Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 29 czerwca 2012


Niebiański spokój  -  zachęta do medytacji



„Gdybym był ptakiem,
śpiewałbym aż do utraty tchu:
o potokach gniewnie huczących,
o ostrym wietrze wiejącym bezustannie,
o łagodnych świtach wśród gęstwiny leśnej…

A później skonałbym od pieśni
I pióra me zgniłyby pod ziemią.

A czemuż me oczy zalane łzami?
Bo ziemie tę kocham głęboko.”

To fragment wiersza „Kocham tę ziemię” chińskiego poety Aj Cing w przekładzie Ireny Kałużyńskiej. Miłość do ziemi ojczystej, jak się okazuje, to uczucie bliskie ludziom na całym świecie bez względu na język, kolor skóry, religię. Tę refleksję nasunęła mi lektura książki Zbigniewa Domino „Brama Niebiańskiego Spokoju”, którą połykam w przerwach pomiędzy meczami Euro 2012. Z tej właśnie książki pochodzi cytowany powyżej wiersz.
Mistrzostwa w piłce nożnej jak również w innych dyscyplinach sportowych, Olimpiady, a nawet mecze międzypaństwowe pokazują jak ważną i wciąż żywą jest wieź narodowościowa, państwowa, jak ogromne znaczenie ma godność reprezentowania swojego kraju w rywalizacji sportowej.
„Brama Niebiańskiego Spokoju” to interesujący dziennik z literackiej podróży do Chin w 1985 roku. Autor skorzystał z zaproszenia chińskiego związku literatów i z kilkuosobową grupą pisarzy przez miesiąc czasu miał sposobność podróżować po tej nieogarnionej przestrzeni. Wprawdzie po powrocie uświadomił sobie, że na poznanie przeogromnych Chin, nie starczyłoby życia, ale przynajmniej ma jakieś wyobrażenie o tym  przeludnionym hegemonicznym mocarstwie.
W Pekinie miał okazję zobaczyć „Letni Pałac”, podmiejską rezydencję mandżurskiej dynastii Tsing z XVIII wieku, a obok niego fantastyczny Letni Park, szczytowe osiągnięcie sztuki ogrodowej. Czego tam nie ma; rozliczne kanały, stawy, stawiki, mosty, pagody rozsiane na pagórkach, rośliny ozdobne, fantazyjne malowidła, rzeźby, posągi. Do tego jaskrawość kolorów – złoty, błękitny, bordowy. Pomieszanie stylów z dominacją barokowej przesadności. A ponadto teatr cesarski pełen zdobień i malowideł i jeszcze słynna „Łódź Marmurowa” – cesarska zachcianka.
Czytam o dziwach pałacu i parku ”Ihojuan” w Pekinie i myślę sobie, że mieszkając na wałbrzyskiej ziemi nie musimy tak bardzo zazdrościć Chińczykom. Mamy przecież „pod ręką” pałac w Książu i rozległy park, wprawdzie nie wypełnione tak bogato dziełami sztuki i rzemiosła artystycznego, ale za to w jak malowniczym, urzekającym miejscu. Mamy też powody by być dumnymi i cieszyć się z tego, że pałac jest w odnowie, staje się coraz piękniejszy i ciekawszy, że odbywają się w nim atrakcyjne imprezy kulturalne, że coraz mocniej promieniuje kulturą i historią w całym regionie wałbrzyskim. Piszę to pod wrażeniem sympatycznej imprezy w Wałbrzychu na Placu Magistrackim (czwartek, 28 czerwca), gdzie mieliśmy okazję oglądać inscenizację przybyłej w strojnej karocy konnej księżniczki Daisy von Pless, żony Hrabiego Rzeszy, Hansa Heinricha Hochberga XVI z Książa, a następnie obejrzeć ekspozycję fotograficzną z czasów minionych, w której naczelną postacią jest właśnie księżna Daisy. Nadszedł wreszcie czas odsłonięcia jej biografii i ukazania zasług dla pałacu i parku, ale także dla Polaków, których darzyła sympatią. Na Plac ściągnęło niezbyt wielu Wałbrzyszan, ale była to dopiero pierwsza okazja do promocji księżniczki Daisy. Wieść o wyśmienitym torcie, którym można się było poczęstować jak za dawnych dobrych czasów, gdy Książem władali Hochbergowie spowoduje,  że następnym razem zainteresowanych i widzów będzie znacznie więcej.
Pałac i Park w Pekinie wypełnione są zwiedzającymi do granic wytrzymałości. I tak jest przez cały boży rok. Niestety, Bóg tam jest inny, nie ten z naszego Kościoła. Mało tego. Objawił się znacznie wcześniej wraz z Buddą, który żył w latach 560-480 p.n.e. Narodził się w Indiach i stamtąd przez Bakterię dotarł do Chin. Trzydziestoletni Budda zostawiał żonę, dziecko, oddał się ścisłej ascezie i zbawieniu ludzkości. Głosił ideę braterstwa i miłości bliźniego. Doznawszy objawienia pod drzewem figowym w Benares ogłosił wszem i wobec „Cztery szlachetne prawdy”:

1. Na początku życia jest cierpienie.
2. Kto pragnie, ten cierpi (np. pragnienie miłości, bogactwa, władzy),
3.Usuń pożądanie, usuniesz cierpienie,
4.Drogą do tego jest „ośmioraka ścieżka” ( wiara, postanowienie, mowa, czyn, należyte życie, dążenie, pamiętanie, medytacja).

Buddyzm to wiara w reinkarnację, to odrzucenie pośredników w rozmowie z Niebem. Ta religia, choć nie jedyna, odgrywa istotna rolę w życiu Chin. W centrum drugiego co do wielkości miasta Chin, Szanghaju, znajduje się świątynia „Nefrytowego Buddy”. Być w Szanghaju, a nie widzieć klasztoru z posagiem Buddy, to tak jak być w Rzymie, a nie zwiedzić Forum Romanum.
Głuchy odgłos bębnów, tajemny nastrój kadzidła. Krzątający się mnisi w pomarańczowych szatach i z wygolonymi głowami. Ogromny ołtarz Bogini Miłosierdzia, która jako żywo przypomina naszą „Czarną Madonnę” z Częstochowy. Posąg siedzącego Buddy z podwiniętymi nogami wyrzeźbiony z jednego olbrzymiego kamienia nefrytu, przywieziony ongiś z Birmy, znajduje się w osobnej pagodzie ukrytej w głębi klasztoru. Wchodząc tam trzeba zdjąć obuwie, dopiero wtedy można stanąć przed jego tajemniczym obliczem. W jednej z kadzielnic co gorliwsi turyści palą banknoty, składając w ten sposób symboliczną ofiarę, żeby przodkom w zaświatach pieniędzy nie brakowało. Mnisi jednak wyraźnie wolą, by pieniądze trafiały do rozstawionych gęsto skarbonek.
Czytam o tym wszystkim i czuję ulgę, ogarnia mnie „niebiański spokój”. Nie boleję nad tym, że nasi piłkarze nie będą grać w Kijowie, że nie zagrają tam nasi najbliżsi sąsiedzi, Czesi, Ukraińcy, Rosjanie, a nawet największy faworyt – Niemcy. Uciekam na jakiś czas od codzienności, ale nie do końca, bo miłe zdarzenia powracają jak bumerang.
To dobrze, że Wałbrzych sięga do swych korzeni, ze znalazł kandydatkę na swoją patronkę w osobie prześlicznej Walijki, Daisy. Walia może okazać się nam tak samo bliska jak Irlandia, czego dowodów dostarczyli kibice z tej odległej, choć bliskiej naszemu sercu wyspy. Mamy tak wiele wspólnego w historii.
 Mamy też wiele wspólnego z krajami azjatyckimi w religii i formach jej uprawiania. Coraz wyraźniej dociera do nas idea ekumenizmu w szerokim znaczeniu tego słowa, a więc zbliżeniu nie tylko chrześcijan. Ale to jest osobny temat wymagający spełnienia ostatniej z „ośmiorakiej ścieżki”  - ścieżki  medytacji, do czego gorąco namawiam .

Fot. Stasys Eidrigevicius

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz