Ostatnie dni lipca, środek lata. Czekałem na nie z utęsknieniem. Ale coś się w przyrodzie dzieje niedobrego. Pomieszały się pory roku. Kolejny lipiec zieje grozą. W tamtym roku - powodzie, w tym - burze, wichury i trąby powietrzne. Deszcze, chłodne noce, zachmurzenia. Słońca jak na lekarstwo.
W mediach bez przerwy straszą kryzysami finansowymi, spadającą wartością pieniądza, drożyzną. To że w Grecji, Portugalii, można zrozumieć, ale Stany Zjednoczone, Hiszpania, Włochy ? Nie ma mocnych. I nie ma winnych.
U nas przynajmniej wiadomo kto jest winien. Oczywiście - Tusk i PO. To przez nich drożeje benzyna. A ponieważ zbliżają się wybory trzeba znów przez kilka miesięcy gasić telewizję i radio, gdy nadają dzienniki i programy publicystyczne. To czyste szaleństwo - polityka w mediach. To nie jest tylko wina polityków, że rozmawiają jak Brudziński z Szeinfeldem lub Czarnecki z Niesiołowskim, winne są także media, które to wszystko aranżują i podsycają.
Przemysł nienawiści w Polsce trwa, to dzieło wspólne publicystów, polityków, internautów.
Brakuje rozmów z ludźmi nauki, mądrymi, wykształconymi, cieszącymi się autorytetem. Choć takich w Polsce jest wielu, to jednak nie są dostatecznie medialni, tak jak Julia Pitera, Beata Kępa, czy Nelli Rokita. Co zrobić, jak ratować polską demokrację? Tak dalej być nie może. To co się dzieje obecnie, mam tu na uwadze upartyjnioną ordynacje wyborczą, to takie samo oszustwo jak tzw. „władza ludu” w PRL-u.
Coraz wyraźniej to odczuwam, rozwiewają się idealistyczne sny o pięknych czasach wolności i demokracji. Śniliśmy o wolnych wyborach, o posłach, dla których najwyższą wartością jest dobro kraju i jego mieszkańców. Okazuje się, że nic z tego, liczy się tylko walka o władzę, polityczne rozgrywki międzypartyjne, wzajemne obrzucanie się błotem. Badania sondażowe pokazują jakim autorytetem cieszy się sejm, rząd i najważniejsze osoby w państwie. Ale to nikogo nie rusza. Wiadomo, i tak muszą być wybory, a w nich wybierzemy tych, co znajdą się na listach, bo wybory to gra polityków i partii. A cel, to wielkie pieniądze i zaszczyty bez względu na to, czy ktoś na to zasługuje, czy nie.
Norweska masakra każe spojrzeć na problem wolności jeszcze bardziej krytycznie. Przemieszczanie się ludności z krajów ubogich do krajów wysoko rozwiniętych rodzi coraz trudniejsze problemy społeczne. Tylko że Norwegowie, to zupełnie inny naród. Ich ta tragedia jednoczy i cementuje. Tam nie ma „polskiego piekła”, zrzucania winy na przeciwnika politycznego i publicznego opluwania się. U nas po 16 miesiącach od smoleńskiej tragedii 10 kwietnia 2010 roku znów czeka nas „walka na noże” po opublikowaniu raportu rządowego, bo świadomie i metodycznie zbudowanych podziałów nie da się już teraz zburzyć i wyrównać.
Za parę miesięcy staniemy znów przed wyborem - pójść, czy nie pójść do lokalu wyborczego. I prawdopodobnie pójdziemy, aby wybrać mniejsze zło. A skutek będzie ten sam co dotąd, te same twarze polityków, ta sama retoryka, ta sama kultura walki politycznej.
Tylko że dziś nie ma co liczyć na nowy zryw solidarnościowy, na podobną jedność narodu jak w czerwcu 1989 roku. Cóż więc nam pozostaje? Czekać na cud, ponowny „cud nad Wisłą”. Chyba że zmądrzejemy, tylko wtedy musimy przestać wierzyć w cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz