Dom Zdrojowy w Jedlinie-Zdroju |
Drugie
z podwałbrzyskich uzdrowisk - mniejsze od Szczawna, mniej renomowane, to
Jedlina- Zdrój
O
Jedlinie-Zdroju wiemy o wiele mniej niż o Krynicy, Nałęczowie, Busku-Zdrój, czy
Ciechocinku. Wymieniam te uzdrowiska, które znalazły się po odzyskaniu
niepodległości przez Polskę w 1918 roku w granicach państwa polskiego.
Wcześniej, mimo że było to pod zaborami, cieszyły się one powodzeniem u Polaków, bo przecież żywioł
polski dominował na ziemiach wszystkich
trzech zaborów rosyjskiego, pruskiego i austriackiego. Odzyskanie przez Polskę
Ziem Zachodnich i Północnych w wyniku Konferencji Poczdamskiej w 1945 roku po
II wojnie światowej stworzyło w zakresie lecznictwa uzdrowiskowego w Polsce
zupełnie nową jakość. Staliśmy się właścicielami kilku renomowanych uzdrowisk
na Dolnym Śląsku leżących do tej pory w granicach Rzeszy Niemieckiej. W regionie
wałbrzyskim mamy ich trzy: Szczawno-Zdrój, Jedlina-Zdrój, Sokołowsko. Ale tylko
Szczawno-Zdrój, uzdrowisko o ugruntowanej renomie w całej Europie, położone w
bezpośredniej bliskości wielkiego Wałbrzycha, zdołało odbudować po wojnie i
utrzymać na przyzwoitym poziomie opiekę
leczniczą i bazę sanatoryjną, podtrzymując z powodzeniem dawną sławę.
Jedlina-Zdrój z trudem ratowała przez całe lata PRL-u status uzdrowiska, będąc
zaledwie częścią składową PPU w Szczawnie-Zdroju. Zaszyte w górach i traktowane
po macoszemu przez władze państwowe Sokołowsko utraciło swój dotychczasowy
dorobek i sławę.
Losy
wszystkich polskich uzdrowisk w PRL-u były determinantą scentralizowanego
systemu finansowania i zarządzania,
który hamował wszelkiego rodzaju inicjatywy i możliwości rozwojowe.
Trudno
też było w powojennej rzeczywistości PRL-u podnosić prestiż takiego
miasta-uzdrowiska jak Jedlina-Zdrój, skoro nie można było ze względów
politycznych sięgnąć do jego korzeni, odsłonić przeszłość słynącego z pięknych
parków kurortu. Bo przecież jego przeszłość wiąże się w całej rozciągłości z
historią Prus i Rzeszy Niemieckiej, o
której to historii lepiej było w ogóle nie mówić. Skutki zawieruchy wojennej
trwającej przecież sześć lat, a potem trudności i zawiłości procesu
zagospodarowania tych ziem bezpośrednio po wojnie, zaciążyły w sposób ewidentny
na degradacji cieszącego się dobrą marką niemieckiego uzdrowiska Bad
Charlottenbrunn. Miało ono dobrze funkcjonujący zakład przyrodoleczniczy i
dysponowało bazą hotelową liczącą kilkaset miejsc. W czasie wojny z powodzeniem
pełniło rolę prewentorium dla rekonwalescentów, cywilów i żołnierzy. Bezpośrednio po wojnie w budynkach
sanatoryjnych podjęto próby
kontynuowania działalności leczniczej, ale brakowało pieniędzy na odnowienie
urządzeń, aparatury, wyposażenia domu zdrojowego. Na dodatek zanikły źródła
mineralne. W latach 50-tych część dotychczasowej bazy sanatoryjnej zamieniono
na domy wczasowe FWP. Dopiero w 1962 roku wznowiono działalność uzdrowiskową,
ale w ograniczonym zakresie jako filia Szczawna-Zdroju, z którego dostarczano
do Jedliny wodę mineralną. Wiadomo, że znaczna część urządzeń, mebli i sprzętu
uległa po tylu latach dewastacji. Po dawnej pijalni pozostało tylko odkryte
zadaszenie na Placu Zdrojowym. Kilkakrotnie przymierzano się do odtworzenia
ujęcia wody J-300, a
także odkrytego później źródła J-600, ale zawsze brakowało pieniędzy na tego
rodzaju inwestycję. Nieskuteczne okazały się też kroki zmierzające do
usamodzielnienia się uzdrowiska.
