Statys - okno na świat |
Dzisiejsi mieszkańcy
Starego Sącza mogą się obrazić na przypomnienie tej pogardliwej nazwy
miasteczka w widłach Popradu i Dunajca, kto jeszcze pamięta tę nazwę - Bryjów.
Oczywiście to z lekka ironiczny epitet, funkcjonujący potocznie wśród
malkontentów, nie mogących się pogodzić z tym, że pobliski Nowy Sącz kwitnie
jak trawka na wiosnę, a Stary Sącz stanął w miejscu i pogrąża się w stagnacji.
Tak to się działo jeszcze przed wojną i tuż po niej, a potem jeszcze przez
długie lata PRL-u.
Kiedy w połowie lat
50-tych znalazłem się w moim mieście urodzenia jako uczeń pierwszej klasy Liceum
Pedagogicznego nie wiele się zmieniło. Mieszkałem w internacie kilkaset metrów
od szkoły, a jedzenie mieliśmy jeszcze
gdzie indziej, przy klasztorze Sióstr Klarysek. Tam właśnie na ochotnika
zgłosiłem się do nabierania wody ze studni na korbę i noszenia jej do kuchni.
Robiliśmy to we dwóch lub trzech, bo wody potrzeba było dużo do gotowania i
mycia naczyń, ale za to mieliśmy dodatkową wałówkę od szefowej kuchni i trochę
wolności w drodze do internatu.
Oczywiście z moich lat
wczesnego dzieciństwa w tym mieście pamiętałem niewiele. Zaraz po tym jak
ojciec wrócił z niewoli niemieckiej (a miałem wtedy 6 lat) w 1945 roku
wyjechaliśmy pociągiem towarowym na Zachód, tam gdzie jak to wieść gminna głosiła „płoty są kiełbasami grodzone”. Zamieszkaliśmy wraz z niemieckimi
gospodarzami w dużej wsi nad Jeziorem Otmuchowskim i tam poszedłem do pierwszej
klasy świeżo zorganizowanej szkoły
powszechnej. Po jej ukończeniu moja kuzynka ze Starego Sącza zachęciła mnie do
podjęcia nauki w tamtejszym Liceum Pedagogicznym. Pojechałem tam pociągiem z
ogromnym zadowoleniem, że mogę znów być w moim rodzinnym Bryjowie. Miałem też
bliską rodzinę w niedalekim Łącku nad Dunajcem, wsi znanej z corocznego „święta kwitnącej jabłoni”.
Stary Sącz wydawał mi
się autentycznie stary, ale był dla mnie jak Mekka dla Arabów. Czułem się tam
jak u siebie w domu, bardziej niż we wsi na Opolszczyźnie, a naukę w liceum
wspominam z pietyzmem i rozrzewnieniem. To samo mogę powiedzieć o moich
kolejnych szkołach, bo dalej kontynuowałem naukę w Brzegu nad
Odrą, aby zakończyć ją i ukoronować maturą znów na ziemi sądeckiej w uroczej
Limanowej.
Dziś jak wiem Stary Sącz odmłodniał, to już
nie jest to samo miasto co dawniej, w peryferyjnym otoczeniu wybudowano setki
nowych domów jednorodzinnych, co jeden to ładniejszy. Ale rynek zachował swój
zabytkowy charakter, to niezwykle sympatyczny ryneczek bez ratusza, z
archaiczną studnią na środku placu pokrytego kamiennymi „kocimi łbami”. Władze
miejskie zadbały o to w czasie gruntownego remontu, by zachować dawną architekturę, zarówno placu jak
budynków wokół ryneczku. Mówię to z autopsji, bo parę lat temu udało mi się
odwiedzić moje miasto urodzenia i to co zobaczyłem, to był dla mnie szok. Nie
wiem dlaczego było mi żal, że rodzice pozostawili to miasto, choć rozumiem że
nie mieli tutaj wtedy z czego żyć.
I jest Stary Sącz prawdziwą perełką wśród miast
podkarpackich, można się nim zachwycić i wzruszyć nad ciekawą historią,
zwłaszcza przeszłością klasztoru, na murach którego przetrwała samorodna plama
w kształcie jeźdźca na koniu. To pamiątka tego, że nie udało się Tatarom
przeskoczyć murów klasztoru w czasie
najazdu na Polskę w XIII wieku. Z
tego co napisałem łatwo się domyślić, że Stary Sącz jest bardzo stary i pamięta
czasy, gdy rodziło się państwo polskie
.
Mógłbym napisać więcej
o ciekawostkach z historii i atrakcjach turystycznych tego miasteczka, ale
łatwo to wszystko odnaleźć na internetowej stronie Wikipedii. Od siebie dodam tylko,
że zawsze z dumą to powtarzam, że moim miejscem urodzenia jest cudowny Stary
Sącz.
To właśnie spróbowałem
wyrazić w strofach wiersza, które mówią same za siebie:
Modlitwa-song
Parafraza piosenki Edyty Geppert „Zamiast”
Pamiętam mój rodzinny dom,
gdzieś porzucony w wielkim świecie,
w małym miasteczku Stary Sącz,
chociaż minęło już półwiecze.
