Po tym głośnym w naszych mediach
wydarzeniu jakie miało miejsce w związku z rehabilitacją niejakiej Inki, wpisanej na listę żołnierzy
wyklętych przez obecne PiS-owskie władze, pomyślałem że warto napisać kilka słów o Pawle Jasienicy, jako że Inka była mu
bliską osobą w V Wileńskiej Brygadzie AK, o czym za chwilę…
Na początek kilka najważniejszych faktów z biografii
pisarza, bo już samo to pozwala nam się zorientować, że był to człowiek nieprzeciętny.
Lech Beynar, znany z pisarskiego pseudonimu jako Paweł Jasienica, urodził się 9
listopada 1909 roku w Symbirsku nad Wołgą, gdzie jego rodzina osiadła w połowie
XIX wieku. Z wybuchem I wojny światowej w 1914 roku Beynarowie wyruszyli całą
rodziną w drogę do Polski, choć nie było to takie łatwe. Początkowo zamieszkali
w okolicach Białej Cerkwi i Humania, następnie w Kijowie i w Warszawie, by ostatecznie osiedlić się po wojnie na
Wileńszczyźnie. W Wilnie skończył Lech gimnazjum, a następnie studia
historyczne na Uniwersytecie Stefana Batorego. Należał do młodzieży aktywnej
społecznie w Klubie Intelektualistów oraz w Akademickim Klubie Włóczęgów.
Używał wtedy przydomka Bachus. W latach 1928-32 był nauczycielem
historii w Grodnie; pracował też w Polskim Radiu Wilno. Zadebiutował w 1935 roku
książką „Zygmunt August na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa”. Przed wojną
pracował w Słowie Wileńskim, gdy redaktorem był sławny Cat-Mackiewicz, uważany
za masona, co dało pretekst w okresie PRL do oskarżania Jasienicy o sympatię i
przynależność do masonerii.
Był spikerem Radia Wileńskiego, a
po zajęciu Litwy przez ZSRR - stróżem w tej rozgłośni, potem zaś drwalem w
Ponarach. Jako oficer rezerwy powołany w szeregi AK walczył w partyzantce. W
lipcu 1944 uczestniczył w walkach o Wilno (Operacja Ostra Brama) jako
szeregowiec w stopniu oficerskim.
Od 19 sierpnia do 21 sierpnia
1944 roku jego oddział, dowodzony przez pułkownika Macieja Kalenkiewicza ps. Kotwicz,
stoczył bitwę z Armią Czerwoną. Oddział został rozbity, a on sam pod koniec
sierpnia dostał się do niewoli w okolicach Grodna, skąd został przewieziony do Białegostoku,
gdzie był przesłuchiwany przez NKWD. Wcielony został do jednostki wojska
polskiego w Dojlidach, z której zdezerterował.
Od jesieni 1944 po dezercji z LWP służył w 5
Wileńskiej Brygadzie AK, gdzie był adiutantem dowódcy brygady Zygmunta
Szendzielarza - "Łupaszki".
Wtedy to właśnie miał okazję
współpracować z „Inką, czyli Danutą Siedzikówną, która dołączyła do Brygady w
czerwcu 1945 r. Doszło do tego w
dramatycznych okolicznościach. Wówczas NKWD i Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa
aresztowały wszystkich pracowników nadleśnictwa w Narewce pod zarzutem współpracy
z podziemiem niepodległościowym. Gdy przewożono ich do Białegostoku, w pobliżu
Hajnówki konwój zaatakowali żołnierze z patrolu podległego Stanisławowi
Wołaciejowi „Konusowi”. Nie mając nic do stracenia, Danuta po uwolnieniu z
konwoju dołączyła do oddziału 5. Wileńskiej Brygady AK. Została sanitariuszką w
oddziale „Konusa”.
Lech Beynar ranny w nocy z 8 na 9 lipca 1945,
opuścił brygadę, dzięki temu uniknął losu większości jej oficerów skazanych na
karę śmierci. Schronienie znalazł we wsi Jasienica. Miejscowy proboszcz,
Stanisław Falkowski, ukrywał go do czasu wygojenia się rany na swojej plebanii.
Po wojnie przyjął pseudonim Pawła Jasienicy, rozpoczął pracę w
"Tygodniku Powszechnym". Za swą partyzancką przeszłość w 1948 r.
trafił do więzienia. Wyszedł za cenę zerwania z tygodnikiem i związania się
PAX-em. Nie chciał jednak pisać tego, czego od niego oczekiwano. Zaczął uciekać
w tematykę historyczną. Paradoksalnie, w świadomości społecznej istnieje dziś
nie jako publicysta, lecz właśnie jako autor historii naszego kraju zapisanej w
kolejnych tomach - od "Polski
Piastów" przez "Polskę Jagiellonów" po "Rzeczpospolitą
Obojga Narodów".
Przez wiele lat w świadomości
społecznej ciążyły też na nim zarzuty przynależności w okresie wojny do
bezwzględnej bandy „Łupaszki”. W marcu 1964 Jasienica wspólnie z 33 polskimi
intelektualistami, wśród których byli Melchior Wańkowicz, Stanisław
Cat-Mackiewicz i Jerzy Turowicz, podpisał oficjalny protest - list 34 -
skierowany do premiera Cyrankiewicza w związku z zaostrzeniem cenzury prasowej.
Reakcją na to wystąpienie było znaczące nasilenie inwigilacji niepokornego
autora.
W połowie lat 60. donosiło na
niego co najmniej trzydziestu agentów. Prześladowano go za sprzeciwianie się
cenzurze i aktywną działalność w opozycji liberalno-demokratycznej. Od 1966 był
wiceprzewodniczącym polskiego PEN Clubu. Brał udział w protestach przeciw
zdjęciu z afisza Dziadów. Poparł otwarcie protest młodzieży akademickiej
w 1968 roku, co doprowadziło do zakazu publikacji jego prac w latach 1968-1970
i usunięcia go ze Związku Literatów Polskich.
Głośnym echem odbiło się przemówienie I
sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki na zjeździe PZPR 19 marca 1968 roku, w
którym zarzucał Jasienicy przynależność do "zbrodniczej bandy
Łupaszki". Najbardziej uderzyło w pisarza pomówienie o rzekomą współpracę
z UB, co miało tłumaczyć zwolnienie pisarza z więzienia w 1948 roku. Gomułka
powiedział: "Śledztwo przeciwko Jasienicy umorzono z powodów, które są mu
znane. Został on zwolniony z więzienia".
Dzieła pisarza zostały objęte zakazem publikacji,
a w prasie zaroiło się od szkalujących go artykułów. Pisano: "Paweł
Jasienica nadużył wielkoduszności władzy ludowej [...] i do dziś pozostał na
wrogich pozycjach" (Trybuna Ludu). "To właśnie Beynar zagrzewał bandytów
Łupaszki do mordowania białostockich chłopów, palenia wsi i grabieży"
(Słowo Polskie). Pisarz przeżył to bardzo ciężko, dotknął go towarzyski
ostracyzm, nie podniósł się z tych oskarżeń aż do śmierci.
W tym czasie Jasienica związał się z Zofią
O'Bretenny, 40-letnią pracownicą jednego z dziekanatów UW. Pisarz nie wiedział,
że jego ukochana, którą poślubił w 1969 roku, współpracuje z UB i cały czas
donosi na niego i jego przyjaciół.
Wiosną 1970 roku okazało się, że pisarz ma raka
płuc. Zmarł 19 sierpnia 1970 roku.
"Wszyscy
mamy do spłacenia Lechowi Beynarowi - Pawłowi Jasienicy dług wdzięczności za
to, co zrobił w walce o niepodległość Polski i duchową suwerenność Polaków,
szczególnie dlatego, że los nie pozwolił mu na satysfakcję pełnej rehabilitacji
politycznej i moralnej za życia, a zbieg moralnie przestępczych działań ludzi
podłych i ludzi małych przyjmuje w sprawie Pawła Jasienicy wymiar greckiej
tragedii" - powiedział o Jasienicy prof. Władysław Bartoszewski, gdy
odsłaniano w 2006 roku tablicę pamiątkową na domu, gdzie mieszkał pisarz.
Powyższa konstatacja stała się
dla mnie szczególnie trafna w trakcie czytania niezwykłej książki jaką jest „Pamiętnik” Pawła Jasienicy, który na
naszym rynku wydawniczym pojawił się dopiero w 2007 roku. „Pamiętnik” jest
ostatnią książką pisaną tuż przed niespodziewaną zgonem pisarza w 1970 roku.
Miał on wtedy 61 lat i wcale się nie spodziewał tak wczesnej śmierci.
Co było powodem, że w
poniedziałek 5 stycznia 1970 roku
zasiadł Jasienica do pisania dwudziestej
piątej swojej książki. Odpowiada na to pytanie sam jej autor: „Cóż bardziej
normalnego u literata, który od najwcześniejszego dzieciństwa przejawiał
nałogowe zainteresowanie historią, w jej zakresie odbył studia uniwersyteckie,
poświęcił jej większość swoich książek i był świadkiem interesujących zjawisk
dziejowych? W pewnych okolicznościach postępowanie logiczne może się okazać
karygodną lekkomyślnością. Nie wiem, nikt nie może mi zaręczyć, jaki będzie los
tych pokrytych pismem kartek, czemu i komu one posłużą. Mój dom wcale nie jest
moją twierdzą. Nie jestem panem szuflady swego biurka”.
Te smutne spostrzeżenia stają się
zrozumiałe, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że w Polsce Ludowej do samego
końca swego życia Paweł Jasienica nie zaznał spokoju, a funkcjonariusze SB
mogli w każdym momencie przetrząsnąć jego dom i wydobyć z szuflad niezwykle
groźną dla fundamentów ideologicznych PRL-u, utrwaloną na piśmie przez
wybitnego historyka i świadka wydarzeń prawdę o iluzoryczności demokracji i
wolności w tym zbudowanym rękami stalinowskich komisarzy państwie.
Jakoż książka okazuje się dziełem
niezwykłym, wprawdzie nieukończonym, bo na jej ukończenie nie starczyło ośmiu
miesięcy pracy przerywanych rozwijającą się chorobą, ale jest ona najlepszym
epitafium, testamentem życia wypełnionego bezinteresowną służbą dla wolnej
ojczyzny – Polski, ale także dla ziemi rodzinnej, podobnie jak u Mickiewicza,
tam na Litwie, w jej sercu – pięknym, niepowtarzalnym mieście nad Wilią –
Wilnie.
Z Wilnem związane są lata
młodości i startu w dojrzałe życie młodego publicysty, radiowca, Lecha Beynara,
który potem w PRL-u wydawał swoje książki pod nazwiskiem Paweł Jasienica.
Czytając „Pamiętnik” zadawałem sobie pytanie, czy Litwini znają kogoś, kto potrafiłby
tak pięknie, z taka nutą nostalgii i przywiązania pisać o mieście swych lat
młodości. Paweł Jasienica całą swą twórczością historyczno-literacką starał się
pokazać trwałe więzi łączące dwa sąsiadujące ze sobą narody, polski i litewski.
Wyrosły one na trwałym gruncie użyźnionym rękami bliskiej obu narodom,
niezwykle ważnej w historii Polski i Litwy, sławnej na świecie – dynastii
Jagiellonów.
W swoim „Pamiętniku” przytacza
Paweł Jasienica bardzo interesujący szczegół, potwierdzający ogromne uznanie,
jakim cieszą się na świecie Jagiellonowie:
„Trudno mi zrozumieć, dlaczego pewien paryski zabytek mało jest u nas
znany i podobizn jego nie warto nawet szukać w nadwiślańskich, czy
nadniemeńskich wydawnictwach. Myślę o nagrobku Jana Kazimierza w kościele St
Germain-des-Pres. Waza, rodowe, szwedzkie miano króla zostało wyryte takimi
samymi literami jak cały tekst napisu, za to litewsko-polskie nazwisko
Jagiellonów, jego od dawna wymarłych przodków po kądzieli - o
połowę większymi. Tak zupełnie, jakby ono właśnie, stanowiło jedyny
nieboszczyka tytuł do sławy”.
„Pamiętnik” Pawła Jasienicy
obfituje w podobne „sensacje”. Jest to książka fenomenalna jeśli chodzi o
niezwykłą pamięć i nagromadzenie szczegółów z własnego życia, zwłaszcza, że sam
autor pisze, iż nie zachowały się żadne zapiski lub notatki czynione w latach
młodości. Musiał je spalić, by nigdy nie
wpadły w łapy funkcjonariuszy stalinowskiej NKWD.
Książkę poprzedza znakomity esej
przyjaciela pisarza, profesora Władysława Bartoszewskiego. To prawdziwa „sztuka
dla sztuki”. Dawno nie czytałem tak wspaniałego wstępu.
Nie jestem znawcą literatury, ani
„broń Boże” krytykiem literackim. Może
dlatego właśnie moja zachęta do przeczytania
„Pamiętników” Pawła Jasienicy będzie tym bardziej autentyczna.
Przyznam się tylko, są w niej momenty, które czytałem ze łzami w oczach, może
dlatego że też czuję się „spokrewniony” z historią. Podobne reakcje
towarzyszyły mi, gdy czytałem „Rzeczpospolitą Obojga Narodów”. Nie wiem
dlaczego tak mi żal, że nie znam Wilna (byłem w nim jeden jedyny raz bardzo
krótko, by odwiedzić słynny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, zobaczyć gmach
Uniwersytetu, w którym spędził swą młodość Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki,
teraz dowiedziałem się że także Paweł Jasienica, zaniosłem też kwiatek na
Rossę, cmentarz z prochami matki i sercem Jozefa Piłsudskiego).Teraz to miasto
stało mi się szczególnie bliskie po przeczytaniu „Pamiętników”, tak samo jak
bliska stała mi się wspólna historia Polski i Litwy po lekturze książek
historycznych Jasienicy i nie potrafię
zrozumieć litewskich nacjonalistów, którzy burzą wbrew wszelkiej logice tę
więź, która splata dzieje obu narodów i państw. A przecież nie da się jej
wymazać z historii, tak samo jak nie dało się zatrzeć prawdy o zbrodni
katyńskiej . Paweł Jasienica całym swym życiem i twórczością potwierdza, że ta
przyjaźń przynosiła zawsze pożytki dla obu narodów.
Piszę już drugi raz,ponieważ napisany komentarz zniknął mi z ekranu,nie wiem co się dzieje,chyba służby działają,może za chwilę będzie cenzura.Ad rem.Dobrze napisany esej.Lech Beynar vel Paweł Jasienica tak jak powiedział Wł.Bartoszewski to wielki Polak,którego zasługi są nieocenione w walce o niepodległość i suwerenność duchową.Niestety wielu wielkich jest przez "małych" nie docenionych.Ale wracając do Twojego postu to zachęciłeś mnie do przeczytania jego "Pamiętników",ponieważ Litwa jest mi bardzo bliska dzięki A.Mickiewiczowi/wychowałem się na jego poezji/i Nobliście Miłoszowi./mam kilka jego pozycji/.Nie byłem na Litwie ale obiecuję sobie,że jeszcze tam pojadę.A z trylogii Jasienicy często korzystałem jako nauczyciel na lekcjach historii.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWłaśnie takim Polakom powinniśmy stawiać pomniki i nazywać ich imionami ulice i szkoły. Mamy wielu innych znakomitych uczonych, pisarzy, artystów, o których cicho sza. A poza tym, czy jest u nas choć jeden autorytet, którego imię nioe byłoby zszargane? Nie oszczedzono nawet imienia Jana Pawła II. Dziś przyszła ekipa rządzących po to by opluwać tych, co byli przed nimi. Kiedy to się skończy? Dziękuję Bronku za interesujący komentarz.
OdpowiedzUsuńwww.silesia-schlesien.com
OdpowiedzUsuńhttps://pl-pl.facebook.com/kukizpawel/
"Mamy wielu innych znakomitych uczonych,pisarzy,artystów,o których cisza."
Wspaniały artysta i muzyk Krzesimir Dębski urodził się 26 października w Wałbrzychu.Na ul.Słowackiego do murów siedziby Filharmonii Sudeckiej jest przytwierdzona tablica pamiątkowa poświęcona K.Dębskiemu.
www.youtube.com/watch?v=-OAMiMMlgwk
Syn Krzesimira"Jimek"-to także wspaniały artysta i muzyk:
www.youtube.com/watch?v=p0aLMsh4mvU
Z ulicą Słowackiego w Wałbrzychu jest związana jeszcze jeden światowej sławy muzyk,który zapisał się złotymi literami.To Krzysztof Komeda Trzciński-syn Mieczysława Trzcińskiego,który był dyrektorem wałbrzyskiego oddz.Narodowego Banku Polskiego przy ul.Słowackiego 23
(w latach 1946-47).
Krzysztof Komeda grał i komponował swoje dzieła na słynnym pianinie z legnickiej fabryki,które trafiło do sklepu z instrumentami Carla Minge w Waldenburgu(Wałbrzychu),przy obecnej ul.Kościuszki.
Pobyt K.Komedy w Wałbrzychu upamiętnia tablica,opracowana przez artystkę Ilonę Sapkę.
www.youtube.com/watch?v=2U0NAbnjNX0
W drugiej połowie lat 40.na Ziemie Odzyskane trafiła banda specjalizująca się w napadach na banki.Jesienią 1946 r bandyci dokonali napadu na wałbrzyski oddz.NBP.Bandyci strzelali z broni ostrej.Na pomoc napadniętym(M.Trzciński był w banku)przybyła milicja i stacjonujący w Wałbrzychu żołnierze radzieccy.Kilku bandytów zabito,pozostałych skazano na śmierć w głośnym procesie sadowym.
Więcej o wałbrzyskich artystach-i nie tylko-w wywiadach z Marcinem Kuleszo:
www.youtube.com/watch?v=e5gl9XzrVQY
Wkrótce Internet przejdzie pod"kontrolę"ONZ.Komu służy ONZ...?
Koniec BRICS(Brazylia,Rosja,Indie,Chiny,RPA)-Brazylia wypadła z gry.
Pozdrawiam.