Pisałem o tym w 2012 roku a teraz
uważam za niezwykle ważne, aby o tym przypomnieć.
Był uosobieniem sztuki, był jej
alter ego. Był też natchnieniem niezliczonych mas Polaków, którzy zjednoczeni
pod sztandarem „Solidarności” znaleźli w tym ruchu swoje ideały. Jego muzyka i
Jego śpiewanie były jak balsam na skołotane serce, przynosiły ulgę, ale też
niezapomniane wzruszenie i najszczersze łzy. Tak samo jak Jacek Kaczmarski,
ukochany przez ówczesne młode pokolenie Polaków, odszedł od nas - Przemysław Gintrowski.
Pieśniarz i kompozytor,
współtwórca "Murów",
nieformalnego hymnu Solidarności - zmarł
w sobotę 20.10.2012 r. w wieku 61 lat.
„Każdy
człowiek, gdy przychodzi na świat, ma w sobie potrzebę pewnej estetyki, czegoś,
co nie jest li tylko biologią naszego życia. Jedni tę potrzebę rozwijają, a
drudzy wręcz przeciwnie - zabijają. Bez
sztuki żyć się nie da. Jestem o tym głęboko przekonany” – powiedział w
niepublikowanej dotąd rozmowie z Tomaszem Barańskim z PAP w 2003 roku.
W tej rozmowie
Przemysław Gintrowski czuł rozczarowanie do tego, co się w Polsce dzieje:
„Myślałem,
że Polska jest krajem ludzi mądrzejszych. Dziś potrzeba nam solidnej klasy
politycznej. Nie stanowią jej na pewno ci pseudopolitycy, którzy uprawiają
prywatę kosztem Polski. 50 lat komunizmu zabiło też w nas etos pracy. Jako społeczeństwo nie potrafimy
pracować”.
Był
Gintrowski tytanem pracy, tak go wspominają ci wszyscy, którzy mieli zaszczyt z
nim się zetknąć i poznać bliżej. Dawał z siebie wszystko w czasie koncertów. To
nie było zwykle śpiewanie, to było wykładanie duszy i wyrywanie z serca
wszystkich najgłębszych uczuć.
Jego
twórczym ideałem był Zbigniew Herbert, najwybitniejszy nasz poeta współczesny.
Do jego tekstu dorabiał muzykę i śpiewał je na koncertach.
Nie będę
rozpisywał się więcej o Przemysławie Gintrowskim. Możemy o nim przeczytać w
Wikipedii i poszukać w internecie. Chcę wykorzystać tę okazje, by wspomnieć
jeszcze jednego idola czasów
„Solidarności”, człowieka związanego z naszą ziemią wałbrzyską, a ściślej z
Głuszycą. Nazywa się Natan Tenenbaum.
O Natanie miałem okazję pisać już
wiele razy. Ostatnio z powodu jego śmierci. Ale dobre wspomnienia o Natanie to
jest nasz głuszycki obowiązek. Dlatego pozwalam sobie po raz któryś wypunktować
kilka szczegółów jego życiorysu:
Natan Tenenbaum - satyryk,
poeta, z wykształcenia archeolog śródziemnomorski. Dzieciństwo i młodość spędził w Głuszycy. W latach sześćdziesiatych
zasłynął jako autor tekstów
warszawskiego STS-u i „Hybryd”. Publikował utwory w „Szpilkach”. Kilka tekstów
związanych z „wydarzeniami marcowymi” ukazało się anonimowo w paryskiej
„Kulturze”. Od 1969 roku przebywał na emigracji w Szwecji, gdzie m.in. prowadził
w Sztokholmie polski kabarecik literacki „Krakowskie Przedmieście”. W czasach
„Solidarności” jego wiersz „Modlitwa. O wschodzie słońca”, z muzyką Przemysława
Gintrowskiego cieszył się dużą popularnością. Był śpiewany przez samego
Przemysława, a także Jacka Kaczmarskiego i Jacka Wójcickiego w krakowskiej
„Piwnicy pod Baranami”. Poza występami w Szwecji autor wielokrotnie występował
w Polsce, szczególnie po roku 1988, m.
in. w kabarecie Jana Pietrzaka „Egida”, w gdańskim klubie „Żaczek” i w
krakowskiej „Piwnicy”. Znane są dwa tomiki jego wierszy; „Chochoł i róża” z
1992 oraz „Imię Twoje Rzeczy Pospolitość” z 1997 roku.
Natan Tenenbaum był gościem
Centrum Kultury w Głuszycy w 2002 roku. Miałem okazję z nim
rozmawiać, darował mi swój tomik wierszy „Imię Twoje Rzeczy Pospolitość” z
autografem. Trzymam go sobie pod ręką jak najcenniejszy talizman.
Tak się składa, że nie ma wśród
nas ani Przemysława Gintrowskiego, ani Jacka Kaczmarskiego, ani Natana
Tenenbauma. Nie słychać nic o Andrzeju Garczarku, o którym pisałem w ostatnim poście.
I co najsmutniejsze, odnosimy wrażenie, że ich trud, że ich wszystkie nadzieje,
że ich życie poszło na marne. Zdeptał je
Jarosław Kaczyński, a wraz z nim cały PiS. Zaciera się świadomie i perfidnie znaczenie i rolę jaką odegrali w zwycięskim
ruchu „Solidarności”. Zaciera się ich ideały, bo nie służą obecnej klasie
politycznej, która uznała, że metody z czasów PRL-u są najlepszym sposobem
sprawowania władzy.
Witam Staszku! Nie zdziw się ale zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.Bo to co jest/było/ dobre i pięknie zapisało się na kartach historii trzeba szybko zniszczyć,aby zdążyć wykreować swoich idolów,a jeszcze więcej stawiać pomniki aby/głupiemu/ narodowi to zaszczepić,tak tworzy się "nową historię".Weżmy przykład z dnia wczorajszego/nie będę pisał nazwisk/Co komu zrobił reżyser,że trzeba go ponownie skazać i deportować do USA za czyn,który został dokonany za zgodą osoby na kórej został popełniony.Ponadto ten Pan nie jest obywatelem Polski tylko Francji.Ale trzeba zrobić coś wyjątkowego aby przypodobać się prezesowi.Ach Staszku Polska to piękny ale bardzo dziwny kraj.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń[*][*][*]
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że współcześni ludzi niechętnie się zastanawiają, niechętnie myślą....może sprawia Im to ból ??...
OdpowiedzUsuńTylko niech nikt nie mówi, że nie mają czasu, bo na "fejsie" siedzą godzinami. Ale nie tyle czytają co oglądają obrazki, to Im wystarcza.
antymatrix.blog.polityka.pl/2016/05/30/kongres-kultury-zadania-do-odrobienia/
OdpowiedzUsuńDobry artykuł:
https:geopoliticalfutures.com/nationalism-is-rising-not-fascism/
Niemcy i Chiny budują już fabryki,w których człowieka zastąpią roboty
(Speedfactory).Automatyzacja pozwala produkować szybciej i taniej.
Czy człowiek stanie się zbędny?
www.theguardian.com/sustainable-business/video/2016/feb/17/last-job-on-earth-automation-robots-unemployment-animation-video
Reklama odc.lV:
www.youtube.com/watch?v=DlHbOJKUTNc
:)