Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Książka, która śni się po nocach


takie sobie spokojne miasteczko w otoczeniu górskim



Już dawno nie byłem tak wstrząśnięty po przeczytaniu książki. Zadaję sobie pytanie, dlaczego tak mocno reaguję na powieściowe losy wydawałoby się fikcyjnych osób i zdarzeń ?

Przypominam sobie burzliwe emocje moich młodych lat po zetknięciu się wielką literaturą polską, a potem światową. Wtedy równie mocno jak dziś przy czytaniu powieści o których powiem za chwilę, przeżywałem z przejęciem perypetie ich bohaterów. A potem śniły mi się po nocach.  Z upływem czasu stałem się bardziej odporny uczuciowo i wybredny, choć wciąż odkrywam takie, które zwalają z nóg.

Tak też się stało z książką, która jeszcze nią nie jest, bo czytam ją w maszynopisie, a w całym tego słowa znaczeniu stanie się po wydrukowaniu i po dokonaniu jej „chrztu”. Ta uroczystość, o czym miałem okazję już napisać będzie miała miejsce 9 października Anno Domini 2016 roku. A stanie się to w sanktuarium naszej miejskiej kultury, zwanej, by było poważnie – Centrum Kultury, Miejska Biblioteka Publiczna w Głuszycy.
Oczywiście, chodzi o książkę wrocławskiej powieściopisarki Jolanty Marii Kalety, a jej tytuł „Riese”.Tam gdzie śmierć ma sowie oczy”.

Próbuję więc wyjaśnić sobie, skąd takie emocje związane z opowieścią, że zakłóca ona mój zazwyczaj spokojny sen.

Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że o szczególnym zainteresowaniu tą książką decydują względy osobiste. Akcja powieści rozgrywa się w moim mieście – Głuszycy, a jej treść związana jest ściśle z tematem, który obok promocji turystycznej ziemi wałbrzyskiej stał się dodatkową moją pasją na emeryturze. Zagadkowa poniemiecka inwestycja militarna znana jako kompleks „Riese” czyli „Olbrzym” w naszym górskim masywie Włodarza, części tajemniczych Gór Sowich, stała się moją obsesją, gdy znalazłem się w przepastnych podziemiach Osówki już jako burmistrz Głuszycy, podejmując w 1995 roku karkołomną decyzję zagospodarowania turystycznego tej niebywałej atrakcji. Rok wcześniej udało się to zrobić Józefowi Piksie, wójtowi  Walimia w Rzeczce pod góra Ostrą. Był on potem moim zastępcą i głównym inspiratorem tego przedsięwzięcia. O tym wszystkim pisałem w książkach „Niezwykłości Osówki” i dwóch częściach „Głuszyckich kontemplacji”.

W autorce książki, pani Jolancie, znalazłem pokrewną duszę. Podobnie jak ja uległa fascynacji zagadką „podziemnego miasta”, ale Ona potrafi to oddać po mistrzowsku, wplatając w historię wydumane lecz bliskie autentycznym losy ludzkie. „Riese”. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy” to druga książka, której akcja jest związana z  powojennymi dziejami Głuszycy, Jedliny-Zdroju i Walimia. Wcześniej ukazała się równie dramatyczna i budząca podobne emocje powieść „W cieniu Olbrzyma”.



Ale nie tylko względy osobiste spowodowały, że czytałem te książki z wypiekami na twarzy. Zupełnie inaczej odbiera się treści  z podręczników historii lub naukowych rozpraw, nawet wtedy gdy dotyczą one tragicznych losów ludzkich w czasach wojny lub na skutek prześladowań politycznych, a całkiem inaczej, jeśli dzieje się to z bohaterami książki, których zdołaliśmy polubić i docenić,  skutkiem czego stali się nam bliscy.

Akcja książki „Riese. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy” rozgrywa się w czasie, który jak to nazwała autorka w tytule jednego z rozdziałów, tylko z nazwy był pokojem. Pierwsze lata powojenne na „dzikim zachodzie”, w tym wypadku na ziemi wałbrzyskiej, to jak się okazuje czas niezwykle ponury, zagmatwany  i przerażający.  Z chwilą przejęcia władzy przez żołnierzy sowieckich, a w kilka miesięcy potem delegatów polskich, zapanował tu chaos i rozprzężenie. Trudno było zaprowadzić ład i porządek, zwłaszcza że ziemie te zaludniły się przybyszami z różnych stron, różnej narodowości i mającymi różne interesy, najczęściej takie, by jak najszybciej się wzbogacić drogą zawłaszczenia dóbr pozostawionych przez  byłych niemieckich gospodarzy. Znaleźli się tu agenci Wehrwolfu, tajnej niemieckiej organizacji zbrojnej, której celem było ukrycie i zabezpieczenie dokumentów zbrodniczej działalności hitlerowców, ale także nie lepsi od gestapo i esesmanów zwyrodnialcy sowieckiego NKWD i polskiego SB.

Poznajemy w książce tragiczne losy wielu osób, które zostały wprzęgnięte w wojenno-polityczne rozgrywki toczącej się, morderczej walki o władzę
.
Książka nie jest łatwa w odbiorze, nie da się jej przeczytać „po łebkach”. Łatwo zgubić się w meandrach zagmatwanych, pełnych zagadkowości losach głównych bohaterów. Z rozdziału na rozdział rośnie napięcie i emocje, dość często poruszające do granic wytrzymałości, gdy czytamy o torturowaniu niewinnych osób przez „organa bezpieczeństwa”.

Autorka książki jest mistrzynią dialogów. Jest ich niezliczona ilość, bo książka liczy sobie ponad 300 stron i z nich poznajemy najlepiej realia codziennego życia społecznego w  trudnym okresie powojennym, a także w czasach współczesnych.

Mam okazję podziwiać znakomitość pióra powieściopisarki, zwłaszcza w tej najnowszej książce o Riese. Widać jej dojrzałość artystyczną, ale trudno się dziwić, skoro jest to już dziesiąta, napisana przez nią książka. Żeby jednak nie być gołosłowym przytoczę dwa fragmenty opisowe, którymi co rusz okrasza autorka tok relacjonowanych wydarzeń. Obydwa z rozdziału „Wunderwaffe”, w którym dwaj bohaterowie książki udają się na nocną eskapadę do zamku Książ, by poznać tajemnicze podziemia zamkowe, gdzie miały być prowadzone pod koniec wojny przez niemieckich wojskowych eksperymenty z najnowocześniejszą bronią:

„Gdy pozostawili w tyle dzieciarnię, ich oczom ukazał się widoczny z daleka, stojący na wzgórzu potężny zamek, którego wysoka wieża niewyraźnie odcinała się na tle ciemniejącego z minuty na minutę nieba.  Swoim wyglądem mógł budzić grozę, a kto znał jego dzieje, tym bardziej się bał, choć jego początki zapowiadały się zgoła niewinnie. Sięgały końca XIII wieku, kiedy to Bolko Surowy, jeden z Piastów świdnickich, zamek pobudował. Jego historia toczyła się w rytmie wydarzeń dotyczących całego Dolnego Śląska, co skutkowało przechodzeniem z rąk do rąk. Dopiero w 1509 roku stał się własnością rodu Hochbergów i trwał przy nich do czasu konfiskaty przez nazistów w 1941 roku. Był to odwet na książęcej rodzinie za udział w wojnie po stronie aliantów synów ostatniej pani na zamku, księżnej Daisy. W 1943 roku w Książu zagnieździła się Organizacja Todt, włączając go w skald projektu budowlano-górniczego, realizowanego w Górach Sowich.”

„Pośród zapadających ciemności weszli na drogę wiodącą pod górę, wprost do zamku. Noc zapowiadała się jasna, księżycowa i mroźna. Śnieg skrzypiał pod ich butami i zerwał się wiatr. Gnał po granatowym, rozgwieżdżonym niebie kłęby czarnych chmur, świszczał pomiędzy ogołoconymi z liści drzewami, naginał do ziemi długie gałęzie świerków, strącając długie płaty białego puchu. Gdy z daleka, na tle nieba, ujrzeli zarysy budynków oficyny, Morel skręcił wprost do lasu otaczającego zamkowe wzgórze. Leżący wokoło śnieg swoją bielą rozjaśniał mrok, a przedzierający się raz po raz spoza chmur księżyc służył za latarnię”.

Niestety, nocny wypad pozwalający odkryć tajemnice labiryntów podziemnych sztolni, kończy się tragicznie śmiercią jednego ze zwiadowców, zastrzelonego przez sowieckich wartowników, którzy mieli przez jakiś czas po wojnie  swoją siedzibę w zamku.

A oto jeszcze jeden przykład artystycznego talentu pisarki, dzięki czemu nie jest to sucha, sztampowa relacja wydarzeń, ale piękna, wzruszająca opowieść. Tym razem z rozdziału „Świadek” pod koniec książki, a związany z osobą jej głównej bohaterki:

„Dochodziła północ, gdy Laura nie mogąc usnąć w nowym miejscu, zarzuciła kurtkę na piżamę i wyszła na balkon. Od strony łąk niósł się zapach skoszonej trawy. Niebo, jak na początek września przystało, skrzyło się gwiazdami. Nagle jakiś meteoryt, ku uciesze Laury, spadł z nieboskłonu, znacząc jasną smugą swoją ostatnią drogę. Wokoło panowała błoga cisza, zakłócona jedynie przez cykające w szuwarach pobliskich stawów świerszcze. Do ich cichutkiego cych, cych, cych dołączał od czasu do czasu skrzekliwy rechot żaby kumkającej spóźnione zaproszenia miłosne. Na bezchmurnym niebie, nisko nad ziemią, jakby miała zamiar wpaść w ramiona świerków i buków, wisiała czerwona tarcza księżyca. W jego blasku, na tle granatowego nieba, rysowały się czernią łańcuchy Gór Sowich. Chyba odgadując myśli Laury, z szumem skrzydeł, poderwał się do lotu ogromny puchacz, oznajmiając głośno, charakterystycznym dla siebie dźwiękiem u-chu, u-chu, u-chu, że właśnie wyruszył na polowanie…”

To są klejnociki książki, która w gruncie rzeczy jest wiernym, choć osobistym odczuciem historii przez powieściopisarkę. Widać wyraźnie na każdej stronie jak wiele trzeba było poznać różnego rodzaju źródeł i dokumentów, opracowań naukowych i popularno-naukowych, artykułów prasowych i filmów, a także odbyć wycieczek by z autopsji i wnikliwych obserwacji wypracować w swej wyobraźni w miarę autentyczny obraz tego, co mogło się dziać w tych smutnych i tragicznych czasach rodzenia się naszej, polskiej rzeczywistości na ziemiach zachodnich.

Nie piszę już nic więcej, bo tej książki nie da się opisać kilkoma okrągłymi zdaniami. Trzeba i to koniecznie ją zdobyć i przeczytać, po to byśmy wiedzieli, że żyjemy na ziemi, która po raz kolejny w swej historii, tym razem tuż po wojnie, była zroszona krwią, bardzo często zupełnie przypadkowych i niewinnych ludzi.

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze przedstawiłeś w zarysie główne założenia książki Pani Jolanty Kalety.Z pewnością dla wielu z nas czytających Twój blog,jest to zachęta do przybycia na spotkanie autorskie z Panią Kaletą i oczywiście zakupienia jej najnowszej książki.Tak jak napisałem poprzednio,jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie to będę obecny na tym spotkaniu.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęcił mnie Pan do spotkania z autorką i kupna jej najnowszej książki.Dziękuję za piękną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Stanisławie...Ale gdzie można nabyć książkę?Planuję być na spotkaniu,o ile moje anioły mi nie przeszkodzą...Romana Więczaszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dobre Anioły przyniosą Cię na skrzydłach poezji do nas w Głuszycy 9 października, to nie będzie problemu z nabyciem książki, a Twoja obecność będzie dla nas zaszczytem. Książka ma się ukazać z początkiem października, będzie więc na promocyjnym spotkaniu z jej autorką zupełnie świeżą. Pozdrowienia !

      Usuń
  4. Pierwsza książka o Riese,którą przeczytałem-"Księstwo SS"-Jacka Wilczura.Ukazała się na początku lat 60.ub.w.w serii"Żółty Tygrys".
    Riese,to nie science-fiction-to science-rzeczywistość.
    Co się dzieje w głębokich,nieodkrytych tunelach Riese-nie wiadomo.
    Pewien"tajemniczy"rozmówca powiedział,że jest tam coś więcej niż tylko tunele-Riese to 6 poziomów(?!).

    Na Osówce...
    https://www.flickr.com/photos/94493816@N07/16235110797

    "Skon-Riese!"
    www.youtube.com/watch?v=B-MXAv75QzU

    SEN znów został zbyt szybko przerwany
    Za placem czekają otwarte wagony
    Może uda się zamknąć na chwilę oczy
    Zanim dotrzemy na miejsce przez wąwozy

    Zanim dotrzemy do Riese...

    Riese
    Weg zu Riese
    Mein weg zu Riese

    Każdego dnia wchodząc do podziemnego tunelu
    Mijamy wciąż te same drzewa
    Wiem,że mogę więcej ich nie zobaczyć
    Mogę w sztolni zostać na zawsze

    By stać się częścią Riese...

    Riese
    Weg zu Riese
    Mein weg zu Riese

    Brak wszelkiej godności to jedyna pewność
    Pozbawieni wiary w dzień następny
    Możemy wierzyć jedynie we własną równość
    Taki sam los czeka nas wszystkich

    Na wieki zostaniemy w Ries...

    Riese
    Weg zu Riese
    Mein weg zu Riese
    Meine Riese

    www.youtube.com/watch?v=C7INet4hdSg
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń