Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Życie ma sens


Udało mi się uchronić przed unicestwieniem numer 15 „Polityki” z kwietnia 2006 roku. Intensywnie barwna okładka z rudowłosą Marią Magdaleną, jak wiadomo jawnogrzesznicą, oblubienicą Jezusa, ikoną feministek, była wystarczającym powodem, by ten egzemplarz znanego periodyku odłożyć na zaś. Ale to nie ona wzbudziła moje największe zainteresowanie, choć epitet  -  jawnogrzesznica  - wydaje się bardzo frapujący.

W tym świątecznym numerze z okazji Wielkanocy już na samym początku jest obszerny artykuł Adama Szostkiewicza pod tytułem - „Życie po życiu”. Otóż to, czy możemy sądzić jak nakazuje nam religia chrześcijańska, że po śmierci nasza dusza ulatuje gdzieś daleko i albo czekają  na nią Aniołowie, by otworzyć jej wrota do rajskiej krainy ułudy, albo musi odcierpieć w czyśćcu za swoje grzechy i czekać cierpliwie na łaskę boską, albo też jest skazana na wieczne potępienie w czeluściach piekielnych? Czy są na to racjonalne przesłanki? Co o tym mówią naukowcy? Czy odrzucają kategorycznie przypowieści biblijne, uznając że nie ma na nie empirycznych dowodów, czy też próbują odnaleźć przynajmniej logiczne uzasadnienie, wskazujące na istnienie życia po śmierci?

 Faktem jest, że obecnie nauka przestaje traktować to pytanie jako tabu, którym po prostu nie warto się zajmować. Jest więc wielu ludzi nauki, którzy dokonują różnych badań i dociekań filozoficznych i na tej podstawie formułują swoje opinie i wnioski. Łatwo się domyślić, że ta egzystencjalna zagadka znajduje zdeklarowanych scjentystów, odrzucających jakąkolwiek możliwość życia po śmierci, jak i  uczonych konformistów, skłonnych do kompromisu z  prawdami głoszonymi przez Kościół.

Wybitny filozof, publicysta, Ojciec prof. Józef Maria Bocheński przyznaje, że pragnienie nieśmiertelności i wynikająca stąd wiara w życie po śmierci, nie jest zabobonem, tylko wytworem ludzkiej psychiki. Ale z tego, że coś pragniemy, nie wynika że coś jest. Mimo wszystko ten zdroworozsądkowy sceptycyzm wcale nie musi wykluczać chrześcijańskiej wiary w zmartwychwstanie.

Nie będę relacjonował szczegółowej treści artykułu, bo nie da się streścić tego, co już w swej istocie jest streszczeniem badań i opinii różnych uczonych, zresztą na ogół kontrowersyjnych. Najważniejszą jest końcowa konkluzja zatytułowana: jak się nie dać zwariować?

Przytoczę tutaj zasłyszaną przeze mnie anegdotę, oddającą dowcipnie brak jednoznacznej naukowej wykładni na  temat istnienia życia po śmierci.

Pewnego starszego wiekiem uczonego prezentującego aktualny stan badań naukowych w tej dziedzinie, studenci na koniec wykładu zapytali wprost: No dobrze, ale co pan, profesorze o tym sądzi, czy jest życie po śmierci, czy też nie ? Oczywiście, że tak, odpowiedział bez wahania profesor. I dodał. Przecież ja wkrótce umrę, ale wy wszyscy będziecie żyli nadal na tej planecie.

Wracam jeszcze na moment do końcowych wniosków artykułu. Otóż zdaniem autora, wiara w życie po życiu jest ludzka, bo tak samo ludzki jest ruch obronny człowieka przed śmiercią. Tylko życie ma sens, dlatego nie godzimy się z myślą, że kończy się ono z chwilą śmierci. Inaczej mówiąc, gdyby nie było śmierci, a życie trwało bez końca, już dlatego byłoby pozbawione sensu.

Nie jestem pewien, czy ta filozoficzna hipoteza potrafi nas w pełni usatysfakcjonować. Na co dzień szukamy sensu życia w tym jak żyjemy, co robimy, jak sobie radzimy z kłopotami i nieszczęściami. Każdy człowiek tworzy sobie swój własny sens życia, często bardzo przyziemny, materialny, wynikający z  wychowania w rodzinie i środowisku.

Na ogół widzimy sens życia u ludzi, którzy coś tworzą, budują, przekształcają, a z chwilą śmierci coś po sobie zostawiają, jeśli już nie trwałego, to przynajmniej duchowego, czyli w pamięci i sercach swoich bliskich. A może właśnie to jest  tym objawionym przez Boga życiem po śmierci.

Tak więc by przedłużyć nasze istnienie na ziemi róbmy coś pożytecznego, coś co po nas zostanie jeśli już nie na zawsze, to przynajmniej na jakiś czas.

Pocieszam się tym, że po mnie pozostanie to co napisałem, tylko mój optymizm zakłóca świadomość, iż nie będę już wtedy mógł liczyć na to, że przynajmniej przeczyta to jedna osoba, czyli sam autor.

6 komentarzy:

  1. Witam Stachu!Dzisiejszy post świetnie napisany od rozważań filozoficzno-religijnych do stwierdzeń co po nas pozostanie.Ty jesteś w tej dobrej sytuacji,bo pozostanie bardzo dobrze napisany blog,który jest czytany/myślę,że będzie/przez potomnych a ponadto wspaniałe pozycje książkowe,które znajdują się w kilkudziesięciu biblioteczkach domowych.Ale na ten czas cieszmy się życiem i róbmy to co umiemy najlepiej i nie myślmy co się z nami stanie po śmierci,A więc głowa do góry bo życie jest piękne.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać Bronku, moje rozważania są optymistyczne, nie upadam na duchu, choć nie jestem pewien, na co mogę liczyć na Sądzie Ostatecznym. Pocieszam się tym, że tam nie sięgną macki niejakiego Zbigniewa Ziobry. A ponadto jak zauważyłeś coś po mnie zostanie na falach internetowego eteru i na składzie makulatury. Podzielam Twój optymizm, to dlatego tak bliski Ci jest Cieszyn.

      Usuń
  2. Widzę, że sentymentalny nastrój Pana dopada:)
    Jest Pan w tej dobrej sytuacji, że pozostaną po Panu książki, a ja, że w jednej z nich zostałam wspomniana, za co dziękuję raz jeszcze:)
    I pozdrawiam z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominam Panią i w "Głuszyckich kontemplacjach" i "Wałbrzyskich powabach", bo z podziwem odnoszę się do utrwalonych w Pani blogu trafnych opisach i znakomitych fotografiach z Głuszycy i Wałbrzycha. Pisałem też o tym w moim blogu. To tylko skromny dowód wdzięczności, również za długotrwałe przyjazne kontakty. Pozdraswiam !

      Usuń
    2. Oj, zaniedbałam sie ostatnio, ale mam nadzieję, że przejściowo:)
      Pozdrawiam, wciąż jeszcze z Krakowa:)

      Usuń
  3. Tam w macierzystym lesie,
    Kędy wąsate wiją się porosty,
    Na podścielisku miękkuchnych mchów
    Słuchałem nocnej gędźby sów
    Przez długie i błogie lata.
    A byłem prosty!Byłem jak mąż prosty!

    Dęby nie rosną bezmyślnie,jak czasem bezmyślnie zdają się żyć ludzie.
    Bo to bezmyślność ludzi doprowadziła do jego"zagłady".
    Dlaczego nikt nie słyszał-jak mówił,że niszcząc stare drzewo,wyrywając je z korzeniami,niszczy samego siebie.Drzewo jest jak człowiek.Można na nie spojrzeć inaczej.Od wewnątrz.Był palony słońcem,gładzony mgłą i siekany deszczem.Nie uskarżał się jednak.Nie żądał wynagrodzenia.Nie chciał podziękowań.On był za darmo.
    Samorództwo-to wzbogacanie natury przez ubytek żywych,witalnych drzew i zamiana ich w próchno,w którym następuje"erupcja nowego życia",ma to ścisły związek z odradzającą się wiarą w teorię samorództwa(abiogeneza)
    bialczynski.pl/2016/06/05/padl-najstarszy-polski-dab-mial-800-lat/
    Pzdrawiam.

    OdpowiedzUsuń