Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 23 listopada 2011

"Indriana" - polska droga do kapitalizmu. Cz. II



Krotki zarys historii firmy „Indiana” przerwałem w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to fabryka została przeniesiona do Kolc i po adaptacji dużego, opustoszałego budynku rozpoczęła  nowy etap  rozwoju.
Rok 1997 okazał się szczególnie pomyślnym dla firmy. Udało się uzyskać duże zamówienia na produkcję – 100 tys. szt. poduszek dla szwedzkiej firmy IKEA. W roku 1998 wielkość produkcji poduszek wzrosła do 1 mln. sztuk. Ale to jeszcze nic. W 1999 roku sprzedano 2,9 mln. poduszek, 102 tys. kołder, a zatrudnienie w firmie przekroczyło 200 osób. Był to rok jubileuszowy, minęło właśnie 15-lecie „Indriany” (od momentu zarejestrowania firmy). Nic dziwnego, że uroczystość jubileuszowa zorganizowana w gospodarstwie agroturystycznym państwa Urbasiów w Sierpnicy zgromadziła ponad 50 osób i pozostała na długo w pamięci dzięki ciepłej, przyjaznej atmosferze, oprawie artystycznej imprezy i gościnności gospodarzy.
W latach 2000 i 2001 pojawili się nowi kontrahenci z Francji i Belgii. Firma zatrudniała już 270 pracowników.
Kolce mimo wieloletnich wysiłków modernizacyjnych nie spełniały wymogów, nie były w stanie sprostać rosnącym zamówieniom ze względu na szczupłość pomieszczeń. W roku 2000 produkcja poduszek wyniosła 4,2 mln. sztuk, a kołder 200 tys. Wymagało to pracy na dwie zmiany i ogromnej eksploatacji osób i sprzętu.
Andrzej Indrian podjął jeszcze jedną „ryzykowną” decyzję – rozbudowy fabryki.
W lutym 2001 roku wydzierżawił, a następnie w rok po tym zakupił nieczynny obiekt po byłej tkalni na tzw. II zakładzie dawnych ZPB „Piast” w Głuszycy. Opustoszała po wymontowaniu krosien, parterowa hala produkcyjna wymagała podobnie jak w Kolcach, prac remontowo-adaptacyjnych od podłóg aż po dach. Ale duży metraż (ponad 5000 m2) stwarzał możliwość urządzenia przestronnej kołdrowni, a w przyległej hali można było umieścić magazyn wyrobów gotowych. Udało się też zaadaptować część obiektu na pomieszczenia biurowe.
I w ten oto sposób „Indriana” w parę lat zagościła już na stałe w centrum Głuszycy, przywracając dawne tradycje włókiennicze w to samo miejsce, w którym pojawiła się ongiś tkalnia mechaniczna Grossmanna, a następnie przedsiębiorstwo bawełniane braci Reichenheim.
Dziś „Indriana” położona w bezpośredniej bliskości neoklasycystycznego pałacyku w Parku Jordanowskim, zdobi tę część miasta, nadając mu charakter przemysłowy. Dzięki szczególnej dbałości o estetykę budynków i otoczenia, pieczołowitemu odremontowaniu i modernizacji dawnej remizy strażackiej, opustoszała część dawnej wielkiej fabryki włókienniczej odżyła. Czy długo wytrzyma na trudnym rynku, zalewanym przez tanią produkcję ze Wschodu? Wszystko zależeć będzie od przedsiębiorczości angielskiej firmy „John Cotton Group”, która w 2007 r. częściowo wykupiła zakład, a w roku 2009 ostatecznie przejęła zarządzanie „Indrianą”. Czy uda się podtrzymać tradycje Głuszycy jako miasta włókienniczego, czas pokaże.
Anglicy zachowali nazw firmy „Indiana”. Ta nazwa jest już znana na rynku krajowym i zagranicznym. Firma funkcjonuje nadal jako jedyny większy zakład produkcyjny w dawnym mieście przemysłowym  -  Głuszycy.  Twórca firmy, jej dawny właściciel, Andrzej Indrian, postanowił iść z duchem czasów. Buduje hotel z restauracją w Sierpnicy (gmina Głuszyca), widząc słusznie w rozwoju turystyki i wypoczynku przyszłość tej położonej w otoczeniu gór miejscowości.

4 komentarze:

  1. Tak się składa dość przewrotnie p.Stasiu że pracuję w IKEA w W-wie wprawdzie nie w pionie logistyki i sekcji wdrożeń w sekcji IKEA art & communication design interior.Mam przyjaciół w tym dziale więc zapytam o tą firmę.Ale to niebywałe ze świat bywa taki mały mimo swego ogromu.IKEA stawia na wysokie standardy produkcji tym bardziej miło że ta firma temu sprostała.Ponieważ "u nas" każdy artykuł ma nazwę własną (szwedzką) zapytam czy godzi o poduszki o nazwie "Granat" czy "gosa" i o kołdry z kolekcji "mysa"? Osobiście w domu używam poduszek i kołder tej serii i ogólnie wyłącznie naszych tekstyliów bo odpowiada mi ascetyczny skandynawski design nie co minimalistyczny ale to kwestia gustu.Ale to taka miła niespodzianka...O nazwisku Reichenheim wspominała tez frau Hedwig Holzgang więc muszę to uściślić bo być może... ale zobaczymy,jutro zadzwonię do Nürnberg i zapytam ją.Zamówienia zawsze sa potężne w IKEA dość powiedzieć że w W-wie są dwa sklepy i tylko w weekend statystycznie odwiedza je po 10 000 ludzi w każdym (to dane z naszych foto komórek).Zatem sprzedaje się mnóstwo artykułów w tym także kołder i poduszek zwłaszcza w obecnym momencie.ozdrawiam pięknie P. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że nazwa firmy "Indriana" może być odnotowana, ale parę lat temu, bo jeszcze przed odejściem A. Indriana z firmy umowa z Ikeą została rozwiązana.
    Było pięciu braci Reichenheim, wszyscy trudnili się biznesem w przemyśle włókienniczym. W II połowie XIX wieku byli znani w całych Niemczech.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Stanisławie - bardzo interesująca historia.
    Myślę, że mimo wszystko brakuje ogólnodostępnej wiedzy co działo się na określonym terenie po II wojnie światowej. Zwłaszcza osoby urodzone po 1989 roku, które nie mogą tego pamiętać, byłby taką wiedza zainteresowane - a ich rodzice zaganiani przecież codziennymi sprawami nie mają czasu dzielić się swoimi historiami.
    Tak jak zauważalny jest trend do poznawania przedwojennej historii tych ziem (i bardzo dobrze zresztą), to okres tak zwanej komuny jest moim zdaniem słabo akcentowany - nawet w szkołach nie starcza już na to czasu.
    Także Pana wpis o Indrianie bardzo mnie ucieszył i jeśli Pan pozwoli - czekam na jeszcze :)

    pozdrawiam i zapraszam na mój skromny blog
    http://wyspawodcinkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc pięciu braci? Czy jeden z nich nazywał się Jürgen Reichenheim? O takiej osobie która miała "werk" wspomina p.Holzgang mówi że jego fabryka produkowała pagony i naramienniki stopni wojskowych dla Wehrmachtu.Ale w 1944 roku ów Jürgen R.został powołany do Volkssturmu i nic nie pomogły "układy" w partii a zarządzanie fabryką przejęła jego żona Otrunn Reichenheim.Tyle się dowiedziałem.Ach rozumiem czyli kontrakt wygasł ale ślad w dokumentach będzie,zweryfikuje co było przyczyną.Pewnie prozaicznie skończył się okres kontraktowania lub artykuł został wyjęty z kolekcji na korzyść innego to u nas częste.Pozdrawiam P.

    OdpowiedzUsuń