Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 22 listopada 2011

„Indriana” - polska droga do kapitalizmu, cz.I

Na dalszym planie zaklad "Indriana"

Pisałem już o Andrzeju Indianie, który teraz w Głuszycy jest jednym z najbardziej zapracowanych ludzi, jakich znam. Zamiast usiąść na laurach i w spokoju konsumować dorobek swego życia, buduje piękny, nowoczesny pensjonat w Sierpnicy. Chce po sobie pozostawić coś trwałego, wpisać się na zawsze w historię cudownie położonej w górach wsi, która była ongiś początkiem jego kariery jako młodego przedsiębiorcy.
Postanowiłem o tej drodze rodzenia się i kształtowania polskiego „kapitalisty”, bardzo zresztą charakterystycznej i ciekawej napisać coś więcej.
Będzie więc  dziś mowa o „Indrianie”, firmie, która wpisała się we współczesną historię Głuszycy, podobnie jak w II połowie XIX wieku firmy Reichenheima, Webskiego, Kaufmanna. Jest ku temu szczególna okazja, bo zmienił się właściciel firmy, a więc to wszystko co wiąże się z nazwiskiem jej założyciela, Andrzeja Indriana, przechodzi do historii. Minęło już ćwierćwiecze od momentu narodzin, a dokładnie 27 lat od wpisania firmy Andrzeja Indriana i Waldemara Sikorskiego do rejestru ewidencji gospodarczej miasta przez ówczesnego Naczelnika Miasta, Jana Chmurę. Wpis nosi datę 23 maja 1984 roku, a dotyczy Zakładu Produkcji Włókienniczej „Sindra”, podejmującego produkcję w zakresie gremplowania wełny owczej, wytwarzania waty kołdrowej i tapicerskiej, produkcji kołder i poduszek anilanowych i wełnianych, waty tapicerskiej i szczeliwa budowlanego. To wszystko się zaczęło w zakupionym wcześniej wolno stojącym budynku w Sierpnicy przy ul. Świerkowej 32, gdzie przed wojną mieściła się gospoda, a po wojnie Wiejski Dom Kultury. Wyżej wymienieni A. Indrian i W. Sikorski stali się właścicielami nieruchomości 20 października 1981 roku, a więc na kilka tygodni przed pamiętnym wydarzeniem historycznym w Polsce – wprowadzeniem stanu wojennego. Trzeba było przeczekać najgorsze, a następnie pokonać wszystkie bariery biurokratyczne, by ostatecznie stać się prywatną firmą produkującą kołdry i poduszki na rynek wewnętrzny.
Popyt na wyżej wymienione produkty przeszedł najśmielsze oczekiwania, przed siedzibą firmy ustawiały się kolejki indywidualnych osób i firm. Nic dziwnego, było to w czasach kryzysu, któremu nie mogły zapobiec żadne programy gospodarcze uchwalane przez KC PZPR.
Przełom w rozwoju firmy nastąpił po roku 1989, kiedy powstały warunki do uruchomienia produkcji na eksport.
Firma nawiązała kontakt z niemieckim przedsiębiorcą Oskarem Riegerem i rozwinęła produkcję na szerszą skalę, koncentrując się na wysokiej jakości produkcji, a także porządku i dyscyplinie w zakładzie pracy, co było niezbędne dla sprostania konkurencji na rynkach zachodnich.
W lutym 1992 roku Andrzej Indrian pozostał jednoosobowo na placu boju, bowiem wspólnik, W. Sikorski zdecydował się otworzyć własną firmę w Dzierżoniowie. Zakład w Sierpnicy przyjął poważną nazwę: Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowo-Usługowe „Indriana” Eksport-Import i stanął wobec konieczności rozwinięcia produkcji, czego nie można było osiągnąć w dotychczasowych warunkach lokalowych.
W maju 1993 roku udało się nabyć posiadłość w Kolcach, zakupić nie użytkowaną nieruchomość po byłych Zakładach Zbożowych, obiekt historyczny, bo związany z zakonspirowaną inwestycją militarną Niemiec hitlerowskich w kompleksie Włodarza w Górach Sowich, znaną pod kryptonimem „Riese”, czyli „Olbrzym”.
W tym budynku znajdował się obóz pracy, a następnie szpital obozowy dla umierających więźniów zatrudnionych przy budowie podziemnych tuneli pod Osówką i Soboniem.
Budynek wyeksploatowany doszczętnie w latach powojennych, wykorzystywany m.in. jako magazyn zbożowy, wymagał ogromu prac porządkowych i remontowych, a w dalszej kolejności instalacji maszyn i urządzeń produkcyjnych. Innymi słowy, trzeba było budować fabrykę nieomal od podstaw. Odbywało się to etapami przez kilka lat, zanim udało się osiągnąć należyty stan techniczny i w miarę nowoczesne warunki produkcyjne. Dotyczyło to także adaptowanego na cele administracyjno-biurowe osobnego pawilonu, dobudowania portierni, urządzenia parkingów itp. Stosunkowo szybko przeprowadzono komputeryzację firmy, utworzono komórkę marketingową, otwierając szeroko drzwi na kontrakty handlowe z Zachodem.

2 komentarze:

  1. Ale nie wiemy nic o sukcesach? Czy są takie? Jak rozwija się firma? A współpraca z niemieckim partnerem czy trwa nadal? Czytając ten wątek uświadamiam sobie że sporo jest ludzi którzy "szarpiąc się z codziennością" zaczynają nowe rzeczy,tacy pionierzy rzeczywistości,ludzie którym chce się chcieć.Te niespokojne duchy nakręcają gospodarkę,tak,tak oni właśnie.W nich jest siła,kreatywność,niezależność myślenia,innowacyjność ale i ogromny upór.A jak wiemy,trzeba w tym kraju mieć upór niemal osła by powołać coś do życia w rzeczywistości w której urzędnik rozparty w fotelu jak basza z dozą nonszalancji wydaje łaskawie zgodę lub częściej nie.Wielki szacunek jest we mnie dla takich ludzi.Pozdrowionka.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jutro będzie część druga, w której znajdziesz odpowiedź na pytania. Ale to co napisałeś chętnie umieściłbym w zakończeniu tego tematu. Właśnie chodzi o brak szacunku dla takich ludzi, często o ludzką zawiść, o brak rozsądku lub kultury. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń