Wałbrzych jakiego już nie ma |
Moja opowieść o związanej z Głuszycą tajemniczej postaci
Antona Dalmusa spotkała się z rekordowym odbiorem. Licznik komputera zanotował
w ciągu jednej doby grubo ponad tysiąc Czytelników. Dowodzi to, że historie
wojenne związane z kompleksem „Riese” nadal budzą zainteresowanie i że warto do
nich powracać.
Prawdziwą kopalnią nieodgadnionych i wciąż jeszcze super
tajemniczych wydarzeń związanych z wojenną przeszłością – jest Wałbrzych. Nie ma w tym żadnej przesady, jeśli mówimy o
Wałbrzychu jako mieście magicznym, a
nawet jak to określiła miss Nowego Yorku,
Davina Reeves – demonicznym. To
może właśnie m.in. z tego powodu urodziwa Amerykanka zdecydowała się zamieszkać
na wsi pod Wałbrzychem i grać w wałbrzyskim teatrze dramatycznym. Dość ponurą
aurą niesamowitości emanuje książka o Wałbrzychu „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator, obok wielkiej Olgi Tokarczuk, kolejnej Wałbrzyszanki, zdobywczyni nagrody Nike.
O zdumiewających osobliwościach wojennych Wałbrzycha napisał
znakomitą książkę wciąż jeszcze niedoceniony Jerzy Rostkowski. Nosi ona tytuł „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice
Książa, Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju” i powinna być u Wałbrzyszan na honorowym
miejscu w każdym domu, a jej autor honorowym obywatelem miasta.
Ta książka jest tak zdumiewająca, że aż nieprawdopodobna,
chociaż autor czyni wszystko co się da, by uwierzytelnić swoje dociekania i
przekonać Czytelnika do ich słuszności.
Przypomnę jedną z rewelacji książkowych Jerzego
Rostkowskiego, tak moim skromnym zdaniem ważnej, że jej potwierdzenie mogłoby stanowić
dowód, iż Wałbrzych mógł się stać jednym z najważniejszych miast Rzeszy, a
ziemia wałbrzyska – centrum militarno-zbrojeniowym Niemiec Hitlerowskich.
Żyłem od dawna
nadzieją, że stanie się coś niezwykłego, że wreszcie ktoś się otrząśnie z
letargu i niemocy. że jakimś cudem uda się odsłonić prawdę o tym, co się działo
w czasie wojny w Wałbrzychu, a oczom wielu malkontentów i niedowiarków ukaże
się wreszcie miasto niezwykłe, o nieograniczonych możliwościach, miasto które
mogło odegrać w historii Niemiec Hitlerowskich rolę niewyobrażalną. Zabrakło
być może kilku lub kilkunastu miesięcy, by przygotowywany od dawna i niebywale
zintensyfikowany pod koniec wojny plan uruchomienia „cudownej broni” będącej w
stanie powstrzymać ofensywę aliantów, stał się faktem realnym i tragicznym dla
Europy i świata. I to mogło stać się właśnie tu, w Wałbrzychu, w naszym, dla
większości mieszkańców biednym, ponurym, zaniedbanym, byle jakim mieście. To
nie jest tytuł do chwały, zarówno dla byłych niemieckich włodarzy miasta, jak i
dla współczesnych samorządowców, że w ich mieście mógł się „urodzić” produkt
masowej zagłady ludzkości, którego makabryczne skutki odczuli najboleśniej
mieszkańcy Hiroszimy i Nagasaki. Ale nie chodzi tu o chlubę, lecz ukazanie
tego, co się naprawdę działo w kopalnianych szybach, co było realne i
prawdziwe, a zostało zasłonięte tajemnicą wojskową po to, by zatrzeć ślady, a
zarazem ukryć dowody, świadczące namacalnie o zbrodniczych zamiarach przywódców
III Rzeszy Niemieckiej. Chodzi też o to, żeby przeciąć wreszcie krąg domysłów,
plotek i fantasmagorii o podziemiach wałbrzyskich, które obracają się jak
szkiełka w kalejdoskopie i bawią tylko wyobraźnię nie przynosząc ze sobą
żadnego efektu.
Czytelnicy pomyślą, że zaczynam mamić ich wyobraźnię potokiem
frazesów nie mających pokrycia w rzeczywistości. Bo co się nagle takiego stało,
co ruszyło z posad bryłę miasta, co zachwiało jego zewnętrzną lub wewnętrzną
równowagą? Nie było żadnego tsunami, ani
trzęsienia ziemi, ani huraganu. Właściwie w Wałbrzychu nic się nie dzieje szczególnego.
Galeria „Victoria” funkcjonuje tak samo, jak w dniu otwarcia, Wałbrzyskie
Muzeum Przemysłu i Techniki zmienia swój image w kierunku pałacu kultury i
wypoczynku, Lisia Sztolnia pozostaje nadal kanałem odpływowym, zaś Góra
Parkowa miejscem wagarów uczniów Zespołu
Szkół nr 2 (i nie tylko) – jak za dawnych, dobrych czasów PRL-u. Co się więc
takiego zdarzyło?
Zdarzyła się rzecz,
która jest w stanie poruszyć najbardziej niewzruszony fundament wiedzy o
próbach nuklearnych III Rzeszy. A sprawą tą interesują się historycy i
pasjonaci na całym świecie. Dziś możemy powiedzieć, że wiemy już na ten temat o
niebo więcej niż dotąd. Mamy potwierdzenie, gdzie m. in. znajdowały się
laboratoria doświadczalne broni jądrowej i gdzie miało się znajdować centrum
przemysłu zbrojeniowego Niemiec Hitlerowskich. Otóż właśnie, gdzie?
Odpowiedź na to pytanie
nasuwa się sama. Oczywiście w Wałbrzychu. To właśnie Wałbrzych stał się
miejscem lokalizacji gigantycznego planu
przeniesienia do podziemi przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy znanego pod kryptonimem Rüdiger, cytuję:
„Ta nazwa elektryzuje w
południowo-zachodniej Polsce każdego kto choćby się tylko otarł o tematy
związane z eksploracją i rozwiązywaniem tajemnic drugowojennej historii tego
regionu. Rüdiger to na Dolnym Śląsku tajemnica tak wielka i nieomal równie sławna
jak piramidy egipskie”.
Zacytowałem dwa
pierwsze zdania z 15-tego rozdziału książki Jerzego Rostkowskiego „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa,
Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju”, wydanej w 2011 roku przez Dom Wydawniczy
Rebis w Poznaniu.
Ta
książka dla naszego środowiska wałbrzyskiego, to rewelacja. Nie znam równie ciekawej,
dobrze napisanej i frapującej książki związanej z najnowszą historią Wałbrzycha
i okolic. Ponadto książka w sposób przekonywujący, oparty na dużej wiedzy,
logicznych wnioskach i wieloletnich poszukiwaniach daje odpowiedź na szereg
zagadek związanych z rolą i znaczeniem Wałbrzycha w hitlerowskich planach
wojennych dotyczących produkcji najnowocześniejszej broni nuklearnej.
Wprawdzie można mieć
zastrzeżenia co do tego, czy nazwa Rüdiger jest na Dolnym Śląsku tak sławna jak
piramidy egipskie, ale są ku temu przesłanki, aby tak się niebawem stało.
Wszystko zależeć będzie od tego, jak lokalne władze miejskie i powiatowe
potraktują niezwykle ważne i wstrząsające odkrycia autora książki i czy
potrafią wyciągnąć wnioski, z wyjątkowej szansy na promocję miasta i
przyciągnięcie do Wałbrzycha setek tysięcy turystów z kraju i zagranicy.
Potrzebne są do tego odważne decyzje i skuteczne działania z wykorzystaniem
znajomości tematu i zaangażowania samego autora książki i bliskich mu pasjonatów-eksploratorów.
Nigdy dotąd nie było
takiej szansy, bo wszelkie domysły i podejrzenia miały charakter hipotetyczny.
Dzięki badaniom autora książki stają się one nieomal dowodami. Wystarczy tylko
potwierdzić je empirycznie, odsłaniając przynajmniej część ukrytych
pokopalnianych sztolni i podziemnych korytarzy, zgodnie ze wskazówkami Jerzego
Rostkowskiego.
Przyjrzyjmy się
najpierw autorowi książki.
Jerzy
Rostkowski z Warszawy nie jest historykiem, lecz jednym z
najlepszych polskich eksploratorów. Ulubionym miejscem Rostkowskiego jest Dolny
Śląsk. Opublikował wiele książek sławiących krajobrazy i architekturę tego
regionu. Jego sentyment do Dolnego Śląska wiąże się z nagromadzeniem ukrytych w podziemiach tajemnic, jak w żadnym innym
regionie Polski. Jak pisze Tadeusz A. Kisielewski w przedmowie książki: „Żaden z polskich historyków deklarujących
swoje zainteresowanie badaniem hitlerowskich zbrodni wojennych nie tylko nie
może się wykazać podobnym osiągnięciem, ale choćby inicjatywą przybliżającą do
niego.”
W książce znajdziemy
potwierdzenie znajomości przez Jerzego Rostkowskiego wielu innych dziedzin
nauki poza historią i geografią, n.p.
górnictwo głębinowe, geofizyka, topografia, minerstwo, bronioznawstwo, technologia
materiałów wybuchowych. Materiał do książki był gromadzony przez lata, a
poprzedziły go częste wizje lokalne i kontakty z wielu tutejszymi
poszukiwaczami, znawcami przedmiotu, pasjonatami, no i na koniec osobiste
penetracje rozlicznych miejsc w Wałbrzychu i okolicach.
Przejdę
teraz do meritum. Co takiego nadzwyczajnego znajdujemy w
książce o Wałbrzychu Jerzego Rostkowskiego, wyznaczającego nowy etap poznawczy
wojennej historii miasta i jego najbliższych okolic?
Zacznijmy od
wyjaśnienia, co się mieści w tajnej nazwie Rüdiger.
Jerzy Rostkowski
przytacza w swej książce informację otrzymaną od wałbrzyskiego eksploratora, pasjonata
wojennych tajemnic III Rzeszy, Tomasza
Jurka:
„Rüdiger… położony w odległych podziemnych
wyrobiskach pokopalnianych, miał się stać podziemnym laboratorium jądrowym. Do
obiektu, który był samowystarczalny, wyposażony we wszystkie agregaty prądotwórcze,
ogrzewanie olejowe, własne ujęcie wody, doprowadzono pod ziemią kilkanaście
kilometrów sieci energetycznej dużej mocy z elektrowni Wałbrzych. Obiekt
również posiadał podziemną kolej łączącą go z Wałbrzychem. Poszczególne
pomieszczenia oddzielały stalowe śluzy, otwierane za pomocą specjalnych
kodowanych przepustek. Rüdiger posiadał bezpośrednią łączność telewizyjną z
wszystkimi instytucjami III Rzeszy oraz Führerhauptquartieren (FHQ),
realizowaną poprzez centralę w podziemiach Fürstenstein…”
Powstają więc teraz
kolejne pytania. Czy rzeczywiście ten gigantyczny projekt został przez Niemców
zrealizowany, a jeśli tak, to gdzie się znajduje w Wałbrzychu, gdzie jest to
tajemne miejsce, czy zostało odkryte?
W dwóch rozdziałach
książki (15 i 16) Jerzego Rostkowskiego znajdziemy mnóstwo szczegółów
ilustrujących niezwykle żmudne i uciążliwe dochodzenie do sedna sprawy. Finał
dociekań teoretyczno-doświadczalnych autora książki jest zaskakujący. Dlaczego
tak zaskakujący? Bo dotyczy nie tego, co znajduje się na powierzchni, ale tego
co pod ziemią. W Wałbrzychu mamy do czynienia nie z jedną fabryką zbrojeniową w
wyrobiskach kopalnianych, lecz z całym
podziemnym kompleksem fabryk połączonych podziemnym systemem komunikacyjnym.
Najważniejszą rolę w tym systemie odgrywała właśnie Lisia Sztolnia, łącząca centrum kompleksu z rozsianymi po
wszystkich szybach kopalnianych Wałbrzycha tajnymi fabrykami. Pod miastem mamy
na określonym poziomie 410 m.
zdumiewający labirynt podziemnych sztolni i hal fabrycznych nie mający nic wspólnego
z wydobyciem węgla. Wybiegają one daleko poza administracyjne granice miasta,
m. in. do Książa. I jeszcze rzecz najważniejsza – Centrum tego podziemnego
miasta znajduje się, co wydawać by się mogło najmniej prawdopodobne, też w
środku Wałbrzycha – właśnie pod Parkową
Górą i Harcówką, miejscem spacerów dorosłych i zabaw dzieci i młodzieży. Tu
mogą znajdować się do dziś nietknięte ludzką ręką ślady laboratorium
zbrojeniowego, które udało się w ostatniej chwili zablokować i zamaskować, ale
na pewno nie zniszczyć, bo przecież wciąż tliła się w świadomości Niemców iskra
nadziei, że Adolf Hitler odwróci losy wojny, a nawet jeśli nie, to i tak będzie
można tu jeszcze powrócić. Drugie takie ważne miejsce doświadczalne związane z
produkcją najnowocześniejszej broni znajduje się pod ziemią na samym początku Sobięcina, tam gdzie dziś króluje Galeria Victoria,
a skąd dość blisko podziemnymi chodnikami zarówno do centrum jak i do szybów
dawnej kopalni Victoria.
To co powiedziałem
wyżej, to zaledwie skrót, zwięzła komasacja obszernych dociekań autora,
udokumentowanych interesującymi rozmowami z wałbrzyskimi inżynierami górnictwa
i świadkami różnych zdarzeń powojennych, wskazujących na istnienie „drugiego, podziemnego Wałbrzycha”, o
którym do dziś niewiele wiedzieliśmy. Takie książki jak „Podziemia III Rzeszy” Jerzego Rostkowskiego
rzucają wiązkę światła na mroczne tajemnice niemieckiej Wunderwaffen (cudownej
broni) w Wałbrzychu. To fascynująca historia, tak samo jak fascynująca jest
książka, najważniejsza jak sądzę, w całej twórczości Jerzego Rostkowskiego, być
może najważniejsza także dla Wałbrzycha.
Jeszcze o Jugowicach Górnych...
OdpowiedzUsuńhttps://bunkrowo.pl/portal/informacje/riese-sztolnia-numer-6-w-jugowicach-gornych/
Po co było ruszać te drzwi?K.Szpakowski nawet nie zauważył,że odkrył/uwolnił największą"tajemnicę"Riese-po 70 latach:
www.youtube.com/watch?v=6pj4ZsJydXQ
Pokemon Song!
www.youtube.com/watch?v=STY1LQet3XA
Pozdrawiam
Witam Staszku!Jak zacząłem czytać dzisiejszy felieton,to wiedziałem,że będzie coś niezwykłego.I wszystko się zgadza.Wielkie tajemnice Wałbrzycha z lat 1933-45."Rudiger"podziemne fabryki,których celem było wyprodukowanie Wunderwaffen/cudownej broni/w domyśle broni jądrowej.Staszku,dobrze że przypominasz książkę p.Jerzego Rostkowskiego "Podziemia III Rzeszy" ponieważ ta praca zasługuje na szczególne potraktowanie a więc należy ją po prostu przeczytać.Puki co, dla mnie Twoje informacje są zachęcające aby tą książkę zdobyć.Ale to zostawiam sobie na wieczory jesienno-zimowe.A teraz udaję się do Otmuchowa bo na dworze upał.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZaskoczyłeś mnie Bronku tym Otmuchowem. A co Cię tam zawiodło? Nad jezioro to jeżdżą tam raczej wędkarze. A może zachęcił Cię festiwal kwiatów, tylko że nie wiem, czy akurat w lipcu?
UsuńPytam, bo to moje strony z lat dzieciństwa. Napisz o tym po powrocie.
Pojechaliśmy tak sobie nad wodę,bo u nas było bardzo gorąco.Pamiętam,że to Twoje strony z lat młodzieńczych.Pozdrawiam Ps.W Skorochowie nad Jeziorem Nyskim podobno było b.dużo ludzi stąd wybór Otmuchowa.A święto kwiatów w sierpniu.
Usuń