Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 23 lipca 2011

Z życia wzięte

Dziś przy sobocie postaram się napisać coś dla odprężenia . Nie wiem, czy mi się to uda, ale spróbuję. Życie obfituje w zdarzenia, które mogą wywołać zdziwienie, a często śmiech lub irytację. Aż się prosi, żeby o tym napisać.
Przejeżdżając samochodem z Lubina przez centrum wielkiej  Legnicy na próżno szukamy wzrokiem drogowskazu z napisem – Wałbrzych. Dla legnickich drogowców to miasto nie istnieje. Ważniejsze są Jelenia Góra i Bolków. Kierując się intuicją jedziemy tą drogą z nadzieją, że za miastem pojawi się napis, iż jest to również droga do Wałbrzycha.  Parę kilometrów dalej za autostradą Wrocław – Zgorzelec pojawia się na drodowskazie obok Jeleniej Góry i Bolkowa kolejne duże miasto – Jawor. To nas napawa optymizmem, że chyba jedziemy dobrze, bo Jawor jest blisko Strzegomia, a Strzegom Wałbrzycha. Wreszcie w Jaworze ktoś odważył się zawiesić na rozwidleniu dróg drogowskaz z napisem  -  Wałbrzych. Odetchnęliśmy z ulgą. Jeszcze Wałbrzych nie zginął, istnieje nie tylko na mapie. Mój znajomy za kierownicą skomentował to z sarkazmem: Nie dziwota, kto dziś jedzie do Wałbrzycha, wszyscy obierają kierunek odwrotny. Chyba że Legniczanie, ale oni nie  robią tego, bo nie mają drogowskazu !

Kalendarzyki domowe z wyrywanymi kartkami cieszą się powodzeniem wśród starszych wiekiem gospodyń domowych, ponieważ ułatwiają orientację co do aktualnej daty i imienin, a także można w nich znaleźć na odwrocie ciekawe przepisy kulinarne i inne informacje ważne w  gospodarstwie domowym. W takim kalendarzyku wydanym przez ”O-Press” sp. z o.o. w Kielcach zdarzyło mi się trafić na kartkę z datą 10 lipca b. r. Na odwrocie znalazłem notkę „Czerwone wino na zdrowie”. Lubię czerwone wino więc z zainteresowaniem zacząłem czytać tekst, z którego wynika, ze obecne w czerwonym winie polifenole wpływają korzystnie na układ krwionośny i serce, a katechiny zwane procyjanidynami normalizują nieprawidłową przepuszczalność i kruchość kapilar tętniczych i żylnych, ponieważ wzmacniają osłonę antyoksydencyjną naczyń. A dalej, że zwalczają one wolne rodniki tlenowe i dzięki temu zapobiegają utlenianiu tłuszczów we krwi, zwłaszcza cholesterolu i niszczeniu śródbłonka naczyń, w tym zastawek żylnych.
Pouczony tym przekonywującym wywodem udałem się do „Biedronki” („Codziennie niskie ceny!”) i kupiłem kilka butelek czerwonego „Cabernet Sauvignon”, circe 7.99 zł za butelkę. Po obiedzie nalałem po lampce wina i zaprosiłem stołowników do skosztowania cudownego napoju, który nie tylko gasi pragnienie, ale ma również właściwości lecznicze, ponieważ „polifenole wpływają korzystnie…” zacząłem tu powtarzać dobitnie treść uczonej notatki z   kalendarzyka  Nie skończyłem całej frazy, gdy żona przerwała mi dość ostro: A czy autor tej notatki nie był przypadkiem po kilku głębszych. Nikt trzeźwy by czegoś takiego nie napisał w kalendarzyku dla zwykłych gospodyń domowych.
No nie, dziś mamy wirtualną rzeczywistość – odpowiedziałem -  a każda z gospodyń domowych uczestniczyła już w kilku szkoleniach w zakresie gastrologii i farmakologii w ramach programów europejskich, mówienie do nich prostym, zrozumiałym językiem jest anachronizmem.

Oglądam film polski „Doskonałe popołudnie” z 2005 roku w reżyserii Przemysława  Wojcieszka, nagrodzonego w tym samym roku „Paszportem „Polityki” za oryginalne dzieła będące manifestem pokolenia trzydziestolatków szukających miejsca w naszej rzeczywistości. Jest on również scenarzystą tego filmu. Już na samym początku jeden z młodych bohaterów  filmu w rozmowie z wiozącym go samochodem kierowcą (Jerzy Stuhr), przyznaje, że jest z Wałbrzycha, ale tam nie wróci. Na pytanie dlaczego, odpowiada: „Był pan w Wałbrzychu? Od piętnastu lat tam się nic nie zmieniło!”
Otóż to, epatowanie opinii publicznej pejoratywnym obrazem Wałbrzycha stało się regułą. Film jest jednym z przykładów korzystania ze stereotypów o mieście, w którym tylko „szaro, buro i ponuro”, nędza i bezrobocie, byli górnicy giną wydobywając węgiel w bieda-szybach, żadnej nadziei na poprawę. Absurdalność tego zjawiska polega na wyolbrzymianiu negatywnych skutków przemian, a tuszowaniu pozytywów. Jak można mówić, że nic się nie zmieniło w Wałbrzychu od momentu przemiany ustrojowej w 1989 roku?  Właśnie w latach 90-tych upadł przemysł węglowy, co przyniosło za sobą złe, ale i dobre skutki. Było to swego rodzaju katharsis dla uprzemysłowionego, górniczego miasta, które utraciło fundamenty swej egzystencji. Z takiej zapaści nie da się od razu i bezboleśnie wyjść na drogę rozwoju. Ale Wałbrzych odzyskał czyste powietrze, przestały go osaczać kłęby dymiących kominów kopalń i koksowni, skończył się horror ciężkiej i niebezpiecznej górniczej harówki, powstał nowy przemysł utworzony od podstaw w zgodzie z naturą i aktualnymi potrzebami, zbudowano nowe dzielnice mieszkaniowe, rozwinęło się szkolnictwo wyższe, prężnie działają placówki kultury. Powoli, ale z coraz widoczniejszym skutkiem miasto leczy swoje rany. Nie będę mnożył przykładów pozytywnych przemian w ostatnich latach, są one widoczne gołym okiem. Coraz częściej pojawiają się artykuły w prasie, audycje radiowe i telewizyjne przedstawiające sukcesy miasta, a nie tylko negatywy. To nie jest to samo miasto, co w latach PRL-u. Wiadomo, że jest jeszcze wiele do zrobienia, potrzeba kolejnych lat spokoju i dobrego gospodarowania by odnowić budynki mieszkalne, wybudować drogi, zapomnieć o biedzie i bezrobociu, a Wałbrzych stał się miastem zadbanym i nowoczesnym. Ale już dzisiaj – wystarczy tylko przyjść do rynku mając w pamięci rynek sprzed lat, aby nieco optymistyczniej myśleć o Wałbrzychu.

Tylko legnickich drogowców nie da się chyba tak szybko przekonać, że Wałbrzych, to duże, bogate i piękne miasto. Nie gorsze niż Legnica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz