Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 5 września 2011

Mistrz grzebienia pozytywnie nakręcony


 W małej Głuszycy ludzie się znają. Jeśli ktoś mieszka i pracuje w niej kilkadziesiąt lat, to nie może nie zwrócić na siebie uwagi. Zwłaszcza, gdy jest fryzjerem. A jeszcze do tego, gdy zawód ten wykonuje razem z żoną.   Bohater tego postu osiągnął  swój cel, bo od paru lat wykonuje usługi w nowo zbudowanym domu, w salonie fryzjerskim,  który przyciąga estetyką i funkcjonalnością. Dochodzi do tego fachowość i ciepły, życzliwy  stosunek do klientów, z których zdecydowana większość,  to znajomi.
To że ktoś pracując ciężko przez lata dorobił się własnego domu, a nawet jak w tym przypadku, wybudował obok drugi z myślą o swoich dzieciach, w powszechnym mniemaniu nie zasługuje na uwagę. W moim osobistym przekonaniu, a myślę że nie jestem w tym odosobniony, ludzie, którzy uczciwą pracą własnych rąk, pomysłowością, uporem i poświęceniem dochodzą do czegoś pożytecznego, zasługują na szacunek i uznanie. Już samo to ich nobilituje zwłaszcza, że wielu im podobnych potrafi roztrwonić i zmarnować życiowe szanse. W przypadku Stanisława dochodzi jeszcze do tego pasja odziedziczona po ojcu, niegasnące mimo upływu lat hobby, które nadaje jego życiu dodatkowy sens. Przyjrzyjmy się bliżej człowiekowi, którego można bez wątpienia umieścić w kręgu  osób, jak to pięknie nazwano, pozytywnie nakręconych.
Stanisław, to człowiek utalentowany. Od samego początku wolny czas poświęcał swoim pasjom. Z jednej strony -  dłubanie w drewnie. Była to stolarka użytkowa, od prostych przedmiotów, mebli do większych obiektów ogrodowych  -  pergole, altany, ozdobne tarasy.  Z drugiej  - muzyka – ćwiczenia na  akordeonie, pianinie, perkusji. Było coś jeszcze, co drzemało w uśpieniu, aż dało o sobie znać wtedy, gdy pojawiła się szansa na kupno działki budowlanej i budowę domu. Pierwszy domek, wypoczynkową daczę, postawił Stanisław własnymi rękami  nad bystrym nurtem Złotej Wody w Łomnicy.  Tam też umieścił w miejscu widokowym stylową altanę, by wędrowni turyści mieli co podziwiać. Działo się to równolegle z urządzaniem wykupionego, poniemieckiego domku przy ul. Górnośląskiej, gdzie Szczepaniakowie przenieśli się wraz z dwojgiem dzieci z mieszkania komunalnego. Ciężar opieki i wychowania córek, Moniki i Rozalki, spadał głównie na żonę, Krystynę, bo Stanisław, niespokojny duch, ciągle wdrażał w życie nowe inicjatywy. Postawił fundamenty pod nowy dom i zakład fryzjerski na ul. Sienkiewicza, ale budowa napotykała na przeszkody, więc zdecydował się budować na swojej działce przy Górnośląskiej. Wynajął też dużą część gruntów pod lasem w Łomnicy, u stóp Gomulnika, gdzie znalazł swoją wymarzoną „Panderozę”, ucieczkę od zgiełku życia domowego w plener, na łono natury. Teren bagnisty, wyboisty, zakrzewiony, trzeba było ujarzmić, zagospodarować. Dziś cieszy oko przybysza piękny, zarybiony staw z zawieszoną nad jego taflą pojemną altanką. Może w niej latem znaleźć schronienie czteroosobowa rodzina. Nieco wyżej  - drugi staw, z kolejną altanką o pięknej nazwie „Domek księżycowy”, górujący nad okolicą. Jeszcze dalej w budowie kolejny stawik. Jest też drewniany pomost nad stawem, obok na brzegu  - miejsce do grillowania. I jest to co najważniejsze  -  rozległy widok na panoramę lesistych Gór Sowich, a u dołu fragmentów miasta.
Stanisław i Krystyna Szczepaniakowie nie kryją emocjonalnego stosunku do swojego rancza. Kosztowało ich ono mnóstwo ciężkiej pracy. Nie byliśmy na wczasach już ze dwadzieścia lat, konstatuje Stanisław. Muszę codziennie tam podjechać by nakarmić ryby i wykonać inne prace. Wiążemy z tym miejscem ambitne plany, których realizacja już się zaczęła w tym roku.
Latem są tutaj urządzane weekendowe plenery malarskie i spotkania muzyczne dla dzieci i młodzieży. Odbywają się pod opiekuńczymi skrzydłami specjalistów z Wrocławia, związanych z Głuszycą takich,  jak chociażby bliski sąsiad Szczepaniaków, dziś emerytowany profesor Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu przez wiele lat prowadzący plenery malarskie w Paryżu.
Miejsce to ma już swoją nazwę „Wzgórze Artystów”. W tym roku wykonano tu prace porządkowe, które pozwolą w przyszłym roku zorganizować plenery na większą skalę nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale dla dorosłych. W najbliższej przyszłości Stanisław planuje poprowadzić roboty budowlane w celu urządzenia tu gospodarstwa agroturystycznego dla swej córki Rozalki z rodziną. To ona poszła w ślady swoich rodziców jako fryzjerka i została z mężem na ojcowiźnie, zaś Monika wybrała Wrocław, podążając za mężem, fachowcem od reklamy. Ale być może do czasu. Z biegiem lat, jak twierdzą Szczepaniakowie, człowiek łaknie spokoju i ciszy w bliskim kontakcie z naturą. Wtedy ranczo w Łomnicy może się stać cichą przystanią dla obu rodzin.
Szczepaniakowie, to rodzina zapracowana, skromna, nie szukająca rozgłosu. A że doszli do czegoś, to powód do dumy nie tylko dla nich samych. Oni tego nie zabiorą ze sobą, to po nich zostanie. Dzięki takim ludziom kraj się rozwija i staje się piękniejszy.      
                                                                                                                                                          

3 komentarze:

  1. Chciałbym tam się znależć gdyż mam wykształcenie plastyczne ale głownie odczuć ducha tego miejsca i porozmawiać z ludzmi bo to jest istota rzeczy,między ludzki kontakt no i przyroda urok miejsca.Paweł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie jesteśmy bliżej Warszawy, no i lato ucieka, ale jeśli p. Stanisław będzie jeszcze coś organizował w swojej "panderozie", to dam znać. A jesli nie to w przyszłym roku. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie wpisy. Bardzo ciepło mnie Pan ocenił. Miło mi, ze to zrobił człowiek o duszy artysty i aż z Warszawy. Serdecznie pozdrawaim !

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu p.Stanisławie żyjemy "w globalnej wiosce" tu akurat w pozytywnym sensie tego słowa więc odległość w sieci to żaden szkopuł.Oceniam wysoko to co pan pisze i tematykę p.Stanisławie i to nie kokieteria a prawda w swei istocie.Paweł.

    OdpowiedzUsuń