Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 16 lipca 2012


Po drugiej stronie Włodarza




Z Głuszycy do Walimia jedziemy okrężną drogą przez Jedlinkę, Olszyniec, Jugowice. Znacznie bliżej byłoby ścieżkami leśnymi nad stawami do Przełęczy Marcowej, a dalej czerwonym szlakiem Orłowicza. Ale tę trasę możemy pokonać tylko mocnym „łazikiem”, a najlepiej pieszo. Walim leży dokładnie na wysokości Głuszycy, ale po drugiej, wschodniej stronie masywu Włodarza.
Z Jugowic do Walimia wiedzie jeszcze jedna droga, nie tak dobra, znacznie mniej uczęszczana, ale za to prowadząca jednym z najpiękniejszych miejsc w Górach Sowich. To droga przez Dział Jawornicki.. Na mapie widać ją jak na dłoni. Jest prawie równoległa do tej głównej drogi z Jugowic do Walimia, tylko że niższej kategorii i prowadząca przez „dzikie” tereny zagubione w gąszczu lasów i gór. Najlepiej jechać tedy „maluchem” lub rozłożyć „malucha” na części i wziąć go do plecaka.
Miłośnicy pięknych widoków górskich i miejsc oddalonych nieco od skupisk wiejskich, ewentualnie kierowcy, którzy cenią sobie ryzyko, powinni wybrać drogę przez Jawornik. W Jugowicach skręcamy zaraz za mostem nad Bystrzycą w prawo, pozostawiając budynek szkoły po lewej stronie i jedziemy sobie przez wieś lekko w górę. Zapewniam, im wyżej, tym ciekawiej. Dopiero tam rozpościerają się widoki, że dech zapiera. Od niedawna prowadzi tędy trasa do kolejnej atrakcji turystycznej w Górach Sowich (obok Rzeczki i Osówki), mianowicie - Włodarza. Jest to największy kompleks podziemnych sztolni, świetnie zagospodarowany, robiący duże wrażenie. Odkąd podziemia pod Włodarzem zostały oddane do użytku, droga przez Przełęcz Jawornicką stała się bardziej uczęszczana. Być może dzięki temu pokryta asfaltem, po którym jedzie się jak autostradą A-2 na Stadion Dziesięciolecia, przepraszam, rozpędziłem się  -  Stadion Narodowy ( najpewniej imieniem Kazia Górskiego, a może jak się coś zmieni – Waldka Fornalika). A ponadto trzeba uważać, by się zanadto  nie rozpędzać, bo to jest tylko i wyłącznie jedna ścieżka autostrady. Jak jedzie z naprzeciwka „wypasiona bryka”, najlepiej się zatrzymać i przenieść „malucha” z drogi, co można zrobić we dwóch Pudzianów, ewentualnie w czterech Supronów. Ci którzy przejadą tą drogą choć raz, mimo wszystko, wracają tutaj jak najczęściej, bo droga prowadzi wśród gór urzekających urodą i niezwykłością. Trudno się dziwić, że coraz więcej ludzi z dużych miast  nabywa tu działki budowlane i stawia coraz to piękniejsze dacze, natomiast niewątpliwi „entuzjaści przyrody” wyznaczają sobie tutaj trasę, np. z Głuszycy do Walimia i jadą z duszą na ramieniu leśnymi duktami, podziwiając mimochodem piękno krajobrazów.
Jadąc tą drogą trzeba koniecznie trzymać nerwy na wodzy i nie ulegać zwątpieniu. Droga bezwzględnie doprowadzi do gęsto zaludnionej wsi. Nawet u samej góry w momencie rozgałęzienia, można śmiało zagrać w marynarza. Obojętnie, czy pojedziemy w lewo, czy w prawo, dotrzemy do celu, a jest nim, nie waham się tego powiedzieć  -  jedna z najpiękniej położonych w Sudetach miejscowości. Nie wiem dlaczego, czy z zupełnego przypadku, czy przekory  -  nazwana zagadkowo i deprymująco  -  Walim. Gdyby autor tego pomysłu był prorokiem, nie zdziwiłbym się wcale. Walim wciąż jeszcze straszy rozbebeszonymi ruinami wielkiej fabryki, to za mało powiedziane, wielkiego kompleksu fabrycznego, słynnego na świecie przedsiębiorstwa lniarskiego, które legło w gruzy, gdy tylko nastała nowa Polska, III Rzeczpospolita, wyzwolona, demokratyczna, solidarna. Nie będę się rozpisywał o swoistym paradoksie tego zdarzenia. Wolna Polska przyniosła klęskę gospodarczą dla tej położonej w górach, pozostawionej samej sobie, bezsilnej i bezradnej miejscowości, o dziwnej nazwie Walim Tak, dziś jeszcze wciąż można mówić o tej  cudownie położonej w górach wsi  - że jest to Walim, ale do zawalenia jest już niewiele.  Z zakładów włókienniczych nie zostało nic, (tylko ruiny) z sypiących się budynków publicznych i mieszkalnych też coraz mniej. Gmina Walim się odradza, powstaje z martwych, promieniuje i zachwyca. Ale wciąż jeszcze razi kontrastami. To tak jakby pięknie zagospodarowane i utrzymane ogrodnictwo zostało zarzucone szpetnymi odpadami. 


droga do raju

Pisałem już o tym i będę to powtarzał jak buddyjską mantrę  -  Walim, to dla Wałbrzycha małe Zakopane. Mógłby Wałbrzych powalczyć tak samo jak powojował o odzyskanie grodzkości, by zmienić nazwę Walimia. Niechby to było Odkopane, niechby było Sowia Głowa, a może Nowy Walim. Nie będę na kolanie wymyślał nowej nazwy Walimia. Niech zrobią to inni, jeśli uznają za celowe. Ale Wałbrzych powinien dostrzec nieograniczone możliwości w zakresie rekreacji i wypoczynku swoich mieszkańców, zwłaszcza wypoczynku sobotnio-niedzielnego, w tej tak blisko siebie położonej miejscowości.
Natomiast, pokąd starczy mi sił powalczę o pozytywną promocję tego miejsca na naszej ziemi wałbrzyskiej. Nie będę wymyślał argumentów. Mam tylko jeden. Trzeba tu przyjechać, popatrzeć na Walim z góry, obojętnie z jakiego miejsca widokowego i trzeba mieć oczy szeroko otwarte.
Walim to w ogóle - ziemia nieznana, albo też ziemia obiecana, tak samo jak dla Mojżeszowych Izraelitów biblijna Palestyna Wcale nie trzeba zbyt wiele czasu, by Walim stał się znanym w całym kraju ośrodkiem rekreacji, turystyki i wypoczynku, trzeba tylko pozwolić, zachęcić i pomóc ludziom w przejmowaniu inicjatywy i realizowaniu swej przedsiębiorczości. Potrzeba też nowego Mojżesza – Polonusa, który sprawi, że skrawek tego uroczyska się zapełni latem -  letnikami, a zimą – miłośnikami zimowego szaleństwa. Walim, to nasza dolnośląska „ziemia obiecana”. A historia jak wiadomo „kołem się toczy”.
 
To tyle „na gorąco” zebranych refleksji jakie nasunęły mi się z niedzielnej wycieczki do Walimia drogą przez tzw. Dział Jawornicki. Mam nadzieję, że pisząc o tym sprawiłem satysfakcję i  Jedlińskiej Kopie, i Jawornikowi,  i Mosznej, położonym w masywie Włodarza w Górach Sowich, bo  wszystkie one wyznaczają od zachodu granice Działu Jawornickiego, tak jak od południowego wschodu mniej znane wierzchołki głównego masywu Gór Sowich z Wielką Sową na czele. I co najważniejsze  -  dosłownie parę kilometrów spacerkiem na zachód szlakami lub duktami leśnymi, po drugiej stronie Jawornika, w kolejnej kotlinie górskiej, leży moje miasto – Głuszyca, tak samo pięknie położone i czekające na swoich Mojżeszów.

Fot. pocztówki B. Ranowicza i fot. Violi Torbackiej.

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że znalazłam tego bloga. Miło jest dla odmiany poczytać osobiste przemyślenia, o wiele przecież cenniejsze niż wszystkie suche fakty zawarte w licznych przewodnikach zagracających mi półki :)
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń