O rozlicznych tajemnicach Dolnego Ślaska napisano już wiele. Specjalizuje się w tym wrocławska dziennikarka, Joanna Lamparska, której poświęcę więcej miejsca, w kolejnych blogach. Dziś zachęcam do wygodnego zajęcia miejsca w foteliku, by przeczytać o historii, wydawałoby się nie z tej ziemi. Wprawdzie nie dotyczy ona regionu wałbrzyskiego, ale działa się tuz tuż za miedzą. Aż wierzyć się nie chce, że coś takiego mogło mieć miejsce.
Warto wybrać się na ciekawą wycieczkę w nieodległe Rudawy Janowickie. Dla osób z własnym samochodem, to żadna przeszkoda. Można tu też przyjechać pociągiem lub autobusem i dalej udać się na wycieczkę pieszo.
Zachęcam na szczególną wyprawę, bo jest to wyprawa w niedaleką przeszłość, ale głównie oczyma swej wyobraźni.
Zapraszam do odwiedzenia byłego, pięknego miasteczka, które jawi się nam obecnie jedynie jako miasto z koszmarnego snu.
Okazuje się, że nasz region jest naszpikowany tajemniczymi miejscami jak rodzynki w cieście. Osobom chłonnym ciekawostek i paradoksów proponuję miejsce, które zdumiewa i intryguje nie mniej niż podziemne sztolnie w Walimiu i Głuszycy.
Mowa o miasteczku widmo - Miedziance, miejscowości znanej przed wojną jako najmniejsze i najwyżej położone miasteczko Rzeszy, Kupferberg.
Jadąc pociągiem z Jeleniej Góry do Wałbrzycha można dostrzec w pobliżu Marciszowa w gęstwinie leśnej wieżę kościoła z nieczynnym zegarem. To właśnie tu na Miedzianej Górze (420 m. npm.), w obecnej gminie Janowice Wielkie było miasto przed i po wojnie, po którym dzisiaj zostało niewiele śladów. Z cudem ocalałej w dokumentach pokopalnianych starej mapki można się dowiedzieć, że pod Miedzianką jest więcej korytarzy, tuneli i sztolni, niż wydaje się wszystkim poszukiwaczom skarbów i przygód razem wziętych. Skąd się wzięły te podziemne labirynty, co się stało, że w miejscu dawnego miasteczka rosną dzisiaj jedynie bujne trawy, drzewa i krzewy?
W 1945 roku małe, pulsujące życiem poniemieckie miasteczko otrzymało nazwę Miedzianka.. Od 1949 roku było to miast górników. Nocą i dniem pracowali oni pod ziemią, ale nikt im nie mówił co kopią. Plotka głosiła, że wydobywają rudy miedzi, srebra i złota. To było prześliczne miasto, najpiękniejsze na Śląsku. Najstarsi ludzie, ci co pamiętają Kupferberg mówią, że najpiękniejsze na świecie. Niewielki rynek otaczały kamieniczki z podcieniami, na środku tryskała wodą rzeźbiona w kamieniu fontanna. Nocą odbijały się w niej światła gazowych latarni. Były w tym miasteczku dwa kina, dwa kościoły, dom kultury, apteka, sklepy kolonialne, restauracja, dwa bary, jadłodajnia górnicza, kawiarenki, hotele, punkty usługowe, słowem wszystko co potrzebne do życia.. W 1967 roku żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego wysadzili w powietrze zabudowania kościoła ewangelickiego. Świadkowie tego zdarzenia mówią, że widzieli jak kościół poleciał do nieba. Pod koniec lat sześćdziesiątych kontynuowano ewakuację i wyburzanie Miedzianki. Na początku lat siedemdziesiątych miejscowość opustoszała do reszty, pozostało po niej kilka bezładnie rozrzuconych domów, a w gąszczu krzaków wspomniany już kościół katolicki. Co spowodowało śmierć miasta? Jak to możliwe, że coś takiego mogło się wydarzyć w cywilizowanym państwie, nieopodal turystycznej Mekki Dolnego Śląska, Jeleniej Góry, w atrakcyjnej krajobrazowo okolicy Rudaw Janowickich.
Okazuje się, że przekleństwem miasteczka stało się to, co odkryli zwycięzcy sołdaci w głębi ziemi, w sztolniach nieczynnej poniemieckiej kopalni. A był to uran, rzecz bezcenna dla Radzieckiej Armii. Zaraz po wojnie ruszyła kopalnia uranu. Z różnych stron Polski, głównie ze wschodu, napływali ochotnicy do pracy. Rygor wojskowy nie przeszkadzał, bo radzieccy włodarze zapewniali niezłą płacę i rozrywkę. Nikt nie straszył skutkami bliskiego kontaktu z rudą uranu. One dały o sobie znać po kilku latach. Gdy możliwości eksploatacyjne stały się mniej korzystne, a trudne warunki pracy kończyły się nieuchronnie dla górników rakiem płuc, gruźlicą, pylicą, trzeba było jak najszybciej zakończyć wydobycie. Proces stopniowej likwidacji rozpoczął się już w roku 1953. Należało pozacierać wszelkie ślady. Najlepiej wyeksmitować ludność, zrównać miasto z ziemią.
Kto ostatecznie wydał wyrok na miasto, można się tylko domyślić. Wiadomo że UB i NKWD w czasach stalinowskich to był faktyczny, współpracujący ze sobą aparat władzy w Polsce. Ale miasto umarło dopiero na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Czy chodziło tylko i wyłącznie o ochronę ludzi przed skażeniem popromiennym? A może właśnie o ukrycie prawdy o nieludzkiej eksploatacji złóż uranowych przez wschodniego sojusznika, zatarcie faktycznych skutków tej mistyfikacji. Mówił o tym na spotkaniu pod Osówką w Głuszycy profesor J. Wilczur, Członek Państwowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, autor wielu książek i opracowań naukowych, wskazując na liczne dowody utajnionej ingerencji osób zainteresowanych zacieraniem śladów przestępczej działalności wojskowej. To symptomatyczne jak obydwie historie – podziemi Włodarza i Miedzianej Góry ze sobą się splatają.
„Gułag – Miedzianka”, tak zatytułował swój reportaż Michał Bońko na stronie internetowej „Forum Karpackich”. Cytuję znamienny fragment tego reportażu:
„To było miasto jak ze snu – mówi z zachwytem Irena Kamińska, przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej w latach 1966 – 72, wicewojewodzina jeleniogórska w latach 1975-81, mieszkanka Janowic Wielkich. Niejedno miasto widziałam, ale każde z nich było gorsze, brzydsze, mniej rodzinne od Miedzianki. Tu o każdej porze dnia i o każdej porze roku było lepiej niż gdzie indziej.
Miasto jak ze snu było dla wielu osób miastem dzieciństwa. Tu chodziłem do szkoły, do kościoła, do sklepów, do fryzjera i do kawiarni, mówi Aleksander Królikowski, mieszkaniec Miedzianki. Na własne oczy widziałem sztolnie i górników uranowych. Widziałem jak po drabinach schodzili w dół i osrebrzeni powracali na powierzchnię. Potem widziałem jak to miasto wysadzali dynamitem w powietrze. To nie byli Rosjanie, to już byli na sowieckich służbach Polacy.”
Do dziś zachował się duży kościół, do którego zjeżdżają co niedziela ludzie z najbliższej okolicy, kilka domów „z odzysku”, których nie udało się do reszty unicestwić i pokaźna ilość zarośniętych włazów podziemnych. To jest raj dla poszukiwaczy skarbów, odkrywców tajemnic, ale być może także dla zwykłych ciekawskich, pobudzonych coraz to liczniejszymi publikacjami o miasteczku na którym tak sromotnie zaciążyło „uranowe przekleństwo”.
O zdumiewających losach Miedzianki czytamy w przejmującym artykule „Polityki” nr 41 znanego już nam dziennikarza Filipa Springera, który odwiedził Głuszycę w połowie października 2007 roku w poszukiwaniu śladów Olgi Tokarczuk.. Artykuł nosi tytuł – „Nie ma już miasteczka”. Znajdziemy w nim więcej szczegółów, a także wzruszające refleksje byłych mieszkańców niemieckiego Kupferberga i radziecko-polskiej Miedzianki. Zarówno artykuł z „Polityki” jak i inne merytoryczne informacje o pobliskim „mieście – widmie” odszukamy z łatwością w Internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz