. Mamy z czego czerpać wzór, większość z nas nosi go jeszcze w sercu  -  a ma on  podnoszącą Polaków na duchu nazwę  -  „Solidarność” i ma swojego patrona – Jana Pawła II.

Jestem pewien, że są to wartości równie święte dla wymienionych przeze mnie autorytetów, a jedyne co powoduje ich niedowiarstwo, to zapewne grudniowa aura. I dlatego, że w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, wyłania się gdzieś z ukrycia złowróżebna hydra i usypia drzemiące w ich duszy resztki posierpniowego optymizmu. A nam potrzebna jest już teraz i z początkiem nowego roku słoneczna, śnieżna, nieskazitelna nuta optymizmu. Ale jak słońce nas nie zawiedzie, to damy radę!

wtorek, 25 grudnia 2012

W dniu wielkiego Święta





Tym moim wiernym Czytelnikom, którzy mimo rodzinnej, sympatycznej aury Świat Bożego Narodzenia, znajdą chwilkę czasu, by zajrzeć do mojego blogu, dedykuję maleńki wierszowany tekścik świąteczny, z życzeniami - wszystkiego najlepszego !

Cieplutkie i przaśne
Narodzenie Boże,
choć niebo chmurzaste
i zimno na dworze.

Choć od rana gwarno,
krzątania bez liku,
lśnią nam w oczach barwy
świeczek i stroików.

W uszach brzmią organy
z północnej Pasterki
i modlitw peany,
i urok stajenki.

Jest ten zwyczaj przecież
świętowania -  darem,
bo to Boże Dziecię
przyniosło nam wiarę.

Nadzieję o świcie
świątecznego dnia -  
radujmy się życiem,

dopóki się da  !                    

niedziela, 23 grudnia 2012

Już Wigilia, idą święta, to rzecz całkiem niepojęta!





„Wracając do Wigilii Bożego Narodzenia jako do głównego tematu niniejszej gawędki, przyznam się, że o ile nie radbym na Wigilię błądząc w śnieżnej zamieci, który to rodzaj podróżowania wcale nie jest przyjemny  -  o tyle markotno by mi było, acz zziębłemu i głodnemu zajechać  w tym dniu przed ganek obywatela świata; nie dlatego, żebym miał być źle przyjęty lub nieopatrzony w wykwintne nawet wygody. O! bynajmniej! Przecież ten rodzaj ludzi należy do wielkich czcicieli komfortu, ale czego bym nie znalazł, jak dwa a dwa są cztery – to powitania z opłatkiem w ręku, życzeń Dosiego roku, rybnej uczty spożywanej na sianku w licznym gronie rodziny i przyjaciół, piosenki śpiewanej, przez pastuszków, która się nazywa kolędą, a nade wszystko tego uroczystego spokoju, wesela i niebiańskiej harmonii, jak gdyby chór aniołów przygrywał na multankach i wiolach Nowonarodzonemu Dzieciątku.
Zresztą kto wie, może by się znalazło jeszcze coś więcej, bo do wykwintnego tonu należy tolerować zwyczaje, nieledwie przesądy miejscowe – ale co byłoby najtrudniej, to znaleźć atmosferę patriarchalną, te poezję swobody i wesela pod słomianą strzechą, która w „cudownej tej nocy” napełnia powietrze pieśnią: „Chwała Panu na wysokościach, pokój ludziom dobrej woli!”

(Lucyan Siemiński, Wigilia Bożego Narodzenia i Kantyczki, fragment)

„Zadudniło coś po moście:
Ktoś przed gankiem z bata pali –
Więc drzwi w oścież – goście, goście!
Coraz pełniej w wielkiej Sali, -
Przełamali się pospołu –
I stanęli kolo stołu –
A trzy krzesała polskim strojem
Kolo stołu stoją próżne;
I z opłatkiem każdy swoim
Idzie do nich spłacić dłużne;
I pokłada na talerzu
Anielskiego chleba kruchy;
Bo w tych krzesłach siedzą duchy…

Za oknami na dziedzińcu
Słychać szepty i pogwarki
I migają się latarki –
I chłopięta stoją w wieńcu
A tu w blasku niespodzianie
W samym oknie szopka stanie
I kolęda zabrzmi głośno
Pieśnią wielką i radosną…

(Z „Pieśni o domu naszym” – Wincenty Pol, fragmenty)


„Aż Rocho wyjął z zanadrza książkę okręconą w różaniec i zaczął z niej czytać cichym a głęboko wzruszonym głosem:
- „Jako to stała się nam nowina, Panna porodziła Syna; aż w Judejskiej ziemie, w Betleem, nie bardzo podłym mieście, narodził się Pan w ubóstwie; na sianie w stajni lichej, między bydlątkami, co tej radosnej nocy były mu bratami. – A ta sama gwiazda, co i dzisiaj świeci, spłonęła wówczas dla tej świętej dzieciny  -  i drogę wskazała trzem królom, co chociaż pogany i czarne jako te sagany, a serca mieli czujące i z krajów dalekich, zza mórz nieprzejrzanych, zza gór srogich przybiegli z darami, by prawdzie dać świadectwo.
Długo czytał opowieść oną, a głos mu się wzmagał i rozmydlał, i w śpiew prawie przechodził, że jakby tę świętą litanię wygłaszał, a wszyscy siedzieli w milczeniu pobożnym, w ciszy serc zasłuchanych, w drżeniu dusz olśnionych cudem i w najszczerszym odczuciu łaski Pańskiej narodowi danej!”

Władysław Stanisław Reymont, „Chłopi” fragment)



„Zbliżam się do jaskini. Nigdy lub tym razem!
Chwili tracić nie wolno ! Spiesz się, nędzo ziemska!
Jeden pastuch wbrew cudom drzemie popod głazem,
Budzę go w imię twoje, gwiazdo betlejemska!

Gdzie Magowie? „Odeszli. Badacze ich cienia
Głoszą, że wraz z kadzidłem i mirrą, i złotem.
W kurz się marny rozwiali pod tej karczmy płotem,
Gdzie droga w nicoś skręca. Tyle  -  ich istnienia”.

Gdzie Maryja? Mów o Niej z niebem lub mogiłą,
"Nikt nie wie – i nikt dzisiaj nie odpowie tobie”.
A gdzie Bóg? „Już od dawna pochowany w grobie,
Już szepcą, że go nigdy na świecie nie było!”

Bolesław Leśmian, Betleem, fragment”


Przypominam drobne fragmenty z naszej przebogatej literatury poświęconej  tajemnicy świąt Bożego Narodzenia. Myślę, że wierni podglądacze mojego blogu, jeśli stanie się cud że zajrzą do niego w ferworze świątecznym, znajdą w tych fragmentach niezwykły klimat świąteczny towarzyszący jak się okazuje od lat naszej rodzimej kulturze. I takiego podniosłego nastroju życzę w niepojęte święta Bożego Narodzenia !

czwartek, 20 grudnia 2012

Wigilja, to rzecz święta !






Wydawałoby się nic wielkiego,
zwykły zryw tradycyjny co roku,
ludzie lubią świętować,
nie można tak każdego dnia,
choć zdarzają się improwizacje
ale tego wieczoru
nic nie zastąpi,
nawet gdybyśmy sięgnęli szczytów uniesienia,
nie da się w żadnej euforii
osiągnąć nagle tego nad czym pracowały pokolenia.

Wydawałoby się  -  zwykła choinka,
pachnąca żywicą, strojna gąszczem tysięcy zielonych igieł,
a to co na niej zawisło,
to czysta poezja
w formie wizualnej,
wielka, bo nad nią nie trzeba się skupiać,
szukać sensu w tym co napiszą poeci,
choinka jest poezją samą w sobie, nawet ta nie ustrojona,
proszę to zdanie podkreślić wężykiem,

A przecież choinka, to nie wszystko,
to dopiero preludium,
pomijam to co umieszczają Anioły pod choinką,
to jest zwykła proza,
tego unisono, które nastąpi,
gdy na świeżutkiej bieli obrusa
pachnącej wciąż bukietem róż
pojawi się płonąca świeczka, a wokół niej  -
to co beznamiętni parweniusze
nazywają zastawą stołową,
ktoś doda do tego jeszcze – sztućce
i od razu robi się gorąco na sercu…

Na Wigilijnym stole,
na bieluchnym obrusie
pięknie ułożone w strojną harmonijkę
uśmiechają się do nas  opłatki,
takie sobie śmieszne kartoniki,
okazuje się, że  jadalne…

Gdyby wieczór Wigilijny
na tym się zaczynał i kończył -
dzielimy się opłatkiem i idziemy do domu,
wiadomo,  poszlibyśmy z butami do nieba,
ale my jesteśmy próżni,
więc zwyczajnie zaczyna się wieczerza,
ma swoją wdzięczną nazwę  - Wigilijna !

To przecież normalne.
człowiek jak sobie dobrze podje,
staje się religijnym,
a nasza tradycja nie pozwala
zamknąć się na jednym daniu,
jeśli jest ich dwanaście
znajdujemy się blisko nieba,
tak jak dwunastu Apostołów…

Jesteśmy całkiem w porządku,
spożywamy postne dania,
tylko na masełku, oleju,
broń Boże wieprzowiny,
jak najwięcej kapusty, grochu,
oczywiście, koniecznie karpia,
a do tego
kompot z suszonych śliwek,
a kto by  coś takiego zaserwował normalnie
w powszedni dzień do obiadu?

To się zdarza tylko raz  w roku

w Wigilię


Pytam się dlaczego?
Odpowiedź jest prosta:

Wigilja, to rzecz święta !


Z wszystkimi moimi bliskimi i znajomymi dzielę się wigilijnym opłatkiem...

Wesołych   Świąt !

wtorek, 18 grudnia 2012

Czas na życzenia







Święta przed nami, czas życzeń przed nami,
przed wysokimi stanąłem schodami…

Co tu wymyślić, by życzenia świąteczne składane za pośrednictwem mojego blogu nie były tuzinkowe, banalne. W jaki sposób przekonać adresatów, że płyną one z głębi serca i mieszczą w sobie to, co wydaje się nadawcy życzeń najlepsze. Myślę nad tym, myślę i myślę, i wymyśliłem.
Rezygnuję z utartych formułek: szczęścia, zdrowia, pomyślności, radosnych, wesołych, rozmodlonych, rozkolędowanych, pełnych czułości i miłości,  niezapomnianych Świąt Bożego Narodzenia, a przy tej okazji od razu -  najszczęśliwszego Nowego Roku.

Moje życzenia tym razem będą szczegółowe i konkretne, dotyczyć będą tylko i wyłącznie tego, co marzy mi się, by znalazło się w koszyku pod choinką moich fanek i fanów. To zarazem żarliwa nadzieja, że w ten wieczór wigilijny, kiedy dzieją się istne cuda, zwierzęta mówią ludzkim głosem, a rzewne melodie kolęd rozpływają się jak nektar pod dachami domostw, że  wtedy właśnie zmięknie serce każdego Gwiazdora, a zważywszy, że w moim blogu odnajdzie pełną listę darów, które mogą choć na moment uszczęśliwić każdego obdarowanego, to po prostu stanie się jak w kolędzie:

Już się ono spełniło, co się po nocach śniło,
wesoło śpiewajcie, chwałę Panu dajcie,
hej kolęda, kolęda !

Może Gwiazdor okaże się tak wspaniałomyślny i podrzuci pod choinkę to, co w dzisiejszej rzeczywistości okazuje się prawdziwym Eldorado. Nie powinno zresztą być inaczej. Moje życzenia są bardzo skromne, bo przecież nie mam pewności, czy wszechogarniający Wspólnotę Europejską kryzys nie odbił się negatywnie na zasobności rajskich magazynów, a wiadomo, że już od 6 grudnia zastępy Św. Mikołajów penetrowały je dość skutecznie, o czym świadczą roześmiane buziaczki maluchów i  nie tylko. Wiadomo, że półki z wszelkiego rodzaju zabawkami i słodyczami zostały już poważnie nadwyrężone. Na szczęście gros moich Czytelników mieści się w kategorii młodzieży dojrzałej. Dla takiej grupy obdarowanych coś odpowiadającego ich stanowi umysłów i  emocjonalnemu rozwojowi zapewne się znajdzie.

Oto lista moich życzeń, do wyboru, do koloru. Pozwalam sobie mimo równouprawnienia obu płci, żeńskiej i męskiej, dokonać rozgraniczenia, osobno dla Pań, osobno dla Panów .

Zestaw dla Pań:

Tablet 7” GT-P3110 z akcesoriami oraz aplikacjami ze sklepu Samsung Apps, konsola przenośna PSP Street, telefon Samsung 53350, ekran 5, mapy Polski i Europy, czytnik kart SD, transmiter FM, zegarek Garmin GPS z barometrem, zestaw głośnomówiący Parrot, kino domowe Sony 3D BDV-E290 z odtwarzaczem Blu-lay i stacją dokującą dla iPod bądź też aparat cyfrowy Sony NEX-F3 z wymienną optyką + torba do aparatu, strzyżarka Remington HC 5350, lokówko- suszarka Bazyliss z technologią Jonic 2735, no i oczywiście drobny asortyment typowo damski: Palette Olay Redenerist z kremem do twarzy i serum pod oczy, emulsją i kremem na dzień i noc, Lirene Dermo Program – żel pod prysznic i do higieny osobistej, zestaw Farmony: czekoladowe masło, waniliowy krem, Tutti-Frutti maslo do ciała Karmel Cynamon, Mango-Brzoskwinia, Liczi-Rambutan, sól bursztynowa, szampon, trzy rodzaje dezodorantów, ewentualnie zestawy Eveline Cosmetics + AA Cosmetics – Technologie Wieku. Rzecz jasna, że do tego wszystkiego jako dodatek nadzwyczajny  -  rękawiczki skórzane i portfel damski z nadzwyczajnej kolekcji Lidla.

Nie, nie będę przesadzał w zbyt szczegółowym wyliczaniu asortymentu kosmetyków i akcesoriów towarzyszących. Przydałoby się do osiągnięcia  absolutnego stanu nirwany u Pań, Czytelniczek mojego blogu, uzupełnić ten zestaw dowolnie wybranymi wodami toaletowymi, perfumami, balsamami i w ogóle tym wszystkim, czym wspaniałomyślny nasz Gwiazdor obdarowuje wszystkie inne damy stołecznego miasta nad Wisłą w ten uroczy wigilijny wieczór.

Zestaw dla Panów:

Supersmartofon Samsung N 7100 Golaxy Note II Grey, bądź też inny smartofon z Androidem lub iPhon z App Store, a do tego zegarek z pulsometrem beurer PM 70, aby sprawdzać na bieżąco tętno, zużycie kalorii i spalanie tłuszczu + jonizator P3 International P4620, zapewniający świeże powietrze wzbogacone ujemnymi jonami, no i koniecznie nawilżacz powietrza Beurer LB50 oraz z uwagi na zwiększenie czasu spędzanego przy nowoczesnym sprzęcie elektronicznym  -  fotel z masażem Chicago w tapicerce ze skóry ekologicznej. Nie od rzeczy byłyby materace i poduszki ergonomiczne WellPur, idealnie dopasowujące się do kształtu ciała, ale z uwagi na ich objętość przekraczającą rozmiary worka Gwiazdora pozostańmy może przy drobnym uzupełnieniu wymienionego powyżej zestawu, którym jest krokomierz TFA Hitrax 3d, dzięki któremu twoje kroki + zużycie kalorii będą zarejestrowane z niebywałą precyzją.
Nie chcę przesadzić z życzeniami, ale po cichu żywię nadzieję, że obok nawilżacza dla kontrastu nasz nowoczesny Gwiazdor dołoży jeszcze osuszacz powietrza Conrad z ogniwem Platiera i by zrekompensować niemożność dostarczenia materacy dołoży do tego drobiazg – zegar prysznicowy Eurochron EFBU 811 szary, mocowany na przyssawce + wodoodporne radio w kształcie kaczki ( ten kształt jest bardzo symptomatyczny).


To oczywiście przykładowy zestaw prezentowy jaki mi się nasunął prosto z brzegu. Można go znacznie wzbogacić i urozmaicić, co wiadomo zależy od inwencji twórczej ofiarodawcy lub portfela zamówień ofiarobiorcy. Fiskalna zawartość portfela nie ma tu żadnego znaczenia, bo przecież Gwiazdor jak każda gwiazdka spada z nieba, można tu mówić o cudzie, ale przecież noc Wigilijna jest właśnie nocą cudów, o czym pisał przecudownie Władysław Stanisław Rejmont (mam słabość do pisarzy o wdzięcznym imieniu Stanisław) w nagrodzonej Noblem powieści „Chłopi”.


 Drodzy moi znakomici Czytelnicy.

Wiem, ze nie byłem w stanie wyszczególnić wszystkich Waszych gwiazdkowych życzeń, że być może ten zestaw niezupełnie trafia w sedno. Otóż lista nie jest zamknięta. Każdy z Państwa może swobodnie, bez żadnych zahamowań dołożyć to co mieści się w ukrytej sferze Waszych marzeń i pragnień. Sprawa jest prosta. Proszę o tym napisać w komentarzach. Postaram się, by Wasze życzenia dotarły tam, gdzie trzeba. Ale musicie to zrobić przed 21 grudnia, bo jak wiadomo w tym dniu kończy się kalendarz Majów. Wszystko co się stanie po 21 będzie już po terminie.

Serdecznie wszystkich pozdrawiam i do spotkania w nowym świecie !

P.S. Zaświtała jutrzenka nadziei. Wczoraj w wiadomościach TV podano, że koniec świata 21 grudnia został odwołany. Podobno posłowie PiS i PO dzielili sie opłatkiem i padali sobie w ramiona (Sic!)

Gwiazdorze, nie zapomnij o nas !


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Czy chcemy, czy nie chcemy Gody świętujemy !




idą Gody


Starożytni Rzymianie pierwszy dzień każdego miesiąca nazywali  -  calendae,  tak się też nazywał  początek roku, czyli Nowy Rok, ale było to szczególne święto  -   festun Calendarium, obchodzone nadzwyczaj hucznie i wesoło. Wówczas to Nowy Rok zaczynał się 24 grudnia, a tradycje starorzymskie, na których wychowały się narody europejskie zostały przeniesione i w formie zwyczajów,  i nazwy  do obchodów chrześcijańskiego święta  - Bożego Narodzenia.
Na ziemiach polskich uroczystość pożegnania starego i powitania nowego roku zwana była Godami i sięga ona czasów pogańskich. God po słowiańsku oznacza rok. Z chwilą przyjęcia chrztu przez Mieszka I obchodzono Gody tak jak w całej chrześcijańskiej Europie 24 grudnia. I podobnie jak na Zachodzie w Polsce z okazji godów nie było końca najrozmaitszym zabawom, powinszownaiom, podarkom. Od Bożego Narodzenia do Trzech Króli świętowano wieczory w gronie bliskich i znajomych, gromadzono się na uroczystościach religijnych. Z czasem rozwinął się zwyczaj chodzenia z szopką, jasełkami, gwiazdą. Pojawiły się  jeszcze inne obrzędy świąteczne z choinką na czele, a także przy tej okazji śpiewane, melodyjne, nastrojowe pieśni, zwane kolędami.

O kolędach piękną rozprawę napisał Stanisław Tarnowski, zwracając uwagę na to, że wprawdzie były one pieśniami religijnymi, ale nie rodzajem modlitwy, bo teksty kolęd są proste i łatwo wpadające w ucho, albo opowiadają, co „Anioł pasterzom mówił”, albo pytają „któż pobieżny kolędować małemu?” Jeśli przyjrzymy się uważnie kolędzie, to łatwo dostrzec, że ich wdzięk bierze się z poufałości i swojskości , z jaką mówi się o narodzeniu Dzieciątka Jezus. Nasze kolędy nadają temu niezwykłemu wydarzeniu z dalekiego Betlejem koloryt lokalny, polski, a pasterze zbudzeni przez aniołów i śpieszący do stajenki, to są polskie parobki.  Stajenka zaś jest taka sama jak szopa przy wiejskiej naszej zagrodzie i kto by dzieje Nowego Testamentu znał tylko z kolęd, ten mógłby myśleć, ze Pan Jezus urodził się gdziekolwiek w Polsce.

Przytoczę tu dla ilustracji mniej chyba znany fragment znanej kolędy Bóg się rodzi:

„W nędznej szopie urodzony,
Żłób mu za kolebkę dano,
Cóż jest, czem był otoczony:
Bydło, pasterze i siano.

Ubodzy was to spotkało,
Witać go przed bogaczami,
A słowo ciałem się stało
I mieszkało miedzy nami.

Od najstarszych czasów istniał zwyczaj dawania podarków w wigilię Bożego Narodzenia lub na Nowy Rok. Dawni królowie i magnaci bywali hojni i rozdawali dworzanom swym „na kolędę” konie, rzędy, pasy, bobrowe kołpaki, szable. W ich ślady podążała szlachta. Franciszek Zabłocki w jednej ze swych komedii z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego pisał:

„Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędę,
trzeba wszystkim coś wetknąć, taki zwyczaj wszędy,
rok też na to czekali, raz w Gody ta łaska”.

Dziś prezenty przynosi nam Św. Mikołaj na początku grudnia, a na gwiazdkę Aniołek, albo Gwiazdor, albo osobiście Dzieciątko Jezus. Może dlatego tak lubimy grudzień, choć smutny i ponury, to jednak nadzwyczaj szczodry.

Jak pisze Tarnowski: „jest dawny zwyczaj, związany z Godami, że proboszcz lub wikary od Nowego Roku do Wielkiego Postu odwiedza „po kolędzie” domy wszystkich parafian. Towarzyszy mu organista z dzwonkiem i chłopiec z kobiałką. Pleban winszuje w każdej chacie Nowego Roku, wgląda w pożycie rodzony, w porządek domowy, odmawia pacierze. Po wsiach dawano księdzu do kobiałki sery, jaja, grzyby suszone, orzechy, len, kokosze, owoce, co kto miał pod ręką. Gdy ksiądz wychodził z czyjego domu, dziewczęta ubiegały się do stołka, na którym siedział, w przekonaniu, że ta co pierwsza usiądzie, tego roku za mąż wyjdzie.”

Dzisiaj młode dziewczyny nie muszą już podsiadać księdzu krzesełko, bo na zdobycie męża jest tysiąc innych sposobów, ale zwyczaj domowej kolędy ma się dobrze, tylko kobiałka poszła w zapomnienie, wyparta przez białą kopertę.

Mamy swoje bardzo polskie obyczaje bożonarodzeniowe, jak ten, że Wigilię zaczynamy, gdy na niebie pojawia się  pierwsza gwiazda, a na stole pod obrusem umieszczamy sianko, że dodajemy przynajmniej jedno dodatkowe nakrycie na wypadek, gdyby do naszych drzwi zapukał niespodziewany gość, a potraw podanych na stół winno być dwanaście i koniecznie postnych.  Dobrej swojskiej kiełbasy lub szynki możemy pokosztować dopiero po Pasterce lub w święto Bożego Narodzenia.
Bardzo współczesny obyczaj rozpowszechnił się w wielu miastach, w których urządzane są jarmarki świąteczne. Warto w tych dniach być na rynku w  Wałbrzychu, jeśli nawet nic nie kupimy, to przynajmniej poczujemy wspaniały, nastrojowy klimat zbliżających się Godów.

Wiele, bardzo wiele dawnych zwyczajów Godowych przetrwało do dziś. Zmieniają się formy, ale istota i sens pozostają te same. Stąd właśnie mówimy o staropolskich tradycjach i potrzebie ich zachowania jako fundamencie naszej tożsamości narodowej.

Fot. Robert Janusz.

sobota, 15 grudnia 2012

Coraz bliżej świąt




Czas najwyższy pomyśleć o świętach. W tym roku są nietypowe, bo Wigilię mamy w poniedziałek. Świętowanie zaczynamy więc znacznie wcześniej, już od soboty, a osoby bardziej zaradne i zapobiegliwe  mogą sobie zrobić przerwę świąteczną aż do Nowego Roku. A w dodatku jest śnieg, jakiego dawno nie było, można więc ten czas spędzić na nartach, korzystając z uroków zimy. Jest więc nad czym pomedytować.

Spin-doktorzy od kreowania wizerunku polityków wpuścili premiera Donalda Tuska w maliny. W przedświątecznym spocie reklamowym wzywa on Polaków do zgody, abyśmy byli razem w zgodzie i harmonii przy stole wigilijnym w te święta. Być może byłby to dobry sposób tworzenia pogodnej nastrojowej atmosfery  Bożego Narodzenia jako  świąt rodzinnych i radosnych, bo przecież czcimy cud narodzenia się Dzieciątka Jezus w stajence betlejemskiej, gdyby nie 13 grudnia w Warszawie w wykonaniu PiS. Ta demonstracja potwierdziła głębokie  podziały polityczne w społeczeństwie, a więc także w kręgu wielu rodzin i  byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby nie towarzysząca demonstracji nienawiść, pogarda i wrogość, a zarazem zapowiedź dalszej krucjaty antyrządowej. Co gorsze, czyni to partia, która mieni się być obrońcą wiary katolickiej, czyni to z poparciem i aplauzem kościoła katolickiego tuż przed świętami. A już za parę dni duchowni z ambon będą wzywać wiernych do wzajemnej miłości i wybaczania, zgodnie z zasadami wiary: miłuj drugiego swego jak siebie samego, nie rób drugiemu, co tobie nie miłe, a zaś wierni jak nakręcone zegarki powtarzać będą  w słowach modlitwy: i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy

Uderzająca jest ta obłuda i zakłamanie, w których obracamy się od lat. Wyłażą one jak szydło z worka zarówno w partyjnym spocie reklamowym PO, jak w poczynaniach rzekomo katolickiej partii PiS, a co najbardziej dziwne – w postawach wielu hierarchów i księży. Zastanawiam się nieraz nad tym, dlaczego ten opłatek komunii św.  nie stanie im w gardle, przecież ma on oznaczać oczyszczenie się z grzechów, w tym najcięższego grzechu -  nienawiści i pogardy dla drugiego człowieka. Spodziewam się, że do stołu Bożego jako najwyższy wzór cnoty przystąpi i ten, co oskarżył publicznie rządzących o zbrodnię smoleńską i ten, co wzywa publicznie do wystrzelania rządzących i popierających ich dziennikarzy, jak i ten co przygotował arsenał środków wybuchowych, by tego czynu dokonać. To są wzorce ideowe partii, za którą  zwartym murem stoi przeważająca część naszego kościoła katolickiego, a najwyżsi dostojnicy z jasnogórskiej ambony  wraz z  mediami uznanymi za katolickie to wszystko aprobują.
Gdyby się okazało. że się mylę, byłby to największy cud, jaki mógłby się zdarzyć z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.

Ponieważ do świąt coraz bliżej, myślę że warto odstawić politykę do lamusa na całe święta aż do Nowego Roku. Jest tyle ciekawszych i milszych tematów do przemyślenia niż nasza polska wojna na górze. A poza tym jest wiele do zrobienia, aby święta były świętami. I od razu otwiera się cała litania przedświątecznych obowiązków  - porządki w domu, choinka, prezenty pod choinkę, zakupy, gotowanie, pieczenie, życzenia świąteczne, zaproszenia na wspólną wigilię. To wszystko dla spełnienia tej materialnej strony tradycji. Dla osób wierzących  ważną jest strona duchowa, to wszystko co pozwoli godnie uczcić Boże Narodzenie, jedno z największych świąt kościelnych.

A w ogóle, po co się tak zamartwiać tym, co może się stać jutro lub pojutrze. 21 grudnia kończy się kalendarz Majów. Armagedon nadchodzi. Przecież Majowie przewidzieli, że nastąpi krach słoneczny, a brak słońca, to koniec życia na ziemi. Moi znajomi zastanawiają się, czy nie zrobić Wigilii już w ten poniedziałek, 17 grudnia. Uszka mają zamrożone  i pierogi z kapustą, zrobi się barszczyk, ugotuje groch z kapustą i grzybkami, może być bez karpia.
Nie ma co ryzykować, strójmy choinkę, na wszelki wypadek. Opłatek już mamy w pogotowiu, by się nim podzielić z życzeniami szczęścia i miłości, jeśli nie na tym, to na tamtym świecie.

Nie, nie przyjmuję żadnych proroctw. Ufam, że przeżyjemy te święta jak co roku godnie i w spokoju.
Puszczam właśnie o świcie rankiem moje ulubione radio „złote przeboje”, a tu słyszę rozrzewniające tony kolędy: „Podnieść rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą…”

Radujmy się. Idą święta !

czwartek, 13 grudnia 2012

Jaskółczy niepokój






Precz z komuną!

Pisze te słowa 13 grudnia Anno Domini 2012 pełen trwogi. Wciąż mam w pamięci ten sam 13 grudnia pamiętnego 1981 roku, kiedy to za granicą w szwedzkim Geteborgu dowiedziałem się, że w Polsce ogłoszono stan wojenny. Granice państwa są zamknięte, wszelka łączność z krajem przerwana, mają miejsce masowe aresztowania, na ulicach Warszawy i dużych miast dzieją się dantejskie sceny. Nie wiedziałem wtedy co mam z sobą robić dalej. Wydawało mi się, że mój plan powrotu przed świętami do domu spalił na panewce. A chciałem wracać jak najszybciej, bo miałem przywieź na święta kawę, herbatę, cukier, pomarańcze i słodycze, przecież w kraju w sklepach nie było już nic. To był szczytowy okres kryzysu, jaki dziś trudno sobie wyobrazić. Pamiętam, że straciłem apetyt i chęć do zwiedzania miasta. Mój znajomy z Polski, zadomowiony już w Geteborgu od dziesięciu lat, u którego gościłem, mówił pół żartem, pół serio, że jak zechcę  - idziemy na policję i z mety dostanę umeblowane mieszkanie i zasiłek na pół roku jako emigrant polityczny. Oczywiście, nie przeszło mi to przez głowę. Cała moja uwaga była skoncentrowana na poszukiwaniu łączności radiowej z krajem i śledzeniu informacji o Polsce w szwedzkiej telewizji. Oczywiście, korzystałem z pomocy moich znajomych. Balem się o rodzinę i o Polskę, czy w niej nie dojdzie do wojny domowej lub nie wkroczą Rosjanie, tak jak to miało miejsce na Węgrzech i w Czechosłowacji. Dopiero w trzy dni później okazało się, że powrót do kraju jest możliwy, prom z Ystad do Szczecina kursuje nadal i obywatele polscy mogą wracać bez przeszkód.  I tak się też stało. W kilka dni po ogłoszeniu stanu wojennego znalazłem się na ojczystej ziemi, podobnie jak w tamtą stronę, wróciłem promem, a następnie pociągiem, kontrolowany na przejściu granicznym i na stacjach kolejowych w Poznaniu, Wrocławiu i Wałbrzychu. W domu byłem witany ze łzami w oczach, ale były to łzy radości, bo wróciłem cały i zdrowy, no i udało mi się przywieź na święta rzeczy, które u nas były dostępne jedynie w Peweksie

No dobrze, ale to wszystko działo się 31 lat temu. Tamten niepokój był uzasadniony,  bo kraj znalazł się  nad przepaścią. Ale dziś kiedy zbliżają się święta w wolnej i demokratycznej Polsce, z marketami wypełnionymi przepychem, w kraju należącym do Wspólnoty Europejskiej, czego się bać, co wzbudza ponownie niepokój?   Dlaczego gdzieś tam w głębi duszy odzywa się znów alarmowy dzwon na trwogę?
Otóż to, byłoby cicho i bezstresowo, gdyby wyłączyć nasze media, nie ruszać się z domu i korzystać w spokoju z atmosfery zbliżających się świąt. A tymczasem ze wszystkich możliwych stron, gdzie się tylko nie odwrócić wieje grozą.
Czy powodem jest kryzys finansowy i gospodarczy kilku krajów Wspólnoty, którego skutki są już odczuwalne w sklepach i na rynku pracy?  Na pewno tak, ale nie jest to najważniejsze Znacznie bardziej przeraża mnie to, co się dzieje na scenie politycznej mojego kraju..

Właśnie dziś 13 grudnia tego roku w rzekomej stolicy „kondominium, zwanym III RP”, niezmordowany Prezes PiS z Ojcem Dyrektorem Radia Maryja organizują kolejne rozruchy polityczne. Tym razem w obronie zagrożonej wolności i niepodległości, zamierzają wyprowadzić na ulice tłumy wiernych i niezadowolonych z peletronami religujnymi, obrazami świętych, hasłami „Obudź się Polsko!” i patriotyczną pieśnią na ustach: „Ojczyznę, Wolność racz nam wrócić Panie !”

Do jakiego stopnia można ludzi opętać i otumanić, tego nie mogę pojąć.

Oto co na ten temat napisał dziennikarz „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński w artykule „Stan wojenny 2012”:

Zwolennicy PiS 13 grudnia, w rocznicę stanu wojennego, pomaszerują pod hasłem "Wolność - Solidarność - Niepodległość". Będą demonstrować przeciwko prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu i premierowi Donaldowi Tuskowi. Za kilka lat pewnie młodzi ludzie wychowani na internecie i tabloidach dojdą do przekonania, że to oni wprowadzili stan wojenny…

Od dawna politycy PiS i wspierający ich publicyści usiłują nas przekonać, że dziś w Polsce panuje nowa wersja totalitaryzmu. Polską "pod butem Moskwy" rządzi "namiestnik Komorowski", jak mówi Jarosław Kaczyński. Jest nawet gorszy od Jaruzelskiego, ten przynajmniej otwarcie mówił o "braterskim sojuszu z ZSRR". Na dodatek premier Tusk chce nas sprzedać Niemcom. W Polsce niczym w stanie wojennym represjonowani są dziennikarze niepokorni i niezależna prasa - na przykład "Rzeczpospolita" i "Uważam Rze". Władza usiłuje pod pretekstem zagrożenia (zamach terrorystyczny czy język nienawiści) ograniczyć swobody obywatelskie - patriotycznych kibiców czy narodowców.
Czym w oczach młodych ludzi, dla których grudzień 1981 roku jest równie odległy jak wojny punickie, stan wojenny różni się od obecnego reżimu? Po cóż zwalczać starego, schorowanego generała, skoro w Pałacu Prezydenckim i w budynku URM urzędują wrogowie wolności pełni sił witalnych, mający poparcie mediów "mętnego nurtu"?


Robienie ludziom wody z mózgu i posługiwanie się fałszywymi historycznymi analogiami ma swoje konsekwencje. Ktoś złośliwy mógłby zadać pytanie, czy przypadkiem po latach idee Jarosława Kaczyńskiego i PiS niepokojąco nie zbliżyły się do pomysłów schyłkowego komunizmu, którego Jaruzelski bronił?...



Ktoś w końcu zada dziecinne pytanie: Po co była "Solidarność", po co ofiara górników z Wujka, po co Jan Paweł II chciał "odmienić oblicze tej ziemi"? Jeden z przywódców dawnej "Solidarności" Władysław Frasyniuk powiedział, że Kaczyński bardziej skłócił Polaków niż Jaruzelski. Jest gorzej, swoimi działaniami wprowadza zupełny zamęt pojęciowy. Za kilka lat nikt już nie będzie wiedział, kto stał tu, gdzie stał, a gdzie stało ZOMO. Generale Jaruzelski, ty słyszysz chichot historii?

