„Przestały bić dzwony
ci od sznurów też w końcu
poszli na wódkę
Będą w gospodzie
obraz nieba upraszczać
Niczyj już bóg
zasnął w powietrzu
Aniołowie wreszcie mogą
pozałatwiać z diabłami
swoje ziemskie interesy
Przed gospodą chuda kobyła
ludziom w oczy patrzy
porozumiewawczo
Też się wyprzęgła”
„Niedziela w…” Henryk Król
Napisałem o Romku Gilecie, „przaśnym wypieku” środowiska kulturalnego Wałbrzycha, który odżył na nowo, wskrzeszony publikacjami „Tygodnika Wałbrzyskiego” Wydawało mi się, że wszystko gra. Oddałem Romkowi należną mu cześć i chwałę.
Ale od samego początku czułem podskórnie, że coś jest nie tak. Dziś gdy zajrzałem ponownie do tamtego postu, zrozumiałem. Nie można o Romku napisać wszystkiego, jeśli pozostawi się w cieniu jego drugą połowę, jego alter ego. Dopiero razem z Henrykiem Królem stanowili tandem, z którym musieli się liczyć wszyscy możni tego miasta. Roman i Henryk, to był jeden duch w dwóch powłokach cielesnych. Prezes i wice Stowarzyszenia Środowisk Twórczych Wałbrzycha byli zawsze razem. Żaden z nich nie potrafił pójść samemu na piwo, bo kufelka nie godzi się pić do ściany. Nawet jeśli ktoś się trafił do towarzystwa, to żaden z nich nie poszedł bez drugiego, bo przecież nie będzie tracił czasu, by potem opowiadać mu, co się działo przy stoliku. Zresztą nie było czasu na takie ekstrawagancje. A czas był jak pieniądz, nie wolno było nim lekkomyślnie szafować.
Wysublimowany tomik wierszy Henryka Króla „Wahadło” ukazał się w 2000 roku, jako druga z kolei publikacja Stowarzyszenia (po „Karecie dam”). Dopiero w rok później Romek opublikował swoje „Profile”. „Wahadło” było wcześniej, bo Romek widział w Henryku swego mistrza (i wice wersa), ale to kto jest lepszy nie było nigdy przedmiotem sporu. Niech o tym zadecydują odbiorcy.
„Czytałem tę książkę bez znudzenia, autor jest wybredny i sporo wierszy po prostu wyprosił, niech pokazują swoje maski za drzwiami: tu nie ma miejsca na utwory bez twarzy, bez pomysłu, koncepcji, wyrazistego obrazu, czy oryginalnej metafory’ - pisał we wstępie „Wahadła” znakomity Karol Maliszewski.
Tomik wierszy Henryka Króla spotkał się z uznaniem nie tylko wybitnego krytyka Karola, pisali o nim z podziwem inni znawcy poezji, ale też wielu zwykłych czytelników. Cytowana na wstępie „Niedziela w…” spotkała się z II nagrodą na „Wałbrzyskich Ścieżkach Literackich” w Książu w roku 1990..
A oto jeszcze inny wiersz z tego tomiku:
Pośpieszny
Ten pociąg jest pospieszny
do ostatniej śrubki
Zobacz jak łatwo przeskakuje
szare poematy stacyjek
nieistotnych dla pędu
Żyjemy pędem
wyrwani wyższymi racjami
z prozaicznych krajobrazów
Zdajemy się na grzywny
byle tylko nie przeoczyć
węzłowych stacji
Miłość niełatwy bagaż
cięższy niż nienawiść
pośpiesznie wiązana
rozlatuje się w przesiadkach
Nie pytaj dlaczego nie mówię ci
kocham
Nie nadążam !
Henryk Król, to ważna postać w historii kulturalnej miasta Wałbrzycha. Podobnie jak Roman współpracował z „Tygodnikiem Wałbrzyskim”, publikował tam słynne swoje „szopki noworoczne” i inne artykuły. Utwory literackie drukował w almanachach. Zdobywał nagrody i wyróżnienia w konkursach poetyckich. Nie wiem, czy do dziś z Romanem organizują wieczory grillowe na ogródkach działkowych na Podzamczu by powspominać dawne dobre czasy, jeśli tak to bardzo dobrze. To były jedyne momenty, kiedy „pospieszny” musiał nieco zwolnić. Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród róż i niezabudek !
Na fotografiach zabytkowy kościółek w Rybnicy Leśnej, rzeźby Jerzego Marszała z Łomnicy i fotografia z kolekcji własnej.
Żal ściska, gdzie te czasy, o których piszesz, chyba przeminęły...
OdpowiedzUsuńPanie Stanisławie, chyba w ostatnim zdaniu wkradł się błąd, bo na zdjęciu jest kościół w Rybnicy Leśnej, a nie w Sierpnicy.
OdpowiedzUsuńNiestety, też odnoszę takie wrażenie, że te lata "poszły w dal". Z podobnym rozrzewnieniem pisze o nich E. Gargała w "Tygodniku Wałbrzyskim".
OdpowiedzUsuńDziękuję za trafną uwagę o kościółku na fotografii, już dokonałem poprawki.