Do tego miejsca wracam wciąż
wspomnienia snując nocą skrycie,
choć tamten dom daleko stąd,
lecz wciąż mi bliski jest nad życie.
Dziś mam w Sudetach własny świat,
radości, smutków nikt nie zliczy,
mam tu swój dom od wielu lat
u stóp Włodarza, nad Bystrzycą
I choć spokojnie płynie czas
w nocnych majakach chęć się kładzie,
by choć ten raz, ostatni raz
zamoczyć nogi tam w Popradzie.
By tak jak kiedyś pieszo iść
wraz z dunajcowym prądem wody
w gąszczu jabłoni łąckich śnić,
że jestem wciąż studentem młodym.
Słowa modlitwy zatem ślę,
nim w sen kamienny się położę,
daj mi nadzieje chociaż tę,
że to się spełni – Dobry Boże!
Choć dręczy mnie niewiary splin,
taką potrzebę w sercu widzę,.
bym mógł jak marnotrawny syn
pokłonić się Klarysce Kindze.
To w jej ramionach Bolko król
skruszał choć twardy był jak orzech,
więc daj mi szansę Boże mój
przed Jej ołtarzem się ukorzyć.
Słowa modlitwy zatem ślę
Nim w sen kamienny się położę,
Nie gaś nadziei, póki śnię,
że to się jeszcze spełnić może…
Nie chcę się skarżyć na swój los,
Choć wiem jak będzie jutro rano...
Tyle powiedzieć chciałem wprost
tyle zanucić – na dobranoc.
Choć wiem jak będzie jutro rano...
Tyle powiedzieć chciałem wprost
tyle zanucić – na dobranoc.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników mojego bloga.
A teraz wspomnijcie swój rodzinny dom. Może
spróbujecie coś o nim napisać.
P.S. Mój wspaniały przyjaciel, Bronek z Piławy
Górnej, mówi że to zrobi o rodzinnym Grabowie, ale bez pośpiechu, bo chce abym
się nie śpieszył na łono Abrahama i koniecznie poczekał aż on to napisze.
Obiecałem , że poczekam. To się nazywa przyjaźń dozgonna.
Nic dodać ,nic ująć.Pięknie to napisałeś.Łezka zakręciła mi się w oku,bo jesteś przykładem jak można napisać o swoim miejscu urodzenia.Nie pamiętam dokładnie ale chyba trzy lub cztery lata temu byliśmy z naszą Córeczką w Starym i Nowym Sączu oraz w Nowym Targu i Zakopanem,i muszę stwierdzić,że zmieniły się te miasta w porównaniu do lat z ub.wieku - oczywiście na korzyść.A wracając do mojego pisania to prędzej to zrobię w formie zeszytowej niż na komputerze.Ty Staszku będziesz pierwszym recenzentem moich opowieści zanim zamieszczę je w internecie.Bo oprócz dobrych myśli przelanych na papier trzeba jeszcze mieć dobrą składnię aby czytający nie mieli problemów z odgadnięciem o co w tekście chodzi.Dzięki za dzisiejszy tekst.
OdpowiedzUsuńPs.We wtorek jadę do Mikstatu na Jubileusz 50 lecia kapłaństwa mojego kolegi z Liceum,a w środę będę chciał odwiedzić mój kochany Grabów moje miejsce urodzenia.Z Grabowa podzielę się wrażeniami,bo nie byłem tam bardzo dawno a z pewnością są zmiany bo miasto obchodzi w sierpniu 600 letnią rocznicę nadania praw miejskich przez Władysława Jagiełłę i odtąd stało się miastem królewskim.Może kiedyś coś na ten temat napiszę,bo mam trochę materiałów, a ponadto jestem do tego napisania zachęcany przez Ciebie Staszku i przez kolegę z Niemiec.Serdecznie pozdrawiam i przepraszam za zbyt długi mój tekst.
Nie ma w moim blogu takich ograniczeń, by pisać krótko, a to co napisałeś jest bardzo interesujące. Pozdrawiam Cię Bronku i dziękuję za komentarz. Życzę miłych wrażeń z rodzinnej ziemi wielkopolskiej.
OdpowiedzUsuńNapisał Pan tak od serca, że się wzruszyłam.Prawdę powiedziawszy nie m am takich wspomnień, bo jestem STĄD,ale znam takie urokliwe choć zapyziałe[byłam tam bardzo dawno temu] miasteczka np.Jędrzejów,Opatów a może Opatówek?Moje koleżanki stamtąd pochodziły a były to wrażliwe,serdeczne dziewczyny z sercem na dłoni.Coś było w tych miejscach,że emanowało dobrem. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiepło, oj ciepło się robi na sercu :) Choć Stary Sącz na Podhalu nie leży :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tą uwagę, napisałem "wśród miast podhalańsakich" mając na uwadze znaczenie ogólne określenia pod halami. Ale ma Pan rację, że to się kojarzy z nazwą geograficzną Podhala, która nie obejmuje Starego Sącza. Już to porawiłem. Pozdrawiam !
Usuń