Wonna mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i mięte owiał.
Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.
Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?
Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
będę słowa wyrywał w rozpaczy,
i sitowia, sitowia zwyczajnego
nigdy już zwyczajnie nie zobaczę ?
Julian Tuwim, „Sitowie”, fragment wiersza
Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego właśnie te strofy wiersza nasunęły mi się samorzutnie gdy po upływie paru lat znalazłem się na Graniczniku w znanych mi górnych partiach lasu państwowego w okolicach Radosnej (Ustronia). Określenie, znalazłem się w lesie, jest zupełnie nie adekwatne do sytuacji. Znalazłem się w byłym lesie, tak trzeba by to nazwać, bo w miejscu gdzie ongiś był las, teraz jest „gołoborze”, jak to dosadnie nazwano w podręcznikach geografii. Co się stało z drzewostanem, który radował serce i cieszył oczy. Znajomy z Łomnicy mówi, że część drzew zmiotła wichura, a resztę „załatwili wozacy” prowadzący wyrąb lasu na zlecenie Nadleśnictwa Państwowego. Jak się dowiedziałem Nadleśnictwo jest instytucją państwową, której statutowym zadaniem jest ochrona lasu, ale rozliczana jest przede wszystkim z wykonania zadań gospodarczych dotyczących wyrębu drzewa na sprzedaż, by zrealizować indeks zamówień eksportowych, a w dalszej kolejności wewnętrznych, krajowych. Jest to zarazem instytucja samowładna, bo nie podlega nikomu, tylko samej sobie. Urzędnicy tej instytucji sami dokonują oceny realizacji przez siebie zadań gospodarczych, a zarazem dotyczących ochrony lasu. Do realizacji zadań gospodarczych instytucja ta zatrudnia prywatne firmy, które sama nadzoruje. Nadzór nad ludźmi pracującymi w lesie nie jest łatwy. By go poprowadzić należycie trzeba odpowiedniej liczby niepodatnych na korupcję gajowych. Wieść gminna głosi, ze takich gajowych nie ma. Po prostu nie ma. Nie było ich w PRL-u i nie będzie w żadnej Rzeczpospolitej, obojętnie czy to będzie III, czy IV, pokąd będą lasy państwowe, czyli niczyje.
Nie będę się dalej rozwodził nad sprawą, na której się nie znam. Czy mam rację, czy nie, mogliby rozstrzygnąć profesjonaliści, czyli specjaliści Lasów Państwowych, inaczej mówiąc reprezentanci państwa w państwie, które jest ich pracodawcą
Mogę tylko napisać o własnych, subiektywnych odczuciach. Olbrzymie połacie wyciętego w pień lasu, po którym zostały resztki konarów drzew, połamane gałęzie, fragmenty pni, niesamowite koleiny i zdruzgotane drogi, słowem jedno wielkie „gruzowisko”, to obraz który może poruszyć najbardziej odpornego na klęski natury człowieka. Nie potrafię sobie wyobrazić leśnika, który jest w stanie przechodzić koło tego obojętnie. Ale to widocznie skutek mojej chorej wyobraźni. Panowie w zielonych uniformach nie mają sobie nic do zarzucenia. Zrobili swoje, wykonali zadania produkcyjne. Przecież premier Tusk nie przyjedzie tu swoim „Tuskobusem”, a gdyby nawet, to i tak elokwentni urzędnicy Lasów Państwowych przekonają go, że tak musi być. Lasy trzeba wycinać w pień, bo drzewo to podstawa gospodarki leśnej, nie to drzewo, co rośnie, ale to co ścięte, a gałęzie rozsiane po całym byłym lesie, są konieczne dla powstania ściółki leśnej, na której za kilkadziesiąt lat wyrosną nowe drzewa, jeśli znajdzie się ktoś, kto je posadzi. Póki co mamy co wycinać, bo przed nami byli Niemcy, dziwny naród, zamiast wycinać sadzili drzewa.
A na Spicaku wycięto drzewa by odsłonić wieżę widokową. Teraz pełni ona funkcję promocyjną, zachęca turystów do pieszych wędrówek, o tyle przyjemniejszych, że drzewa nie przysłaniają już widoku słońca.
Wiem, popełniam bezeceństwo, bo wypowiadam się krytycznie w temacie, który jest zarezerwowany dla nieskazitelnych urzędników lasów państwowych, cieszących się szacunkiem i uznaniem władz i całego społeczeństwa
Nie będę już dalej kontynuował tej jeremiady. Powrócę do lirycznej apostrofy z wiersza Juliana Tuwima i zapytam: czy już w życiu nie będzie więcej pachnących w lasach sosen, świerków, buków, czystej nie zarzuconej połamanymi konarami i zrytej koleinami kół lub ściąganych pni ściółki leśnej, tego wszystkiego, co czyniło z tych lasów naturalny świat przyrody ożywionej? Jestem pewien, że to pytanie zadaje sobie wielu zwykłych zjadaczy chleba, których dobre duchy powiodą do lasu.
A leśnikom dedykuję lapidarny dwuwiersz, ku przestrodze:
Był las, nie było nas.
Drzew ściętych przybędzie, lasu nie będzie!
Pikanterii tej sprawie nadaje fakt, ze to wszystko się dzieje w Sudeckim Parku Krajobrazowym !
Fotografie - Robert Janusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz