Pojawiła się ważna informacja o nowym dziele Barbary Borkowy p.t.
„Siostry”, książce poświęconej księżnie Daisy von Pless i jej siostrze,
wzbogacającej nas w nowe informacje o coraz bardziej bliskiej naszemu sercu
ostatniej gospodyni na zamku Książ i stanowiącej znakomite uzupełnienie
wcześniejszych wydawnictw poświęconych księżnej i jej rodzinie.
O wcześniejszej, cennej pozycji
wydawniczej pisałem już w lutym 2015 roku, co następuje:
Książka „Lepiej przemilczeć.
Prywatne pamiętniki Księżnej Daisy von Pless z lat 1895-1914” przełożona z
angielskiego przez Barbarę Borkowy była dużym osiągnięciem wydawniczym
młodej jeszcze Fundacji Księżnej Daisy von Pless, działającej przy zamku
Książ. Po ukazaniu się jej pod koniec 2013 roku, i zaprezentowaniu na
spotkaniach promocyjnych w Książu, pojawiły się o tym wydarzeniu pozytywne
informacje i recenzje w lokalnych mediach, a potem sprawa jakby przycichła. A
szkoda, bo książka jest niewątpliwie osiągnięciem wydawniczym, do czego
przyczynił się wydatnie prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless, a zarazem
redaktor prowadzący Mateusz Mykytyszyn wraz z prezesem spółki Zamek Książ, Krzysztofem Urbańskim. Książka dużego formatu w twardej oprawie jest wzbogacona
w cenne fotografie i przypisy oraz indeks miejsc i nazwisk jak przystało na
solidne opracowanie o charakterze historycznym.
Księżna Daisy jest mi bliska już po lekturze pierwszej części jej
pamiętnika „Taniec na wulkanie”, a
losy zamku-pałacu Hochbergów w Książu interesowały mnie od dawna. A teraz mamy
drugą część, jak widać z cytowanych fragmentów wciągającą w pompatyczny świat
życia wyższych sfer jak bajki z tysiąca i jednej nocy. Ale ten świat jest
prawdziwy, realny, a w nim ważą się losy wielu narodów i krajów ówczesnej
Europy. Warto dodać, że rodzina Hochbergów była jedną z najbogatszych w
ówczesnych Niemczech, a mąż Daisy książę
Hans Heinrich XV Hochberg von Pless, bliskim doradcą i totumfackim
cesarza niemieckiego.
O swojej książce "Lepiej przemilczeć "Daisy
napisała:
„Jeżeli nie mogę się pochwalić,
że żyłam w samym środku wielkich wydarzeń, to z pewnością mogę stwierdzić, że
przebywałam w ich orbicie. Dlatego może
to, co myślałam i powiedziałam było więcej niż prywatnym zdaniem. Wszyscy żywimy nadzieję lub ułudę, że to, kim jesteśmy i co robimy ma znaczenie. Pragniemy
pozostawić po sobie pewien, jakkolwiek skromny, memoriał, który przetrwa próbę
czasu i utrzyma o nas pamięć żywą i pachnącą jak kwiat, kiedy nie będzie już na
ziemi tych, których znaliśmy i kochaliśmy. Jest to jeden z powodów publikacji
mojej następnej książki.”
A jeszcze dalej księżna Daisy von
Pless tak oto uzasadnia motywy parafrazy własnego pamiętnika w formie
książkowej: „Jedną ze znamiennych i niepodważalnych wartości prowadzonego przeze
mnie dziennika, którego kartki przewracam, jest możliwość osądzenia samej
siebie na podstawie własnego rejestru wydarzeń” .
O walorach książki pisze Barbara
Borkowy we wstępie:
„Wraz ze śmiercią wybitnych osób
żyjących w tamtych czasach historycy piszący ich biografie odkryli na nowo
pamiętniki księżnej Daisy von Pless, znajdując w nich bezcenne źródło
informacji. Jej książki dały im i ciągle dostarczają unikalną wiedzę na temat
życia i charakteru ich bohaterów, nie mówiąc o możliwościach przytoczenia
anegdot i odtworzenia kolorytu epoki o której wszyscy mamy przeświadczenie, że
była niepowtarzalną. To że księżna Daisy, będąc naocznym świadkiem tamtych
czasów, pozostawiła nam ich bogatą dokumentację, jest chyba największą po niej
spuścizną”.
„Lepiej przemilczeć” Daisy von Pless, to książka która może
zachwycać, ale też zdumiewać. W najwyśmienitszych snach o życiu arystokracji
nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego, o czym opowiada w swym pamiętniku
tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku, jego autorka.
Jest to po prostu skrupulatny
rejestr setek, a może nawet tysięcy podróży po Europie i świecie, nieustannych
wizyt na cesarskich, królewskich i magnackich dworach, wykwintnych przyjęć i
bali, mnóstwa polowań, regat żeglarskich, wyścigów, na koniec imprez
dobroczynnych, ale te ostatnie już tu na miejscu w Książu, Szczawnie-Zdroju,
Wałbrzychu, bo obdarowywanie ubogich i ułomnych osób sprawiało księżnej Daisy
dużą satysfakcję i przyjemność.
Na kartach książki przewija się
liczna plejada najważniejszych ludzi ówczesnej Europy, a nawet i z innych
kontynentów, tych wszystkich którzy czynnie uczestniczyli w europejskim życiu
wyższych sfer, a udział w tym życiu był filarem arystokratycznego konwenansu. W
pamiętnikach Daisy von Pless możemy odnaleźć wzmianki o nieomal wszystkich
liczących się w świecie arystokratycznym i dyplomatycznym osobach, nie licząc
dworów monarszych, na czele z ich głowami. Oczywiście prym wiodą dwory
angielskie, niemiecko - pruskie, austriackie, francuskie, rosyjskie. Dla mniej
wytrawnego czytelnika po prostu dwoi się w głowie od nazwisk, tytułów,
powinowactw, zwłaszcza gdy korzystamy z pedantycznie sporządzonych przypisów.
Daisy jest osobą, która nigdzie
nie może dłużej zagrzać miejsca. Gdyby sporządzić skrupulatnie harmonogram jej
wojaży z każdego roku począwszy od 1902 do 1910, to uzbierałoby się na same
podróże tysiące kilometrów i setki miejsc pobytu. Nie mówię o przyjęciach,
balach, polowaniach, spotkaniach towarzyskich. Europę zjeździła Daisy wzdłuż i
wszerz. Wszędzie gdzie się znalazła starała się jak najwięcej zwiedzić i
zobaczyć. Oto fragment jej pamiętnika z 9 października 1905 roku:
„Przez ostatnich kilka dni
widziałam więcej Berlina, niż kiedykolwiek przedtem. Odwiedziłam kilka
cudownych galerii z obrazami; podziwiałam Rubensa o wiele piękniejszego od jego
płócien w Galerii Drezdeńskiej. Zatelegrafowałam do Eulenburga po specjalne pozwolenie
na zwiedzanie Pałaców Królewskich: Pałacu w Berlinie (nigdy nie oglądałam jego
sypialni), Charlottenburga, Nowego Pałacu, Pałacu Miejskiego oraz Sans Souci w
Poczdamie. Wszędzie, podejmowani przez królewskich „zarządców”, spędzaliśmy
przyjemnie czas”.
Dopiero po 1910 roku następuje
regres w światowym życiu Daisy, a jest to skutkiem zmęczenia przychodzącego z
wiekiem, pogarszającej się sytuacji
rodzinnej, a także politycznej przed I wojną światową.
Uwagę Czytelników chcę dzisiaj
skupić na wydarzeniu z roku 1905, bowiem ilustruje ono dość wyraźnie stosunek
księżnej Daisy do Polaków.
Otóż pod koniec października tego
roku Daisy wybrała się do Łańcuta na zaproszenie hrabiny Elżbiety Potockiej. Po drodze zatrzymała się
w swoim drugim pałacu, w Pszczynie.
Zamek Pszczyński, jedna z
rezydencji zamożnej rodziny Hochbergów, stał się na wiele lat domem dla
Angielki, podobnie jak podwałbrzyski Książ. W latach przed I wojną światową,
Daisy i jej mąż prowadzili wystawny styl życia pełen dworskich uroczystości,
przyjęć, polowań i podróży po świecie. Zarówno Książ jak i Pszczyna były
miejscem gościnnym, otwartym dla osób bliskich i znajomych. Wielu przyjaciół
Daisy należących do rodzin królewskich i arystokracji europejskiej, włącznie z
księżną Elżbietą Potocką (z domu Radziwiłł) – małżonką ordynata łańcuckiego
Romana Potockiego, odwiedzało ją na Śląsku. Księżna Elżbieta Potocka (zwana
Betką) znała osobiście wielu ludzi z kręgu Daisy.
Księżna Daisy tak oto relacjonuje
w swojej książce wrażenia z pobytu, najpierw w Pszczynie, a następnie w
Łańcucie:
„Oni tam bardzo mili i
prawdziwie ich kocham, ale będąc Niemcami, nie wiedzą jak żyć... Vater
zarządził specjalne strzelanie tylko dla mnie i dla siebie, aczkolwiek obecnych
było na nim około tuzina Ober-Jagmeisters (nadleśniczych). Zostało tak
starannie przygotowane, jakby było dla samego Cesarza. Odstrzeliliśmy dwieście
zajęcy i parę innych zwierząt. Każdego ranka jeździłam konno z Anną,
rozpędzając rumaki do szaleńczego galopu, z czego ona i - ku
mojemu zdziwieniu – jadący za nami Ober-coś tam-rittmeister bardzo się
cieszyli. Po drodze tutaj spędziłam noc w Solzie z Larischami. Robili wszystko
by mnie zatrzymać, ale nie mogłam zostać, bo przyrzekłam stawić się w Łańcucie
w oznaczonym dniu i nie chciałam zawiść uprzejmej Betki Potockiej, która
odwiedza Książ każdego roku, podczas gdy ja byłam u niej ostatnim razem bardzo
dawno temu z Shelagh i wujkiem Patem.
Abstrachując od wszystkiego
innego, jest to naprawdę piękny dom ze ślicznymi przedmiotami i kwiatami.
Niektórzy myślą, że Polacy są prymitywni. Nie rozumiem dlaczego, ale tak jakoś
się utarło na świecie. W rzeczywistości są błyskotliwi i inteligentni, z dobrą
znajomością obcych języków, a ich
kobiety są jak Austriaczki tryskające życiem, ubrane w Paryżu i szeroko
podróżujące. Łańcut jest zapełniony obrazami i porcelaną przywiezioną przez
hrabinę Branicką, której rodzina miała powiązania z Marią Antoniną. Miejsce to
jest cudownie utrzymane przez Betkę i jej męża, którzy posiadają zarówno dobry
gust jak i pieniądze”.
Już ten drobny fragment z
pamiętnika Daisy jest dowodem jej pozytywnego stosunku do Polaków, czego
potwierdzenie znajdziemy w innych miejscach książki, a także w losach jej synów
w czasach II wojny światowej. W książce
co rusz znajdujemy przykłady wydawałoby
się niebywałego przepychu i komfortu życia ówczesnej arystokracji, jak się
okazuje nie tylko angielskiej lub niemieckiej, ale też i polskiej. Można by o
nim powiedzieć - „życie jak w Madrycie”. Jak się jednak okazuje to życie
wymagało jednak ogromnego hartu i poświęcenia. Podróże wtedy były czasochłonne
i męczące. Obowiązujące konwenanse życia dworskiego wymagały ustawicznej
czujności i uwagi nad tym co się robi i mówi i cierpliwości w dotrzymywaniu
towarzystwa. Mnóstwo czasu pochłaniały zakupy odzieży i strojów, do czego
przywiązywano dużą wagę w kręgach towarzyskich. A w ogóle taki styl życia był
niezwykle kosztowny. W miarę upływu lat Daisy coraz wyraźniej
dostrzegała małostkowość i próżność życia arystokracji, niestety nie
miała ani sił, ani możliwości, aby się z tego uwolnić.
Nie mniej interesujące niż dramatyczne dzieje
rodu Hochbergów z Książa mogą się okazać losy młodszej siostry księżnej Daisy.
Wiemy, że Daisy utrzymywała przyjacielskie kontakty z nie mniej od niej urodziwą
Shelagh, wiemy też o tym, że jej losy
nie były usłane li tylko różami. Pomimo, że siostry bardzo różniły się od
siebie w wyglądzie i charakterze, były sobie bardzo bliskie. Często się
odwiedzały, razem podróżowały. Młodsza siostra również nie miała szczęścia w
miłości. Jej pierwsze dziecko, pięcioletni chłopiec zmarł na skutek choroby.
Kiedy Shelagh urodziła córeczkę, mąż nawet nie chciał na nią patrzeć. W
konsekwencji, małżeństwo to zakończyło się rozwodem.
Czego jeszcze dowiemy się o
Daisy i Shelagh w „Siostrach” Barbary
Borkowy? Oto jest pytanie. Odpowiedź na nie znajdziemy w nowej książce, do
przeczytania której gorąco zachęcam.
24 czerwca b.r. na
zamku Książ będzie miała miejsce premiera książki "Siostry" autorstwa
Barbary Borkowy o Daisy von Pless i Shelagh Westminster. Książka ukaże się
nakładem wydawnictwa Fundacji Księżnej Daisy von Pless i będzie do nabycia
zarówno na zamku jak i w wałbrzyskich
księgarniach.
Witam! Bardzo dobra recenzja zarówno wspomnień Daisy von Pless jak również książki pBarbary Borkowy 'Siostry"Tylko Ty tak pięknie umiesz zachęcić do kupna tej książki.Jak czas mi pozwoli to zjawię się na zamku 24 czerwca aby zakupić pozycję tak przez Ciebie rekomendowaną.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku, widzę że dzień świąteczny zacząłeś "po bożemu" m. in. od lektury mojego blogu, Bóg i historia Ci tego nie zapomną, zwłaszcza że odnosisz się do mojego pisania tak przyjaźnie. Jak dobrze pójdzie, to może spotkamy się w Książu na promocji książki, a Twoja obecność byłaby ze wszech miar pożyteczna i swiadczyła o pozytywnych skutkach seminarium w Krzyżowej. Pozdrawiam !
Usuń