zagadkowe sztolnie Osówki |
Niemiecka inwestycja wojenna pod nazwą – „Riese” , czyli „Olbrzym” wciąż jeszcze pasjonuje wielu ludzi, bo kryje w sobie wiele tajemnic. Wydaje się, że wszystko już wiemy, w zasadzie jesteśmy coraz bliżej odkrycia całej prawdy, ale brakuje dokumentów, by bez wątpienia potwierdzić jaki był rzeczywisty cel tej inwestycji. A niezależnie od tego znajdujemy wciąż nowe, frapujące wątki, które wzmacniają atmosferę zagadkowości tej budowy. Jednym z takich wątków – jest tajemnicza osoba Antona Dalmusa.
W nr 5 (213) „Tygodnika Wałbrzyskiego” z 13-14
lutego 1959 roku ukazał się ostatni odcinek dotyczący „Zagadkowych podziemi” w
Górach Sowich. Temat ten był przez gazetę poruszany w kilku odcinkach.
Reportaże interesowały czytelników o czym świadczą liczne listy jakie wpłynęły
do redakcji. Po opublikowaniu materiałów zgłosili się także i ci, którzy
kiedyś, w przeszłości, mieli coś wspólnego z tymi podziemiami. Przede wszystkim
byli to robotnicy i więźniowie zatrudnieni przy drążeniu podziemnych tuneli.
Tematem tym zainteresowało się także „Polskie Radio” i popularny tygodnik
„Świat” przysyłając do redakcji „TW” specjalnych
wysłanników. Znamiennym jest jednak, że po ukazaniu się reportaży nie zgłosił się nikt z tzw. czynników
oficjalnych. Nikt nie zabrał głosu. Po prostu sprawę podziemi traktowano jako
coś nieistniejącego. Czynniki gospodarcze nie zareagowały na apel umieszczony w ostatnim odcinku, aby
wreszcie poważnie potraktować tę niebywałą inwestycję militarną III Rzeszy. Nie
wszczął również żadnych kroków w tej sprawie, jako najbardziej zainteresowany,
Związek Bojowników o Wolność i Demokrację
W
wałbrzyskiej gazecie znajdujemy wiele interesujących szczegółów uzasadniających
podjęcie decyzji o budowie kompleksu „Riese” w Górach Sowich przez sztab wojenny
A. Hitlera, a także o przebiegu i rozmiarach tej inwestycji, o bestialskim traktowaniu więźniów zatrudnionych przy
budowie.
Po
zwycięskiej ofensywie wojsk radzieckich, gdy front szybko zbliżał się do
granic byłych Prus Wschodnich, naczelne dowództwo niemieckich sił zbrojnych
zdecydowało przenieść kwaterę Hitlera na inne tereny. Rozważano wiele
możliwości jej lokalizacji. Były różne propozycje, ale wybór jednak padł na
okolice Wałbrzycha. Dlaczego?... Podobno zadecydowało położenie geograficzne.
Proszę sprawdzić na mapie. Linia prosta przeprowadzona od Przylądka Północnego
(Norwegia 25 południk) na wschód od Greenwich do Przylądka Passera (Włochy,
Sycylia 15 południk) przecina się z linią do miasta Ufy znajdującego się na krańcach Europy przed
górami Ural. Jak więc z tego wynika miejsce skrzyżowania się tych dwóch linii
prawie idealnie wypada w pobliżu Wałbrzycha.
Biorąc
pod uwagę ewentualną inwazję Amerykanów na zachodzie, miejsce to było znacznie
oddalone od Atlantyku. Z południa kwaterę broniły liczne pasma górskie a przede
wszystkim Alpy. Od neutralnej Szwecji i Bałtyku Niemcy czuli się zabezpieczeni.
Nikt nigdy nie przypuszczał, że ze wschodu związek Radziecki przysłowiowy jak
mówili Niemcy „kolos na glinianych nogach” - potrafi się nie tylko bohatersko
bronić, ale i atakując trafić w samo serce III Rzeszy, do Berlina. Sztab
niemiecki widać wszystko przewidywał, ale nie liczył się z wielką zwycięską
ofensywą Armii Radzieckiej.
