Pozwolę sobie dzisiaj na zwierzenia bardzo osobiste,
ale myślę że sam wątek biograficzny nie jest tu najważniejszy, lecz wypływające
z niego wnioski. A ponadto mam nadzieję, że tym sposobem zyskam jeszcze większą
sympatię moich Czytelników.
Przeglądając stary
numer „Literatury” z lutego 2000 roku (parę numerów z tego roku udało mi się
przechować z uwagi, że było to początek nowego stulecia) natknąłem na wiersz
„Rada starego jogina” Łukasza Nicpana, wiersz,
który natchnął mnie do wspomnień z dzieciństwa.
Oto pełny tekst wiersza:
Tak
w telewizji radził stary jogin:
jeśli
chcesz dożyć sędziwego wieku
jeszcze
raz przeżyj jeden dzień z dzieciństwa
godzinę
po godzinie, minutę po minucie
odgrzebując
spod gruzu wspomnień
wytężam
pamięć, opuszczam powieki
przygasa
światło w lożach półkul obu
cichnie
dyskretne kasłanie lektorów
w
czyjejś lornetce ćmi połysk ostatni
następnie
ciemność z wolna się rozjaśnia
rozwibrowawszy
mydliny w miednicy
babka
z rozmachem w gąszcz pokrzyw je chluśnie
pokrzywy
zasyczą się pianą w szeleście –
i
na tym scena nagle się urywa
co
było dalej?
co
było na obiad?
prażuchy?
zupa
ta czy może tamta?
nic
nie pamiętam
tylko
te mydliny
i
szelest pokrzyw
nie dożyję setki
Wytężam pamięć. Usiłuję
przywołać obrazy z dzieciństwa. Inny poeta, Tymoteusz Karpowicz, nazwał je
pięknie - powidoki.
Niestety, znalazły się już teraz za podwójną zasłoną. Jedna zasłona to upływ
lat, wielu dziesiątków lat, druga, to zużycie pamięci. Obie działają jak gruba
kurtyna, której nie można ruszyć.
Ale przy wzmożonym
wysiłku coś tam się wyłania.
To piękna, duża wieś na
Ziemiach Odzyskanych. Nasz dom murowany, prawie że nowy, obok stodoła, obora, a
za nimi ogród z drzewkami owocowymi, krzewami porzeczek i agrestu, grządkami
warzyw i kwiatów. Ten powidok jest całkiem wyraźny, namacalny, nie uległ
degresji czasu. Mam przed oczyma wieś nad rzeką i pola, i łąki, i pobliski
lasek z boiskiem sportowym, gdzie kopaliśmy piłkę.
Moje wspomnienia, zdaję
sobie z tego sprawę, są na dzisiejsze czasy tak anachroniczne, że aż wstyd o
nich mówić. Jeśli powiem, że do
pierwszej klasy szkoły powszechnej w mojej wsi poszedłem „uzbrojony” w
tabliczkę ebonitową do pisania i specjalny rysik, to oczywiście nikt w to nie uwierzy.
A moje okruchy wspomnień wskazują, że pełny kałamarz i obsadkę z metalowym
piórkiem użytkowałem dopiero w klasie trzeciej. Podłogi w szkole były pokryte
tak zwanym pyłochłonem, czyli były wymoszczone czarną mazią. Wchłaniała ona nie
tylko kurz, ale była też odporna na rozlewany dość obficie atrament, cieknący
strumykami z dębowych ław szkolnych. Na przerwach graliśmy na podwórku
„szmacianką”, czyli imitacją piłki zrobionej z mocno związanej szmaty. W ogóle
prawdziwa piłka skórzana była moim niedościgłym marzeniem. Skończyłem szkołę
powszechną i dalej marzyłem o tym, że może kiedyś uda mi się zaimponować
kolegom prawdziwą piłką. W szkole średniej było już lepiej, bo mogliśmy na
„wuefie” i na zajęciach sportowych grać prawdziwymi piłkami.
Pognaliśmy niewyobrażalnie
daleko do przodu. Dziś sześciolatki idą do szkoły też z tabliczkami, tylko one
noszą nazwę tablety. Zamiast „Elementarza” Falskiego MEN powinien umieścić w
Internecie pierwszą książkę do nauczania informatyki. A w ogóle nasza szkoła w
porównaniu do postępów techniki na Zachodzie jest tak samo zacofana jak ta tuż
po wojnie, nawet jeśli to było na Ziemiach Zachodnich.
Takie jak wyżej
wspomnienia budzą nie tylko zdziwienie, ale i nieufność. On to chyba wymyślił,
praczłowiek, nie z tego wieku. Ileż on może mieć lat, chyba ze sto, albo i
więcej. Nie, nie mam jeszcze setki i jej nie osiągnę. Przecież z cytowanego powyżej wiersza wiem już co
powiedział jogin. Niestety, nie pamiętam szczegółów ani jednego całego dnia z
dzieciństwa. Tylko wyrywki.
Ale ponieważ nie
pamiętam, więc przestaję się martwić tym, że nie dożyję setki. Życie bez
pamięci to wegetacja. Nie chcę wegetować. Zresztą nie mam w tej sprawie nic do
gadania. Będzie to, co będzie.
Moim sędziwym
słuchaczom proponuje jednak, próbujcie odświeżać swoje wspomnienia z minionych
lat. Nie poddawajcie się upływowi czasu i zamieraniu pamięci. Zróbcie taki test
– jeden, dwa, trzy zapamiętane od początku do końca dni z dzieciństwa. Jeśli
się uda, to będziecie mieli pozytywne poczucie, że jeszcze sporo lat życia przed
wami. A jeśli to się działo tutaj, u nas, na ziemi wałbrzyskiej, dajcie sygnał
do powiatu i bądźcie pewni, odwiedzi was Łukasz Kazek. Ten sympatyczny
entuzjasta z Walimia potrzebuje „eksponatów” do muzeum mówionego powiatu wałbrzyskiego. Podzielcie się z nim swymi
wspomnieniami, utrwalicie je na taśmie. To bardzo ludzkie, nobilitujące.
Pomyślcie, jeszcze za życia i już w muzeum. Miłych wspomnień i satysfakcji po
spotkaniu z interlokutorem !
Witam! Moje dzieciństwo było podobne do Twojego.Tylko,że Grabów nad Prosną to miasto,w którym mieszkało około 2 tyś. mieszkańców.Inne też były warunki w szkole podstawowej.Pisaliśmy w zeszytach,mieliśmy podobnie jak w innych szkołach atrament i obsadki ze stalówkami/pióra/.A wracając do Twojego blogu to proszę o więcej optymizmu.Przecież sam wiek nie ma nic wspólnego ile nam życia zostało.Najważniejsze jest dobre samopoczucie i miłość do ludzi a tego Tobie nie brakuje.Dzisiaj zakończenie roku szkolnego - pamiętasz jak cieszyliśmy się,że zbliżają się wakacje i wreszcie odpoczniemy i ewentualnie wyjedziemy.Pamiętam naszą wspaniałą kilkunasto dniową wycieczkę do Grecji moim maluchem.Było pięknie, ile zwiedziliśmy poczynając od Akropolu,Starą Agorę,Dafne,Korynt no i nie zapomniane święto wina na przedmieściach Aten.A było to dokładnie 36 lat temu.Ale w Twoim blogu nie powinny być moje wspomnienia,ja swój internetowy pamiętnik napiszę póżniej.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBronku obiecuję, poczekam na Twój pamiętnik i wcale się nie musisz śpieszyć z jego pisaniem. Mnie się nie śpieszy zwłaszcza że nie widzę potrzeby ratowania PiS-owskiego budżetu jeśli chodzi o moją emeryturę.
OdpowiedzUsuńWażne, że coś nam jeszcze utkwiło w pamięci z lat dzieciństwa, więć możemy powspominać.