Internetowe trele-morele
Dzień jak co dzień zaczynam od
filiżanki dobrej kawy (co widać na obrazku) i obejrzenia najświeższych
wiadomości w Internecie. Lektura internetowych portali bezpośrednio po Euro
2012 dostarcza wyjątkowo doniosłych
informacji.
Wiem już dzięki czemu Hiszpanie
odnieśli na Euro 2012 kolejny sukces. To skutek tajemnych powiązań trenera
„Azzurich” Vincenta del Bosque z voodoo,
którego wyznawcy są nawet w stanie ożywić umarłego, a co dopiero skumulować
witalne siły na dwie godziny meczu. To błąd, że Smuda nie znalazł czasu, by ze swoją
drużyną pojechać na Haiti lub każdą inną wyspę na Antylach, tam zbliżyć się do
kół wyznawców voodoo i zaczerpnąć od nich ożywczego ducha pozwalającego odnosić
zwycięstwo w każdych warunkach. Nawet wtedy, gdy konkurentem są potomkowie Jana
Husa, heretyccy Czesi, albo apostaci kościoła rzymskiego, Rosjanie i Grecy. Hiszpanie
pod wpływem swego selekcjonera to zrobili i dziś trzecią noc oblewają słodycz
triumfu. W najgorszej sytuacji nasz trener naraziłby się na ekskomunikę księdza Natanka, który postawiłby go na
równi z redaktorem Szpakowskim w
rzędzie wilkołaków, co być może jest karą daleko gorszą niż ostatnie miejsce w
grupie eliminacyjnej. My Polacy potrafimy klęski przekuwać w triumfy.
Natychmiast uznaliśmy zgodnie, że „nic
się nie stało” i gdyby Smuda nie uniósł się honorem, mógłby z powodzeniem
zbierać laury nie gorsze niż hiszpański zaprzaniec, Vincento del Bosque, albo
też największy zasłużony dla UEFA, wybraniec
PZPN-u, Grzegorz Lato.
Natankowi wtórują majordomusy
Prezesa J.K. (Jego Królewskiej Magnificencji PiS) błaszczyńscy,
brudzińscy i hoffmanny, rzucając kalumnie na prezydenta Komorowskiego i
rząd premiera Tuska, że nic nie zrobili
dla sukcesu jakim była organizacja Euro 2012, a teraz pysznią się jakby to była ich
zasługa. Zaciekli krytycy rządu niestety, nie zaszczycili swą obecnością w
czasie Euro żadnego stołecznego „fan zone”, a przecież można było skorzystać z
okazji by zaaranżować akcję „omdlenia”, spektakularny grupowy happening w formie
flesz mode, rzucając się na ziemię i zasłaniając planszami z napisem: chcemy władzy zamiast igrzysk!
Ale to wszystko, to nic wobec
newsa mrożącego krew w żyłach, wyrastającego daleko ponad granice naszej
wyobraźni. Ksiądz Natanek dostanie apopleksji, a w ślad za nim mogą pójść inni
purpuraci. Okazuje się, że naukowcy - fizycy znaleźli dowody na istnienie „boskiej cząstki” -
bozonu Higgsa, a to potwierdza teorię ewolucji, stanowiącą podstawę
fizyki.
I rzeczywiście - badacze z Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) prezentujący w Genewie
wyniki swych badań stwierdzili niepodważalnie, że tajemnicza
"boska cząstka" istnieje w rzeczywistości.
Bozon Higgsa,
zwany też „Świętym Graalem” fizyki to teoretycznie przewidziana przez naukowców
cząsteczka, która w myśl obowiązującego obecnie w nauce tzw. standardowego
modelu cząstek powoduje, że inne cząstki - m.in. elektrony - mają masę. Gdyby elektrony nie miały masy, nie
istniałby taki świat materialny, jaki znamy.
Bozon Higgsa
jest zatem niezbędnym elementem teorii wyjaśniającej istnienie i kształt
Wszechświata. Gdyby nie istniał, fizykę
trzeba by pisać od nowa. Do tej pory nikomu nie udało się potwierdzić
istnienia tej przewidzianej teoretycznie cząstki. Odkrycie bozonu Higgsa jest
zatem jednym z największych odkryć w historii fizyki, a także jak twierdzą
uczeni w historii ludzkości.
Ucieszyłem się ogromnie, że świat materialny jaki znamy rzeczywiście istnieje,
a Wszechświat nie jest inny tylko taki jaki jest i fizycy znaleźli na to dowody.
Choć po tej informacji wyczytanej w Internecie czuję się dalej jak ciemna masa,
to jednak wiem już teraz na pewno, że to co widzę materialnego, to rzeczywiście
istnieje, nie jest to złudzenie jak fata Morgana. Dotyczy to nie tylko
monitora, który mam przed oczami, ale i księżyca, gwiazd i całej galaktyki,
której nie mam przed oczami i innych galaktyk. Nie do wiary, ile może znaczyć
odkrycie zwykłej, maleńkiej „boskiej cząsteczki”, dowodzącej, że elektrony mają
masę. Masy były, są i będą zawsze bardzo ważne.
I nie należy
się dziwić, że każdy polityk zrobi wszystko, żeby mieć za sobą masy, teraz zaś
łatwiej będzie mu je pozyskać poznając w szczegółach istotę cząsteczki - bozonu
Higgsa, czego wszystkim politykom serdecznie życzę.
Myślę, że nawet jak nie znaleźli, to i tak podali czy podadzą ochronny dla fizyki wynik poszukiwań. Pisanie jej od nowa nie byłoby po drodze większości naukowców. Przykład? Pan Jerzy Pietraszko z Politechniki Wrocławskiej, człowiek skazany na "wiecznego magistra". W swojej pracy doktorskiej podważył jedynkę trygonometryczną. Praca nie została przyjęta ani odrzucona, pisanie matematyki od nowa mogłoby potrwać dziesiątki lub więcej lat a etaty niekoniecznie musiałyby być uzasadnione.
OdpowiedzUsuńSylwetka mgr Pietraszko:
http://www.wykop.pl/ramka/1098627/magister-pietraszko/
Jedyny kurs jaki "oblałem" na PWr, to właśnie u p. Pietraszki, na powtórkowym miałem "5". Niesamowity człowiek i na bank nie z tego świata.
PIETRASZKO JERZY - PRZYJACIEL MŁODZIEŻY
Podsumowiując - naukowcom na solidnym państwowym garnuszku wierzyć nie jest łatwo.
PzW!
Podzielam te obiekcje, dlatego w mój tekst ma charakter z lekka żartobliwy, sam tytuł o tym świadczy. Oczywiście świat naukowy żyje swoim życiem. To jest świat zamknięty w sobie, często eklektyczny, niepojęty dla ogółu śmiertelników.
OdpowiedzUsuńCo nie znaczy, że możemy sobie lekceważyć osiągnięcia naukowe, bez których nie byłoby postępu.
Ja sobie zażartowałem z groteskowości informowania o takich wydarzeniach przez portale internetowe, w których tak samo ważne jest w jakim kolorze pokazała Natalia Siwiec majtki, jak to, co było efektem konferencji światowego gremium naukowców-fizyków w Genewie.