Rok
1943. Wyznaczono miejscowości i okolice w których miały się mieścić betonowe
schrony siedziby Hitlera, Goeringa, Himmlera i innych dostojników. Wybór padł
na Góry Sowie (Eulen Gebirge). Latem 1943 roku do Walimia, Jugowic, Nowej Rudy,
Ludwikowic, Głuszycy, Jedlinki i Wałbrzycha przyjechali niemieccy geolodzy. To
oni właśnie ostatecznie orzekli, że Góry Sowie są górami starymi,
niepodlegającymi już gwałtownym ruchom tektonicznym.
W
październiku tego samego roku przytransportowano duże ilości różnego sprzętu
budowlanego. Podbite kraje dostarczały
odpowiedniej siły roboczej. Specjalistów od podziemnych tuneli i betonowych
budowli sprowadzono z Włoch, Francji, Norwegii, Austrii i naturalnie z Niemiec.
Fachowcy ci to długoletni pracownicy zatrudnieni przy budowie osławionej „Linii
Zygfryda” (niemiecki odpowiednik francuskiej Linii Maginota), Wału
Atlantyckiego, kwatery w Berchtesgaden, Kętrzynie i innych tego typu
umocnieniach.
Do Walimia przyjechał
wprost z Cherbourga tajemniczy Anton Dalmus, gdzie nadzorował budowę ostatnich
umocnień Wału. Oddelegowany został po to, aby „zrobić porządek na tej
waliomskiej baustelli”. Tak mieli się wyrazić jego zwierzchnicy. A trzeba tu
powiedzieć, że na budowach tych panowała korupcja a kradzież materiałów i
artykułów żywnościowych była na porządku dziennym.
W
tym czasie (jesień 1943 roku) w Jedlince, w przejętym przez wojsko pałacu
barona znajdowała się główna siedziba generalnego zarządcy budowy - generała
Majera. Tu także, w tej miejscowości, znajdował się obóz dyspozycyjno -
rozdzielczy siły roboczej - więźniów i
robotników. Tu była główna baza zaopatrzeniowa, materiałów budowlanych,
sprzętu. Tu mieszkali najlepsi różnego rodzaju fachowcy. Stąd kierowali oni
byli na poszczególne odcinki robót.
O
rozmachu tej kolosalnej inwestycji i tempie jej budowy niech świadczy fakt, że
przy drążeniu podziemi pracowały 23 wielkie firmy. Między innymi firmy (Weiss und Freilag”, dalej „Filip Holzman”,
„Dywidag” i inne). Te wszystkie firmy (różnych specjalności) miały do swej
dyspozycji 38 tysięcy robotników. Według słów majora A.D. zatrudnionych tu było
18 tys. Żydów, 12 tys. Włochów. Do pozostałej reszty należeli Polacy, Ukraińcy, Rosjanie i Serbowie. Poza Żydami, których
przywieziono tu z gett całej podbitej Europy, pozostali robotnicy to byli
przeważnie ludzie pochwyceni w ulicznych łapankach. Poza 38 tysiącami więźniów
i przymusowych robotników pracował tu liczny nadzór techniczny,
administracyjny, brygada Org. Todt oraz około 5 tysięcy wachmanów z oddziałów
SS. Ogółem liczba zaangażowanych przy tej gigantycznej budowie ludzi sięgała 50
tys. !
Roboty
wykonywano nie tylko ręcznie (tania siła robocza) ale i przy pomocy najnowszych
w tym czasie maszyn budowlanych. Wystarczy tu wymienić ogromne agregaty
prądotwórcze, potężne kompresory poruszające tysiące pneumatycznych wiertarek
drążących skały, elektryczne sprężarki itp., itp.
O
niemieckim rozmachu i pośpiechu niech świadczy np. fakt, że normalnie na
budowach używa się 300-400 litrowe betoniarki. Przy tej inwestycji używane były
betoniarki o pojemności 4 tys. litrów, a więc 10 razy większe niż normalne.
Informacje
powyższe pochodzą od wspomnianego wyżej majora, Antona Dalmusa. Redaktorowi „TW”
Ryszardowi Makowskiemu udało się go zdekonspirować
po wojnie w Prudniku i skłonić do rozmowy, podobnie jak to wcześniej uczynił Z. Mosingiewicz, autor najwcześniejszych reportaży
z 1947 roku, po osobistej wizytacji tych miejsc w towarzystwie zagadkowej
postaci Antona.
Rozmówca
Makowskiego ujawnił dalsze szczegóły życia obozowego Żydów i robotników.
Największy obóz znajdował się przy kamieniołomach w Głuszycy. Przy stacji
kolejowej Głuszyca Górna był obóz liczący około 300 kobiet żydowskich. One
zatrudnione były przy innych pracach... Duży obóz znajdował się w Jugowicach
Górnych, następnie w Kolcach (Fabryka Dywanów), Głuszycy Dolnej, a także obok
stacji Ludwikowice.
„Kapami’
w tych obozach byli przeważnie sami Żydzi, z czasem Niemcy, kryminaliści. Jak
nas poinformował major A.D. w Głuszycy Dolnej w obozie kapem był sam rabin. Z
zawieruchy wojennej podobno ocalał i wyjechał do Izraela. Cieszył się on
wielkim uznaniem Żydów jak i Niemców.
Ryszard
Makowski po napisaniu kilku reportaży w „TW” rozpoczął poszukiwania majora
Dalmusa. Wiadomo było, że opuścił on Głuszycę i ślad po nim zaginął. Poszukiwania
trwały bez mała cały rok. Przez ten czas kilkakrotnie odwiedził szereg
miejscowości na Dolnym Śląsku, Opolszczyźnie i w Zielonogórskim. Pytał, notował
i wreszcie trafił. Gdzieś w małym miasteczku na Opolszczyźnie – w Prudniku.
Oto co pisze o tym fakcie Ryszard Makowski:
„Jest
to starszy pan, który był odpowiedzialny za całość prac budowlanych na terenie
budowy fortyfikacji „Wału Atlantyckiego”, wyrzutni rakietowych, głównej Kwatery
Hitlera w Kętrzynie oraz budowy nowej kwatery w okolicach Wałbrzycha.
Jakie
było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że ów pan jest obecnie inżynierem,
głównym energetykiem w jednym z dużych zakładów przemysłowych. Dziś liczy sobie
65 lat życia. Jest typowym służbistą - „ordnung mus sein”, „Dienst is
Dienst”... Przez wiele lat służył w wojsku. Ma ukończone dwa fakultety:
Technichchochschule - Berlin i Technischebauhochschule - Wiedeń. Mój informator
jest bardzo zręczny w rozmowie, a jednocześnie bardzo ostrożny w zwierzeniach.
Języka polskiego nie zna... Ma mocny, świdrujący wzrok. Idąc za nim można od
razu poznać, że ma się do czynienia z osobnikiem, który wiele lat ubrany był w
mundur wojskowy. Ma świetną pamięć i umie dobrze opowiadać niczym nasz polski
gawędziarz”...
Z
artykułu R. Makowskiego poznajemy kilka dalszych interesujących szczegółów o
tajemniczym A. Dalmusie.
W
okresie I wojny był w wojsku w stopniu leutnanta wojsk technicznych. W
ostatniej wojnie nosił mundur majora, ale funkcje które zajmował były
ważniejsze niż stopień wojskowy. Jeszcze raz podkreślam ma doskonałą pamięć.
Dokładnie pamięta wszystkie daty. Bez zająknienia wymienia wysokość racji
żywnościowych jakie pobierali robotnicy i więźniowie pracujący pod ziemią i na
powierzchni. Pamięta nazwiska Żydów, którzy w celach samobójczych rzucali się
pod koła pociągu. Zna nazwiska osób, które przechowywały zbiegów, dopomagały im
w uzyskaniu cywilnego ubrania fałszywych dokumentów. Zna wiele ciekawych
szczegółów, ale nie pamięta lub nie chce pamiętać wiele innych istotnych faktów...
Znał
osobiście wielu dygnitarzy III Rzeszy. Często bywał w sztabach, gdzie przez
jakiś czas był doradcą w sprawach budownictwa fortyfikacyjnego. Jego serdecznym
przyjacielem był słynny „lis pustyni”, który tak dobrze dał się poznać Anglikom
pod El Alamein w Libii - generał Rommel. Z generałem tym, już po jego powrocie
z Afryki wielokrotnie spotykał się na terenie Francji w czasie budowy „Wału
Atlantyckiego”.
A.D.
podaje ciekawy szczegół z ostatnich
godzin życia gen. Rommla. Oto w przeddzień tragicznej śmierci generała „nasz
starszy pan” pił z nim poważne ilości alkoholu. Rommel miał wtedy mu
powiedzieć, że spodziewa się swojej śmierci, że popadł w niełaskę u Fuhrera i
jego popleczników. Wiedział, że plany obrony wybrzeża Francji są nierealne w
takim opracowaniu na jaki zdecydował się Hitler. Rommel w tej sprawie miał
jechać do Hitlera, aby przedstawić osobiście swój strategiczny plan, biegunowo
różniący się od planów już zaakceptowanych przez sztab. Jak wiemy gen. Rommel
miał wielu przeciwników i nawet był zamieszany w spisek przeciw Hitlerowi.
Generał zginął w katastrofie samochodowej...
Jak
z tego wynika informator R. Makowskiego, major A. Dalmus nadzorował budowę
najważniejszych fortyfikacji. Był więc specem wielkiej miary. Jak sam opowiadał
przy pracach tych zatrudniony był na zlecenie Luftwaffe. Naczelnym dowódcą był
w tym czasie marszałek Hermann Goering. Teren budowy - lotniska: Francja,
Niemcy, Belgia, Holandia. Wyrzutnie rakiet na Bałtyku - Rostock, Kilonia,
Bremenhaven itd. Przez jakiś czas pracował przy budowie głównej kwatery Hitlera
w Kętrzynie.
Jakie były dalsze losy majora A.D. trudno
dziś ustalić. Być może powrócił do Niemiec lub Austrii i w ukryciu spędził
resztę życia. Wiele danych wskazuje, że mógł on pełnić po wojnie tajną misję,
której celem było tworzenie wśród Polaków przekonania, że miała to być kolejna
kwatera wodza III Rzeszy Adolfa Hitlera, a nie jak się okazuje coraz wyraźniej
- podziemne fabryki broni. Miała ona uratować III Rzeszę przed ostateczną
klęską. Niestety, zabrakło czasu i tak się nie stało.
Mam nadzieję, że tym ciekawym wątkiem, o
którym napisano już wiele w licznych książkach i artykułach prasowych, udało mi
się zachęcić moich Czytelników do ponownej refleksji nad tajemnicą Gór Sowich.
Anton Dalmus ................... zaklinacz historii ?
OdpowiedzUsuńA.Dalmus bawił się z Rosjanami w"zimno-gorąco"?:)
OdpowiedzUsuńRosjanie o Riese wszystko wiedzieli i znaleźli co chcieli-mieli na to czas."Anton Dalmus"-jeżeli to był ten z Riese,wyśpiewał wszystko Rosjanom-mieli swoje"delikatne"metody,żeby człowieka zmusić do zeznań.
Albo metoda Stalina-"na matrioszkę":
https://wzzw.wordpress.com/2010/02/01/gen-w-jaruzelski-matrioszki/
Pozdrawiam.
No i teraz jest wszystko dla mnie jasne. Jaruś też nie jest autentycznym bratem bliźniakiem Lecha, tylko po jego tragicznej smierci podstawioną matroszką. A teraz robi wszystko by spowodować konflikt z Rosją i ułatwić jej podporządkowanie Polski.
UsuńPytanie, czy Macierewicz to prawdziwy Antoni,czy jego matrioszka? Mam teraz coraz więcej takich pytań, choć nie wierzę w spiskową teorię dziejów.
:))
Usuńmistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2013/02/mroczny-sekret-siostrzencow-donalda.html
mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2015/06/mroczny-sekret-siostrzencow-dpnalda.html