Internet i nie tylko - ad
acta
warsztat twórczy, Stasys Eidrigevicius |
Wszystkie znaki na ziemi i niebie
wskazują, że bulwersująca internautów całego świata próba ograniczenia „swobody
twórczej” w Internecie znana jako „Acta”
została odłożona ad acta.. Póki co możemy pisać do woli co ślina na język
przyniesie, nie trzymać się faktów, korzystać z dorobku innych autorów, dodawać
własne komentarze i interpretacje. Może się to podobać lub nie, ale taka jest
twarda rzeczywistość. Jej zwolenników i obrońców jest o niebo więcej niż
niedoszłych reformatorów.
„Internet dla internautów jest
najbardziej wiarygodny, bo podoba im się tylko to, co sami napiszą” - stwierdza
w swoim cotygodniowym felietonie „Gazety Telewizyjnej” Michał Ogórek. Przyznaję się do tego. Mnie się też najbardziej podoba
to, co sam napiszę. Ale często korzystam z myśli i spostrzeżeń innych autorów.
Staram się o tym informować, by nie umknęło to naszej uwadze, a tym samym chronić
prawa autorskie.
Przytoczę jeszcze jedną
przekorną sugestię Ogórka z kolejnego
felietonu w „GW”, w którym staje on w obronie głośnej piosenkarki Dody
Elektrody, skazanej przez sąd za naruszenie uczuć religijnych, insynuacją, że
prorocy biblijni pisali Pismo Święte „narajani
i napruci”. A przecież w środowisku show-biznesu muzyczno-piosenkarskiego
taki sposób tworzenia jest przejawem normalności i może budzić tylko podziw i
uznanie – pointuje M. Ogórek
Osobiście uważam jakiekolwiek
prawne zakazy ograniczające wolność słowa za nieskuteczne, co nie znaczy że
należy się godzić z przekraczaniem powszechnie przyjętych norm moralnych. Na
ogół mamy taką samą możliwość, aby bronić swojej godności i przeciwstawiać niesłusznym pomówieniom, jak ci którzy się tego
dopuszczają.
Myślę że to nie jest takie złe,
co robię w moim blogu, choć nie jest efektem upojnego transu. Na tym właśnie polega
istota blogowania, by do otaczającego nas świata mieć i móc wyrazić własny
stosunek.
Pokąd będę czytany i nie
zabraknie mi tematów, które mogą być interesujące, nie zgaszę ikonki z napisem
– nowy post.
Dzięki Internetowi mam niebywałą
okazję do pochwalenia się swoją inwencją twórczą. Otóż to, gdyby nie Internet
promocja każdej nowo napisanej książki lub artykułu do gazety byłaby znacznie
trudniejsza.
Dziś wracam właśnie do wcześniej
już sygnalizowanej sprawy. Dotyczy ona mojej nowej książki – albumu „U źródeł
Charlotty. Ciekawostki z historii i współczesności Jedliny-Zdroju”. Określenie
mojej, to trochę za dużo powiedziane. Mój jest tekst, nad którym pracowałem
solidnie, wnosząc liczne poprawki i korekty, korzystając z opinii różnych osób.
Ale książka została wydana w formie albumu i wzbogacona w śliczne fotografie, w
twardą okładkę, papier kredowy, miłą dla
oka czcionkę. A to jest zasługa kolegów ze Stowarzyszenia i drukarni. Nie
spodziewałem się takiego luksusu. Mogę śmiało powiedzieć, to jest najlepszy
powojenny album o Jedlinie-Zdroju. To
jest też najlepszy prezent – niespodzianka jaką mogło mi zgotować
Stowarzyszenie Miłośników Jedliny-Zdroju, którego jestem członkiem.
A teraz wyjaśnię skąd się wziął
przemyślnie wydumany tytuł postu –
„Internet i nie tylko – ad acta” Co oznacza epitet „i nie tylko”?
Moi wspaniali, drodzy Czytelnicy.
Żeby to pojąć, trzeba poznać strategię promocyjną włodarzy Jedliny-Zdroju. Najważniejsi
ludzie ze Stowarzyszenia i pałacu w Jedlince uznali, że wieczór promocyjny
książki nie może się odbyć ad hoc. Musi być do tego szczególna okazja i trzeba
by był dobrze zaplanowany i zorganizowany. Taka okazja to dopiero 15 września,
kiedy w kalendarzu imprez miejskich jest przewidziana nowa miejska impreza: Dzień Charlotty. Odbędzie się ona w
posiadłościach pałacowych w Jedlince, a głównym organizatorem jest
Stowarzyszenie i właściciele pałacu. Już wiadomo, że najważniejszym punktem
programu uroczystości będzie promocja nowego albumu „U źródeł Charlotty”, ale
przewiduje się także wybór miss foto kandydatek do imienia Charlotta, a także
konkurs na najsmaczniejszą szarlotkę. W tym ostatnim punkcie programu chodzi o
to, żeby uzdrowisko Jedlina-Zdrój nie było kojarzone w aspekcie kulinarnym
tylko i wyłącznie z zupą. Zresztą festiwal zupy jest w sierpniu, a na wrzesień
trzeba wykombinować coś nowego. Jedlina
– zawsze atrakcyjna, głosi hasło przewodnie wszystkich materiałów
promocyjnych miasta. W tym roku jesień popłynie smakiem najlepszej pod słońcem
jedlińskiej szarotki. Rozpędziłem się trochę. Przepraszam! Przede
wszystkim - najlepszej, najsmakowitszej, wyjątkowej książki – albumu „U źródeł Charlotty”
.
Niestety, narobiłem już apetytu.
Tymczasem tak jak na smakowitą szarlotkę, tak samo na książkę musimy poczekać
- do 15 września. Do tej pory
została ona odłożona ad acta, czyli
zamknięta w sejfie wiceburmistrza. Nie wolno jej nikomu pokazać na oczy. Mnie
się udało zdobyć jeden egzemplarz, ale z moimi Czytelnikami mogę się podzielić
póki co - tylko fotką okładki.
To jest plan działania zaiste
sza(r)mancki. Poznałem go w nowoczesnych supermarketach. Tam pozwala się
konsumentowi liznąć produkt i po zapoznaniu organoleptycznym podjąć decyzję o
zakupie. Dla Państwa mam na dziś li tylko okładkę. Trzeba przyznać, że piękną.
Prawdziwa uczta czeka nas 15 września w pałacu w Jedlince o czym postaram się
jeszcze powiadomić w odpowiednim czasie, jeśli doczekam tej chwili. Amen !
Ten „Amen” to z okazji
nadchodzącej niedzieli.
Smaczne te wiadomości Drogi Stanisławie! Gratuluję i cieszę się razem z Tobą. Jeśli doczekam tej chwili, postaram sie być na uroczyustości promocyjnej. Poeta z Głuszycy Marek Juszczak też obiecał przyjechać.
OdpowiedzUsuńPozdrawia Romana Więczaszek (vel Duda) czasem poetka...