Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 23 lipca 2016

Zagadkowa postać Antona Dalmusa

zagadkowe sztolnie Osówki


Niemiecka inwestycja wojenna pod nazwą –  „Riese” , czyli „Olbrzym” wciąż jeszcze pasjonuje wielu ludzi, bo kryje w sobie wiele tajemnic. Wydaje się, że wszystko już wiemy, w zasadzie jesteśmy coraz bliżej  odkrycia całej prawdy, ale brakuje dokumentów, by bez wątpienia potwierdzić jaki był rzeczywisty cel tej inwestycji. A niezależnie od tego znajdujemy wciąż nowe, frapujące wątki, które wzmacniają atmosferę zagadkowości tej budowy. Jednym z takich wątków – jest tajemnicza osoba Antona Dalmusa.
 
 W nr 5 (213) „Tygodnika Wałbrzyskiego” z 13-14 lutego 1959 roku ukazał się ostatni odcinek dotyczący „Zagadkowych podziemi” w Górach Sowich. Temat ten był przez gazetę poruszany w kilku odcinkach. Reportaże interesowały czytelników o czym świadczą liczne listy jakie wpłynęły do redakcji. Po opublikowaniu materiałów zgłosili się także i ci, którzy kiedyś, w przeszłości, mieli coś wspólnego z tymi podziemiami. Przede wszystkim byli to robotnicy i więźniowie zatrudnieni przy drążeniu podziemnych tuneli. Tematem tym zainteresowało się także „Polskie Radio” i popularny tygodnik „Świat” przysyłając do  redakcji „TW” specjalnych wysłanników. Znamiennym jest jednak, że po ukazaniu się  reportaży nie zgłosił się nikt z tzw. czynników oficjalnych. Nikt nie zabrał głosu. Po prostu sprawę podziemi traktowano jako coś nieistniejącego. Czynniki gospodarcze nie zareagowały na  apel umieszczony w ostatnim odcinku, aby wreszcie poważnie potraktować tę niebywałą inwestycję militarną III Rzeszy. Nie wszczął również żadnych kroków w tej sprawie, jako najbardziej zainteresowany, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację

W wałbrzyskiej gazecie znajdujemy wiele interesujących szczegółów uzasadniających podjęcie decyzji o budowie kompleksu „Riese” w Górach Sowich przez sztab wojenny A. Hitlera, a także o przebiegu i rozmiarach tej inwestycji, o bestialskim  traktowaniu więźniów zatrudnionych przy budowie.

Po zwycięskiej ofensywie wojsk radzieckich, gdy front szybko zbliżał się do granic byłych Prus Wschodnich, naczelne dowództwo niemieckich sił zbrojnych zdecydowało przenieść kwaterę Hitlera na inne tereny. Rozważano wiele możliwości jej lokalizacji. Były różne propozycje, ale wybór jednak padł na okolice Wałbrzycha. Dlaczego?... Podobno zadecydowało położenie geograficzne. Proszę sprawdzić na mapie. Linia prosta przeprowadzona od Przylądka Północnego (Norwegia 25 południk) na wschód od Greenwich do Przylądka Passera (Włochy, Sycylia 15 południk)  przecina się z linią do miasta Ufy znajdującego się na krańcach Europy przed górami Ural. Jak więc z tego wynika miejsce skrzyżowania się tych dwóch linii prawie idealnie wypada w pobliżu Wałbrzycha.
Biorąc pod uwagę ewentualną inwazję Amerykanów na zachodzie, miejsce to było znacznie oddalone od Atlantyku. Z południa kwaterę broniły liczne pasma górskie a przede wszystkim Alpy. Od neutralnej Szwecji i Bałtyku Niemcy czuli się zabezpieczeni. Nikt nigdy nie przypuszczał, że ze wschodu związek Radziecki przysłowiowy jak mówili Niemcy „kolos na glinianych nogach” - potrafi się nie tylko bohatersko bronić, ale i atakując trafić w samo serce III Rzeszy, do Berlina. Sztab niemiecki widać wszystko przewidywał, ale nie liczył się z wielką zwycięską ofensywą Armii Radzieckiej.

Rok 1943. Wyznaczono miejscowości i okolice w których miały się mieścić betonowe schrony siedziby Hitlera, Goeringa, Himmlera i innych dostojników. Wybór padł na Góry Sowie (Eulen Gebirge). Latem 1943 roku do Walimia, Jugowic, Nowej Rudy, Ludwikowic, Głuszycy, Jedlinki i Wałbrzycha przyjechali niemieccy geolodzy. To oni właśnie ostatecznie orzekli, że Góry Sowie są górami starymi, niepodlegającymi już gwałtownym ruchom tektonicznym. 

W październiku tego samego roku przytransportowano duże ilości różnego sprzętu budowlanego.  Podbite kraje dostarczały odpowiedniej siły roboczej. Specjalistów od podziemnych tuneli i betonowych budowli sprowadzono z Włoch, Francji, Norwegii, Austrii i naturalnie z Niemiec. Fachowcy ci to długoletni pracownicy zatrudnieni przy budowie osławionej „Linii Zygfryda” (niemiecki odpowiednik francuskiej Linii Maginota), Wału Atlantyckiego, kwatery w Berchtesgaden, Kętrzynie i innych tego typu umocnieniach.


Do Walimia przyjechał wprost z Cherbourga tajemniczy Anton Dalmus, gdzie nadzorował budowę ostatnich umocnień Wału. Oddelegowany został po to, aby „zrobić porządek na tej waliomskiej baustelli”. Tak mieli się wyrazić jego zwierzchnicy. A trzeba tu powiedzieć, że na budowach tych panowała korupcja a kradzież materiałów i artykułów żywnościowych była na porządku dziennym.

W tym czasie (jesień 1943 roku) w Jedlince, w przejętym przez wojsko pałacu barona znajdowała się główna siedziba generalnego zarządcy budowy - generała Majera. Tu także, w tej miejscowości, znajdował się obóz dyspozycyjno - rozdzielczy  siły roboczej - więźniów i robotników. Tu była główna baza zaopatrzeniowa, materiałów budowlanych, sprzętu. Tu mieszkali najlepsi różnego rodzaju fachowcy. Stąd kierowali oni byli na poszczególne odcinki robót. 

O rozmachu tej kolosalnej inwestycji i tempie jej budowy niech świadczy fakt, że przy drążeniu podziemi pracowały 23 wielkie firmy. Między innymi firmy  (Weiss und Freilag”, dalej „Filip Holzman”, „Dywidag” i inne). Te wszystkie firmy (różnych specjalności) miały do swej dyspozycji 38 tysięcy robotników. Według słów majora A.D. zatrudnionych tu było 18 tys. Żydów, 12 tys. Włochów. Do pozostałej reszty należeli Polacy, Ukraińcy, Rosjanie i Serbowie. Poza Żydami, których przywieziono tu z gett całej podbitej Europy, pozostali robotnicy to byli przeważnie ludzie pochwyceni w ulicznych łapankach. Poza 38 tysiącami więźniów i przymusowych robotników pracował tu liczny nadzór techniczny, administracyjny, brygada Org. Todt oraz około 5 tysięcy wachmanów z oddziałów SS. Ogółem liczba zaangażowanych przy tej gigantycznej budowie ludzi sięgała 50 tys. ! 

Roboty wykonywano nie tylko ręcznie (tania siła robocza) ale i przy pomocy najnowszych w tym czasie maszyn budowlanych. Wystarczy tu wymienić ogromne agregaty prądotwórcze, potężne kompresory poruszające tysiące pneumatycznych wiertarek drążących skały, elektryczne sprężarki itp., itp.

O niemieckim rozmachu i pośpiechu niech świadczy np. fakt, że normalnie na budowach używa się 300-400 litrowe betoniarki. Przy tej inwestycji używane były betoniarki o pojemności 4 tys. litrów, a więc 10 razy większe niż normalne.

Informacje powyższe pochodzą od wspomnianego wyżej majora, Antona Dalmusa. Redaktorowi „TW” Ryszardowi Makowskiemu udało się  go zdekonspirować po wojnie w Prudniku i skłonić do rozmowy, podobnie jak to wcześniej uczynił  Z. Mosingiewicz, autor najwcześniejszych reportaży z 1947 roku, po osobistej wizytacji tych miejsc w towarzystwie zagadkowej postaci Antona.

Rozmówca Makowskiego ujawnił dalsze szczegóły życia obozowego Żydów i robotników. Największy obóz znajdował się przy kamieniołomach w Głuszycy. Przy stacji kolejowej Głuszyca Górna był obóz liczący około 300 kobiet żydowskich. One zatrudnione były przy innych pracach... Duży obóz znajdował się w Jugowicach Górnych, następnie w Kolcach (Fabryka Dywanów), Głuszycy Dolnej, a także obok stacji Ludwikowice.
„Kapami’ w tych obozach byli przeważnie sami Żydzi, z czasem Niemcy, kryminaliści. Jak nas poinformował major A.D. w Głuszycy Dolnej w obozie kapem był sam rabin. Z zawieruchy wojennej podobno ocalał i wyjechał do Izraela. Cieszył się on wielkim uznaniem Żydów jak i Niemców.  

Ryszard Makowski po napisaniu kilku reportaży w „TW” rozpoczął poszukiwania majora Dalmusa. Wiadomo było, że opuścił on Głuszycę i ślad po nim zaginął. Poszukiwania trwały bez mała cały rok. Przez ten czas kilkakrotnie odwiedził szereg miejscowości na Dolnym Śląsku, Opolszczyźnie i w Zielonogórskim. Pytał, notował i wreszcie trafił. Gdzieś w małym miasteczku na Opolszczyźnie – w Prudniku. Oto co pisze o tym fakcie Ryszard Makowski:

„Jest to starszy pan, który był odpowiedzialny za całość prac budowlanych na terenie budowy fortyfikacji „Wału Atlantyckiego”, wyrzutni rakietowych, głównej Kwatery Hitlera w Kętrzynie oraz budowy nowej kwatery w okolicach Wałbrzycha.
Jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że ów pan jest obecnie inżynierem, głównym energetykiem w jednym z dużych zakładów przemysłowych. Dziś liczy sobie 65 lat życia. Jest typowym służbistą - „ordnung mus sein”, „Dienst is Dienst”... Przez wiele lat służył w wojsku. Ma ukończone dwa fakultety: Technichchochschule - Berlin i Technischebauhochschule - Wiedeń. Mój informator jest bardzo zręczny w rozmowie, a jednocześnie bardzo ostrożny w zwierzeniach. Języka polskiego nie zna... Ma mocny, świdrujący wzrok. Idąc za nim można od razu poznać, że ma się do czynienia z osobnikiem, który wiele lat ubrany był w mundur wojskowy. Ma świetną pamięć i umie dobrze opowiadać niczym nasz polski gawędziarz”... 


Z artykułu R. Makowskiego poznajemy kilka dalszych interesujących szczegółów o tajemniczym A. Dalmusie.
W okresie I wojny był w wojsku w stopniu leutnanta wojsk technicznych. W ostatniej wojnie nosił mundur majora, ale funkcje które zajmował były ważniejsze niż stopień wojskowy. Jeszcze raz podkreślam ma doskonałą pamięć. Dokładnie pamięta wszystkie daty. Bez zająknienia wymienia wysokość racji żywnościowych jakie pobierali robotnicy i więźniowie pracujący pod ziemią i na powierzchni. Pamięta nazwiska Żydów, którzy w celach samobójczych rzucali się pod koła pociągu. Zna nazwiska osób, które przechowywały zbiegów, dopomagały im w uzyskaniu cywilnego ubrania fałszywych dokumentów. Zna wiele ciekawych szczegółów, ale nie pamięta lub nie chce pamiętać wiele innych istotnych faktów...

Znał osobiście wielu dygnitarzy III Rzeszy. Często bywał w sztabach, gdzie przez jakiś czas był doradcą w sprawach budownictwa fortyfikacyjnego. Jego serdecznym przyjacielem był słynny „lis pustyni”, który tak dobrze dał się poznać Anglikom pod El Alamein w Libii - generał Rommel. Z generałem tym, już po jego powrocie z Afryki wielokrotnie spotykał się na terenie Francji w czasie budowy „Wału Atlantyckiego”. 

A.D.  podaje ciekawy szczegół z ostatnich godzin życia gen. Rommla. Oto w przeddzień tragicznej śmierci generała „nasz starszy pan” pił z nim poważne ilości alkoholu. Rommel miał wtedy mu powiedzieć, że spodziewa się swojej śmierci, że popadł w niełaskę u Fuhrera i jego popleczników. Wiedział, że plany obrony wybrzeża Francji są nierealne w takim opracowaniu na jaki zdecydował się Hitler. Rommel w tej sprawie miał jechać do Hitlera, aby przedstawić osobiście swój strategiczny plan, biegunowo różniący się od planów już zaakceptowanych przez sztab. Jak wiemy gen. Rommel miał wielu przeciwników i nawet był zamieszany w spisek przeciw Hitlerowi. Generał zginął w katastrofie samochodowej... 

Jak z tego wynika informator R. Makowskiego, major A. Dalmus nadzorował budowę najważniejszych fortyfikacji. Był więc specem wielkiej miary. Jak sam opowiadał przy pracach tych zatrudniony był na zlecenie Luftwaffe. Naczelnym dowódcą był w tym czasie marszałek Hermann Goering. Teren budowy - lotniska: Francja, Niemcy, Belgia, Holandia. Wyrzutnie rakiet na Bałtyku - Rostock, Kilonia, Bremenhaven itd. Przez jakiś czas pracował przy budowie głównej kwatery Hitlera w Kętrzynie. 

Jakie były dalsze losy majora A.D. trudno dziś ustalić. Być może powrócił do Niemiec lub Austrii i w ukryciu spędził resztę życia. Wiele danych wskazuje, że mógł on pełnić po wojnie tajną misję, której celem było tworzenie wśród Polaków przekonania, że miała to być kolejna kwatera wodza III Rzeszy Adolfa Hitlera, a nie jak się okazuje coraz wyraźniej - podziemne fabryki broni. Miała ona uratować III Rzeszę przed ostateczną klęską. Niestety, zabrakło czasu i tak się nie stało.


Mam nadzieję, że tym ciekawym wątkiem, o którym napisano już wiele w licznych książkach i artykułach prasowych, udało mi się zachęcić moich Czytelników do ponownej refleksji nad tajemnicą Gór Sowich.

4 komentarze:

  1. Anton Dalmus ................... zaklinacz historii ?

    OdpowiedzUsuń
  2. A.Dalmus bawił się z Rosjanami w"zimno-gorąco"?:)
    Rosjanie o Riese wszystko wiedzieli i znaleźli co chcieli-mieli na to czas."Anton Dalmus"-jeżeli to był ten z Riese,wyśpiewał wszystko Rosjanom-mieli swoje"delikatne"metody,żeby człowieka zmusić do zeznań.
    Albo metoda Stalina-"na matrioszkę":
    https://wzzw.wordpress.com/2010/02/01/gen-w-jaruzelski-matrioszki/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i teraz jest wszystko dla mnie jasne. Jaruś też nie jest autentycznym bratem bliźniakiem Lecha, tylko po jego tragicznej smierci podstawioną matroszką. A teraz robi wszystko by spowodować konflikt z Rosją i ułatwić jej podporządkowanie Polski.
      Pytanie, czy Macierewicz to prawdziwy Antoni,czy jego matrioszka? Mam teraz coraz więcej takich pytań, choć nie wierzę w spiskową teorię dziejów.

      Usuń
    2. :))
      mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2013/02/mroczny-sekret-siostrzencow-donalda.html
      mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2015/06/mroczny-sekret-siostrzencow-dpnalda.html

      Usuń