Jedlina-Zdrój
nie należy do miast zajmujących wysokie miejsce na liście najbardziej
znanych miejscowości na Dolnym Śląsku.
Nie jest ani miastem w całym tego słowa znaczeniu, ani kurortem. O ”mieście”
czytamy w encyklopediach i słownikach, że to „duży obszar intensywnie i planowo
zabudowany, będący skupiskiem ludności wykonującej zawody nierolnicze”. Trudno
Jedlinę uznać za obszar duży i planowo zabudowany, wręcz odwrotnie posiada
zabudowę mocno rozproszoną. Nie jest grodem typowym dla czasów średniowiecza z
centralnie położonym rynkiem, ratuszem pośrodku i prostopadle biegnącymi na
wszystkie strony świata ulicami. Jedlina uzyskała prawa miejskie w drugiej
połowie XVIII, kiedy już stała się
znanym uzdrowiskiem nie tylko na Śląsku, ale w obszarze całego państwa
pruskiego. Walory lecznicze i rekreacyjno-wypoczynkowe i krajobrazowe
zadecydowały o jej rozwoju i awansie administracyjnym. Po II wojnie światowej
była zaledwie wsią gromadzką, a następnie od 1954 roku osiedlem w powiecie
wałbrzyskim, skupiającym w swych granicach przyległe wsie: Jedlinkę, Suliszów,
Glinicę i Kamieńsk. W 1965 roku
odzyskała prawa miejskie. Liczyła wtedy ponad 6, 3 tys. mieszkańców na
powierzchni - 1.747 ha,
w tym 837 ha
użytków rolnych (37%) i 891
ha lasów(43%).
Dziś
liczba mieszkańców spadła drastycznie o ponad 1300. Mimo że miasto się rozwija
pod względem budownictwa mieszkaniowego, liczba ludności z roku na rok maleje.
Jest to skutek przeobrażeń gospodarczo-społecznych i demograficznych w całym
kraju, rosnącej emigracji ludzi młodych w poszukiwaniu pracy i awansu
społecznego, zahamowania w rozwoju gospodarczym miasta i uzdrowiska w ostatnich latach PRL-u, a także w
pierwszych latach III Rzeczpospolitej.
Jak
już wspomniałem uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju utraciło samodzielność, stając się
częścią składową PPU Szczawno-Zdrój. Nie
sprzyjało to rozwojowi ani miasta, ani uzdrowiska. Parę lat temu udało się
osiągnąć kompromis pomiędzy Zarządem Uzdrowiska a władzami miejskimi i rozpocząć
realizację wspólnego programu rewaloryzacji uzdrowiskowej funkcji miasta.
Efekty tego są widoczne, czego przykładem jest renowacja pawiloniku Pijalni Wód
Mineralnych w centrum uzdrowiska lub adaptacja budynku sanatoryjnego „Teresa”
na nowoczesny szpital rehabilitacyjny dla osób chorych na serce. Udało się
zrekonstruować ujęcia własnej wody mineralnej. Są to szczawy
wodorowęglanowo-wapniowo-magnezowo-sodowe, wysoko nasycone CO2 Wypływają z
głębokości ok. 300 m
i więcej. Eksploatacja własnych wód mineralnych, z których słynęło niegdyś Bad Charlottenbrunn,
to duży krok w staraniach o odzyskanie samodzielności przez uzdrowisko w
Jedlinie-Zdroju.
Od
początku lat 60-tych do końca 80-tych miała miejsce w Jedlinie-Zdroju
zdecydowana przewaga funkcji wypoczynkowej nad leczniczą. Miasto stało się jednym
z najprężniejszych na D. Śląsku ośrodków wczasowo-kolonijnych. Domy Wczasowe
FWP „Podgórze” (4 budynki) „Słowik” (3
budynki), „Śnieżynka” (1 budynek) „Magnolia” (1 budynek) przyjmowały rocznie
kilka tysięcy wczasowiczów. Dochodziła do tego letnia i zimowa akcja wypoczynku
dzieci i młodzieży organizowana dodatkowo w szkołach. Jako ciekawostkę podam,
że w 1975 roku głuszycki ZPB „Piast” zorganizował dużą kolonię letnią dla
dzieci z łódzkich zakładów włókienniczych. Były to dwa turnusy wakacyjne dla 180
dzieci w każdym turnusie. Otóż kolonia ta miała miejsce w pałacu w Jedlince.
Warto dodać, że było to jedno z sensowniejszych wykorzystań gmachu pałacowego w
całej jego powojennej historii. W sumie Jedlina-Zdrój odgrywała dużą rolę jako
miejscowość letniskowa.
Gdy
w wyniku przemian ustrojowych i tak zwanej transformacji gospodarczej w latach
90-tych nastąpił upadek FWP, gmina przejęła ten majątek i dokonała sprzedaży na
wolnym rynku. Dawne budynki wczasowe stały się własnością prywatną. Część z
nich została wyremontowana jako budynki mieszkalne, część odzyskuje dawną
funkcję jako domy noclegowe lub pensjonaty. Obok wcześniej już uruchomionych
obiektów, takich jak „Śnieżynka”
przy ul. Poznańskiej 3, Dom Gościnny „Biegun”
przy ul. Włościańskiej11, „Na Akacjowym
Wzgórzu” przy ul. Akacjowej 15, „Pod
Akacjami” przy ul. Akacjowej 13, „Magnolia”
przy ul. Kamiennej 3, powstają też nowe obiekty wypoczynkowe, takie jak
pensjonat „Słowik” przy ul.
Akacjowej 19 lub „Willa na Bukowym
Wzgórzu” przy ul. Północnej 17, pięknie położone gospodarstwo
agroturystyczne „Zacisze Trzech Gór”
w Kamieńsku.
Przy
drodze z Głuszycy do Jedliny-Zdroju w stylowym drewnianym pawiloniku w
Jedlince, znanym dotąd jako „Kurna Chata”, otwarty został atrakcyjny lokalik
gastronomiczny „Oberża PRL-u”. Obecnie przeniesiony do Kmieńska podtrzymuje dobre tradycje dowcipnego urządzenia i znakomitej kuchni.
Na
to właśnie czekaliśmy, na gustownie urządzone, dowcipne i pomysłowe małe bary
przydrożne, gdzie można się zatrzymać na chwilę, przekąsić coś smacznego,
poprawić sobie nastrój i tak pokrzepionym jechać dalej. Zwiększa się w Jedlinie-Zdroju liczba miejsc
noclegowych, poprawia się też baza handlowa i
gastronomiczna. Dobrym przykładem jest tutaj zarówno pawilon handlowy
„Biedronka” jak i nowo powstały,
kameralny „Hotel Moniuszko” przy ul.
Moniuszki 5 (Glinica), dysponujący komfortowo wyposażonymi pokojami i
apartamentami, salkami bankietowymi restauracją z wyśmienitą kuchnią, salą
konferencyjną na 150 osób.
W
ulotkach reklamowych uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju pojawia się hasło: „Bliskość
natury – receptą na zdrowie”. To oczywiście skrót myślowy charakterystyczny dla
spotów reklamowych. W bliskości z naturą
jest wielu z nas: mieszkańcy wsi, małych
miasteczek , rolnicy, leśnicy, sportowcy, turyści i inni. Czy oznacza to, że
wszyscy żyjący w bezpośredniej bliskości z naturą są zdrowi. Oczywiście nie.
Zwracam uwagę na lakoniczność hasła reklamowego z uzasadnionego powodu.
Uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju oferuje znacznie, znacznie więcej, niż bliskość
natury. Natomiast Jedlina-Zdrój dzięki swemu wyjątkowemu położeniu przyciąga
kuracjuszy autentyczną bliskością parków, lasów, łąk, górskich krajobrazów.
Wiele renomowanych kurortów tego nie ma.
Uzdrowisko
w Jedlinie-Zdroju ma swoją specyfikę. Jest balsamem na duszę skołotaną
wielkomiejskim rozgardiaszem, pędem, ruchem. Tu życie toczy się wolno. Jest
czas na spokój i refleksję. Można znaleźć ciszę. Jest czym pocieszyć oko, jest
się czym pozachwycać właśnie w bliskości z naturą.
Nie
oznacza to, że kuracjusz w Jedlinie może umrzeć z nudów. Zarówno uzdrowisko jak
i miasto proponują gościom rozmaitość rozrywek, imprez kulturalnych i
wycieczek, o czym w kolejnych rozdziałach.
Na
plan pierwszy wysuwają się usługi stricte zdrowotne. Nowoczesny Zakład
Przyrodoleczniczy w Domu Zdrojowym oferuje zabiegi z zakresu wodolecznictwa,
światłolecznictwa, elektrolecznictwa, laseroterapii, krioterapii, a także
masaże klasyczne i inhalacje. W sali gimnastycznej wyposażonej w sprzęt
rehabilitacyjny odbywają się zajęcia kinezyterapii, indywidualne i zbiorowe
według specjalnych metod neurofizjologicznych (Mc.Kenziego). Entuzjaści ruchu
mogą skorzystać ze spacerów
uzdrowiskowym szlakiem turystycznym korzystając z kijków – Nornic
Walking. Uzdrowisko dysponuje 160-ścioma miejscami noclegowymi w trzech
obiektach: „Dom Zdrojowy”, „Halina”, „Warszawianka”, ale jest możliwość
zakwaterowania się w Jedlinie-Zdroju w innych pensjonatach i domach noclegowych
i korzystania z opieki lekarskiej oraz zabiegów w sanatorium.
Uzdrowisko
leczy głównie choroby narządów ruchu, układu oddechowego, trawiennego i
moczowego, wydzielania wewnętrznego i przemiany materii, cukrzycy, nerwicy i
zaburzeń psychosomatycznych. Niedawno odremontowany Wielospecjalistyczny
Szpital Uzdrowiskowy „Teresa” przyjmuje pacjentów ze wskazaniami do wczesnej
rehabilitacji kardiologicznej. Jest możliwość leczenia także innych chorób po
uzgodnieniu z naczelnym lekarzem uzdrowiska, stąd w tytule rozdziału napisałem:
„Leczyć się każdy może”. Posiłki serwowane są w nowoczesnej klimatyzowanej
jadalni, a o ich jakości i pożywności spisano już pochwalne tomy w kronikach
uzdrowiska.
Wiele
dobrych słów można by napisać o uprzejmości, gościnności i serdeczności
pielęgniarek i pracowników obsługi sanatoryjnej. Być może funkcjonuje tu
sprawdzająca się w praktyce teza, że im mniejsze sanatorium, tym bliżej
pacjenta.
No i wreszcie o jeszcze
jednym uzdrowisku, którego już prawie nie ma, ale czy nie będzie?
Mowa oczywiście o Sokołowsku w gminie
Mieroszów
Sokołowsko w kotlinie górskiej |
Na
początek – mała dygresja.
Zbyt
mało się mówi i pisze o roli kobiet w historii regionu wałbrzyskiego. Wyjątek
stanowi księżna Daisy, angielska arystokratka Mary
Therese Olivie Cornwallis-West, poślubiona w 1892 roku przez dyplomatę i
podróżnika, hrabiego Rzeszy Hansa Heinricha XV von Hochberga księcia von Pless,
właściciela Pszczyny i Książa. Daisy, uważana za jedną z najpiękniejszych
kobiet w księstwie Walii, to wybitna osobowość w dziejach zamku Książ, w którym
urządziła na wzór angielski piękne ogrody, dbała o czystość i higienę pałacu,
pobudowała gustowne łazienki przy pokojach gościnnych, organizowała bale
charytatywne fundując sierociniec, przychodnię dla matek pracujących, szkołę
dla ubogich dziewcząt. Jej działalność charytatywna w okresie II wojny światowej
zasługuje na szczególny podziw i uznanie. Nie godziła się nigdy ze zbrodniczą
polityką A. Hitlera. M. in. po kryjomu dostarczała do obozu Gross Rosen paczki
żywnościowe dla więźniów
O
księżnie Daisy wiemy już wiele, jej postać wpisała się na trwałe w historię zamku Książ i Wałbrzycha. A w pobliżu Książa w lasach Lubiechowa
jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko.
Coraz
lepiej poznajemy historię okolicznych miejscowości wokół Wałbrzycha. Okazuje
się, że i w rozwoju wielu z nich kobiety odegrały niepoślednią rolę.
W
ratowaniu zamku Grodno w Zagórzu Śląskim zapisała się złotymi zgłoskami w II
połowie XIX wieku baronowa Emile von
Zedlitz und Neukirch.
To dzięki jej operatywności zbudowano obok zamku schronisko z gospodą i otwarto
zamek do zwiedzania przez turystów.
Do
powstania uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju w 1723 roku przyczyniła się walnie Charlotta żona ówczesnego właściciela Jedlinki, generała barona von
Seherr-Thossa, od imienia której wzięło nazwę miasto- uzdrowisko
Charlottenbrunn. To właśnie ona była inicjatorką zagospodarowania źródeł wody
mineralnej i zbudowania sanatorium, w
którym była pierwszym zarządcą.
Podobnie
ma się sprawa z przekształceniem w uzdrowisko zaszytej w zaciszu gór i lasów,
spokojnej wsi służebnej Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko k. Mieroszowa), należącej do
pobliskiego zamku Radosno. Przełom w jej dziejach nastąpił w roku 1849, gdy
zjechała tu na wypoczynek hrabina Maria von Colomb,
siostrzenica feldmarszałka von Blüchera. Jako zwolenniczka nowatorskiej wówczas
metody wodolecznictwa, zwróciła uwagę na czystość tutejszych wód i powietrza,
łagodny mikroklimat, uległa też niezwykłemu urokowi krajobrazów. Otworzyła więc
zakład wodolecznictwa. To właśnie ona skłoniła swego szwagra, dr Hermanna Brehmera do utworzenia tutaj uzdrowiska. Dr Brehmer był
prekursorem nowej metody klimatycznego leczenia gruźlicy płuc, uznał to miejsce
za idealne. W 1855 roku uruchomił
pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium przeciwgruźlicze, w którym zastosował metodę leczenia
klimatyczno-dietetycznego, osiągając zdumiewające wyniki. Sokołowsko zyskało światową sławę jako „śląskie Davos”, chociaż
powinno być odwrotnie, bo właśnie szwajcarskie Davos powstało na wzór
Sokołowska.
W latach
1861-62 otworzono nowe, ogromne sanatorium, obecny „Grunwald”, utrzymany w stylu mauretańskim. Dr Brehmer propagował
czynne leczenie: codzienne spacery, umiarkowany wysiłek fizyczny na świeżym
powietrzu, zdrowe żywienie. Wokół sanatorium powstały parki z licznymi
pawilonami, altankami, fontannami i rzadkimi okazami drzew. Dbano też o
rozrywki dla kuracjuszy, m. in. spektakle teatralne, koncerty.
Najbliższym
współpracownikiem dr Brehmera w latach
1874-80 był polski lekarz, internista, który twórczo rozwijał, a potem
kontynuował metody leczenia swego mistrza jako profesor Uniwersytetu
Warszawskiego, założyciel Polskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego. Nazywał się
dr Alfred Sokołowski To właśnie na jego cześć po wojnie
w 1945 roku miejscowość ta otrzymała nazwę Sokołów Śląski, zmienioną następnie
na Sokołowsko.
Sława młodego uzdrowiska w II połowie XIX
wieku przyczyniła się do jego spontanicznego rozwoju. Wznoszono nowe
pensjonaty, hoteliki, restauracje. Obok „Grunwaldu” cieszył się powodzeniem
kolejny duży obiekt sanatoryjny, zwany dziś „Orzeł Biały”. Park przy „Grunwaldzie”
sięgał aż powyżej „Villa Rosa”, gdzie znajdowała się sadzawka ze złotymi
rybkami. Sokołowsko stało się kurortem zdolnym zachwycić przybyszów wrażliwych
na piękno przyrody i architektury. Choć leczenie w sanatorium było drogie,
przybywali tu chorzy z szerokiego świata. Z całych Niemiec, z ziem polskich, z
ogromnej Rosji ( dla których zbudowano specjalnie małą cerkiewkę) i z Węgier, z
zimnej Szwecji i wilgotnej Holandii, a nawet słonecznej Italii, czy odległej
Ameryki Północnej. W 1887 roku przebywało tu 730 kuracjuszy. Dr Brehmer jako pierwszy w Sokołowsku udowodnił, że
gruźlica płuc jest chorobą uleczalną. W okresie międzywojennym modne stało się narciarstwo
biegowe, zbudowano też skocznię narciarską.
W
Sokołowsku, podobnie jak w Szczawnie bywali słynni ludzie, m. in. z Zakopanego
przybył Tytus Chałubiński z
ciężko chorym na gruźlicę synem Franciszkiem. Niestety syna nie udało
się już uratować. Dr Chałubiński sławił ten górski zdrój, położony w
balsamicznej kotlinie Gór Suchych na obszarze całego Królestwa i Galicji,
dzięki czemu z tutejszego leczenia uzdrowiskowego korzystali też chętnie
Polacy. Przeniósł też nowatorskie metody
leczenia gruźlicy do Zakopanego.
Ze
znanych postaci życia kulturalnego warto wspomnieć jednego z najwybitniejszych
malarzy śląskich, prof. Johanna Maksymiliana Avenariusa, który pozostawił po
sobie malowidła w kościele i sanatorium.
Sokołowsko
szczyci się tym, że mieszkał po wojnie w uzdrowisku przez kilka lat w związku z
chorobą ojca słynny reżyser Krzysztof
Kieślowski. Tu chodził
do szkoły, tu zmarł jego ojciec i jest pochowany na mieroszowskim cmentarzu, tu
nakręcił po latach film „Prześwietlenie” o chorych na gruźlicę, który na
przeglądzie filmów dokumentalnych we Włoszech
wzbudził duże zainteresowanie. Sam Kieślowski często wspominał ze
wzruszeniem lata dzieciństwa i wracał chętnie do Sokołowska.
W
pierwszych latach Polski Ludowej uzdrowisko przeżywało regres. Próbował go
ratować od 1956 roku zasłużony dla Sokołowska, dr Stanisław Domin. Udało mu się
odremontować sanatorium „Orzeł Biały” i „Chrobry” oraz szereg innych budynków
uzdrowiska. Nie zdołał uratować
potężnego „Grunwaldu”, który z roku na rok ulegał dewastacji.
Od kilku
lat coś drgnęło w próbach restaurowania dawnej świetności uzdrowiska. Powoli
ale skutecznie dokonuje się proces rewitalizacji. Wprawdzie droga jeszcze
daleka, ale aktywna społeczność wiejska przy pomocy władz samorządowych
Mieroszowa drobnymi kroczkami posuwa się do przodu.
Trudno
przewidzieć w jakim stopniu dawna sława Sokołowska sytuuje miasto Mieroszów w
gronie najbardziej operatywnych i skutecznych gmin turystycznych regionu
wałbrzyskiego. Mieroszów jak przystało na miasto przygraniczne pracuje nad
poprawą swego wizerunku już od lat. To właśnie w gminie Mieroszów można było
znacznie wcześniej niż gdzie indziej znaleźć godziwe warunki do rozwoju
wypoczynku, sportu i rekreacji Tu najwcześniej rozwinęła się przyjazna i na
niezłym poziomie gastronomia. Wystarczy wymienić hotel i restaurację „Darz Bór”
w Rybnicy Leśnej, pensjonat „Leśne Źródło” w Sokołowsku, hotel „Eden” w
Kowalowej, nie mówiąc o schronisku górskim „Andrzejówka”. Mieroszów dał się
poznać w całym kraju z masowej imprezy sportowo-rekreacyjnej „Bieg Gwarków” w
narciarstwie biegowym, organizowanej od wielu lat na zmianę pod Waligórą na Przełęczy Trzech Dolin obok „Andrzejówki”,
albo też w Sokołowsku.
Sokołowsko
powoli wkracza na drogę odbudowy. To ogromnie ważne dla reaktywowania
uzdrowiska, a co za tym idzie – funkcji leczniczej, wypoczynkowej i
turystycznej gminy. Takie szanse ma Mieroszów skutkiem otwarcia drogowego
przejścia granicznego w Golińsku z Czechami, a także przejścia pieszego i
rowerowego Mieroszów-Ždanov, które znacznie skróciło drogę do atrakcji
turystycznych Gór Stołowych w Czechach i Gór Suchych w Polsce. Mieroszów ma do
zaoferowania piesze i rowerowe wycieczki w okoliczne góry, punkty widokowe,
turystyczne wiaty na szlakach, schroniska i kilkanaście punktów
gastronomicznych. W samym mieście godne obejrzenia jest zabytkowe centrum z
kaskadowym rynkiem i podcieniami, kościół parafialny św. Michała Anioła z XV w.
i inne zabytki. Na terenie gminy warto zwiedzić starą kuźnię w Różanej,
drewniany kościółek Św. Jadwigi w Rybnicy Leśnej, schronisko górskie
„Andrzejówka”, ruiny zamku Radosno na drodze do Sokołowska, a także niewielką
cerkiew prawosławną wraz z Galerią Słowiańską w Sokołowsku. Mieroszów utrzymuje
przyjazne kontakty z czeskim, przygranicznym Meziměstí. Jak się dowiadujemy
owocem tej współpracy w I etapie jest projekt budowy wspólnej dla obu miast
hali sportowej, traktowanej jako kompleks rekreacyjno-turystyczny, ale projekt
dotyczy także innych przedsięwzięć sprzyjających rozwojowi turystyki i
rekreacji.
No i
Mieroszów ma obok siebie Sokołowsko, do którego nie dojedzie na szczęście żaden
tir, bo nie zmieści się pod wiaduktem kolejowym, jedyną drogą prowadzącą do
zdroju. Ile jeszcze wody popłynie rwącym nurtem Sokołowca zanim powróci dawna
świetność „śląskiego Davos”, nim w stawie przy „Villa Rosa” pojawią się znów
złote rybki, a wałbrzyski baedeker
doniesie, że Mieroszów, to urocze, turystyczne miasteczko koło Sokołowska,
kurortu o światowej sławie ?
Jak
Państwo mogli się zorientować wyłowiłem z dostępnych mi źródeł ciekawostki o
naszych podwałbrzyskich zdrojach. Mam nadzieję, że udało mi się zainteresować Państwa zarówno przeszłością
jak i współczesnością tych miejsc i co najważniejsze -
zachęcić do ich odwiedzenia. Przed nami lato, czas jak najbardziej
właściwy na wycieczki w najbliższą okolicę. Gorąco do tego zachęcam.
Wszystkiego miłego !
Dzisiejsza promocja Jedliny Zdrój/Bad Charlottenbrunn/oraz Sokołowska/Polskie Davos/ udała się doskonale.Przyznaję,ze mało wiedziałem na temat tych dwóch uzdrowisk.Słyszłem wiele o Jedlinie Zdrój i o właściwościach jej wód leczniczych ale mało znałem historię tego kurortu. Natomiast moja wiedza o Sokołowsku była znikoma.W latach osiemdziesiątych przebywał tam na kuracji ktoś ze znanych artystów /chyba Gielniak/ i wtedy spotkałem się z nazwą tej miejscowości,ale nic poza tym więcej nie wiedziałem.Twój blog daje pełną informację zarówno historyczną jak również podkreśla walory turystyczno-lecznicze tych miejscowości.Polecam Twój post moim znajomym aby przy okazji zwiedzania Dolnego Śląska wzięli pod uwagę zwiedzenia tych trzech kurortów o których napisałeś tak obrazowo,że mnie samemu chce się tam pojechać.Może się uda na początku września br.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, że byłeś w stanie z taką uwagą tak szybko to przeczytać.
OdpowiedzUsuńSokołowsko, polskie Davos szczególnie zasługuje na bliższe poznanie, bo było już w stanie agonalnym w czasach PRL-u, a jest to miejsce krajobrazowo piękniejsze od Szczawna i ma też interesującą, bogatą historię.Powoli powraca na dawne scieżki popularnośći. Tak więc warto tu przyjechać. Dziękuję Bronku za obydwa ciekawe komenmtarze do I i II części,
... ma też specyficzny mikroklimat .... bardzo zasługuje na szybką reanimację ...
UsuńPo takiej reklamie zapowiadają się"turystyczne żniwa".
OdpowiedzUsuń23-24 lipca wielkie święto dla miłośników drezyn.To już 14 edycja kultowego wydarzenia,które od lat przyciąga coraz więcej miłośników kolei-od najmłodszych do najstarszych.Na czas imprezy uruchomione będzie połączenie autobusowe pomiędzy Jedliną-Zdrój,a Jugowicami.Kursy będą realizowane przez prawdziwy,amerykański autobus szkolny.
(szczegóły na stronie;www.drezyny.org)Bieżące informacje i aktualności na:www.fb.com/SowiogorskieBractwoKolejowe
"Już złamany pień,do którego przywiązałeś swego konia,Fryderyku!
Jednak z upływem czasu pamięć nie ginie".
W Kotlinie Kł.zdania na temat tegorocznego sezonu są podzielone.Turyści zamiast zwiedzać zabytki,zwiedzają supermarkety(Galeria Twierdza).Narzekają także właściciele małych sklepów.
Okazuje się,że wcale nie jest tak źle.Twierdzę Kłodzką odwiedza corocznie 140 000 turystów.W tym rok widać większe nasilenie zwiedzających.W Parku Miniatur pracownicy nie narzekają na brak klientów.Wręcz przeciwnie.Tylko w rocznicę otwarcia parku odwiedziło go
2 000 osób.
W Dusznikach-Zdrój organizatorzy Święta Papieru spodziewają się 10 000
gości(23-24 lipca).Tegoroczna edycja będzie miała charakter polsko-chiszpański.Włączono ją do programu Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław-San Sebastian 2016.
Chodzi plotka,że w Dusznikach-Zdrój mają się zjawić pierwsze damy-
panie;Kronhauserówna,Komorowska,Kwaśniewska.Za to,że mają otrzymywać do grobowej deski po 13 000 zł,będą w rytm Flamenco robiły salta.
www.youtube.com/watch?v=Ba1cuDloj5o
Pozdrawiam.