Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 24 listopada 2011

Życie w imperium. cz.I


 "Rosja wiele widziała w ciągu tysiąca lat swoich dziejów. Jednego tylko nie widziała  -  wolności”  -  Wasilij Grossman.
Na ogół orientujemy się nieomal wszyscy, że naszym bliskim sąsiadem na wschodzie jest Rosja. Wiemy też, że jest to sąsiad, z którym rzadko kiedy łączyły nas więzy przyjaźni. Pamiętamy, że Rosja carska była głównym inicjatorem i realizatorem wszystkich trzech zaborów Polski, w 1939 roku uderzyła na Polskę w przymierzu z Niemcami Hitlerowskimi, anektując część ziem wschodniej Polski, a po zakończeniu II wojny światowej stała na straży przynależności Polski do podporządkowanemu sobie obozu socjalistycznego  Funkcjonuje też potoczna opinia, że co innego Rosja, a co innego Rosjanie. W bezpośrednich kontaktach znajdujemy w nich bratnią, słowiańską duszę. Są życzliwi, gościnni, szczerzy. Ale Rosjanie, to tylko część wielonarodowościowego państwa. Niestety, zbyt mało wiemy o całej Rosji, nie mamy wyobrażenia jaki to niepojęty i zróżnicowany organizm. Nie orientujemy się dokładniej, jak funkcjonuje to przeogromne, euro-azjatyckie mocarstwo.
Jeszcze nie tak dawno nosiło ono obco brzmiącą nazwę –  Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Coś podobnego do Stanów Zjednoczonych Ameryki. I tylko w tych nazwach oba te mocarstwa mają coś wspólnego. Za czasów Michaiła Gorbaczowa ZSRR przeżył „pierestrojkę”. Miała ona przybliżyć kraj do Zachodnich ideałów wolności słowa,  praw obywatelskich i wolnego rynku. Kontynuatorem tej drogi był Borys Jelcyn. W 1991 roku odstąpiono od nazwy ZSRR. Kilka republik nad Bałtykiem, na granicy z Polską i na Dalekim Wschodzie zdołało się wyswobodzić. Trzon dawnej Rosji carskiej pozostał niewzruszony. Rosja pozostała mocarstwem. Możemy nadal mówić o niej jak o imperium.
 Tak właśnie zatytułował jedną ze swych najlepszych książek „nieśmiertelny” Ryszard Kapuściński.  „Imperium”, to dzieło jego życia, bo powstało w efekcie niezwykle odważnych, kilkakrotnie podejmowanych długotrwałych i uciążliwych podróży bezdrożami tej części świata, która wydawała się nie mieć nigdy końca. Najważniejsza z podróży miała miejsce w latach 1989-1991, a więc u schyłku ZSSR, a prowadziła z Brześcia do Magadanu nad Pacyfikiem i z Workuty za Kołem Polarnym do Termezu na granicy z Afganistanem. W sumie jakieś 60 tys. km. To się łatwo czyta, nieźle ogląda na mapie, gdzie można palcem przejechać z zachodu na wschód, lub z południa na północ Rosji w mgnieniu oka, tak jakby to był przelot rakietą kosmiczną. Autor książki czynił to normalnymi środkami transportu, dostępnymi w ZSRR, państwowymi i prywatnymi, a bywało też że pieszo. Okazuje się, że takie podróżowanie w tym niezmierzonym, nie do końca cywilizowanym kraju, graniczyło często z największym ryzykiem.
Po co robił to wszystko Ryszard Kapuściński, jaki był jego cel?
To nie było li tylko spełnienie zwykłej pasji wagabundy, trampa, zainteresowanego poznawaniem świata.  Dziennikarz i publicysta, a przede wszystkim znakomity pisarz, Ryszard Kapuściński postanowił poszukać odpowiedzi na pytanie: jak to się dzieje, że tak olbrzymi pod względem obszaru kraj istnieje od tysiąca lat nieprzerwanie, przetrwał tyranię caratu, a dalej komunizmu i trwa nadal, choć wielu światłych ludzi, polityków i uczonych mówi o Rosji, że jest to kolos na glinianych nogach? Autor „Imperium” wyszedł z założenia, że odpowiedzi na to pytanie  trzeba szukać w człowieku. Tylko bliski, bezpośredni kontakt z ludźmi zamieszkującymi ten ogromny obszar, gruntowne poznanie ich  warunków życia, filozofii życiowej, mentalności, pozwoli zrozumieć istotę funkcjonowania tego niezwykłego organizmu państwowego. Aby poznać lepiej ducha narodu nie wystarczy pojechać do Moskwy lub wykwintnego architektonicznie Petersburga. Jądro problemu tkwi w człowieku zagubionym w przepastnych gęstwinach tajgi lub tundry, w górskich terenach Kaukazu w nieogarnionych przestrzeniach Rosji azjatyckiej, sięgającej Alaski i Pacyfiku.
Ryszard Kapuściński pisze w swej książce najpierw o pierwszych kontaktach z Rosją i Rosjanami w swym rodzinnym, małym miasteczku na wschodzie Polski, Pińsku. Miało to miejsce we wrześniu 1939 roku, kiedy do miasta wkroczyły wojska Armii Czerwonej. Są to wspomnienia małego chłopca, który po raz pierwszy zetknął się z obcą, wrogą, niepojętą mocą i usłyszał o Sybirze, gdzie odjechał pociąg wypełniony uwięzionymi mieszkańcami miasta. W kilkanaście lat później, w 1958 roku, autor książki odbywa swą pierwsza podróż koleją transsyberyjską w głąb Rosji. Miejsce drugiego spotkania z Imperium, to trudno dostępne przestworza w stepach i śniegach Azji. Wtedy właśnie ma miejsce pierwszy kontakt z Syberią; Czita, Ułan Ude, Krasnojarsk, Nowosybirsk, Omsk, Czelabińsk, Kazań, Moskwa – to trasa kilkudniowej podróży pociągiem przez najczęściej dziewicze, niezamieszkałe tereny Rosji. „Drogi żadnej, tylko strasznymi górami i wąwozami”. 
 „Jeszcze w czasie studiów czytałem starą książkę Bierdiajewa, w której rozważał on wpływ wielkich przestrzeni na duszę rosyjską. Rzeczywiście, o czym myśli Rosjanin gdzieś nad brzegiem Jeniseju albo w głębi tajgi amurskiej? Każda droga którą obierze zda się nie mieć końca. Może nią iść dniami i miesiącami i ciągle będzie otaczać go Rosja”  -  to preludium do dalszych, niezwykle ciekawych rozważań Ryszarda Kapuścińskiego.
Oczywiście zasadniczy rdzeń książki stanowią relacje z podróży i spotkań z ciekawymi ludźmi, odbytej przez Ryszarda Kapuścińskiego znacznie później pod koniec istnienia ZSRR.
O niektórych ciekawostkach z tej części książki napiszę w kolejnym poście, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie zastąpi samej książki. Ale właśnie do jej przeczytania chcę bardzo gorąco zachęcić . Dla mnie stanowi ona niekończącą się fascynację i przygodę.

Fot. Robert Janusz

3 komentarze:

  1. Tak,ogrom Rosji poraża! Czytałem wspomnienia dotyczące Rosji napisane przez niemieckiego żołnierza i nie dotyczące wojny bezpośrednio chcę przytoczyć choć ta jest w tle."Ja,Niemiec z pięknej Koblencji stając w Rosji (ze swoją jednostką 334 pułk grenadierów panc.) widziałem kraj gigantyczny,było tam mnóstwo rzeczy których nigdy nie widziałem.Rzeki mają naturalne koryta,nigdy nie były regulowane,nie tak jak w Niemczech,Rosjanie zdają się nie wiedzieć o zaletach kanałów,nie spotkałem ich nigdzie.Lasy to nie lasy a bory jak z bajek braci Grimm,tyle roślin,kwiatów,zwierząt a te krajobrazy,nie ma takich nigdzie w Niemczech.Koło Kaukazu góry Harzu wyglądają żałośnie,nawet Ardeny zajęły by tylko jedną,może dwie kotliny.Jesteśmy >my< tu tak samo na miejscu jak papież w montażowni czołgów! Nieraz ogromne ulewy których nic nie zwiastuje zaraz potem słońce wręcz palące i ten wiatr pylisty wnikający wszędzie.Step wygląda jak ogromny stół samego Boga.Ta monotonia stepu bez jednego lichego krzaczka bez punktu odniesienia doprowadza niektórych moich kolegów do szaleństwa,mieliśmy wczoraj kłopoty z Horstem R bo zaczął wariować,wył jak zwierze.Dziś zginął od pocisku ruskiego moździerza.Tydzień temu widziałem sowę,ogromną nigdy takiej nie wdziałem,stałem jak urzeczony... Wspomnień jest więcej to ich fragment ale obrazuje zachwyt europejczyka z zachodniej części Europy Rosją i jej pięknem,czasem surowym ale jakże niepojętym w swym majestacie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz ja się wzruszyłem. To jest znakomity tekst, a porównanie absurdalności pobytu niemieckiego żołnierza w Rosji do papieża w montażowni czołgów - rewelacyjne.Mam nadzieję, że Czytelnicy blogu zwrócą uwagę na to niezwykle trafne rozwinięcie tematu. Bardzo, bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę, że cytat przytoczony przez Paula pochodzi z książki pt."Wspomnienia żołnierza" napisanej przez Heinza Guderiana wydanej przez Dom Wydawniczy Bellona. R.

    OdpowiedzUsuń