Przytoczyłem fragmenty artykułu, który warto przeczytać w całości, choć być może lepiej dać sobie spokój. Obserwacja na co dzień tego co się dzieje w polityce powoduje dostateczną frustrację. Wszystkie  nadzieje związane z „Solidarnością”,  marzenia o tym, że tak jak wtedy, gdy zrodził się ten ruch, będziemy razem wspólnie, w zgodzie i harmonii budować nowy dom, prysły jak „bańka mydlana”. Czy my Polacy rzeczywiście nie potrafimy się rządzić ? Czy  nie jesteśmy w stanie przewidzieć, że to co czynimy może nas doprowadzić znów do katastrofy?

To przykre, że w taki dzień jak 13 grudnia Polacy „ostrzą kosy” jedni przeciwko drugim, a dziennikarz ważnej gazety pisze z przekąsem o nowym stanie wojennym 2012 roku. Czy dla zwykłych, prostych ludzi w Polsce nie jest to niepokojące? Co przyniesie ze sobą dzisiejszy dzień? Co dalej?


środa, 12 grudnia 2012

Bractwo z Krainy Ułudy




mamy zimę  - a święta tuż, tuż

To właśnie znakomity komentator mojego blogu, Henryk z Nowej Rudy, polecił mi stronę internetową Sowiogórskiego Bractwa Kolejowego. Znalazłem chwilę czasu, zajrzałem na stronę i nie mogę wyjść z podziwu. Już od 2003 roku grupa młodych entuzjastów jazdy po torach kolejowych najbardziej uniwersalnym środkiem lokomocji jakim jest drezyna, prowadzi intensywną promocję przejażdżek drezynami, organizuje zawody lokalne w różnych miejscach w kraju, a nawet mistrzostwa Polski i co najważniejsze  -  podjęła tytaniczną walkę zmierzającą do odtworzenia jednej z najpiękniejszych tras kolejowych w Polsce: Jedlina-Zdrój – Bystrzyca Górna – Świdnica Kraszowice.

Uratowanie tego fragmentu linii 285 o nazwie „Weistritzthalbahn” przed fizyczną likwidacją, to zadanie niezwykle trudne, bo przez wiele lat unieruchomienia uległy zniszczeniu tory kolejowe, wiadukty i dworce. A linia przebiegała wysokimi wiaduktami i zboczami, odsłaniając oczom podróżnych cudowne krajobrazy górskie. Idea ratowania tego odcinka kolejowego znajduje coraz więcej zwolenników w samym Wrocławiu. Na początek ma być odtworzona trasa z Wrocławia przez Sobótkę do Świdnicy-Kraszowice. W dalszej kolejności stawiana jest sprawa odbudowy linii do Jedliny-Zdroju. Gdyby to się udało, byłby to sukces Sowiogórskiego Bractwa Kolejowego, które jako jedno z pierwszych postawiło sobie ten ambity cel.

Sowiogórskie Bractwo nie ustaje w ruchu, a czyni to popularyzując wydawałoby się całkowicie anachroniczny środek lokomocji, jakim są drezyny. Przypomnę tylko, że jest to pojazd szynowy, zwykle niewielki, przeznaczony do przewozu ludzi i sprzętu po torach kolejowych, napędzany silnikiem spalinowym, a także ręcznie. Taką ręczną drezyną miałem przyjemność popróbować jazdy parę lat temu na zawodach zorganizowanych w Jugowicach. Staraniem Bractwa przy współpracy z władzami gminnymi udało się uratować odcinek kolejowy z Jugowic do Walimia, pełniący przez lata przed wojną i zaraz po wojnie ważną dla mieszkańców rolę, dojazd do pracy w zakładach lniarskich Walimia. Przynajmniej można tam pojeździć teraz drezynami.

Jugowice spełniają obecnie doniosłą rolę w promocji tej znakomitej zabawy, bo jazda drezynami dostarcza niebywałych emocji, nie mówiąc o walorach poznawczych. Dowodem atrakcyjności tej formy sportowej rywalizacji były tegoroczne mistrzostwa Polski zorganizowane w dniach 21-22 lipca  właśnie Jugowicach. W miejsce Święta Odrodzenia Polski mieliśmy Święto Odrodzenia dawnej kolei, jeszcze bardziej bliskie lokalnej społeczności, bo łączące przyjemne z pożytecznym.

Nie rozpisuję się więcej, gdyż wystarczy wywołać w goglach hasło – Sowiogórskie Bractwo Kolejowe, by wejść na stronę Stowarzyszenia i dowiedzieć się szerzej o jego działalności, a zarazem pooglądać fotografie, także z czasów przedwojennych. Na nich szczególnie możemy dostrzec walory linii kolejowej, o której odnowę walczy z uporem Sowiogórskie Bractwo.



P.S. Dziękuję Henrykowi za niespodziankę Mikołajową, bo to Jego sprawka, że w moich rękach znalazły się piękne fotografie z okolic Jugowa i Sokolca.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

My wolimy stajenkę !




Czy ktoś z nas ma jakiekolwiek wątpliwości, gdzie się faktycznie urodziło Dzieciątko Jezus? Chyba nikt. Wszyscy wiemy, że miało to miejsce w stajence betlejemskiej. Znamy tę stajenkę  z kolorowych kartek świątecznych i z urządzanych w kościołach plastycznych szopek. Jest tam w centralnym miejscu maleńki Jezusek z lekka okryty białym płótnem w żłobie na sianku położony, obok pochylona nad nim jego matka Maryja, dalej z tyłu stojący Józef, no i niezbędne atrybuty  -  zwierzęta stajenne -  wół, osiołek, owieczki, często też pasterze, a z tyłu w tle Aniołowie. Bywa też, że w stajence są już przybyli z daleka w barwnych szatach Trzej Królowie Monarchowie.
Znamy też szopkę betlejemską z naszych nastrojowych kolęd i ustnych przekazów księży, poczynając od lekcji religii, a na uroczystościach kościelnych kończąc. Okazuje się jednak, że z faktycznym miejscem narodzenia Chrystusa mamy wiele niejasności.

Według Ewangelii Zbawiciel przyszedł na świat w Betlejem i właśnie w murach miasta pasterze zgodnie z wezwaniem Anioła mieli szukać „niemowlęcia owiniętego w pieluszki i leżącego w żłobie”  (Ewangelia Św. Łukasza). Rozszerzająca się wersja o narodzinach Jezusa w ubogiej stajence poza murami miasta nie jest zgodna z logiką i znajomością realiów historycznych, tak samo, jak to że był to drewniany żłobek, jaki zwykle oglądamy na obrazkach lub widzimy w szopkach?  Jak można sądzić z historii takim żłobem było najpewniej wykute w ścianie jaskini miejsce przeznaczone do rzucania bydłu karmy. Najczęściej zaś jaskinia stanowiła wówczas w wielu domach mieszkalnych ich część, bo były to domy parterowe, w których na noc znajdowały też schronienie zwierzęta domowe.
Józef i Maryja przybyli tu z Nazaretu w związku ze spisem ludności. Józef najprawdopodobniej wywodził się z Betlejem więc podlegał spisowi w tym mieście. Trudno wyjaśnić, dlaczego zdecydowano się na pieszą wędrówkę z Nazaretu do Betlejem akurat w tym momencie, kiedy Maryja spodziewała się dziecka. Obydwoje przybyli tu wraz z dobytkiem, najprawdopodobniej z objuczonym osłem i zamiarem pozostania tu na dłużej. Józef pukał do drzwi, prosząc o gościnę, ale nie znalazł miejsca w gospodzie. Powodem mogło być to, że miasteczko było przepełnione ludźmi, którzy przybyli tu dla spisu, a Maryja nie chciała nocować w izbie wypełnionej nieznajomymi, bo spodziewała się rozwiązania. Trudno przypuszczać, że przed Józefem i Maryją zatrzaśnięto drzwi, bowiem gościnność na Wschodzie była rzeczą świętą, a Jozef mógł mieć w Betlejem członków rodziny. Warto wiedzieć, że słowo „gospoda” nie oznacza w tym przypadku zajazdu lub domu noclegowego. Tak nazwano wówczas miejsce otoczone murem, w części zadaszone, gdzie pod dachem nocowali ludzie, a zwierzęta stały obok pod gołym niebem. A jeśli zabrakło miejsca  w gospodzie, domownicy lub przybysze nocowali razem ze zwierzętami. Jest rzeczą zrozumiałą, że miejsce wypełnione gośćmi nie było do przyjęcia dla Maryi w jej stanie brzemiennym. Potrzebowała cichego kącika, gdzie mogłaby urodzić. Józef i Maryja szukali takiego miejsca odosobnionego i w końcu je znaleźli. Niestety, niezbyt komfortowe. Nie ma tu jednak mowy o tym, iż nie otwarto im drzwi lub też wyrzucono z gospody., bo byli zbyt biedni.
Gdzie więc Maryja urodziła Boże Dziecię: w domu, jaskini, szopie, oborze ? Ewangelista Łukasz podaje, iż „porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Można sądzić, że po prostu Maryja znalazła ciche miejsce w części domu, w którym na noc przymykano zwierzęta, a gdy powiła dzieciątko,  położyła je tam, gdzie był żłób wykuty w skale.
Jednak Chrystus urodził się w samym Betlejem, a nie poza miastem, w jakiejś jaskini na polu pasterskim.
Pierwszą wizytę ubogiemu Dzieciątku w Betlejem złożyli równie biedni pasterze, którym anioł  obwieścił tejże nocy narodzenie się Mesjasza.
Nie będę rozwijał tej kwestii, skąd się wziął anioł i dlaczego pasterze, a w dalszej kolejności Trzej Mędrcy byli tymi, którzy jako pierwsi oddali cześć Nowonarodzonemu, bo są to sprawy mieszczące się w sferze bardziej metafizycznej niż historycznej, realnej. W ogóle Boże Narodzenie obrosło legendą, tak że dziś trudno oddzielić prawdę od fikcji. Wiadomo, że Ewangeliści pisali o tym fakcie bardzo powściągliwie, pozostawiając wiele znaków zapytania.
Czy Rodzina Święta pozostała przez dłuższy czas w tym prymitywnym miejscu, gdzie Dzieciątko przyszło na świat ?  Na pewno nie. Józef na drugi dzień zrobił wszystko, by przenieść je do zadaszonej części gospody. W każdym razie, gdy przybyli Mędrcy, zastali Rodzinę Świętą w „domu”, a nie w jakiejś walącej się szopie czy jaskini.
Skąd więc się wzięła stajenka betlejemska ? Możemy to sobie łatwo wyjaśnić, bo jest klasycznym przykładem jak rodzą się różnego rodzaju mity. To po prostu  wytwór ludzkiej wyobraźni Nie odnoszę się do tego krytycznie, wręcz odwrotnie  -  pozytywnie, gdyż służy to dobremu celowi. Czyni misterium narodzin Jezusa Chrystusa bliższym naszej wyobraźni.
Stajenka betlejemska jest bardziej swojska, niż grota wykuta w skale, zaś szopka zadomowiła się mocno w naszej tradycji świątecznej. Nie ma powodów by to dezawuować.
O historii szopki betlejemskiej pisałem obszerniej w ubiegłym roku przed świętami w moim blogu. Zainteresowanych odsyłam do tej opowieści. Myślę, że warto w okresie świątecznym pogłębiać naszą wiedzę o istocie i nieprzemijających wartościach tradycji Bożego Narodzenia.


P.S. Na temat Świąt Bożego Narodzenia możemy przeczytać szczegółowe rozważania w „Księdze Bożonarodzeniowej” wydanej przez Kolonię Limited, Wrocław 1993.