Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 28 listopada 2017

O Grzmiącej i Henryku Janasie lirycznie i refleksyjnie



Grzmiąca zasługuje na uwagę i promocję. To wieś, która jak rzadko się zdarza na Ziemiach Zachodnich, zjednoczyła mieszkańców z różnych stron Polski i pozwoliła im stworzyć autentyczną wspólnotę gromadzką. Żyją razem jak jedna rodzina po sąsiedzku się wspierając w potrzebie i stanowiąc jedność. Może właśnie to jest siłą sprawczą widocznego rozwoju tej wsi, która z dnia na dzień ładnieje i zachwyca. Co jedna zagroda, to piękniejsza, obok odnowionych budynków mieszkalnych i gospodarczych, urozmaicone ogrody i sady, mnóstwo kwiatów i zieleni, otwarcie się na turystów,  pokoje gościnne i pensjonaty, jednym słowem  -  wieś letniskowa.

Grzmiąca odżyła w mej wyobraźni pewnego wieczoru tego roku i to o dziwo – w Bibliotece Miejskiej w Szczawnie-Zdroju. Tam właśnie miał miejsce wzruszający wernisaż artysty – rzeźbiarza, zarazem grawera i malarza, Henryka Janasa z Grzmiącej połączony z prezentacją wierszy szczawieńskiej poetki. W głównej salce ozdobionej działami sztuki zagadkowego artysty, który porzucił wielki świat stołecznego miasta by zaszyć się w naszych górach i tu w maleńkiej wsi realizować nadal swe posłannictwo służby sztuce, zgromadziło się sporo mieszkańców uzdrowiska. Był burmistrz Szczawna-Zdroju, Marek Fedoruk, byłem i ja, zaproszony przez Organizatorów. O tym wernisażu napisano pięknie na miejskiej stronie internetowej :

10 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. T. Boya-Żeleńskiego w Szczawnie-Zdroju odbył się wernisaż Henryka Janasa - artysty-rzemieślnika, brązownika, grawera, złotnika, budowlańca, autora m.in. laski marszałkowskiej oraz godła w Senacie RP. Oprócz poznania bogatej twórczości artysty, zebrani mieli okazję wysłuchać wierszy patriotycznych Grażyny Szymborskiej w wykonaniu samej autorki oraz kompozycji akordeonowych zaprezentowanych przez Huberta Janasa. Spotkanie było jedną z uroczystości towarzyszących obchodom 99. rocznicy Odzyskania Niepodległości przez Polskę. Przed rozpoczęciem wernisażu major Jacek Baran złożył podziękowania burmistrzowi Szczawna-Zdroju Markowi Fedorukowi w imieniu szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego we Wrocławiu za wsparcie w zorganizowaniu Piątego Święta Terenowych Organów Administracji Wojskowej Województwa Dolnośląskiego. Na spotkanie przybyło mnóstwo gości i mimo poważnych tematów atmosfera była ciepła i rodzinna, choć wielu słuchaczy uległo wzruszeniu.

Pomyślałem sobie, że podobny wernisaż w naszym głuszyckim Centrum Kultury w roku ubiegłym był równie pięknym wydarzeniem kulturalnym.

Pisałem o tym w swoim blogu, bo Henryk Janas zasługuje na szczególne zainteresowanie. Dodaje naszej gminie splendoru, dowodzi że może ona być miejscem przyciągającym artystów nawet z Warszawy. Warto więc przy tej okazji poświęcić nieco czasu sąsiadującej z Głuszycą, uroczej wsi – Grzmiąca.

Grzmiąca stanowi miniaturową enklawę, bo oddziela ją od świata otoczenie górskie, a od pobliskiej Głuszycy  -  nasyp kolejowy. Do wsi prowadzi jedyna droga pod wiaduktem, pnąca się wysoko, bo wieś położona jest w przełęczy nad bystrym potokiem górskim i ciągnie się około dwa kilometry w górę, osiągając wysokość od 460 do 620 m. npm.

Grzmiąca jest jedną z najwyżej położonych wsi, uchodzi też za jedną z najładniejszych  w Sudetach Środkowych.

Dlaczego jeszcze postanowiłem powrócić do tematu Grzmiącej? Otóż dlatego, że w moje ręce trafił  interesujący list jednego z przesiedleńców niemieckich, który opisał dzieje swojej ojczystej wioski Donnerau. A ponieważ zrobił to z dużą dozą nostalgii i emocjonalnego zaangażowania warto przytoczyć najciekawsze fragmenty listu. Myślę, że zaciekawią one nie tylko mieszkańców Grzmiącej i Głuszycy, ale i innych Czytelników blogu.

Były mieszkaniec Grzmiącej wspomina na wstępie o linii kolejowej z Waldenburga (Wałbrzycha) prowadzącej tunelami do Neurode (Nowa Ruda), którą przejeżdżało się obok wysoko położonej  wsi Donnerau.:

„Tam u góry, powyżej ostatnich domów, leżały od dawna zarośnięte ruiny zamku Hornschloss (Rogowiec). Zamek Rogowiec i wieś Grzmiąca należy, jeśli mowa o historii ich powstania, wymawiać jednym tchem.
Cofnijmy się w czasie o jakieś 900, 1000 lat i tak zobaczymy całą tę okolicę, zamek i dolinę porośniętą starym granicznym lasem dzikim i nie przeciętym drogami, który od niepamiętnych czasów oddzielał Śląsk od Czech. W 1292 roku mamy już jednak dowody istnienia zamku na górze Hornberg i prawdopodobnie już wtedy mogła powstać wieś Grzmiąca. Według tradycji (przekazów ustnych) Grzmiąca jest starsza niż okoliczne wsie, a te były wymieniane w źródłach około roku 1300. Wieś należała do siedmiu gmin powiązanych z zamkiem Rogowiec… W 1483 roku zamek został zniszczony. Grzmiąca zostaje wymieniona w roku 1497 w świadectwie zestawu również jako opuszczona. Wyrosła jednak znowu i ciężką pracą na kamienistym gruncie rolnicy rozciągnęli wstęgi swych pól aż po Łomnicę…
Właścicielem Rogowca oraz ziem wsi Grzmiąca i innych okolicznych gmin w sto lat później został hrabia Hochberg na Książu.”

Dalej wspomina niemiecki przesiedleniec niejakiego Ernsta Langera, pisarza sądowego z XIX wieku, znanego jako poetę, piszącego w dialekcie śląskim („napisał większość ze sztuk teatralnych pisanych w dialekcie Gór Wałbrzyskich”). Wydał też zbiór śląskich przysłów oraz wyrażeń gwarowych w Grenzboten-Druckerei w Wűstegiersdorf (Głuszyca). Mamy więc potwierdzenie działalności drukarni w Głuszycy, która drukowała też, jak wiemy, lokalną gazetę dla trzech gmin – Głuszycy, Jedliny-Zdroju i Walimia. Erns Langer napisał  kronikę dziejów tych ziem, której rękopis znajduje się w Archiwum Państwowym we Wrocławiu. Cytuję:

„Do obowiązków sołtysa należał również sąd gminny, jak to dawniej określano, a dzisiaj powiedzielibyśmy administracja gminy. Wówczas używano określenia Gerichtskretscham i tak nazywał się też gościniec (Gasthaus), który należał do sołectwa. Na górze zamek, na dole sołtys, a po środku wsi kościół drewniany z prymitywnym wyposażeniem, dookoła cmentarz z niskim kamiennym murem. Również kościół w Grzmiącej uważa się za najstarszy w okolicy. Dzwon nosi datę 1558. Wówczas to nastąpiła rozbudowa już istniejącego kościoła, choć i po niej kościół pozostał mały. W tym czasie nabożeństwa w kościele odbywały się według porządku luterańskiego. Po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648) jak we wszystkich kościołach ewangelickich w okolicy kościół został przemianowany na katolicki i tak już zostało”.

Dalej autor listu pisze o rozwoju wsi w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w Głuszycy i Jedlince powstały tkalnie i przędzalnie, w których znalazło pracę wielu mieszkańców wsi Grzmiąca. Dla mężczyzn źródłem zarobkowania stały się kopalnie wałbrzyskie. W końcu przemysł dotarł też do Grzmiącej:

„Przy bielarni Giersch, przy drodze do Jedlinki, na łące leżała jeszcze do pierwszej wojny światowej lniana bielizna do bielenia. Obok bielarni w 1855 została założona mała huta (tzw. Annahuette), która istniała do roku 1900. Do tego przed około 40 lat wyrosło najważniejsze dla Grzmiącej przedsiębiorstwo, jakim jest fabryka drewniana szpulek. Zmieniała ona często swych właścicieli, a ostatecznie należy do znacznego zakładu przeróbki drewna”.

Autor listu nie wie o tym, że sprywatyzowany zakład już od kilku lat jest zamknięty, a w ostatnich latach pojawili się jego grabarze, którzy po kolei burzą zabudowania fabryczne.
Tak więc podobnie jak zamek Rogowiec niebawem stanie się chyba jedynie zabytkiem historycznym. Cytuję jeszcze dalszy fragment listu:

„Druga wojna światowa  wyciągnęła pazury do Grzmiącej, w tym do jej pól, w ćwiartce bliskiej dworca kolejowego zbudowano baraki dla pracowników zakładów zbrojeniowych z Głuszycy, szare budynki za drutem kolczastym. W końcu przyszedł na Grzmiącą gorzki koniec jak i dla całej śląskiej ojczyzny. Dziś można jedynie wędrować po Grzmiącej we wspomnieniach, tam nasłuchiwać gilgotania potoku i w wiosennym słońcu szukać pierwiosnków”.

Jest rzeczą zrozumiałą, że dla niemieckich przesiedleńców był to koniec ich śląskiej ojczyzny.
Dla wielu bardzo gorzki, bo pozostawili tu dorobek życia kilku pokoleń. To samo mogą powiedzieć  Polacy wysiedleni ze swoich ojczyzn na Ziemiach Wschodnich. Jedni i drudzy mają prawo czuć się pokrzywdzeni przez wojnę i jej skutki. Ale to już jest osobny temat.

Natomiast sprawą wspólną jest wzajemne zrozumienie i znajdywanie przyjaznych ścieżek współpracy. Myślę, że dobrze się dzieje, iż staramy się bez ogródek poznać przeszłość tych ziem, które stały się teraz naszą ojczyzną i tam gdzie to jest uzasadnione uszanować pamięć o tej przeszłości. Przecież dotyczy ona tak samo naszej historii, jak i historii naszych najbliższych sąsiadów.

Henryka Janasa przyciągnęła do Grzmiącej nie tyle historia, ile jej bajeczne położenie w przełęczy górskiej, pozwalające żyć na co dzień w bezpośrednim kontakcie z naturą. I to jest nieustające źródło jego weny twórczej, która wypełniła jego dom, a od czasu do czasu możemy się nią pozachwycać na wystawach w domach kultury.

1 komentarz:

  1. Chciałbym coś dodać od siebie.Byłem w Grzmiącej razem z Tobą i tak ja piszesz urzekła mnie ta miejscowość swoim położeniem. A w latach 90 ub.wieku zakupiłem w zakładzie stolarskim stół dębowy/żadna sklejka/ i 6 krzeseł do naszej jadalni.Po dzień dzisiejszy mebel ten jest podziwiany przez moich gości.A więc praca miejscowych stolarzy z Grzmiącej doskonała.Pana Janasa nie znam ale z pewnością jego dorobek twórczy zasługuje na uznanie.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń