Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 10 czerwca 2012


Kiedy niedowiarstwo staje się wiarą 


Kościół parafialny w Głuszycy, fot. Rober Janusz
 W każdą niedzielę wydaje mi się, że jestem bliżej Boga. To skutek religijności wyniesionej z domu rodzinnego, skutek niezliczonej ilości niedzielnych mszy, modlitw, kazań. Niedziela pozwala skupiać się nad tym, co stanowi istotę nauk filozoficznych, czyli nad sensem istnienia.
W  książce Tadeusza Boya-Żeleńskiego „Obiad literacki” znajduję następującą anegdotę. Przytacza ją  Gustaw Flaubert, sławny francuski pisarz, autor powieści „Pani Bowary”, „Szkoła uczuć” „Kuszenie Świętego Antoniego”:
„Znałem pewnego ateistę. Poszedł raz z przyjacielem na ryby. Przyjaciel zarzucił wędkę i wyciągnął kamień, na którym było napisane: „Nie istnieję”. Podpisane; „Bóg”. Na to ateista mówi; A widzisz!”
Kiedy niedowiarstwo staje się wiarą, jest gorsze od religii. Tenże ateista potrzebuje materialnego dowodu, aby przekonać przyjaciela, że jego ateizm jest uzasadniony. Wyłowiony kamień staje się dla niego takim dowodem. Nie zwrócił jednak uwagi na drobny szczegół. Jeśli stwierdzenie – nie istnieję podpisał Bóg, to znaczy ze Bóg jednak istnieje.

W ten oto sposób każdy wierzący mógłby w tej anegdocie znaleźć doskonały dowód właśnie na istnienie Boga. Ale wtedy mielibyśmy do czynienia z kolejnym nonsensem. Każdy jakikolwiek materialny dowód na istnienie Boga jest zaprzeczeniem wiary, bo wiara to przyjmowanie takich prawd, które nie da się udowodnić, które trudno jest pojąć ludzkim rozumem.  Mówimy potocznie, że przyjmujemy coś na wiarę. I tak jest na ogół z wszelkimi religiami.

Niestety, odkąd istnieją religie trwa nieustanne poszukiwanie dowodów istnienia Boga. Nie wystarczają tzw. prawdy objawione.  Tej potrzebie poszukiwań poddają się także księża. Z jaką gorliwością wspierają co rusz pojawiające się wieści o tzw. cudach. To przecież w rozumieniu powszechnym najbardziej przekonywujące dowody istnienia Boga.
Przyznam się, nie potrafię tego pojąć. Czy zaiste (używam tutaj słowa biblijnego – zaiste) wszechmogący Bóg musi uciekać się do tak dziwnych sposobów na potwierdzanie swej obecności w życiu człowieka, czy nie wystarczy zwykła wiara?

Oto jedna z niedzielnych refleksji. Piszę o niej czując w sercu „jaskółczy niepokój”, bo przecież mam świadomość, że nie jest to temat zbyt ciekawy w momencie, kiedy dzieją się obok nas tak brzemienne wydarzenia jak Euro 2012.
A może warto przy niedzieli od nich na chwilkę odskoczyć ?

3 komentarze:

  1. Byle tylko nie mylić pojęć, czyli rozróżniać pojęcia 'wiara' i 'religia'.
    Pozdrawiam niedzielnie i deszczowo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Potocznie religia jest utożsamiana z wiarą i vice versa. W słowniku języka polskiego czytam: religia - zespól wierzeń dotyczących istnienia Boga lub bogów, genezy, struktury i celu istnienia człowieka i świata.
    Zaś hasło - wiara: pkt. 3, rel.: a - przekonanie o istnieniu Boga jako istoty nadprzyrodzonej, także uznawanie za prawdę tego co Bóg objawił, b - religia, wyznanie, obrządek; przyjąć wiarę katolicką.
    Przyznam się Ewo, że nie widzę istotnej różnicy między tymi pojęciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie wiara to przekonanie (że bóg istnieje), a religia to teoria, system.
      W gruncie rzeczy wiara jest jedna, religii wiele.
      Dla wiary nikt nikomu nic złego nie zrobił, dla religii - owszem.
      Widzę różnicę i to ogromną.

      Usuń