Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 26 sierpnia 2016

O polskośći naszego Śląska



po drodze do centrum śląskiej Głuszycy


Na zbliżający się weekend w chwili relaksu po udanym spacerze w góry proponuję coś dla ducha. Od czasu do czasu warto się podbudować psychicznie niezbędną wiedzą o naszej przeszłości, bo jak mawiali starozytni Rzymianie -  “historia jest nauczycielką życia”.


Na temat polskości naszego Śląka wydaje nam się, że wszystko już wiemy. Historia gości w naszych domach nader często jeśli czytamy prasę, słuchamy radia, oglądamy telewizję, no i czytamy książki historyczne. Warto jednak skupić się nad wnioskami wypływającymi z badań naukowych, a nie na potocznych, najczęściej propagandowych hipotezach.

W moich książkach “Głuszyckie kontemplacje” pisałem o niemieckiej przeszłości Głuszycy, zwracając uwagę na potrzebę dostrzeżenia osiągnięć i  pozytywnych dokonań ówczesnych gospodarzy tej ziemi, z których winniśmy czerpać wzory. Odniosłem się też do kwestii przyznania Polsce Ziem Zachodnich i Północnych na Konferencji Poczdamskiej jako skutku II wojny światowej w następującym zdaniu:

„Tak zwane Ziemie Odzyskane „wróciły” do Polski nie dlatego, że kiedyś były zamieszkałe przez Słowian, a następnie znalazły się w granicach państwa Polan, ale dlatego, że po II wojnie światowej, w Poczdamie, Józef Stalin i jego koalicjanci, Henry Truman i Clement Attlee (w miejsce Winstona Churchilla) mieli w tym swoje interesy. Z jednej strony – ograniczenie obszaru Niemiec, z drugiej – rekompensata dla Polaków za utracone ziemie wschodnie. Na tę właśnie kolejność motywów warto zwrócić uwagę. Konferencja Poczdamska wprowadziła nowy ład w Europie, m. in. ustalając zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej”.

Powodem irytacji jednego z Czytelników, który wysłał do mnie maila, był użyty przeze mnie zwrot „tak zwane Ziemie Odzyskane”. Jak to tak zwane? Jak można poddawać w wątpliwość sztandarowe hasło propagandzistów ludowej władzy – „Myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili”, albo też jeszcze piękniej brzmiące o powrocie do Macierzy?

Komuniści  zaraz po wojnie czynili wszystko, by zatrzeć złe wrażenie po tym co zrobił najważniejszy sojusznik aliantów zachodnich, Rosja Stalinowska, zagarniając duże obszary Polski Wschodniej. Koncentrowano się więc na  uzasadnieniu słuszności nowych regulacji granicznych Polski jako spełnieniu się aktu sprawiedliwości dziejowej.

Ile w tym prawdy historycznej, a ile zwykłej propagandy , można się przekonać biorąc do ręki obojętnie jaki dobry, współczesny podręcznik historii powszechnej lub historii Polski. Ja posłużę się ogromnie popularną i cenioną w Polsce i na Zachodzie książką Normana Daviesa i Rogera Moorhouse’a, „Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislavia, Breslau, Wrocław”.

O przeszłości ziem w dorzeczu Odry,  a więc Śląska i Wrocławia, który to ze względu na brak pierwotnej nazwy zdecydował się autor nazwać Wyspowy Gród, możemy przeczytać w I rozdziale książki. Wynika z niej, że w czasach prehistorycznych, poczynając od końca epoki kamienia przez wiele tysiącleci do początków nowej ery przewinęło się przez ten region mnóstwo ludów, docierających tu głównie z tzw. Bohemii (środkowy bieg Renu i Dunaju).

W epoce brązu rozwinęły się tu dwie kultury: unietycka (1800-1400 p.n.e.) i łużycka (1300-400 p.n.e.). To właśnie z okresu łużyckiego wywodzi się Biskupin, jedno z najstarszych wykopalisk archeologicznych w pobliżu Gniezna, pierwszej stolicy Polski.

W epoce żelaza, ok. 400 do 200 p.n.e. pojawili się na Śląsku Celtowie, pozostawiając liczne ślady w wykopaliskach archeologicznych (monety, biżuteria, ceramika, a nawet nazewnictwo, m. in. rzeki Odry). Od 200 p.n.e. do 600 n.e. dorzecze Odry zasiedlili Wenedowie. W tym okresie ok. 400 r. p.n.e. wtargnęli tu Scytowie, koczowniczy lud znad Morza Czarnego, a następnie Sarmaci, lud kaukaski. Od IV w. p.n.e. miały miejsce najazdy ludów germańskich, Gotów, Burgundów, Markomanów, następnie Wandalów z północnej Jutlandii. W V w. n.e., w czasie wielkiej wędrówki ludów, podążyli oni dalej w głąb Europy w kierunku Moguncji, a następnie splądrowali Rzym, podobnie jak i  postrach Europy, Hunowie, wojowniczy lud pochodzenia mongolskiego, przemieszczający się po świecie na rączych koniach i siejący wszędzie  grozę i zniszczenie. To właśnie oni doprowadzili do wyludnienia terenów nad Wisłą i Odrą.

W połowie pierwszego tysiąclecia miała tu miejsce olbrzymia mieszanina ludów i kultur. Niemieccy uczeni przeceniają rolę i znaczenie ludów germańskich Gotów i Wandalów, polscy uczeni starają się utożsamić kulturę łużycką jako dzieło Protosłowian – jedynych tubylców w tym regionie. Zacytuję teraz samego Normana Daviesa:

„W połowie I tysiąclecia p.n.e. lista grup kulturowych, plemion i ludów, które – o ile nam wiadomo – zamieszkiwały Wyspowy Gród bądź okolicę, dochodziła do dwudziestu… Trudno uwierzyć, że poważni badacze naukowi mogą udzielać poparcia próbom zawłaszczenia praw do tego regionu przez jeden tylko naród…”

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że w takiej grze mogą brać udział wszystkie zainteresowane strony. Polscy „autochtoniści” wyobrażają sobie pewnie, że ich przekonanie o protosłowiańskości prehistorycznych osad śląskich jakoś uzasadnia powrót polskiej władzy na te tereny w połowie XX wieku. Jeśli jednak tak sądzą, to nie powinni protestować, gdyby obrońcy czeskości dowodzili, iż władza Czech nad Śląskiem przed rokiem 990 uzasadnia powrót tych ziem do Czech po roku 1335; albo gdyby obrońcy niemieckości uzasadniali średniowieczny Drang nach Osten wcześniejszą działalnością Gotów i Wandalów. Współcześni celtofile z pewności byliby w stanie wydumać roszczenia w imieniu Walijczyków czy Irlandczyków. O wiele lepiej pogodzić się z faktem, iż idea „praw historycznych” jest podejrzaną fikcją.”

Jeśli mówimy o Słowianach w dorzeczu Wisły i Odry przed powstaniem państwa polskiego, to nasuwa się pytanie: skąd się oni wzięli? Wydaje się, że pierwsi koczownicy słowiańscy przybyli na ziemie późniejszej Polski w V i VI wieku n.e. i byli to Chorwaci. Są świadectwa istnienia w VI w. n.e. „Białej Chorwacji” na terenach północno-zachodnich Karpat, Małopolski, Śląska i wschodnich Czech. Odeszli oni w 635 roku do Bizancjum, by wypędzić znad Adriatyku Awarów na prośbę cesarza Herakliusza. Ale na ich miejsce przybyło z południa siedem czy osiem innych plemion słowiańskich.

Obszar centralny obejmujący dzisiejszy Wrocław i górę Ślężę został zamieszkały przez Ślężan, a ziemie nad Wartą z Gnieznem przez Polan. Ale nie dane im było zaznać spokoju. Pod koniec IX wieku znalazły się w orbicie wpływów Państwa Wielkomorawskiego, głównej potęgi w Europie Środkowej. Wprawdzie nie przetrwała ona zbyt długo, podbita z kolei przez Madziarów, ale pozostały tu nadal plemiona słowiańskie. Część z nich uległa wpływom bizantyjskiej misji chrześcijańskiej Cyryla i Metodego, którzy od roku 863 penetrowali tereny państwa morawskiego od stolicy Nitry poczynając, wprowadzając obrządek Wschodni.

Na początku X wieku pojawia się nowa potęga – czeska dynastia Przemyślidów, którzy pod rządami księcia Bolesława Okrutnego (929-972) stali się spadkobiercami Państwa Wielkomorawskiego. Po zwycięstwie króla Niemiec Ottona I nad Madziarami na Lechowym Polu w 955 roku przy pomocy księcia Bolesława Okrutnego, Czechy objęły we władanie także Śląsk. Mogło to stać się nawet wcześniej za panowania Wratysława I (915-921), stąd  współczesna nazwa Wrocławia. Pod wpływami niemieckimi Czechy przyjęły chrzest z Rzymu, a nie z Bizancjum.

Dzieje się to wszystko w ważnym dla przyszłej Polski momencie dziejowym, a mianowicie – pojawieniu się na scenie historycznej księcia Polan, Mieszka I. To właśnie ten władca z dynastii piastowskiej stawił opór margrabiemu marchii wschodniej Wichmanowi, uniezależniając się od cesarza, a następnie dla pełnego bezpieczeństwa przyjął chrzest za pośrednictwem Bolesława czeskiego, poślubiając w 966 r. jego córkę Dobrawę. Mieszko I przy pomocy oręża zbrojnego zjednoczył wokół siebie plemiona słowiańskie, w roku 979 zakończył podbój Pomorza, a w roku 990 – Śląska i Małopolski. Brzemiennym w skutki okazało się zdobycie Krakowa, ważnego grodu nad górnym biegiem Wisły, znajdującym się wówczas pod wpływami czeskimi, celtyckimi i germańskimi. Poznań w Wielkopolsce i Kraków w Małopolsce stały się później głównymi ośrodkami państwowości młodego państwa polskiego.

Około roku 991 kancelaria Mieszka I przygotowała dokument, znany jako Dagome iudex, oddający pod opiekę Papieża rozległe włości księcia w dorzeczu Wisły i Odry. Jak się okazało rozwój państwa Polan zagroził bezpośrednio dominacji Czech. Następca Mieszka I, jego syn Bolesław Chrobry (992-1025), zręcznie wykorzystał fakt zabójstwa misjonarza czeskiego Wojciecha przez zamieszkałe nad Bałtykiem pogańskie plemię Prusów, sprowadzając zwłoki późniejszego świętego do Gniezna.

W pamiętnym roku 1000, w którym oczekiwano Drugiego Przyjścia Chrystusa, a nawet przepowiadano koniec świata, Bolesław Chrobry uzyskał od papieża kanonizację Wojciecha, a następnie zaprosił do Gniezna cesarza Ottona III z pielgrzymką do grobu świętego. Otton III jako najwyższa władza świecka zachodniego chrześcijaństwa swoją wizytą potwierdził uznanie nowego państwa, wyniósł Gniezno do rangi metropolii, ponadto obwieścił utworzenie trzech podległych biskupstw w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Umieścił też w przypływie szczerości diadem cesarski na głowie Bolesława, dając tym sposobem znak do podniesienia go do godności królewskiej. Stało się to ostatecznie i formalnie w dokumencie papieskim, ale dopiero w 1025 roku, zarazem roku śmierci Bolesława Chrobrego, jednego z największych władców piastowskich.

Pozwoliłem sobie na skondensowany wywód z historii, bo tylko w ten sposób można pokazać skomplikowaną przeszłość ziem nad Wisłą i Odrą, w tym obecnie znów naszego Śląska. Widać stąd, że wysnuwanie praw etnicznych do Ziem Zachodnich i Północnych nie jest tak łatwe i proste, jak to wynikało z propagandowych haseł władzy ludowej w powojennej Polsce. Źle jest jeśli historię chce się nagiąć na siłę do zapotrzebowań politycznych, obojętnie czego by ona miała dotyczyć. Niestety, mamy z tym do czynienia nagminnie i to nie tylko w naszym kraju. Jeżeli kwestionujemy bezpodstawność roszczeń niemieckich do Ziem Zachodnich i Północnych, to znaczy że godzimy się na taką samą bezpodstawność naszych roszczeń do ziem utraconych na Wschodzie w wyniku agresji Rosji Sowieckiej we wrześniu 1939 roku, czyli kwestionujemy układy w Jałcie i Poczdamie, a tym samym cały powojenny ład. Czy nie lepiej dać sobie spokój z wynajdywaniem praw historycznych do takich, czy innych ziem, a po prostu przyjąć stan obecny za jedyny, realny i racjonalny, jako skutek tragicznej wojny, zwłaszcza że jesteśmy we wspólnej Europie i granice państwowe tracą coraz bardziej na znaczeniu? Wszelkie roszczenia graniczne nie mają we współczesnym świecie racji bytu, co nie wyklucza możliwości rozmawiania o nich na gruncie merytorycznym, a co za tym idzie – na gruncie lepszego poznawania historii.

Niewątpliwie bardzo ważnym jest, że Śląsk był polski w początkach państwa polskiego, w okresie piastowskim, że jeszcze wcześniej, przed wiekami, mieszkali tu słowiańscy Ślężanie, że zostali wyrugowani z tych ziem w efekcie takich czy innych splotów wydarzeń, bądź też zostali zasymilowani przez żywioł napływowy z Zachodu (choć nie wszędzie, czego przykładem jest Górny Śląsk), to zdanie nie powinno budzić kontrowersji. Tak samo jak to, że Polska w obecnym kształcie jest bardzo bliska granicom państwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego, w którym znalazły się plemiona słowiańskie zamieszkałe nad Wisłą i Odrą. Są to więc w jakimś sensie „ziemie odzyskane”, ale nie można  tego  uznawać, za spełnienie się  sprawiedliwości dziejowej  bo jest to pojęcie bardzo umowne.

Okazuje się, że wiedza o przeszłości ziemi, na której przyszło nam żyć i pracować jest potrzebna. Jeszcze do niedawna byliśmy przekonani, że mamy już na mur ustabilizowaną sytuację polityczną w Europie, a wejście do NATO i Unii Europejskiej gwarantuje nam nienaruszalność naszych granic, tak samo jak garnic naszych sąsiadów. To co się stało wcześniej w Gruzji i Czeczenii, a obecnie  na wschodzie Ukrainy dowodzi, że ustalony po II wojnie światowej ład zewnętrzny, ani też przyjęte układy międzynarodowe, wcale nie gwarantują tej stabilizacji. Wprawdzie dziś jeszcze nasze gwarancje do Ziem Zachodnich nie są podważane, ale historia I I II wojny światowej pokazuje, że wszystko może się zmienić, wystarczy tylko iskra, która wywoła wielki pożar. Żyjmy nadzieją, że tak się nie stanie, ale zachowajmy umiar i rozsądek w ocenie naszej sytuacji.


4 komentarze:

  1. I znów genetyka-DNA:)
    naszeblogi.pl/63339-genetycy-jedynym-narodem-ludzi-wolnych-w-europi-sa-polacy

    Artykuł Piotra Krzyżanowskiego-"Słowacki we Wrocławiu"w tyg."Pionier"
    z dn.2 grudnia 1945r.
    "Nocą 8 marca 1831 r.22-letni J.Słowacki wyjechał z Warszawy w misji dyplomatycznej do Drezna,skąd miał wyruszyć dalej do na zachód.Droga poety prowadziła przez Wrocław.Kiedy Słowacki stanął na ziemi śląskiej oglądał w Sułowie(pow.milicki)"piękny zwierzyniec,napełniony jeleniami".We Wrocławiu przebywał poeta 16 dni zabiegając o paszport na dalszą drogę.Poeta zamieszkał w hotelu Pod Złotą Gęsią,o którym napisze matce."Zdarli ze mnie okropnie".Był na operze komicznej Aubera"Fra Diavolo".Jako romantyk,Słowacki podziwiał przede wszystkim gotyckie budowle w mieście.Drezno,Londyn,Paryż czy Genewa nie zatrą w poecie widoku Wrocławia,przypomni go sobie Słowacki nie tylko w ostatnim mieście,o czym napisze do matki:"Byłem na pierwszej reprezentacji,na"Fra Diavolo",operze,którą niegdyś słyszałem we Wrocławiu"ale też powie o nim z głęboką myślą o jego polskości w wierszu,którego tytuł mógłby brzmieć:"Nasz polski Wrocław".
    Raz jeszcze poeta wróci do Wrocławia,tym razem na dłużej,na niespełna rok przed swą śmiercią.Wiersz,o którym była mowa jest pełen symboliki i niedomówień.Oto kilka wyjątków,ilustrujących,jak Polska staje przed Wiekuistym Trybunałem domagając się powrotu do Niej Wrocławia:

    ...Czy myślisz,że mi zabraknie dokumentów
    na itromisję do takiego grodu
    jeśli spokojną?-A jeśli na czele
    chcę wjechać z mieczem mojego narodu
    i ze sztandarem następować śmiele
    szablami rąbiąc owe perły święte,
    Panie,czy świętych zabraknie mi szabel?
    A jeśli zechcę sam,i bez karabel,
    tylko przez pieśni ogromne,natchnięte,
    pioruny-co mi kruszą całą duszę,
    kruszyć te bramy-Panie,czyż nie skruszę?
    A jeśli do tych bram pozamykanych
    płynie się łodzią po krwi pościnanych...
    Panie,czyż zabraknie mi krwi albo łodzi...

    W wiekach XV i studiowało w akademii krakowskiej ok.4.000 Ślązaków,co stanowiło 10% wszystkich studentów.Nie zrywał więc Śląsk nigdy kontaktów z państwem polskim."
    Skrót-artykuł jest obszerny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że istniały związki kulturalno-narodowościowe Polaków ze Śląska z państwem polskim, ale od czasów rozbicia dzielnicowego Śląska był podzielony, było tam kilkadziesiąt odrębnych księstewek politycznie podporządkowanych Czechom i Niemcom. Juliusz Słowacki jak i wielu innych Polaków nie mógł się pogodzić z utratą przez Polskę zarówno Ślaska jak i tak pieknego grodu jak Wrocław.

    OdpowiedzUsuń
  3. !!
    -europie-

    bialczynski.pl/2016/08/26/przychodzi-polska-do-lekarza

    -także:"Ta góra należy do Chrystusa?-Czy przypadkiem nie do Wszystkich Polaków a nawet Słowian"

    Za PRL popularna była twórczość Józef Lompa i jego patriotyczne wiersze:
    "Koniecznością współpracy i utrzymania przyjaźni między narodami słowiańskimi zajmował się pisarz śląski Józef Lompa,co wyraził między innymi w wierszu

    Wzajemność słowianów

    Wzajemność,najśliczniejszy kwiat,
    Pięknie się Sławianom rozwija:
    Nim zdobi się uczony świat,
    W nim się promień Boski odbija.
    Stulecia w morze wieczne wsiękły,
    Jak Słowian rozproszone narody
    Pod jarzmem obcym kornie uklękły.
    Obecnie z sobą bieżą w zawody.
    Zakwita społeczności kwiat,
    Chmury omamienia pierzchają,
    drga nowem życiem Słowian świat,
    milkną spory,swary ustają.
    W mgle niknie tępe odszczepienie,
    Narody Słowian jedną tchną duszę,
    Natury prawem świecą wskrzeszenie,
    Przesądów błędnych pęta już kruszą.
    Podając sobie bratnią dłoń
    Pragną szczepy Słowian złączenia.
    Na ołtarz sławy kładą woń,
    Znoszą plon spólnego dążenia.
    Tak z głębi wyniść usiłują,
    Jako roślina w górę się wznosi.
    Przyjaźni piękny kłębek snują,
    Która nasiona zwilży i rosi,
    Niechże więc rośnie piękny kwiat!
    Plemię Słowian rozgałęzione,
    Najliczniej niechaj zdobi świat,
    I niech będzie uszczęśliwione.
    Niech żyje w stałej pomyślności!
    Niech sława jego przetrwa wieki.
    By zaś tej doszło szczęśliwości,
    Nie puszczaj go z Twej,Boże opieki."
    /"Nieznane wiersze Lompy"-"Zaranie Śląskie"3.1947/

    Co dzisiaj poeta napisałby o"Trójmorzu"?Czy wzbudziłoby to u poety jeszcze większy zachwyt?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.Dobrze,że napisałeś ten dzisiejszy post.Jest to" syntetyczny rysik".Jednak daje obraz szczególnie tym,którzy nie lubili historii jako przedmiotu w szkole.A ponadto w zakończeniu podajesz,że nie wchodzisz z nikim w spór na temat polskości Ziem Odzyskanych tylko,że postanowień Konferencji Poczdamskiej nie można uznawać jako spełnienie sprawiedliwości dziejowej.Był to wymysł Stalina,który za włączenie do ZSSR Królewca zaproponował Polsce Szczecin oraz ustalenie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej,tym samym Śląsk z Wrocławiem znalazł się w granicach Polski jako rekompensata za Kresy Wschodnie.Myślę,że się ze mną zgodzisz.Natomiast nikt nie powinien podważać granic państwa Mieszka I,którego zarówno obszar i granice były mniej więcej podobne do dzisiejszych z wyjątkiem Pomorza Zach.i Prus Wschodnich.A tak naprawdę to cieszę się,że Śląsk z Wrocławiem jest w państwie polskim.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń