Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 10 sierpnia 2016

Warto powrócić do Olgi



utopione w górach życie wsi



W tajemniczych okolicznościach ginie mieszkaniec wsi położonej na skraju Kotliny Kłodzkiej. Jego sąsiadka, Janina Duszejko, emerytowana nauczycielka i obrończyni zwierząt, wpada na pewien trop  i zdradza go policji. Ale organa władzy nie traktują poważnie jej podejrzeń, mają złe zdanie o kobiecie, uchodzącej za ekscentryczkę, mieszkającej samotnie i pasjonującej się astrologią.. Okoliczności kolejnych morderstw skłaniają jednak policję do innego spojrzenia na sprawę.

Oto najkrótsze streszczenie jednej z książek Olgi Tokarczuk, powieściopisarki bliskiej nam szczególnie, bo wyrosłej na naszej podsudeckiej glebie, zdobywczyni prestiżowych Nagród Literackich Nike 2008 i 2015.
Nie, to nie są „Księgi Jakubowe” wiekopomne, monumentalne dzieło związane z historią Rzeczpospolitej Obojga Narodów, za które otrzymała Olga Tokarczuk Nike 2015.

Powieść, do której przeczytania chciałbym zachęcić jest wcześniej napisana i znacznie skromniejsza, a nosi przejmujący tytuł „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.

Znawcy literatury, bywalcy księgarń i bibliotek, znają Olgę Tokarczuk nie tylko z przekazów medialnych. Po przeczytaniu którejkolwiek z jej pierwszych, głośnych już w całym kraju powieści, takich jak „Prawiek i inne czasy”, „Dom dzienny, dom nocny” , „Ostatnie historie”, trudno byłoby się nie zachwycić. Każda z tych książek wciąga jak narkotyk, wprowadza nas w alegoryczny, wydawało by się utopijny, a przecież rzeczywisty  świat życia wiejskiego. Zdumiewa nas, że chociaż jest to świat najbardziej prymitywny, ubogi, bo rzecz rozgrywa się w maleńkich wioszczynach górskich, a bohaterami są ludzie prości, sterani powszedniością trudów, wprzęgnięci w elementarny mechanizm „walki o byt”, to jednak  jak się okazuje są to ludzie bogaci duchowo, wrażliwi i czuli na  piękno przyrody i krajobrazów, reagujący bezkompromisowo na kłamstwo, obłudę i nieuczciwość otoczenia.

Dla mieszkańców utopionych w górach takich chociażby wsi jak nasza głuszycka Łomnica, Zimna Woda lub Sierpnica, powieści Olgi Tokarczuk są nadzwyczaj swojskie, bo dzieją się jakby  tu, w ich wsi i są bliskie tutejszemu pojmowaniu świata i ludzi. Znamy z autopsji tę przyrodę, piękne krajobrazy, ale także uciążliwości życia górskich ustroni, zagubionych gdzieś w górach, odciętych od świata.

Powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych” stawia jednak nowe, niezwykle intrygujące pytanie. Dotyczy ono naszego stosunku do otaczającej nas przyrody i zwierząt. Dotyczy istoty człowieczeństwa, w którym idea ochrony życia jako najwyższej wartości w odniesieniu do świata zwierząt jest tylko grą pozorów.

Dla lepszego poznania meritum książki przytoczę ciekawsze jej urywki. Na początek dwa obrazki z miejsca akcji powieści:

„Nasza osada, to kilka domów, które stoją na Płaskowyżu, z dala od reszty świata. Płaskowyż jest dalekim geologicznym krewnym Gór Stołowych, ich odległą zapowiedzią. Przed wojną nasza kolonia nazywała się Luftzug, czyli Przeciąg, dziś zostało z tego nieoficjalne Lufcug, bo oficjalnie nie ma nazwy. Na mapie widać tylko drogę i kilka domów, żadnych liter. Zawsze wieje tutaj wiatr, masy powietrza przelewają się przez góry z zachodu na wschód, z Czech do nas. Zimą wiatr staje się gwałtowny i  świszczący; wyje w kominach. Latem rozprasza się w liściach i szeleści, nigdy nie jest tu cicho… Nie ma co się dziwić ludziom, którzy opuszczają Płaskowyż zimą. Trudno jest tu mieszkać od października do kwietnia, wiem coś o tym. Co roku spada tutaj wielki śnieg, a wiatr starannie rzeźbi z niego zaspy i diuny. Ostatnie zmiany klimatyczne ociepliły wszystko, tylko nie nasz Płaskowyż…”

„Zima pięknie otula wszystko tutaj białą watą, skraca maksymalnie dzień, tak że gdy się nieopatrznie zasiedzi w nocy, można się obudzić w mroku popołudnia następnego dnia, co  -  przyznam szczerze - zdarza mi się coraz częściej od zeszłego roku. Niebo wisi tu nad nami ciemne i niskie, jak brudny ekran, na którym rozgrywają się nieposkromione batalie chmur. Po to są nasze domy – żeby chronić nas przed tym niebem, inaczej przeniknęłoby do samego wnętrza naszych ciał, gdzie podobna małej szklanej kulce, tkwi nasza Dusza. Jeżeli coś takiego w ogóle istnieje…”

W tym maleńkim przysiółku, w którym przyszło żyć na stare lata bohaterce powieści, dzieją się rzeczy wzbudzające wstręt i oburzenie. Grupka myśliwych z lokalnego Kółka Łowieckiego na czele z komendantem policji i pod opiekuńczymi skrzydłami księdza proboszcza urządza sobie suto zakrapiane polowania, czując się  przy tym zupełnie bezkarnie. Tutaj nie obowiązują żadne okresy ochronne, strzela się do wszystkiego co popadnie i kiedy tylko nadarzy się okazja. Ofiarą myśliwych padły też dwie wierne i oddane suczki, jedyne towarzyszki życia mieszkającej na tym odludziu samotnej kobiety. Trudno się dziwić, że przechyliło to do reszty czarę goryczy. Bohaterka książki  podejmuje się walki o prawo do życia dla zwierząt z panującą wszędzie obojętnością , bezdusznością,   hipokryzją. Decyduje się sama być w tej sprawie i sędzią, i katem.  Jaki jest finał tej potyczki?  Odpowiedź na to pytanie poszukajmy  w powieści. Oto kolejne urywki, wprowadzające w istotę problemu:

„Teraz wydało mi się jasne, dlaczego wieże strzelnicze, które przecież bardziej przypominają wieże strażników z obozów koncentracyjnych, nazywa się ambonami. W ambonie Człowiek stawia się ponad innymi Istotami i sam przyznaje sobie prawo do ich życia i śmierci. Staje się tyranem i uzurpatorem…”

„Popatrzcie jak funkcjonują te ambony. To jest zło, trzeba ten fakt nazwać po imieniu: przemyślne, perfidne i wyrafinowane zło – budować paśniki, sypać tam świeże jabłka i pszenicę, wabić Zwierzęta, a kiedy się już oswoją i przyzwyczają, strzelać im z ukrycia, z ambony w głowę… „Gdy przechodzicie koło wystaw sklepowych, na których wiszą czerwone połcie poćwiartowanego ciała, to myślicie że co to jest? Nie zastanawiacie się, prawda? Albo gdy zamawiacie szaszłyk, czy kotlet – to co dostajecie? Nic w tym strasznego. Zbrodnia została uznana za coś normalnego, stała się czynnością codzienną. Wszyscy ją popełniają. Tak właśnie wyglądałby świat, gdyby obozy koncentracyjne stały się normą. Nikt by nie widział w nich nic złego…

A przecież Człowiek ma wobec Zwierząt wielki obowiązek – pomóc im przeżyć życie, a tym oswojonym – odwzajemnić ich miłość i czułość, bo one nam dają o wiele więcej, niż od nas dostają. I trzeba, żeby one przeżyły swoje życie godnie… Kiedy się je zabija, a one umierają w Lęku i Grozie, jak ten dzik, którego ciało leżało wczoraj przede mną i wciąż tam leży poniżone, ubłocone i oklejone krwią, zamienione w padlinę – wtedy skazuje się je na piekło i cały świat zamienia w piekło. Czy ludzie tego nie widzą? Czy ich rozum jest w stanie wyjść poza małe, samolubne przyjemności?
Co to za świat? Czyjeś ciało przerobione na buty, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do picia… Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie się cudzym futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawałki i smażenie na oleju”…

Żeby pojąć dokładniej i zrozumieć skąd te gwałtowne słowa protestu i oburzenia, trzeba przeczytać całą książkę. Zarówno splot wydarzeń składający się na warstwę fabularną jak i liczne, niezwykle głębokie i dające wiele do myślenia refleksje bohaterki powieści, a w domyśle  - jej autorki, czynią z tej pozycji ogromnie ważne wydarzenie w naszym życiu literackim. A myślę, że także w życiu dosłownym.

8 komentarzy:

  1. No tak drogi Stanisławie.Zachęciłeś mnie do przeczytania kolejnej książki Olgi Tokarczuk.U mnie najwięcej czasu na czytelnictwo będzie w póżnych miesiącach jesiennych oraz w zimie.Dzęki Twoim recenzjom będę miał w zimie co robić.Dzisiaj jest u nas chłodno więc wziąłem się za czytanie "Każdy szczyt ma swój Czubaszek" -rozmowa Marii Czubaszek z Arturem Andrusem.,też ciekawa pozycja. A wracając do Pani Olgi muszę potwierdzić,że pisze bardzo interesująco i obrazowo.Czytelnikowi wydaje się,że mieszka w jednej z miejscowości opisywanej przez autorkę.Pisze barwnie i zrozumiałym językiem.To tyle,wracam do M.Czudaszek.Musiałem się podpisać anonimowy bo nie chciał mój notebook wyświetlić mojego nazwiska.Pozdrawiam Bronek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ś.P. Czudaszek zawsze wolałem czytać niż oglądać, a z notebookami różnie bywa, może nie odpowiadało im to, że nie piszesz swojego nazwiska WIELKIMI LITERAMI, tak jak przystało na człowieka niezwykle zacnego i mądrego, który jest stałym Czytelnikiem i komentatorem mojego blogu?

      Usuń
  2. Ja przez Pana zbankrutuje:)Zamawiałem właśnie"KSIĄŻNO ZAMEK PIASTOWSKI DZIEJE-LEGENDY"-Szyperski A.Mosigniewicz E.i jeszcze kilka"staroci"z lat 40.ub.w.,gdy otrzymałem kolejną ofertę od listonosza:
    https://pl-pl.facebook.com/JolantaMariaKaleta
    i informator"Ziemia Wałbrzyska".
    Dziękuję!!

    "A przecież Człowiek ma wobec Zwierząt wielki obowiązek-pomóc im przeżyć życie..."
    U nas wilków nie było od dziesięcioleci.Widywano je w okolicach czeskiego Broumowa.Później natrafiono jednak na ślady wskazujące na to,że w lasach w okolicach Wałbrzycha wilki jednak są.Odcisnęły w błotnistych koleinach ślady swoich łap w pobliżu Łomnicy i Mieroszowa.
    Dowodem na to,że wilki tu są,są zdjęcia z fotopułapki.Na zdjęciu widać basiora,czyli samca,a z relacji osób,które widziały watahę,ma być w niej jeszcze wadera,czyli samica i czworo młodych.Wataha ciągle się przemieszcza i nie wiadomo gdzie jest w tej chwili.Dla ludzi wilki nie są groźne.One nas unikają.Nie powinny być też wygłodzone,bo mają tu muflony i sarny,które są dla nich łatwym łupem.Jest to jedyna wataha,która nie ma konkurencji.Wilki unikają kontaktu z ludźmi i schodzą nam z drogi.Człowieka mogą zaatakować tylko w czasie mroźnej zimy,gdy zmusza je do tego głód.Ale z powodu ocieplenia klimatu mroźne zimy to już historia.Mam też nadzieję,że ambony strzelnicze nie będą nigdy wykorzystane przeciwko tym zwierzętom.

    "Ostatnie zmiany klimatyczne ociepliły wszystko,tylko nie nasz Płaskowyż..."
    ??
    ooe.orf.at/m/news/stories/2771375/
    Po takim"pożarze"to ocieplenie klimatu mamy pewne.
    Pozdrawiam!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radzę Henryku być wstrzemięźliwym w dalszych wydatkach, bo mam nadzieję jeszcze nie raz zachęcić do czegoś interesującegi i nietuzinkowego. A J.M. Kaleta też sądzę nie poprzestanie na tej najnowszej książce, którą będzie promować w naszym CK w Głuszycy 9 października. A ambony leśne mogą z powodzeniem być wykorzystywane do "strzelania" z aparatu foto. I to wystarczy.

      Usuń
  3. Czytałam prawie wszystkie ksiązki Ogi Tokarczuk, nie mogłam tylko przebrnąć przez Księgi Jakubowe, ale zimą pewnie do niej wrócę. Olga mieszkała w Wałbrzychu, na znanej mi i bliskiej ulicy, więc to moja krajanka. Kiedy jadę przez Krajanów zawsze mam w oczach opisy z jej książek, to moje dawne tereny. No i ciekawostka, to własnie dom Olgi zainspirował nas aby utworzyc na zimę małe miejsce do zamieszkania i opalania. Ponieważ nasz dom, poniemiecki ma ponad 300 metrów jest co ogrzewać, dlatego stworzylismy na parterze kuchnie i salonik, garderobe, sypialnie i łazienke. W kuchni stoi westfalka z podkową... tak opisała Olga swój dom i jego niemiecka historię.... i powiem, że to świetnie działa. Latem natomiast mamy salony na piętrze ...sztuk 6, i mozna sie rozkoszować przestrzenią
    pozdrawiam panie Stanisławie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ciekawe informacje. Swego czasu pisałem w blogu i w moich książkach o niezwykle uroczych i zagubionych w górach wiosczynach - Dworkach i Krajanowie, skąd wywodzi się Olga Tokarczuk.Potrafiła ona przenieść ten urzekający w swej prostocie świat do swoich znakomitych książek. Myślę, że dobrze jest od czasu do czasu tam pomieszkać, ale jak sama Olga napisała - nie na stałe.
      A ja też "Księgi Jakubowe" czytam na raty, ale nie jest to książka, którą da się przeczytać jednym tchem. I nie jest to konieczne, bo każdy jej roździał stanowi rzecz zamkniętą w sobie. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Z przymrużeniem oka!
    Maria Orsic(Orsitch).Znał ja bardzo dobrze Nikola Tesla.Miała wpływ na jego wynalazki.
    www.youtube.com/watch?v=yYMUr0vp_Lg

    W marcu 1945 roku,tuż przed oblężeniem Berlina i upadkiem hitlerowskich Niemiec,zniknęła wraz z superiorem gen.dr.inż.Hansem Fredrichem Karlem Franzem Kammlerem i jeszcze kilku osobami.Do tej pory Maria Orsic i SS Hans Kammler pozostają-TOP SEKRET.

    Area 51 i Area 52 - 2,20 minuta-13 filarów jak w"Muchołapce":
    www.youtube.com/watch?v=ihpYPb0S8gQ

    Pamiętaj,że to,czego nie widać,należy także traktować jako dowód.
    Pamiętaj,że przed Google Earth nic się nie ukryje!
    "Oni"pozwolili nam spojrzeć na tą ogromną konstrukcję z trzynastoma podporami,ponieważ przewidują,że nic nie wiemy na temat"Dzwonu".To pycha z ich strony.Wiemy o wszystkich"Dzwonkach"(Bell/Die Glocke):)
    www.youtube.com/watch?v=rlyha_42uhw
    :)

    OdpowiedzUsuń