okno na świat |
W słynnej książce „Kocia kołyska”
amerykański pisarz Kurt Vonnegut pisze o życiu jako przedziwnym mechaniźmie:
„Pijak, który w parku śpi,
królowa brytyjska,
łowca, który tropi lwy
i chiński dentysta
mędrek, przygłup, pracuś, leń,
tyran i poddany,
chcąc czy nie chcąc, tworzą ten
przedziwny mechanizm.
Och, tak, właśnie tak!
W świecie rozsypani
funkcjonują razem jak
przedziwny mechanizm.
I próbuje w swej książce znaleźć
odpowiedź na pytanie, kto jest twórcą tego przedziwnego mechanizmu, na jakich
zasadach on funkcjonuje, ile w tym wszystkim jest świadomej i celowej woli
Boga, a ile dziełem przypadku. W tych poszukiwaniach ma mu między innymi
posłużyć odkrycie zagadki związanej z pierwszą bombą atomową i jej konstruktorem,
Feliksem Hoenikkerem.
Bohaterowi książki, Jonaszowi,
udało się odsłonić wydarzenia z życia rodziny Hoenikkerów w pamiętnym
dniu, 6 sierpnia 1945 roku, kiedy to amerykański
lotnik zrzucił bombę atomową na japońskie miasto Hiroszimę.
Głowa rodziny, doktor Feliks
Hoenikker, miał troje dzieci. Ich matka zmarła sześć lat temu po urodzeniu
najmłodszego syna, Newtona. Domem zajmowała się najstarsza córka Angela. W dniu ataku na Hiroszimę miała 22 lata, a
jej starszy brat, Frank, lat 12.
Sześcioletni Newton był karłem. Angela mawiała często, że ma trójkę
dzieci - Newtona, Franka i ojca. Nie
było w tym żadnej przesady. Ojciec nie zajmował się domem, był osobą z innej
planety. 6 sierpnia spędził cały dzień w
domu i zajmował się pętlą ze sznurka, z
której splótł konstrukcję nazywając ją kocią kołyską. Niestety, nie wzbudził
entuzjazmu u Newtona ani tą zabawką, ani też kołysanką, którą mu zaśpiewał, a
brzmiała ona tak:
„Lulaj, mój koteczku, na wysokim
drzewie,
Drzewem wiatr kołysze, koteczka
kolebie.
A jak gałąź pęknie – wtedy będzie
pięknie,
zwali się kołyska, koteczek i
wszystko”
Przestraszony Newton uciekł wtedy
z domu na podwórze, wcześniej zrobił to Frank i tak działo się często, gdy
ojciec z sobie tylko wiadomych powodów zamiast udać się do pracy nad
doskonaleniem bomby atomowej pozostawał w domowym gabinecie.
Tak więc w momencie, w którym
rozstrzygały się losy wojny, co wiązało się z nieprzewidywalnym do końca
kataklizmem dużego miasta Hiroszimy, a w trzy dni później - Nagasaki, jeden z głównych sprawców tego zdarzenia beztrosko
bawił się sznurkiem. Zaraz po tym przez kilka tygodni największym punktem jego
zainteresowania były żółwie, ich budowa anatomiczna i sposób poruszania się i
rozmnażania. Nie przywiązywał wagi do tego, że jego wynalazek stawia świat na krawędzi istnienia, że choć przechylił
szalę w tej wojnie, bo przyniósł zwycięstwo USA z Japonią, to jednak odbyło się
to kosztem życia ok. 150 tysięcy ludzi, nie licząc zagłady miast i następstw
chorób pourazowych. Czy trzeba szukać
jeszcze innych paradoksów w przedziwnym mechaniźmie tego świata?
Książka Kurta Vonneguta „Kocia
kołyska” dotyczy spraw ważnych, bo jest to zawoalowany traktat o dobru i złu, o
ludzkich wyborach i ich konsekwencjach. Jest to zarazem wyjątkowo celna satyra polityczna ukazująca znikomość i
złudność ludzkich ideałów wobec przedziwnego mechanizmu świata, który pozwala
politykom rozstrzygać o jego losach.
Okazuje się, że nic się nie
zmieniło mimo tragicznych doświadczeń II wojny światowej. Zarówno w wymiarze
makro dotyczącym całego świata, jak i wymiarze mikro, odnoszącym się do każdego
człowieka z osobna, do każdego miejsca na ziemi. O losach jednych i drugich
decydują politycy, a więc garstka ludzi, która w tym przedziwnym mechaniźmie
świata jest w stanie spowodować nawet jego unicestwienie. Wszyscy z niepokojem
zwracamy oczy na Wschód i z przerażeniem obserwujemy groźne zachowania Putina w
sąsiadującej Ukrainie. Jeszcze parę lat temu wydawało się coś takiego
nieprawdopodobne – wszczynać konflikt zbrojny po tak tragicznych
doświadczeniach jakie przyniosła ze sobą II wojna światowa i czynić to w imię
poszerzenia granic i tak już imperialnego mocarstwa. W dodatku ten
niebezpieczny lawirant ma za sobą poparcie wielkiego narodu rosyjskiego. Jak łatwo może się stać, że gałąź pęknie,
„zwali się kołyska, koteczek i wszystko.”
Może i dobrze, że są na tej ziemi
ludzie, którzy wierzą, iż ich losy znajdują się w rękach istoty ponadziemskiej
i ponadzmysłowej - Boga, że nie jest to sprawa złego wyboru
polityków, pomyłki lub przypadku. W tym nasza nadzieja, by nie popaść w
depresję, by mieć w życiu sensowny, optymistyczny motyw.
Ale warto, mimo wszystko,
skorzystać z wolnej chwili i przenieść się do wyimaginowanego przez Kurta Vonneguta
idealistycznego świata na utopijnej wyspie San Lorenzo na Morzu Karaibskim, by
poobserwować życie w innym systemie niż ten, który dominuje na całym świecie.
Powieść amerykańskiego klasyka otwiera taką furtkę, a zarazem daje dużo do
myślenia.
Takie książki jak „Kocia kołyska”
winny być obowiązkowymi lekturami w szkołach na całym świecie. Może choć w
części przyczyniłyby się do przekonania ludzi na świecie, że nie ma nic
groźniejszego i pozbawionego sensu niż armie, arsenały zbrojeniowe i wojny, a
pacyfizm jest tak samo ważnym jak wiara w Boga.
Patrząc na zdjęcie spalonego domu z otwartym oknem zastanawiałem się co dzisiaj napiszesz.Odpowiedz otrzymałem po przeczytaniu kilku linijek Twojego postu.A póżnej te trafne porównania i na końcu puenta.Tak Staszku nie ma nic gorszego od wojen i ludzkich tragedii z nimi związanymi.Oglądałem wczoraj zdjęcia z Allepo w Syrii miasto - gruzy.A przecież jest Olimpiada- starożytni na ten czas mieli zawarty pokój lub rozejm zawieszali wszelkie spory.A tam i nie tylko w Syrii ale również w Iraku,Afganistanie i innych miejscach na ziemi trwają od kilku lat nieprzerwane wojny.Czy świat-rządzący kiedyś to zrozumieją,że wszelkie konflikty można rozwiązać w drodze rokowań? Zadaję to pytanie ale odpowiedż jest tylko jedna - nie nigdy.Pomimo tego,że jak mówi łacińska sentencja:" historia est magistra vitae" niestety pomimo,że jest nauczycielką życia ma bardzo słabych/niedostatecznych/uczniów.A książka "Kocia kołyska" Vonneguta rzeczywiście powinna być lekturą szkolną.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń