Walimski tydzień mam za sobą, pora powrócić na rodzinne łono. A jest ku temu sposobność.
Pisałem o „czwartku z kulturą” w głuszyckiej „Starej Piekarni”. Już wtedy byłem zaskoczony ilością publiczności. Sala restauracyjna pękała w szwach. To zasługa „impresario” tego wieczoru, właściciela restauracji, Violetty Olszewskiej. Zrobiła wiele jak na warunki małej miejscowości: kolorowe afisze, ozdobne zaproszenia, indywidualne rozmowy. Sama zjeździła sąsiadujące z restauracją gminy, Głuszycę i Jedlinę-Zdrój, wykorzystała swoje układy koleżeńskie i znajomości. Można podziwiać młodą, energiczną „bizneswoman”, która postawiła sobie za cel rozruszać tkwiące w marazmie środowisko.
Inauguracyjny „czwartkowy wieczór z kulturą” był tak pomyślany, że trudno się dziwić dobrej frekwencji. Była wystawa obrazów i to jak zachęcająca - „Sudeckie Anioły”, była ich twórczyni, sławna już w Wałbrzychu malarka i poetka, Basia Malinowska, był wreszcie towarzyszący jej „bard sudecki”, Marcel Kambr z gitarą i repertuarem własnym poezji śpiewanej. Była też, jak ją nazwałem, „nowo narodzona” mecenas kultury, Violetta, która czuwała nad wszystkim, nie mówiąc o znakomitym wypełnianiu obowiązków gospodarza imprezy. O tym, że impreza się udała nadzwyczajnie pisałem w swoim blogu.
Kolejny czwartek był potwierdzeniem trafności pomysłu. Można by powiedzieć, szkoda że Violetta tego nie widziała. „Stara Piekarnia” wypełniła się znów po brzegi. Przybyli nie tylko ci, co uczestniczyli w imprezie poprzedniego czwartku, ale dosyć sporo nowych gości. Tym razem program wieczoru nie był tak bogaty, ale wkrótce okazało się, że nie ma na sali gości zawiedzionych. A zrobiła to nasza rodzima „gwiazda wieczoru”, znana już w Głuszycy i Jedlinie-Zdroju, samorodna artystka - Teresa Pietras. Jej koncert wokalno-muzyczny, bo sama śpiewa i gra na gitarze, okazał się rewelacyjny. Teresa Pietras należy do tych artystów- amatorów, których talent z upływem czasu się rozwija. To był prawdziwy koncert, trwał dobre półtora godziny, były w nim znane piosenki Ewy Demarczyk, Bułata Okudżawy, Marka Grechuty i wielu innych znanych wykonawców, ale zaśpiewane po swojemu, z własną interpretacją ,
wspaniałym głosem i świetnym akompaniamentem. Nie będę się rozwodził więcej nad walorami wokalno-muzycznymi naszej Teresy. Faktem jest, że sala zgotowała jej na koniec koncertu serdeczną, długo nie milknącą owację na stojąco, a obecne na koncercie kuracjuszki sanatorium w Jedlinie-Zdroju robiły z nią na pamiątkę zdjęcia jak z „gwiazdą telewizyjną”.
Wspomniałem wyżej, że tego wieczoru nie było z nami gospodyni, Violetty Olszewskiej. Traf chciał, że już wcześniej zapewniła sobie krótki urlop nad Bałtykiem. Wiedzieliśmy o tym, że całym sercem i duszą tego wieczoru jest z nami, a łączność komórkowa utwierdziła nas w tym przekonaniu. Kolejny czwartek z kulturą w „Starej Piekarni” przed nami. Tym razem z większą ufnością można się spodziewać, że będzie znów rojno i gwarno. Czyżby rodziło się w Głuszycy nowe Centrum Kultury? Oczywiście nie, ale co najmniej nowe doświadczenie, że nawet mieszkańcy małych miasteczek i to od starszych do młodzieży, potrzebują tego rodzaju dobrze zorganizowanych rozrywek kulturalnych.
Zdjęcia z głuszyckiej galerii internetowej.
Nie dodał Pan, że pod nieobecność P. Violetty z godnością i klasą pełnił Pan honory Domu! Gratulacje! R.
OdpowiedzUsuńFaktycznie ciałem byłam nad morzem ale duszą z Wami, Drodzy Goście! Gratuluję pani Teresie wspaniałego recitalu a Panu serdecznie dziękuję za to, że w każdej chwili mogę liczyć na pomocną dłoń...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiolka Olszewska Stara Piekarnia