Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 4 listopada 2011

Taka sobie pętla



Jak się okazało pętla liczyła sobie tylko 5100 km. Na rowerze można ją było pokonać w ciągu 40 dni. To niecałe półtora miesiąca tegorocznych wakacji. Trasa wiodła z Knurowa na południe Polski, dalej przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię do tureckiego Istambułu, a stąd do Grecji, Albanii, Czarnogóry,  Chorwacji, Słowenii, Austrii, Czech i Polski. W sumie  -  13 krajów południowej Europy, aż w głowie się kręci od tego pedałowania. Średnio jak policzono ok. 120 km dziennie. Ale były etapy górskie, zwłaszcza ten trasą tarnsfogaraską przez rumuńskie Karpaty na wysokości  ponad 2000 m. npm. Dominowały upały, ale w wysokich górach temperatura spadała do kilku stopni Celsjusza. Były też ulewne deszcze i zachmurzenia, zwłaszcza w Chorwacji. Wtedy najmocniej się odczuwa tęsknotę za własnym domem, gdzie można usiąść na krzesełku przy normalnym stole i doświadczać przysmaków polskiej kuchni. Oczywiście jak w każdej tego rodzaju podróży nie brakowało przygód i zaskakujących sytuacji.
Właśnie opowieści o przygodach, jak n.p. o gościnności albańskiej rodziny muzułmańskiej, która zaprosiła wędrowców do domu, a nawet uraczyła kolacją ze swojską rakiją popijaną maślanką, budziły największe zaciekawienie gęsto wypełnionej salki  w  „Starej Piekarni” w Głuszycy.
Jak łatwo się domyślić piszę o kolejnym czwartku kulturalnym, cyklicznej imprezie organizowanej w restauracji w ostatni czwartek października, tym razem z bardzo urozmaiconym repertuarem.

Na początku był kabaret grupy artystycznej Zespołu Szkół w Głuszycy przygotowany z okazji Dnia Nauczyciela i trzeba przyznać świetnie zagrane przez młodzież scenki kabaretowe z życia szkoły wywoływały u widzów salwy śmiechu.

W przerwie zabawiał gości niewyczerpany w pomysłach rozrywkowych, artysta malarz i rzeźbiarz Mikołaj Butkiewicz z Dzierżoniowa, o którego magicznych sztuczkach pisałem już w jednym z wcześniejszych postów.

W dalszej części wieczoru mieliśmy okazję gościć sztygara kopalni Szczygłowice w Knurowie, poetę i obieżyświata rowerowego, Marka Juszczaka, któremu w jego autoprezentacji towarzyszyła muzycznie, znana już w „Starej Piekarni” Teresa Pietras z Jedliny-Zdroju. W jej wykonaniu usłyszeliśmy kilka piosenek z własnym akompaniamentem gitarowym.
To właśnie Marek Juszczak był „gwiazdą” tego wieczoru. Najpierw uraczył widzów odczytaniem swoich wzruszających wierszy o gnieździe rodzinnym  -  Głuszycy. A w dalszej kolejności opowieściami o swoich podróżach rowerowych wraz z kolegą Dominikiem, kamratem z kopalni w Knurowie, najpierw w Bieszczady, następnie dookoła Polski, a tego roku właśnie na południe Europy.
O Marku Juszczaku już pisałem w kilku postach, tak samo jak o Romanie Więczaszek z Brzegu nad Odrą, której zabrakło nam tego wieczoru z powodów osobistych, ale sercem i duszą była z nami tego wieczoru. Obydwoje od paru lat odwiedzają swoje rodzinne strony, spotykają się z młodzieżą i mieszkańcami miasta na cyklicznych potyczkach z poezją.
 

To był ósmy już z kolei atrakcyjny wieczór kulturalny w „Starej Piekarni” w Głuszycy. Piszę o tych czwartkach u Wioletty Olszewskiej, nowo narodzonej mecenas kultury z prawdziwą przyjemnością, bo jest o czym pisać i warto. W naszej małomiasteczkowej rzeczywistości tego rodzaju udane kulturalne eksperymenty, to rzecz godna podziwu i uznania.

Fot. Marka Juszczaka i Kasi Szynter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz