Motto:
„Nie
chodzi o to by być patriotą. Chodzi o to, żeby nie być idiotą !”
(Maria Czubaszek)
Od dawien dawna marzyłem
o świecie w którym nie ma wojen, ludzie są dla siebie braćmi, starają się
wzajemnie wspierać, udzielać pomocy gdy
trzeba i jako istoty, które różnią się tym od zwierząt, że posiadają rozum,
starają się spełniać bez wyjątku uniwersalne przykazania boskie: miłuj drugiego jak siebie samego, nie czyń
drugiemu co tobie nie miłe. Codziennie ludzie pobożni szepcą w najważniejszej
modlitwie „Ojcze nasz” słowa: i odpuść
nam nasze winy jako i my odpuszczamy . Powiem tak, gdybyśmy spełnili te
najważniejsze przykazania wymienione
powyżej, nie byłoby win i potrzeby ich odpuszczania.
W naszym na wskroś
katolickim kraju wydawałoby się, że te fundamentalne zasady wiary są dla nas
jak chleb powszedni, to my właśnie powinniśmy promieniować ich przestrzeganiem,
dawać przykład dla innych narodów.
Mogę powiedzieć, że
jestem w czepku urodzony. Nie miałem nigdy karabinu w ręce, nawet na lekcjach
przysposobienia obronnego w liceum pedagogicznym uchodziłem za wywrotowca,
kiedy nie godziłem się strzelać do tarczy. Tłumaczyłem się, że ja chcę być
nauczycielem i uczyć dzieci, że człowiek nie ma prawa strzelać do drugiego
człowieka, a wojna to wymysł szatański, by zniszczyć godność człowieka. Służby
wojskowej udało mi się uniknąć z powodu gruźlicy płuc, dzięki temu nie miałem
na sobie nigdy w życiu munduru z czego jestem dumny.
Później dowiedziałem
się, że są tacy jak ja odmieńcy, nazywają się pacyfiści. To tacy sami idealiści
jak ci co wierzą, że świat można zmienić, a człowieka ucywilizować.
Dziś u schyłku żywota
już nie jestem pacyfistą, bo wiem ze świat
jaki sobie wtedy wymarzyłem to utopia. Nigdy nie było, nie ma i nie
będzie świata idealnego, bo nie ma ludzi idealnych. Żyjemy w świecie realnym, a
w nim jak się okazuje jest wciąż miejsce dla takich indywiduów jak Hitler, Stalin, Putin, jak terroryści
islamscy i wielu innych zbrodniarzy, o których dowiadujemy się z historii.
W „Księdze Jakubowej”
Olga Tokarczuk wyłoniła na światło dzienne magiczny świat wielonarodowościowej,
wieloetnicznej, wielokulturowej Rzeczpospolitej w przededniu rozbiorów. O
świecie tym niewiele wiemy, a o wielu zjawiskach i osobach w ogóle nie
słyszeliśmy. To wtedy właśnie ksiądz Benedykt Chmielowski próbuje opisać cały
świat w swojej ogromnej księdze, a w domu Eliszy Szora pobożni Żydzi czekają na
nadejście Mesjasza. I pojawia się na Podolu młody, przystojny, charyzmatyczny
Żyd – Jakub Lejbowicz Frank, dla jednych heretyk, dla innych wybawca, a rebelia
którą wywołał mogła odmienić bieg historii i zmienić kształt tej części świata.
Już od dawna powieści
Olgi Tokarczuk robiły na mnie duże wrażenie. Podziwiałem jej talent pisarski,
mądrość życiową i niepospolitą erudycję. Jej ostatnie dzieło „Księgi Jakubowe”,
tworzone przez siedem lat traktowane jest przeze mnie nieomal jak Biblia. Nie
oznacza to, że przyjmuję je jak drogowskaz wiary, ale dlatego, że czytałem tę
księgę parę tygodni, z przerwami i powrotami do wcześniejszych fragmentów, bo
tej księgi jak Biblii nie da się przeczytać od razu. A poza tym jest to wolumen
dość pokaźny, bo liczy sobie 906 stron,
aż 7 ksiąg, 31 części, a każda po
kilkanaście rozdziałów. To książka bardzo trudna w odbiorze nawet dla
historyka, ale zarazem uderzająca bogactwem szczegółów, których nie odnajdziemy
w dotychczasowej historiografii.
Dziś chcę przytoczyć
dwa fragmenty wywiadu, który ukazał się rok temu w „Gazecie Wyborczej”, ale
wydają mi się szczególnie ważny, świadczący o celności spostrzeżeń i wniosków
wybitnej pisarki, która w dodatku w ostatnich latach przemierzyła kawał świata
i potrafi spojrzeć na to, co się dzieje w kraju z szerszej perspektywy.
Na pytanie prowadzącej wywiad dziennikarki Magdy Piekarskiej, a czym
jest dla pani europejskość? Olga Tokarczyk odpowiada:
- To idee demokracji, praw człowieka, emancypacji kobiet, laickiego państwa, opieki nad słabszymi, dużej roli kultury, tolerancji i otwartości wobec innych. Może to idealistyczna wizja, ale te wartości mocno tkwią w naszym życiu, choć czasem ich nie zauważamy, tak oczywiste się wydają.
Także idea państwa praworządnego, które chroni swoich obywateli. Wystarczy na chwilę opuścić granice Europy, żeby przekonać się, że żyjemy w wyjątkowym miejscu, którego warto bronić.
A dalej Olga
Tokarczuk dzieli się osobistymi refleksjami:
- Ostatnio
wracam z takich długich podróży z dobrym nastawieniem. I już na lotnisku cieszę
się, że jestem w domu. Widzę, jaki fajny jest nasz kraj. Przy Guadalajarze
Warszawa wydaje się najpiękniejszym miastem na świecie. Polska bardzo się
zmieniła, żyje się tutaj coraz lepiej i naprawdę warto czasem wyjechać tak
daleko, żeby się o tym przekonać. Potencjał, żeby się tu wspaniale żyło,
mieszkało i tworzyło, jest ogromny. Ja w każdym razie nie zamierzam tego
odpuścić i nie dam sobie nic odebrać.
- Chcę dla
swojego kraju wszystkiego, co najlepsze, i to ja jestem patriotką. A także
ludzie, którzy protestują przeciwko paleniu kukły Żyda. Bo przecież to, co się
stało na wrocławskim Rynku, jest zaprzeczeniem patriotyzmu, ośmieszaniem
naszego kraju, działaniem na szkodę państwa i jego obywateli, szczuciem
przeciwko sobie i kompletną głupotą. Patriotyzm trzeba odzyskać, bo został nam
ukradziony.
Ale jak ? pyta dziennikarka
- Może na początek trzeba jasno powiedzieć, kim jest patriota.
Kim?
- To ktoś, kto chce, żeby jego kraj był bezpieczny, co według mnie znaczy - w Unii Europejskiej. Kto ma szacunek dla współobywateli, jest z nimi solidarny i odpowiedzialny, leży mu na sercu dobro wspólne. Kto szanuje swoją kulturę, chce, żeby się rozwijała, żeby była otwarta i wolna. Jest przeciwko cenzurze. Chce państwa, którego współobywatele nie będą piętnowani i wykluczani. Nie ma kompleksów, ma poczucie silnej kultury, której nie jest w stanie zagrozić uchodźca. Czuje się bezpieczny, więc jest w stanie przyjąć z otwartymi rękami kogoś, kto jest od niego słabszy.
Jest pani w
bojowym nastroju?
- Jestem człowiekiem łagodnym i nastawionym pacyfistycznie. To, co się ostatnio w Polsce wydarzyło, traktuję jako rodzaj dreszczy, jak nazwała to Agnieszka Holland. Jako symptom niebezpiecznej choroby, z której jeszcze możemy się wyleczyć.
Ma pani na nią lekarstwo?
- Mam wrażenie, że w momentach zagrożenia kultura nagle odzyskuje istotną rolę. Bo w spokojnych czasach staje się rozrywką, przyjemnością. Teraz stawia się wobec niej inne oczekiwania. Trochę jak w czasach komuny. I zastanawiam się, co mogę zrobić. Chyba przede wszystkim pisać.
Pozwoliłem
sobie przytoczyć te fragmenty wywiadu, bo wiem, że nie wszyscy mogli do niego
dotrzeć, a jak się okazuje słowa Olgi Tokarczuk powinny być ewangelią
głoszoną w kościołach, w mediach, w
szkołach i na każdym kroku, bo czas jest ku temu, a zjawisko takie jak Jarosław
Kaczyński budzi nie mniejszy niepokój niż Jakub Frank w osiemnastowiecznej
Rzeczpospolitej.
Piękne słowa pani Olgi Tokarczuk odbijają się od muru nienawiści Polaka do Polaka. Proszę poczytać różne wypowiedzi kleru, polityków, to włos się na głowie jeży, tyle w nich jadu istne szambo.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję P. Zofio za ten komentarz, podzielam te opinię w całej rozciągłości...Serdecznie pozdrawiam. Miłych Świąt !
Usuń