Kiedy niedowiarstwo
staje się wiarą
Kościół parafialny w Głuszycy, fot. Rober Janusz |
W każdą niedzielę wydaje mi się,
że jestem bliżej Boga. To skutek religijności wyniesionej z domu rodzinnego,
skutek niezliczonej ilości niedzielnych mszy, modlitw, kazań. Niedziela pozwala
skupiać się nad tym, co stanowi istotę nauk filozoficznych, czyli nad sensem
istnienia.
W
książce Tadeusza Boya-Żeleńskiego „Obiad literacki” znajduję następującą
anegdotę. Przytacza ją Gustaw Flaubert, sławny
francuski pisarz, autor powieści „Pani Bowary”, „Szkoła uczuć” „Kuszenie
Świętego Antoniego”:
„Znałem pewnego ateistę. Poszedł raz
z przyjacielem na ryby. Przyjaciel zarzucił wędkę i wyciągnął kamień, na którym
było napisane: „Nie istnieję”. Podpisane; „Bóg”. Na to ateista mówi; A widzisz!”
Kiedy niedowiarstwo staje się
wiarą, jest gorsze od religii. Tenże ateista potrzebuje materialnego dowodu,
aby przekonać przyjaciela, że jego ateizm jest uzasadniony. Wyłowiony kamień
staje się dla niego takim dowodem. Nie zwrócił jednak uwagi na drobny szczegół.
Jeśli stwierdzenie – nie istnieję podpisał Bóg, to znaczy ze Bóg jednak
istnieje.
W ten oto sposób każdy wierzący
mógłby w tej anegdocie znaleźć doskonały dowód właśnie na istnienie Boga. Ale wtedy mielibyśmy do czynienia z kolejnym nonsensem. Każdy jakikolwiek
materialny dowód na istnienie Boga jest zaprzeczeniem wiary, bo wiara to
przyjmowanie takich prawd, które nie da się udowodnić, które trudno jest pojąć ludzkim rozumem. Mówimy potocznie, że przyjmujemy coś na wiarę. I tak jest na ogół z wszelkimi religiami.
Niestety, odkąd istnieją religie
trwa nieustanne poszukiwanie dowodów istnienia Boga. Nie wystarczają tzw. prawdy
objawione. Tej potrzebie poszukiwań
poddają się także księża. Z jaką gorliwością wspierają co rusz pojawiające się wieści
o tzw. cudach. To przecież w rozumieniu powszechnym najbardziej przekonywujące
dowody istnienia Boga.
Przyznam się, nie potrafię tego
pojąć. Czy zaiste (używam tutaj słowa biblijnego – zaiste) wszechmogący Bóg
musi uciekać się do tak dziwnych sposobów na potwierdzanie swej obecności w życiu
człowieka, czy nie wystarczy zwykła wiara?
Oto jedna z niedzielnych
refleksji. Piszę o niej czując w sercu „jaskółczy niepokój”, bo przecież mam
świadomość, że nie jest to temat zbyt ciekawy w momencie, kiedy dzieją się obok
nas tak brzemienne wydarzenia jak Euro 2012.
A może warto przy niedzieli od
nich na chwilkę odskoczyć ?
Byle tylko nie mylić pojęć, czyli rozróżniać pojęcia 'wiara' i 'religia'.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam niedzielnie i deszczowo:)
Potocznie religia jest utożsamiana z wiarą i vice versa. W słowniku języka polskiego czytam: religia - zespól wierzeń dotyczących istnienia Boga lub bogów, genezy, struktury i celu istnienia człowieka i świata.
OdpowiedzUsuńZaś hasło - wiara: pkt. 3, rel.: a - przekonanie o istnieniu Boga jako istoty nadprzyrodzonej, także uznawanie za prawdę tego co Bóg objawił, b - religia, wyznanie, obrządek; przyjąć wiarę katolicką.
Przyznam się Ewo, że nie widzę istotnej różnicy między tymi pojęciami.
Dla mnie wiara to przekonanie (że bóg istnieje), a religia to teoria, system.
UsuńW gruncie rzeczy wiara jest jedna, religii wiele.
Dla wiary nikt nikomu nic złego nie zrobił, dla religii - owszem.
Widzę różnicę i to ogromną.