Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 20 lipca 2016

Nasze wałbrzyskie uzdrowiska, część II


Dom Zdrojowy w Jedlinie-Zdroju



Drugie z  podwałbrzyskich uzdrowisk  - mniejsze od Szczawna, mniej renomowane,  to Jedlina- Zdrój


O Jedlinie-Zdroju wiemy o wiele mniej niż o Krynicy, Nałęczowie, Busku-Zdrój, czy Ciechocinku. Wymieniam te uzdrowiska, które znalazły się po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku w granicach państwa polskiego. Wcześniej, mimo że było to pod zaborami, cieszyły się one  powodzeniem u Polaków, bo przecież żywioł polski dominował  na ziemiach wszystkich trzech zaborów rosyjskiego, pruskiego i austriackiego. Odzyskanie przez Polskę Ziem Zachodnich i Północnych w wyniku Konferencji Poczdamskiej w 1945 roku po II wojnie światowej stworzyło w zakresie lecznictwa uzdrowiskowego w Polsce zupełnie nową jakość. Staliśmy się właścicielami kilku renomowanych uzdrowisk na Dolnym Śląsku leżących do tej pory w granicach Rzeszy Niemieckiej. W regionie wałbrzyskim mamy ich trzy: Szczawno-Zdrój, Jedlina-Zdrój, Sokołowsko. Ale tylko Szczawno-Zdrój, uzdrowisko o ugruntowanej renomie w całej Europie, położone w bezpośredniej bliskości wielkiego Wałbrzycha, zdołało odbudować po wojnie i utrzymać na przyzwoitym poziomie  opiekę leczniczą i bazę sanatoryjną, podtrzymując z powodzeniem dawną sławę. Jedlina-Zdrój z trudem ratowała przez całe lata PRL-u status uzdrowiska, będąc zaledwie częścią składową PPU w Szczawnie-Zdroju. Zaszyte w górach i traktowane po macoszemu przez władze państwowe Sokołowsko utraciło swój dotychczasowy dorobek i sławę.

Losy wszystkich polskich uzdrowisk w PRL-u były determinantą scentralizowanego systemu  finansowania i zarządzania, który hamował wszelkiego rodzaju inicjatywy i możliwości rozwojowe.
Trudno też było w powojennej rzeczywistości PRL-u podnosić prestiż takiego miasta-uzdrowiska jak Jedlina-Zdrój, skoro nie można było ze względów politycznych sięgnąć do jego korzeni, odsłonić przeszłość słynącego z pięknych parków kurortu. Bo przecież jego przeszłość wiąże się w całej rozciągłości z historią Prus i  Rzeszy Niemieckiej, o której to historii lepiej było w ogóle nie mówić. Skutki zawieruchy wojennej trwającej przecież sześć lat, a potem trudności i zawiłości procesu zagospodarowania tych ziem bezpośrednio po wojnie, zaciążyły w sposób ewidentny na degradacji cieszącego się dobrą marką niemieckiego uzdrowiska  Bad Charlottenbrunn. Miało ono dobrze funkcjonujący zakład przyrodoleczniczy i dysponowało bazą hotelową liczącą kilkaset miejsc. W czasie wojny z powodzeniem pełniło rolę prewentorium dla rekonwalescentów, cywilów i żołnierzy.  Bezpośrednio po wojnie w budynkach sanatoryjnych  podjęto próby kontynuowania działalności leczniczej, ale brakowało pieniędzy na odnowienie urządzeń, aparatury, wyposażenia domu zdrojowego. Na dodatek zanikły źródła mineralne. W latach 50-tych część dotychczasowej bazy sanatoryjnej zamieniono na domy wczasowe FWP. Dopiero w 1962 roku wznowiono działalność uzdrowiskową, ale w ograniczonym zakresie jako filia Szczawna-Zdroju, z którego dostarczano do Jedliny wodę mineralną. Wiadomo, że znaczna część urządzeń, mebli i sprzętu uległa po tylu latach dewastacji. Po dawnej pijalni pozostało tylko odkryte zadaszenie na Placu Zdrojowym. Kilkakrotnie przymierzano się do odtworzenia ujęcia wody J-300, a także odkrytego później źródła J-600, ale zawsze brakowało pieniędzy na tego rodzaju inwestycję. Nieskuteczne okazały się też kroki zmierzające do usamodzielnienia się uzdrowiska.

Jedlina-Zdrój nie należy do miast zajmujących wysokie miejsce na liście najbardziej znanych  miejscowości na Dolnym Śląsku. Nie jest ani miastem w całym tego słowa znaczeniu, ani kurortem. O ”mieście” czytamy w encyklopediach i słownikach, że to „duży obszar intensywnie i planowo zabudowany, będący skupiskiem ludności wykonującej zawody nierolnicze”. Trudno Jedlinę uznać za obszar duży i planowo zabudowany, wręcz odwrotnie posiada zabudowę mocno rozproszoną. Nie jest grodem typowym dla czasów średniowiecza z centralnie położonym rynkiem, ratuszem pośrodku i prostopadle biegnącymi na wszystkie strony świata ulicami. Jedlina uzyskała prawa miejskie w drugiej połowie  XVIII, kiedy już stała się znanym uzdrowiskiem nie tylko na Śląsku, ale w obszarze całego państwa pruskiego. Walory lecznicze i rekreacyjno-wypoczynkowe i krajobrazowe zadecydowały o jej rozwoju i awansie administracyjnym. Po II wojnie światowej była zaledwie wsią gromadzką, a następnie od 1954 roku osiedlem w powiecie wałbrzyskim, skupiającym w swych granicach przyległe wsie: Jedlinkę, Suliszów, Glinicę  i Kamieńsk. W 1965 roku odzyskała prawa miejskie. Liczyła wtedy ponad 6, 3 tys. mieszkańców na powierzchni - 1.747 ha, w tym 837 ha użytków rolnych (37%) i 891 ha lasów(43%).

Dziś liczba mieszkańców spadła drastycznie o ponad 1300. Mimo że miasto się rozwija pod względem budownictwa mieszkaniowego, liczba ludności z roku na rok maleje. Jest to skutek przeobrażeń gospodarczo-społecznych i demograficznych w całym kraju, rosnącej emigracji ludzi młodych w poszukiwaniu pracy i awansu społecznego, zahamowania w rozwoju gospodarczym miasta i uzdrowiska  w ostatnich latach PRL-u, a także w pierwszych latach III Rzeczpospolitej.

Jak już wspomniałem uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju utraciło samodzielność, stając się częścią składową  PPU Szczawno-Zdrój. Nie sprzyjało to rozwojowi ani miasta, ani uzdrowiska. Parę lat temu udało się osiągnąć kompromis pomiędzy Zarządem Uzdrowiska a władzami miejskimi i rozpocząć realizację wspólnego programu rewaloryzacji uzdrowiskowej funkcji miasta. Efekty tego są widoczne, czego przykładem jest renowacja pawiloniku Pijalni Wód Mineralnych w centrum uzdrowiska lub adaptacja budynku sanatoryjnego „Teresa” na nowoczesny szpital rehabilitacyjny dla osób chorych na serce. Udało się zrekonstruować ujęcia własnej wody mineralnej. Są to szczawy wodorowęglanowo-wapniowo-magnezowo-sodowe, wysoko nasycone CO2 Wypływają z głębokości ok. 300 m i więcej. Eksploatacja własnych wód mineralnych, z których słynęło niegdyś Bad Charlottenbrunn, to duży krok w staraniach o odzyskanie samodzielności przez uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju.

Od początku lat 60-tych do końca 80-tych miała miejsce w Jedlinie-Zdroju zdecydowana przewaga funkcji wypoczynkowej nad leczniczą. Miasto stało się jednym z najprężniejszych na D. Śląsku ośrodków wczasowo-kolonijnych. Domy Wczasowe FWP „Podgórze” (4 budynki)  „Słowik” (3 budynki), „Śnieżynka” (1 budynek) „Magnolia” (1 budynek) przyjmowały rocznie kilka tysięcy wczasowiczów. Dochodziła do tego letnia i zimowa akcja wypoczynku dzieci i młodzieży organizowana dodatkowo w szkołach. Jako ciekawostkę podam, że w 1975 roku głuszycki ZPB „Piast” zorganizował dużą kolonię letnią dla dzieci z łódzkich zakładów włókienniczych. Były to dwa turnusy wakacyjne dla 180 dzieci w każdym turnusie. Otóż kolonia ta miała miejsce w pałacu w Jedlince. Warto dodać, że było to jedno z sensowniejszych wykorzystań gmachu pałacowego w całej jego powojennej historii. W sumie Jedlina-Zdrój odgrywała dużą rolę jako miejscowość letniskowa.

Gdy w wyniku przemian ustrojowych i tak zwanej transformacji gospodarczej w latach 90-tych nastąpił upadek FWP, gmina przejęła ten majątek i dokonała sprzedaży na wolnym rynku. Dawne budynki wczasowe stały się własnością prywatną. Część z nich została wyremontowana jako budynki mieszkalne, część odzyskuje dawną funkcję jako domy noclegowe lub pensjonaty. Obok wcześniej już uruchomionych obiektów, takich jak „Śnieżynka” przy ul. Poznańskiej 3, Dom Gościnny „Biegun” przy ul. Włościańskiej11, „Na Akacjowym Wzgórzu” przy ul. Akacjowej 15, „Pod Akacjami” przy ul. Akacjowej 13, „Magnolia” przy ul. Kamiennej 3, powstają też nowe obiekty wypoczynkowe, takie jak pensjonat „Słowik” przy ul. Akacjowej 19 lub „Willa na Bukowym Wzgórzu” przy ul. Północnej 17, pięknie położone gospodarstwo agroturystyczne „Zacisze Trzech Gór” w Kamieńsku.
Przy drodze z Głuszycy do Jedliny-Zdroju w stylowym drewnianym pawiloniku w Jedlince, znanym dotąd jako „Kurna Chata”, otwarty został atrakcyjny lokalik gastronomiczny „Oberża PRL-u”. Obecnie przeniesiony do Kmieńska podtrzymuje dobre tradycje dowcipnego urządzenia i znakomitej kuchni.

Na to właśnie czekaliśmy, na gustownie urządzone, dowcipne i pomysłowe małe bary przydrożne, gdzie można się zatrzymać na chwilę, przekąsić coś smacznego, poprawić sobie nastrój i tak pokrzepionym jechać dalej.  Zwiększa się w Jedlinie-Zdroju liczba miejsc noclegowych, poprawia się też baza handlowa i  gastronomiczna. Dobrym przykładem jest tutaj zarówno pawilon handlowy „Biedronka” jak i  nowo powstały, kameralny „Hotel Moniuszko” przy ul. Moniuszki 5 (Glinica), dysponujący komfortowo wyposażonymi pokojami i apartamentami, salkami bankietowymi restauracją z wyśmienitą kuchnią, salą konferencyjną na 150 osób.

W ulotkach reklamowych uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju pojawia się hasło: „Bliskość natury – receptą na zdrowie”. To oczywiście skrót myślowy charakterystyczny dla spotów reklamowych. W bliskości z  naturą jest wielu z nas:  mieszkańcy wsi, małych miasteczek , rolnicy, leśnicy, sportowcy, turyści i inni. Czy oznacza to, że wszyscy żyjący w bezpośredniej bliskości z naturą są zdrowi. Oczywiście nie. Zwracam uwagę na lakoniczność hasła reklamowego z uzasadnionego powodu. Uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju oferuje znacznie, znacznie więcej, niż bliskość natury. Natomiast Jedlina-Zdrój dzięki swemu wyjątkowemu położeniu przyciąga kuracjuszy autentyczną bliskością parków, lasów, łąk, górskich krajobrazów. Wiele renomowanych kurortów tego nie ma.
Uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju ma swoją specyfikę. Jest balsamem na duszę skołotaną wielkomiejskim rozgardiaszem, pędem, ruchem. Tu życie toczy się wolno. Jest czas na spokój i refleksję. Można znaleźć ciszę. Jest czym pocieszyć oko, jest się czym pozachwycać właśnie w bliskości z naturą.
Nie oznacza to, że kuracjusz w Jedlinie może umrzeć z nudów. Zarówno uzdrowisko jak i miasto proponują gościom rozmaitość rozrywek, imprez kulturalnych i wycieczek, o czym w kolejnych rozdziałach.
Na plan pierwszy wysuwają się usługi stricte zdrowotne. Nowoczesny Zakład Przyrodoleczniczy w Domu Zdrojowym oferuje zabiegi z zakresu wodolecznictwa, światłolecznictwa, elektrolecznictwa, laseroterapii, krioterapii, a także masaże klasyczne i inhalacje. W sali gimnastycznej wyposażonej w sprzęt rehabilitacyjny odbywają się zajęcia kinezyterapii, indywidualne i zbiorowe według specjalnych metod neurofizjologicznych (Mc.Kenziego). Entuzjaści ruchu mogą skorzystać ze spacerów  uzdrowiskowym szlakiem turystycznym korzystając z kijków – Nornic Walking. Uzdrowisko dysponuje 160-ścioma miejscami noclegowymi w trzech obiektach: „Dom Zdrojowy”, „Halina”, „Warszawianka”, ale jest możliwość zakwaterowania się w Jedlinie-Zdroju w innych pensjonatach i domach noclegowych i korzystania z opieki lekarskiej oraz zabiegów w sanatorium.
Uzdrowisko leczy głównie choroby narządów ruchu, układu oddechowego, trawiennego i moczowego, wydzielania wewnętrznego i przemiany materii, cukrzycy, nerwicy i zaburzeń psychosomatycznych. Niedawno odremontowany Wielospecjalistyczny Szpital Uzdrowiskowy „Teresa” przyjmuje pacjentów ze wskazaniami do wczesnej rehabilitacji kardiologicznej. Jest możliwość leczenia także innych chorób po uzgodnieniu z naczelnym lekarzem uzdrowiska, stąd w tytule rozdziału napisałem: „Leczyć się każdy może”. Posiłki serwowane są w nowoczesnej klimatyzowanej jadalni, a o ich jakości i pożywności spisano już pochwalne tomy w kronikach uzdrowiska.
Wiele dobrych słów można by napisać o uprzejmości, gościnności i serdeczności pielęgniarek i pracowników obsługi sanatoryjnej. Być może funkcjonuje tu sprawdzająca się w praktyce teza, że im mniejsze sanatorium, tym bliżej pacjenta.

No i wreszcie o jeszcze jednym uzdrowisku, którego już prawie nie ma, ale czy nie będzie?
Mowa oczywiście o Sokołowsku w gminie Mieroszów

Sokołowsko w kotlinie górskiej

Na początek – mała dygresja.

Zbyt mało się mówi i pisze o roli kobiet w historii regionu wałbrzyskiego. Wyjątek stanowi księżna Daisy, angielska arystokratka Mary Therese Olivie Cornwallis-West, poślubiona w 1892 roku przez dyplomatę i podróżnika, hrabiego Rzeszy Hansa Heinricha XV von Hochberga księcia von Pless, właściciela Pszczyny i Książa. Daisy, uważana za jedną z najpiękniejszych kobiet w księstwie Walii, to wybitna osobowość w dziejach zamku Książ, w którym urządziła na wzór angielski piękne ogrody, dbała o czystość i higienę pałacu, pobudowała gustowne łazienki przy pokojach gościnnych, organizowała bale charytatywne fundując sierociniec, przychodnię dla matek pracujących, szkołę dla ubogich dziewcząt. Jej działalność charytatywna w okresie II wojny światowej zasługuje na szczególny podziw i uznanie. Nie godziła się nigdy ze zbrodniczą polityką A. Hitlera. M. in. po kryjomu dostarczała do obozu Gross Rosen paczki żywnościowe dla więźniów
O księżnie Daisy wiemy już wiele, jej postać wpisała się na trwałe w historię zamku Książ i Wałbrzycha. A w pobliżu Książa w lasach Lubiechowa jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko.
Coraz lepiej poznajemy historię okolicznych miejscowości wokół Wałbrzycha. Okazuje się, że i w rozwoju wielu z nich kobiety odegrały niepoślednią rolę.
W ratowaniu zamku Grodno w Zagórzu Śląskim zapisała się złotymi zgłoskami w II połowie XIX wieku baronowa Emile von Zedlitz und Neukirch. To dzięki jej operatywności zbudowano obok zamku schronisko z gospodą i otwarto zamek do zwiedzania przez turystów.
Do powstania uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju w 1723 roku przyczyniła się walnie Charlotta żona ówczesnego właściciela Jedlinki, generała barona von Seherr-Thossa, od imienia której wzięło nazwę miasto- uzdrowisko Charlottenbrunn. To właśnie ona była inicjatorką zagospodarowania źródeł wody mineralnej i zbudowania sanatorium,  w którym była pierwszym zarządcą.

Podobnie ma się sprawa z przekształceniem w uzdrowisko zaszytej w zaciszu gór i lasów, spokojnej  wsi służebnej Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko k. Mieroszowa), należącej do pobliskiego zamku Radosno. Przełom w jej dziejach nastąpił w roku 1849, gdy zjechała tu na wypoczynek hrabina Maria von Colomb, siostrzenica feldmarszałka von Blüchera. Jako zwolenniczka nowatorskiej wówczas metody wodolecznictwa, zwróciła uwagę na czystość tutejszych wód i powietrza, łagodny mikroklimat, uległa też niezwykłemu urokowi krajobrazów. Otworzyła więc zakład wodolecznictwa. To właśnie ona skłoniła swego szwagra, dr Hermanna Brehmera do utworzenia tutaj uzdrowiska. Dr Brehmer był prekursorem nowej metody klimatycznego leczenia gruźlicy płuc, uznał to miejsce za idealne. W 1855 roku uruchomił pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium przeciwgruźlicze, w którym zastosował metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego, osiągając zdumiewające wyniki. Sokołowsko zyskało światową sławę jako „śląskie Davos”, chociaż powinno być odwrotnie, bo właśnie szwajcarskie Davos powstało na wzór Sokołowska.
W latach 1861-62 otworzono nowe, ogromne sanatorium, obecny „Grunwald”, utrzymany w stylu mauretańskim. Dr Brehmer propagował czynne leczenie: codzienne spacery, umiarkowany wysiłek fizyczny na świeżym powietrzu, zdrowe żywienie. Wokół sanatorium powstały parki z licznymi pawilonami, altankami, fontannami i rzadkimi okazami drzew. Dbano też o rozrywki dla kuracjuszy, m. in. spektakle teatralne, koncerty.
Najbliższym współpracownikiem dr Brehmera  w latach 1874-80 był polski lekarz, internista, który twórczo rozwijał, a potem kontynuował metody leczenia swego mistrza jako profesor Uniwersytetu Warszawskiego, założyciel Polskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego. Nazywał się dr Alfred Sokołowski To właśnie na jego cześć po wojnie w 1945 roku miejscowość ta otrzymała nazwę Sokołów Śląski, zmienioną następnie na Sokołowsko.
 Sława młodego uzdrowiska w II połowie XIX wieku przyczyniła się do jego spontanicznego rozwoju. Wznoszono nowe pensjonaty, hoteliki, restauracje. Obok „Grunwaldu” cieszył się powodzeniem kolejny duży obiekt sanatoryjny, zwany dziś „Orzeł Biały”. Park przy „Grunwaldzie” sięgał aż powyżej „Villa Rosa”, gdzie znajdowała się sadzawka ze złotymi rybkami. Sokołowsko stało się kurortem zdolnym zachwycić przybyszów wrażliwych na piękno przyrody i architektury. Choć leczenie w sanatorium było drogie, przybywali tu chorzy z szerokiego świata. Z całych Niemiec, z ziem polskich, z ogromnej Rosji ( dla których zbudowano specjalnie małą cerkiewkę) i z Węgier, z zimnej Szwecji i wilgotnej Holandii, a nawet słonecznej Italii, czy odległej Ameryki Północnej. W 1887 roku przebywało tu 730 kuracjuszy. Dr Brehmer jako pierwszy w Sokołowsku udowodnił, że gruźlica płuc jest chorobą uleczalną. W okresie międzywojennym modne stało się narciarstwo biegowe, zbudowano też skocznię narciarską.
W Sokołowsku, podobnie jak w Szczawnie bywali słynni ludzie, m. in. z Zakopanego przybył Tytus Chałubiński z  ciężko chorym na gruźlicę synem Franciszkiem. Niestety syna nie udało się już uratować. Dr Chałubiński sławił ten górski zdrój, położony w balsamicznej kotlinie Gór Suchych na obszarze całego Królestwa i Galicji, dzięki czemu z tutejszego leczenia uzdrowiskowego korzystali też chętnie Polacy. Przeniósł  też nowatorskie metody leczenia gruźlicy do Zakopanego.
Ze znanych postaci życia kulturalnego warto wspomnieć jednego z najwybitniejszych malarzy śląskich, prof. Johanna Maksymiliana Avenariusa, który pozostawił po sobie malowidła w kościele i sanatorium.
Sokołowsko szczyci się tym, że mieszkał po wojnie w uzdrowisku przez kilka lat w związku z chorobą ojca słynny reżyser Krzysztof Kieślowski. Tu chodził do szkoły, tu zmarł jego ojciec i jest pochowany na mieroszowskim cmentarzu, tu nakręcił po latach film „Prześwietlenie” o chorych na gruźlicę, który na przeglądzie filmów dokumentalnych we Włoszech  wzbudził duże zainteresowanie. Sam Kieślowski często wspominał ze wzruszeniem lata dzieciństwa i wracał chętnie do Sokołowska.

W pierwszych latach Polski Ludowej uzdrowisko przeżywało regres. Próbował go ratować od 1956 roku zasłużony dla Sokołowska, dr Stanisław Domin. Udało mu się odremontować sanatorium „Orzeł Biały” i „Chrobry” oraz szereg innych budynków uzdrowiska. Nie zdołał  uratować potężnego „Grunwaldu”, który z roku na rok ulegał dewastacji.

Od kilku lat coś drgnęło w próbach restaurowania dawnej świetności uzdrowiska. Powoli ale skutecznie dokonuje się proces rewitalizacji. Wprawdzie droga jeszcze daleka, ale aktywna społeczność wiejska przy pomocy władz samorządowych Mieroszowa drobnymi kroczkami posuwa się do przodu.

Trudno przewidzieć w jakim stopniu dawna sława Sokołowska sytuuje miasto Mieroszów w gronie najbardziej operatywnych i skutecznych gmin turystycznych regionu wałbrzyskiego. Mieroszów jak przystało na miasto przygraniczne pracuje nad poprawą swego wizerunku już od lat. To właśnie w gminie Mieroszów można było znacznie wcześniej niż gdzie indziej znaleźć godziwe warunki do rozwoju wypoczynku, sportu i rekreacji Tu najwcześniej rozwinęła się przyjazna i na niezłym poziomie gastronomia. Wystarczy wymienić hotel i restaurację „Darz Bór” w Rybnicy Leśnej, pensjonat „Leśne Źródło” w Sokołowsku, hotel „Eden” w Kowalowej, nie mówiąc o schronisku górskim „Andrzejówka”. Mieroszów dał się poznać w całym kraju z masowej imprezy sportowo-rekreacyjnej „Bieg Gwarków” w narciarstwie biegowym, organizowanej od wielu lat na zmianę pod Waligórą na  Przełęczy Trzech Dolin obok „Andrzejówki”, albo też w Sokołowsku.

Sokołowsko powoli wkracza na drogę odbudowy. To ogromnie ważne dla reaktywowania uzdrowiska, a co za tym idzie – funkcji leczniczej, wypoczynkowej i turystycznej gminy. Takie szanse ma Mieroszów skutkiem otwarcia drogowego przejścia granicznego w Golińsku z Czechami, a także przejścia pieszego i rowerowego Mieroszów-Ždanov, które znacznie skróciło drogę do atrakcji turystycznych Gór Stołowych w Czechach i Gór Suchych w Polsce. Mieroszów ma do zaoferowania piesze i rowerowe wycieczki w okoliczne góry, punkty widokowe, turystyczne wiaty na szlakach, schroniska i kilkanaście punktów gastronomicznych. W samym mieście godne obejrzenia jest zabytkowe centrum z kaskadowym rynkiem i podcieniami, kościół parafialny św. Michała Anioła z XV w. i inne zabytki. Na terenie gminy warto zwiedzić starą kuźnię w Różanej, drewniany kościółek Św. Jadwigi w Rybnicy Leśnej, schronisko górskie „Andrzejówka”, ruiny zamku Radosno na drodze do Sokołowska, a także niewielką cerkiew prawosławną wraz z Galerią Słowiańską w Sokołowsku. Mieroszów utrzymuje przyjazne kontakty z czeskim, przygranicznym Meziměstí. Jak się dowiadujemy owocem tej współpracy w I etapie jest projekt budowy wspólnej dla obu miast hali sportowej, traktowanej jako kompleks rekreacyjno-turystyczny, ale projekt dotyczy także innych przedsięwzięć sprzyjających rozwojowi turystyki i rekreacji.

No i Mieroszów ma obok siebie Sokołowsko, do którego nie dojedzie na szczęście żaden tir, bo nie zmieści się pod wiaduktem kolejowym, jedyną drogą prowadzącą do zdroju. Ile jeszcze wody popłynie rwącym nurtem Sokołowca zanim powróci dawna świetność „śląskiego Davos”, nim w stawie przy „Villa Rosa” pojawią się znów złote rybki, a  wałbrzyski baedeker doniesie, że Mieroszów, to urocze, turystyczne miasteczko koło Sokołowska, kurortu o światowej sławie ?  

Jak Państwo mogli się zorientować wyłowiłem z dostępnych mi źródeł ciekawostki o naszych podwałbrzyskich zdrojach. Mam nadzieję, że udało mi się  zainteresować Państwa zarówno przeszłością jak i współczesnością tych miejsc i co najważniejsze  -  zachęcić do ich odwiedzenia. Przed nami lato, czas jak najbardziej właściwy na wycieczki w najbliższą okolicę. Gorąco do tego zachęcam. Wszystkiego miłego !

4 komentarze:

  1. Dzisiejsza promocja Jedliny Zdrój/Bad Charlottenbrunn/oraz Sokołowska/Polskie Davos/ udała się doskonale.Przyznaję,ze mało wiedziałem na temat tych dwóch uzdrowisk.Słyszłem wiele o Jedlinie Zdrój i o właściwościach jej wód leczniczych ale mało znałem historię tego kurortu. Natomiast moja wiedza o Sokołowsku była znikoma.W latach osiemdziesiątych przebywał tam na kuracji ktoś ze znanych artystów /chyba Gielniak/ i wtedy spotkałem się z nazwą tej miejscowości,ale nic poza tym więcej nie wiedziałem.Twój blog daje pełną informację zarówno historyczną jak również podkreśla walory turystyczno-lecznicze tych miejscowości.Polecam Twój post moim znajomym aby przy okazji zwiedzania Dolnego Śląska wzięli pod uwagę zwiedzenia tych trzech kurortów o których napisałeś tak obrazowo,że mnie samemu chce się tam pojechać.Może się uda na początku września br.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Cię, że byłeś w stanie z taką uwagą tak szybko to przeczytać.
    Sokołowsko, polskie Davos szczególnie zasługuje na bliższe poznanie, bo było już w stanie agonalnym w czasach PRL-u, a jest to miejsce krajobrazowo piękniejsze od Szczawna i ma też interesującą, bogatą historię.Powoli powraca na dawne scieżki popularnośći. Tak więc warto tu przyjechać. Dziękuję Bronku za obydwa ciekawe komenmtarze do I i II części,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ma też specyficzny mikroklimat .... bardzo zasługuje na szybką reanimację ...

      Usuń
  3. Po takiej reklamie zapowiadają się"turystyczne żniwa".

    23-24 lipca wielkie święto dla miłośników drezyn.To już 14 edycja kultowego wydarzenia,które od lat przyciąga coraz więcej miłośników kolei-od najmłodszych do najstarszych.Na czas imprezy uruchomione będzie połączenie autobusowe pomiędzy Jedliną-Zdrój,a Jugowicami.Kursy będą realizowane przez prawdziwy,amerykański autobus szkolny.
    (szczegóły na stronie;www.drezyny.org)Bieżące informacje i aktualności na:www.fb.com/SowiogorskieBractwoKolejowe

    "Już złamany pień,do którego przywiązałeś swego konia,Fryderyku!
    Jednak z upływem czasu pamięć nie ginie".

    W Kotlinie Kł.zdania na temat tegorocznego sezonu są podzielone.Turyści zamiast zwiedzać zabytki,zwiedzają supermarkety(Galeria Twierdza).Narzekają także właściciele małych sklepów.

    Okazuje się,że wcale nie jest tak źle.Twierdzę Kłodzką odwiedza corocznie 140 000 turystów.W tym rok widać większe nasilenie zwiedzających.W Parku Miniatur pracownicy nie narzekają na brak klientów.Wręcz przeciwnie.Tylko w rocznicę otwarcia parku odwiedziło go
    2 000 osób.
    W Dusznikach-Zdrój organizatorzy Święta Papieru spodziewają się 10 000
    gości(23-24 lipca).Tegoroczna edycja będzie miała charakter polsko-chiszpański.Włączono ją do programu Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław-San Sebastian 2016.

    Chodzi plotka,że w Dusznikach-Zdrój mają się zjawić pierwsze damy-
    panie;Kronhauserówna,Komorowska,Kwaśniewska.Za to,że mają otrzymywać do grobowej deski po 13 000 zł,będą w rytm Flamenco robiły salta.

    www.youtube.com/watch?v=Ba1cuDloj5o
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń