Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 8 grudnia 2016

Trochę lirycznie - ale w nastroju zbliżajacych się świąt




Miałem okazję spotkać się z grupą uczniów Szkoły Podstawowej  nr 2 w Głuszycy na zajęciach pozalekcyjnych kółka historycznego. Tematem głównym była przeszłość naszego miasta, które dla większości z nich jest miejscem urodzenia. Jak to często bywa to wydarzenie stało się dla mnie powodem do szerszych refleksji na temat roli i znaczenia „kraju lat dziecięcych” w życiu dorosłego człowieka.

By zaś było lirycznie, jak to zapisałem w tytule tego postu, zaczynam słowami wiersza:


„Szczęśliwym ten, co jak Ulisses z pięknej podróży,
Lub ten, kto złote runo zdobył,
Powraca w doświadczenie i mądrość bogatszy
Żyć wśród bliskich do końca dni swoich !

Kiedyż jednak ja powrócę do mojej wioseczki,
By dym z komina ujrzeć, i kiedy
Zobaczę znów ubogą zagrodę,
Co dla mnie więcej od pałaców znaczy?

Bardziej mnie cieszy chałupa rosochata
Niż dumne fasady rzymskich patrycjuszy,
Bardziej niż marmury cieszy mnie podłoga z desek heblowanych.

Wolę moją galijską Loarę od łacińskiego Tybru,
Wolę moją małą Lire, od wzgórz Palatynu,
A od morskiej bryzy wolę andegaweńską łagodność”.

Długo byśmy musieli się głowić nad tym, kto jest autorem tego pięknego wiersza i dlaczego  ni stąd, ni zowąd postanowiłem go zaprezentować? Otóż nie będę trzymał moich Czytelników w  napięciu. To wiersz francuskiego poety Joachima du Bellay, a przytaczam go z książki wybitnego angielskiego historyka, Normana Davisa.
  
Powiedziałem angielskiego historyka i głoś mi zamarł. Jakiego angielskiego skoro większość jego dzieł pisanych w języku polskim jest związana z dziejami Polski.

O osobie Normana Davisa, który stanowi obok Pawła Jasienicy moją największą fascynację miałem okazję już pisać w moim blogu. Mało jest  takich historyków, którzy pisząc dzieła naukowe potrafią zadbać o ich wartość literacką, czyniąc poznawanie historii ucztą duchową. Norman Davis i Paweł Jasienica w tej sztuce, to prawdziwe gwiazdy na firmamencie.

Dziś chcę mówić o związkach uczuciowych każdego z nas z „krajem lat dziecięcych”. Pamięć o miejscu swoich urodzin, lat dzieciństwa i młodości, to niezmiernie dziwne i wzruszające uczucie. Jest ono udziałem nas wszystkich, niezależnie od tego jak jesteśmy twardzi na  liryczne wspomnienia i sentymentalizm.

Przypominam sobie moje wzruszenie, gdy po dziesięciu latach na Ziemiach Odzyskanych, znalazłem się w Starym Sączu, miejscu urodzenia i najwcześniejszego dzieciństwa. Wprawdzie opuściłem je mając sześć lat, ale w pamięci zachowało się wiele szczegółów i jakaś dziwna, niezrozumiała tęsknota do miasteczka, gdzie ujrzałem światło dzienne, a zarazem coś w rodzaju kultu domu, ulicy, rynku, kościoła farnego w pobliżu którego znajdowało się skromniutkie nasze mieszkanko. Ojciec poszedł na wojnę we wrześniu 1939 roku i wrócił po sześciu latach niewoli niemieckiej. Byliśmy ze starszym o 3 lata bratem pod opieką matki, która stawała na głowie by nam zapewnić byt w ciężkich latach okupacji.

Z sentymentem wspominam „sołdatów” w kufajkach i walonkach, którzy zamieszkali w naszej kamienicy po wyzwoleniu miasta, popijali gorzałę, grali na harmoszce, zawodzili rosyjskie pieśni i częstowali nas tuszonką i rybkami z konserwy. Tego rodzaju smakołyków się nie zapomina.

W mieście mojego dzieciństwa znalazłem się potem jako piętnastoletni chłopiec i byłem w nim cały rok, bo zostałem tam właśnie przyjęty do pierwszej klasy liceum pedagogicznego. Mieszkałem w internacie, stołówkę mieliśmy w klasztorze klarysek, a dobre kucharki dokarmiały nas resztkami z obiadów, kiedy nosiliśmy wodę z odległej studni z żurawiem. Niezwykle sympatyczny ksiądz, a zarazem fotograf, znajomy mojej mamy,  zapraszał mnie do swojej facjaty przy klasztorze, częstował słodkościami i tam pomagałem mu porządkować zbiory fotograficzne, uczyłem się wywoływać zdjęcia.

Byłoby co powspominać, bo cały rok w rodzinnym mieście dostarczył mnóstwo doznań. Dziś nad miastem mojego dzieciństwa unosi się fala sentymentu,  czułości, wzruszenia, a także żalu, że rodzice zaraz po wojnie zdecydowali się wyruszyć na Zachód, gdzie „płoty są kiełbasami grodzone”, jak głosiła nasza powojenna propaganda. Skutkiem tego znalazłem się na ziemiach zachodnich. Teraz tu jest mój dom, moja mała ojczyzna. Ale miejsce mojego urodzenia pozostanie na zawsze zjawiskiem kultowym.

Myślę że udało mi się to wszystko wyrazić w  moim  wierszu, który bardzo  sobie cenię:

Modlitwa -song
Parafraza piosenki Edyty Geppert „Zamiast”

Pamiętam mój rodzinny dom,
gdzieś porzucony w wielkim świecie,
w małym miasteczku Stary Sącz,
chociaż minęło już półwiecze.
Do tego miejsca wracam wciąż
w wspomnieniach snutych nocą skrycie,
choć tamten dom daleko stąd,
lecz wciąż mi bliski jest nad życie.
Dziś mam w Sudetach własny świat,
radości, smutków nikt nie zliczy,
mam tu swój dom od wielu lat
u stóp Włodarza i Bystrzycy

I choć spokojnie płynie czas
w nocnych majakach chęć się kładzie,
by choć ten raz, ostatni raz
zamoczyć nogi tam w Popradzie.
By tak jak kiedyś pieszo iść
wraz z dunajcowym prądem wody
w gąszczu jabłoni łąckich śnić,
że jestem wciąż studentem młodym.
Słowa modlitwy zatem ślę,
nim w sen kamienny się położę,
daj mi nadzieje chociaż tę,
że to się spełni  -  Dobry Boże!

Choć dręczy mnie niewiary splin,
taką potrzebę w sercu widzę,.
bym mógł jak marnotrawny syn
pokłonić się Klarysce Kindze.
To w jej ramionach  Bolko król
skruszał choć twardy był jak orzech,
więc daj mi szansę Boże mój
przed Jej ołtarzem się ukorzyć.
Słowa modlitwy zatem ślę
nim w sen kamienny się położę,
nie gaś nadziei, póki śnię,
że to się jeszcze spełnić może…

Nie chcę się skarżyć na swój los,
choć wiem jak będzie jutro rano…
Tyle powiedzieć chciałem wprost, 
tyle zanucić  -   na dobranoc. !

 Czytając ten wiersz każdy z Państwa, jak sądzę, pomyślał sobie o swoim gnieździe rodzinnym z równym jak ja sentymentem i nostalgią, bo taka jest nasza natura, że tęsknimy za światem dzieciństwa i młodości, światem  ułudy i fantazji. I to jest i piękne, i bardzo wartościowe.

Warto do tej pamięci powrócić przy opłatkowym, ciepłym , pachnącym stole Wigilijnym. 

Fot. Zbigniew Dawidowicz

4 komentarze:

  1. Witam Staszku!Wzruszyłem się po przeczytaniu Twojego wspaniałego wiersza.Tak masz rację,że czytając ten wiersz z sentymentem przypominam sobie móje miasteczko dzieciństwa i młodości mianowicie Grabów nad Prosną.Och co to były za czasy.Łza się kręci w oku,było biednie ale pięknie.Kilka dni temu w rozmowie telefonicznej z moją siostrą właśnie wspominaliśmy tamten czas i nasz dom w rynku również blisko fary.Tam prawie codziennie służyłem do mszy świętej i innych nabożeństw a ponadto śpiewałem w chórze ministranckim.Ale nie czas na moje zwierzenia.Twój blog wspanialy.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Bronku za wzruszający komentarz. To dobrze, że wspomniałeś swój czarowny Grabów. Wiem, że takim zostanie nawet wtedy, gdy znajdziesz się w Cieszynie. Dzieciństwo i młodość są niepowtarzalne. Ja też byłem ministrantem, a nawet jakiś czas kościelnym. Szkoda, że nasze duchowiństwo odeszło tak daleko od tego, co stara się przekazać wiernym w słowie Bożym.

      Usuń
  2. Bardzo wzruszający wpis, też w grudniu, a zwłaszcza przed świętami nachodzi mnie czas nostalgii. Zawsze wracam pamięcią do kuchni mojej babci i do jej niezapomnianych pierogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie P. Piotrowi zwłaszcza za to wspomnienie babcinych pierogów. Dziś nasza TV oszalała na punkcie forowania zagranicznych przysmaków, ale nikt i nic nie jest w stanie dorównać tamtej kuchni sprzed wielu lat. Serdecznie pozdrawiam !

      Usuń