Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 11 listopada 2011

Dwa razy Ogórek

Siedzę sobie i denerwuję się, o czym tu napisać w dzień świąteczny, by nie zniechęcić tych internautów, którzy  nawet w takim momencie zdobywają się na hart ducha i najwyższe ryzyko, jakim jest otwarcie mojego bloga. Trudno jest przewidzieć, co tam autor nowego „wymodził”, czym próbuje zabłysnąć, czy warto było tracić czas świątecznego relaksu. Tymczasem pod wrażeniem tego, co mnie dziś czeka, a pochwalę się, że zostałem imiennie zaproszony na obchody Święta Niepodległości i w moim mieście Głuszycy, i w sąsiedniej Jedlinie-Zdroju, nie jestem w stanie skupić myśli i wyzwolić z siebie choćby odrobiny twórczej weny. „Jeżeli możecie nie pisać, nie piszcie”  -  pamiętam taką sentencję wybitnego pisarza, skierowaną do swoich uczniów, adeptów sztuki pisarskiej, a ja czuję, że mogę nie pisać. Ale nie mogę zawieść moich Czytelników. W dodatku, w taki dzień.
Nagle dostrzegam w sobie przebłysk inteligencji. Przecież mogę wyręczyć się, wyjątkowo dziś przy święcie, dwoma drobniutkimi tekstami mojego prasowego guru, Michała Ogórka. Obydwa felietoniki cyklu „Ogórek przed niedzielą” pochodzą z dwóch ostatnich numerów „Gazety Wyborczej” ( 4 i 10-11 listopada). To są w mojej ocenie prawdziwe majstersztyki dowcipu i satyrycznej trafności spostrzeżeń. Wychodzę z założenia, że nie wszyscy czytają „GW”, a nawet przeglądając gazetę można łatwo pominąć drobniutkie miniaturki w dolnym rogu gazety, a to byłaby niepowetowana strata.
Jeśli nie wierzycie, no to poczytajcie:

„Znów przed naszą erą”

Unia Europejska wraca do antyku i to wcale nie z powodu wieku i wigoru swoich przywódców. Jak w starożytności pierwsza, sama nie wiedząc dlaczego i będąc dla siebie niespodzianką, upada Grecja. Następni w kolejce Rzymianie – tradycyjnie nie umiejący przeprowadzić cięć we własnym zakresie – znów czekają na Germanów, aby przyszli z północy, przeprowadzili ostrą kurację oszczędnościową i zacisnęli im pasa na szyi.
Polska w tym okresie dopiero czeka na chrzest, który miał ją wydobyć z niebytu. Jest to i dziś program gospodarczy prawicy.

„Ginęliśmy”

W Polsce można do czegoś dojść tylko, jeśli się zginęło. Na szczęście niekoniecznie osobiście; można przez krewnych. Już w PRL-u mówiło się: stracił na wojnie nogę brata. Teraz za utratę męża – wchodzi się do Sejmu. Nawet ostentacyjnie antymartyrologiczna Wanda Nowicka zostaje wybrana na wicemarszałka Sejmu dopiero za to, ze ktoś z jej rodziny został zamordowany w Katyniu.
Osobnym przypadkiem jest Zbigniew Ziobro, który oświadczył, że przelewał krew za PiS. Zapomniał tylko dodać, czyja to była krew.

Jeśli ktoś po wyborze tych felietoników powie, iż jestem antypisowski, to odpowiadam, że tylko w stosunku do jego hybryd (PiS-bis, PiS-trio). PiS- uno nie wchodzi w rachubę. Udzielam też azylu politycznego jednoosobowej mutacji PiS-Dorn.  A w ogóle dziś mamy święto wszystkich Polaków, i tych prawdziwych, i tych POmieszanych, a nawet tych co wolą Pali(ć)kota, byle był z salonów Jarosława. Najweselej świętują ludowcy, dla nich 11 listopada to powtórzenie Zielonych Świąt, znów więc zagrają orkiestry strażackie na cześć swego Prezesa, geniusza-wynalazcy, który jako jedyny w Polsce wie jak się robi z małego – duże lub z byle czego – coś.
Czułbym się całkiem miło i wesoło, gdyby mi w oczach nie utkwiła pełna zadumy i melancholii twarz byłego Marszałka Sejmu, Grzegorza Schetyny. Jak można było tak przed świętem 11 listopada pozostawić swojego druha z hamletowskim pytaniem : „Być albo nie być?”

 Fotografie jesienne Roberta Janusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz