Dowiaduję się, że Jedlinę-Zdrój odwiedził po raz kolejny protoplasta
rodziny, która była przed wojną właścicielem pałacu w Jedlince. Oto, co
czytam w informacji na portalu miejskim:
W dniu 20 września br. Honorowy
Obywatel Miasta – Pan Gunter Boehm wraz z małżonką złożyli wizytę w Urzędzie
Miasta Jedlina-Zdrój. Goście odwiedzili także Centrum Kultury, w którym
spotkali się z Młodzieżą Gimnazjalną; podczas spotkania Pan Gunter Bohm
przekazał Szkole cztery tomy kroniki swojego rodu. To uwieńczenie 16-letniej
pracy nad dziełem, które wymagało z jego strony wiele czasu, trudu i
poświęceń. Był to piękny gest łączący historię naszej miejscowości ze
współczesnością.
To ważne wydarzenie stało się
powodem do interesującej jak sądzę opowieści z historii pałacu, opisanej w
książce tytułowej Joanny.
Wyjaśniam od razu o jaką Joannę
chodzi. To wytrawna, niezmordowana poszukiwaczka sensacji, Joanna Lamparska z Wrocławia. W jej dorobku literackim i
dziennikarskim znajduje się co najmniej dziesiątka książek i setki artykułów
związanych z przeszłością i teraźniejszością zamków i pałaców, dawnych warowni
magnackich i innych sekretnych zaułków Dolnego Śląska. To wszystko o czym piszę jest efektem jej podróży po Dolnym Śląsku i dokładnych penetracji dostępnych
materiałów i dokumentów oraz osobistych dociekań dziennikarskich, skutkiem
czego możemy poznać wiele fascynujących historii związanych z atrakcjami
turystycznymi naszego regionu.
Nie będę rozpisywał się o samej
autorce i jej twórczości. Zainteresowani znajdą bez trudu wszystkie potrzebne
informacje w każdej bibliotece, a w księgarniach sporo jej książek. Jedna z
nich „Tajemnice zamkowe” z 2009 roku z cyklu „Biblioteka odkrywców Dolnego
Śląska”, zainteresowała mnie szczególnie, bo kilka jej rozdziałów dotyczący
zabytków regionu wałbrzyskiego. Joannę Lamparską zainspirowały tajemnice
związane z naszymi zamkami, takimi jak Grodno, Rogowiec, Radosno, Nowy Dwór,
Cisy. Barwnie opisuje też najciekawsze wydarzenia z życia księżniczki Daisy na zamku Książ.
Maluje dramatyczne losy pałacu w Pieszycach, który nazwała, „Śląskim Wersalem”.
Kolejnym interesującym tematem są
tajemnice pałacu w Jedlince. Zdaniem
autorki ciąży nad nim klątwa. Bardzo mnie to zmartwiło, bo z odbudową
pałacu wiążę ogromne nadzieje, tak samo jak z odzyskaniem dawnej renomy przez
uzdrowisko w Jedlinie-Zdroju, którego „spiritus movens” okazała się
Charlotta Maximiliana hrabina
Scherr-Thoss, żona właściciela pałacu w Jedlince. To ona w 1723 roku odkupiła
pastwisko, na którym pojawiło się źródło wody mineralnej i wykorzystała je dla celów leczniczych, dając początek
uzdrowisku. Od jej imienia pochodzi więc niemiecka nazwa zdroju – Bad
Charlottenbrunn, cieszącego się w XIX wieku dużym rozgłosem w całej Rzeszy.
Dzieje pałacu w Jedlince nie są
już dzisiaj żadną tajemnicą. Dzięki obecnemu właścicielowi obiektu, Radosławowi
Ledzie i jego pasji odkrywania historii, wiemy o losach tej posiadłości dosyć
sporo. Historię pałacu możemy zgłębić na stronach internetowych pałacu.
Autorce książki udało się jednak
dotrzeć do autentycznych pamiętników pisanych przez wiele lat przez kilka osób
związanych z rezydencją w Tannhausen (dzisiejsza Jedlinka). Ta swego rodzaju
kronika rodzinna została przekazana w
darze dla muzeum pałacowego przez Güntera Böhma, bratanka Gustawa Böhma,
ostatniego z niemieckich właścicieli pałacu.
Okazuje się, że jest to lektura
bardzo zajmująca i obfitująca w wydarzenia, o których nie dowiemy się z innych
źródeł historycznych.
Poznajemy np. mrożącą
krew w żyłach historię z 1835 roku, kiedy to właścicielem pałacu stał się
wrocławski tokarz, Rothenbach. Wygrał on los na loterii, skutkiem czego
zakupił pałac, w którym zamieszkał z rodziną. Nie dane mu było zbyt długo
cieszyć się posiadłością. W sporze z jednym z mieszkańców wsi chwycił za broń
myśliwską i postrzelił go śmiertelnie. A kiedy rozwścieczeni chłopi ruszyli z
widłami do pałacu, zaszył się w górnej
komnacie i ze strachu pozbawił życia. „Ówczesny pałac został całkowicie
opuszczony, a Rothenbach jeszcze do dziś straszy – to przestroga dla lękliwych
dusz” – komentuje to zdarzenie Joanna Lamparska.
W dwadzieścia lat później, w 1855
roku właścicielem pałacu został niejaki porucznik Paul Engels. Zapisał się on
złotymi zgłoskami w historii pałacu (podobnie jak znany marksista Fryderyk
Engels w historii Niemiec), bo okazał się dobrym gospodarzem. Po kilku
latach przepadł nagle bez śladu,
pozostawiając zonę i dwójkę dzieci.. Wieść gminna głosiła, że znalazł nową
miłość swego życia i uciekł z nią do Ameryki.
„Tu zaczyna się historia, przy
której blednie opowieść o Kopciuszku” – pisze autorka książki.
W 1861 roku Tannhausen zakupił sześćdziesięcioletni fabrykant porcelany z Wałbrzycha, Carl Krister. Okazał się on „mężem opatrznościowym” dla pałacu i całego uzdrowiska. Otóż jak czytamy w pamiętniku: „Pan Krister przemysłem i wielką pracą uskładawszy sobie ogromny majątek, zapragnął mieć dziedzica, wszelako łaskawie dla niego i żony niebo odmówiło im tego szczęścia i nie mieli dzieci . Przyjęli więc sobie na wychowanie biedną sierotę”. Panienka w kwiecie wieku poznała pałacowego buchaltera, Roberta Henschke i za zgodą Kristerów poślubiła go, a po śmierci Carla stała się spadkobierczynią olbrzymiej fortuny. Niestety, o prawa do majątku toczyli spór sadowy inni członkowie rodziny, skutkiem czego w roku 1880 posiadłość została sprzedana. Nowymi jej właścicielami została rodzina Böhmów .
W 1861 roku Tannhausen zakupił sześćdziesięcioletni fabrykant porcelany z Wałbrzycha, Carl Krister. Okazał się on „mężem opatrznościowym” dla pałacu i całego uzdrowiska. Otóż jak czytamy w pamiętniku: „Pan Krister przemysłem i wielką pracą uskładawszy sobie ogromny majątek, zapragnął mieć dziedzica, wszelako łaskawie dla niego i żony niebo odmówiło im tego szczęścia i nie mieli dzieci . Przyjęli więc sobie na wychowanie biedną sierotę”. Panienka w kwiecie wieku poznała pałacowego buchaltera, Roberta Henschke i za zgodą Kristerów poślubiła go, a po śmierci Carla stała się spadkobierczynią olbrzymiej fortuny. Niestety, o prawa do majątku toczyli spór sadowy inni członkowie rodziny, skutkiem czego w roku 1880 posiadłość została sprzedana. Nowymi jej właścicielami została rodzina Böhmów .
Wiele innych ciekawostek
znajdziemy w książce Joanny Lamparskiej, a dotyczą one m. in. losów pałacu w
czasie II wojny światowej, który jak wiadomo stał się siedzibą dowództwa
wojskowego nadzorującego budowę tajemniczego kompleksu „Riese” w Górach Sowich.
To właśnie tu, zdaniem Joanny Lamparskiej, znajdowała się zakonspirowana „Villa
Erika”, a jej nazwa pochodzi od imienia córki właścicieli - Eriki Böhm.
Wszystkich którzy chcieliby
poznać jeszcze inne sekrety, dowiedzieć się co to za „białe damy” krążą od
czasu do czasu nocą po komnatach zamków i pałaców D. Śląska, odsyłam do książki
Joanny Lamparskiej „Tajemnice zamkowe”.
Dla zainteresowanych tajemnicami
rezydencji w Jedlince mam jeszcze jedną ciekawą informację. Okazuje się, że
właśnie w tym pałacu toczy się akcja
sensacyjnej powieści Jolanty Marii
Kalety „W cieniu Olbrzyma”. Tuż po wojnie została tu skierowana bohaterka powieści,
Antonina Poseltowa, z zadaniem prowadzenia domu dziecka. Z jakimi problemami
musiała się borykać i na co była narażona w związku z tym, że znalazła się w
polu zainteresowania niemieckiego Werhwolfu, o tym wszystkim czytamy w
trzymającej w napięciu od samego początku do końca książce.
Przypomnę tylko – w niedzielę 9 października br. o godz.
17.00 spotykamy się z autorką tej książki - „Pod Słoneczkiem”, jak to potocznie
mówi się w Głuszycy w siedzibie obecnego Centrum Kultury i Miejskiej Biblioteki
Publicznej. Jolanta Maria Kaleta przywiezie ze sobą następną nowo wydaną
powieść – „Riese. Tam gdzie śmierć ma
sowie oczy”, której premierowa prezentacja będzie miała miejsce właśnie u
nas. Warto dodać, że znajdziemy w tej nowej książce kontynuację losów Antoniny,
ale akcja rozgrywać się będzie głównie w Głuszycy, a jak tytuł wskazuje m.in. w
podziemiach kompleksu „Riese”.
Joanna Lamparska pisze książki i artykuły prasowe o
charakterze popularno-naukowym, Jolanta Maria Kaleta, to klasyczna powieściopisarka,
ale jej wszystkie powieści poza fikcyjną fabułą osadzone są bardzo mocno w
realiach tego wszystkiego, co miało miejsce w czasach powojennych, o których
wiemy już, że były tylko z nazwy czasami pokoju.
Myślę, że głuszyckie spotkanie z
Jolantą Kaletą, autorką jak się okazuje już jedenastu książek o tajemnicach
Dolnego Śląska, będzie bardzo intrygujące i ciekawe.
Zapraszamy wszystkich chętnych z
Głuszycy, ale także z Wałbrzycha, Jedliny-Zdroju i Walimia do bliższego
poznania autorki książek tak mocno związanych z dziejami naszej ziemi
wałbrzyskiej.
Fajnie,ż napisałeś o tych odwiedzinach byłych właścicieli pałacu w Jedlince.Myślę,że zrobiłeś dobrą robotę miastu,w którym byłeś odpowiedzialny za oświatę przez 15 lat.A ponadto utrzymywałeś bardzo dobre znajomości z Burmistrzem Jedliny Zdrój.No i jeszcze nawiązanie do książki Pani Jolanty Kalety "W cieniu Olbrzyma",której akcja toczy się w pałacu w Jedlince.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za jak zwykle ozytywny komentarz. Pozdrawiam !
Usuń