Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 18 lipca 2012


Było, minęło…
Jak rodziła się i umierała Sowa ?.


Wieża widokowa na Wielkiej Sowie
Można by przejść nad tym do porządku dziennego. Po co rozdzierać szaty, skoro to co było już nie wróci. Było, minęło. Nie mniej sądzę, że trzeba o tym wiedzieć. Może ta wiedza czegoś nas i naszych następców nauczy. Wobec kilku pokoleń byłych niemieckich gospodarzy tych ziem, którzy pozostawili tu dorobek swojego życia jesteśmy im winni by przynajmniej o tym wiedzieć i pamiętać.
Pisałem niedawno w moim blogu o doprowadzonych przez nas do ruiny dziesiątkach poniemieckich pałaców i dworków rozsianych jak grzyby po deszczu na całym Dolnym Śląsku. Temat ten dopiero teraz po tylu latach milczenia wydobywa się na światło dzienne i znajduje szerokie odbicie w literaturze i w środkach masowego przekazu. W moim regionie wałbrzyskim szczycimy się tym, że udało się uratować zamek Książ, który nie tak dawno wisiał nad przepaścią dosłownie i przenośnie, zwłaszcza, gdy znalazł się w rękach „dziedziczki” Pejčinović, a pamięć o knowaniach wałbrzyskiej lewicy, tej samej, która później kupczyła grodzkością Wałbrzycha, by zapewnić sobie ciepłe stołki w powiecie, z chwilą ich utraty w mieście, ta pamięć dla wielu „bohaterów” przeszłości lepiej by odeszła w niepamięć. Znów można by rzec, po co rozdzierać szaty. Było, minęło.
Cieszymy się z tego, co się stało w Jedlinie-Zdroju, gdzie udało się uratować śliczny pałac, wyrwany w ostatniej chwili z rąk Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, która w nim suszyła zboże. Być może uda się jeszcze uratować sypiący się pałac w Strudze, w gminie Stare Bogaczowice. Dużo dobrego się dzieje na zamku Grodno w gminie Walim. Oczywiście podaję tylko te najbliższe przykłady.
Pałace pałacami, tymczasem wokół nas miały miejsce jeszcze inne agonie nie tylko pojedynczych budynków, ale większych skupisk ludzkich. Nie będę już wspominał Miedzianki, o której głośno w całej Polsce, skutkiem artykułu w „Polityce”, a potem książki Filipa Springera „Historia znikania” (o czym pisałem w moim blogu 7 lipca 2011 – „Jeszcze jedna zagadka”).
Dziś chcę napisać o niezwykle atrakcyjnej przed wojną, a  jeszcze kilkanaście lat po wojnie tętniącej życiem osadzie, po której dziś pozostało niewiele śladów. Jej nazwa nie jest już oficjalnie stosowana, zachowała się jeszcze w pamięci starszych mieszkańców Sokolca i w kręgach turystycznych. Znajdziemy ją na bardziej szczegółowych mapach. Ta nazwa, to Sowa, była wieś, oczywiście w Górach Sowich, a jeszcze dokładniej w północnej części Sokolca.
Wieś Sowa powstała ok. 1770 roku w dobrach barona von Stillfrieda z Nowej Rudy (dobrze znanego w historii tego miasta) jako typowa osada tkacka. Rozrosła się dość szybko nad górnym biegiem Sowiego Potoku, na południowym zboczu Wielkiej Sowy, w wąskiej przełęczy rozdzielającej Sokolicę od zachodu i Końskie Stopnie od wschodu. Nie wiadomo co było powodem lokalizacji wsi w dość trudnych warunkach górskich, na wysokości sięgającej ok. 890 m. npm., Okazało się, że była to najwyżej położona wieś w Górach Sowich. Faktem jest, że już w 1840 roku liczyła 44 domy i młyn wodny, a pracowały aż 92 krosna bawełniane i 12 lnianych. Był to okres szczytowego rozwoju osady, aż trudno uwierzyć, gdzie się mieściła taka liczba zagród.
W II połowie XIX wieku wieś podupadła w związku z upadkiem chałupnictwa tkackiego, ale ratunkiem dla niej stała się turystyka. Prowadził tędy najczęściej uczęszczany szlak turystyczny na Wielką Sowę. Walory krajobrazowe połączone z rosnącym zainteresowaniem turystyką górską spowodowały, że stała się wsią letniskową. Część domów zamieniono na pensjonaty, zbudowano duże schroniska i gospody. W górze wsi wzniesiono nowoczesne schronisko „Eulenbaude” o 12 miejscach noclegowych, a w dole ”Műllermaxbaude” o 25 miejscach. W górnej części wsi powstało schronisko „Bismackbaude” ( dzisiejszy ”Orzeł”) oraz schronisko młodzieżowe „Hohe Eule”. Zimą nastawiono się na narciarstwo. Sowa stała się więc popularnym na Dolnym Śląsku miejscem turystyczno - wypoczynkowym i ośrodkiem sportów zimowych.


schronisko "Orzeł"

Ale po wojnie nastali tu nowi polscy gospodarze. Istniejące gospody i schroniska zlikwidowano. Po 1949 roku dawne obiekty turystyczne przejął Fundusz Wczasów Pracowniczych i łącznie z Sokolcem dysponował 11 obiektami wczasowymi. Wypoczywało w nich 2500 osób rocznie. Szczególnym powodzeniem ciszyły się wczasy zimowe zewzględu na doskonałe warunki śniegowe.


schronisko "Sowa"
Z końcem lat 50-tych poszczególne obiekty przejęły zakłady pracy na obiekty kolonijno-wczasowe. W samej Sowie istniał ośrodek dla dzieci w 7-miu budynkach. Jednak już w latach 70-tych część domów została opuszczona i rozebrana. Pozostała tylko „Zosieńka” i „Marysieńka” (dawne „Eulenbaude”). Z biegiem czasu i one użytkowane coraz rzadziej uległy dewastacji. Kilka budynków mieszkalnych w dolnej części wsi włączono do Sokolca, wyżej położone rozebrano. Dziś trudno znaleźć po nich ślady. Renomowany za Niemców ośrodek turystyczny we wsi Sowa stał się  legendą.
Czy potrzeba komentować to co napisałem? Najłatwiej powiedzieć: było, minęło. Mimo wszystko warto się tu zatrzymać jadąc samochodem z Rzeczki do Sokolca. Już prawie na końcu dużej pętli drogowej jest takie charakterystyczne miejsce po lewej stronie, którędy prowadzi szlak turystyczny na Wielką Sowę i do wyciągu narciarskiego. Można się łatwo zatrzymać i zaparkować samochód. To właśnie miejsce po dawnej wsi Sowa. Można się przespacerować wyżej, porozglądać, poszukać śladów niezwykłej wsi, która umarła. Pomnikiem chwały nieistniejącej już wsi jest oprócz schroniska „Orzeł” uruchomione po renowacji dawnej „Marysieńki”, położone najwyżej w górach  -  schronisko „Sowa”.

4 komentarze:

  1. Zawsze, kiedykolwiek tam przechodzę, marzy mi się zamieszkać w którymś z tych budynków:
    http://tiny.pl/h4p21
    Podobno oba są sprzedane, ale pomarzyć przecież wolno! To byłaby chyba najbardziej górska lokalizacja do mieszkania w całych Sudetach Środkowych.
    Wzdłuż zielonego szlaku w dół jest bardzo dużo śladów po dawnej zabudowie a wiele ciekawych zdjęć historycznych można znaleźć w książce "Regionalna architektura zajazdów i schronisk na ziemi wałbrzyskiej".

    PzW !

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodać, nic ująć, niestety:(
    Może tylko to, że odrestaurowano wieżę na szczycie w najgorszym z możliwych stylu, i trzeba się cieszyć, że w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Stanisławie, chylę czoła !
    Z wielkim entuzjazmem przeczytałam większość wpisów i aż zatęskniłam za domem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. I znów chcę podziękować PzW za ciekawy komentarz i informację o książce, którą może uda mi się znaleźć w bibliotece lub księgarni.Pozdrawiam !

    Zgadzam się Ewo, że odnowa wieży na Wielkiej Sowie nie przyniosła jej splendoru, ale cieszyliśmy się, że się udało w ogóle coś zrobić, bo "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść". Wielka Sowa przynależna do Pieszyc ma wielu współgospodarzy. Trzeba więc szukać porozumienia i współpracy, a to zabiera dużo czasu i energii.

    Mile zaskoczyła mnie Kamila, zerknąłem do Jej blogu i jestem oczarowany. Już to pierwsze wrażenie jest zachęcające do dłuższej lektury i podziwu nad zdjęciami, Miło mi, że znalazłem tak interesującą Koleżankę blogerkę. Dziękuję za sympatyczny komentarz. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń