"A w każdej chałupie u Szymonów, u Maćków, u wójtów, u Kłębów i kto ich tam zliczy i wypowie wszystkich, przewietrzano izby, myto, szorowano, posypywano sienie, a nawet śnieg przed progiem świeżym igliwiem, a gdzieniegdzie, to i bielono poczerniałe kominy; wszędzie na gwałt pieczono chleby i one strucle świąteczne, oprawiano śledzie, wiercono w nie polewanych donicach mak do klusek.
Boć to Gody szły, Pańskiego Dzieciątka święto, radosny dzień cudu i zmiłowania Jezusowego nad światem, błogosławiona przerwa w długich pracowitych dniach, to i w ludziskach budziła się dusza z zimowego odrętwienia, otrząsała się z szarzyzny, podnosiła się i szła radosna, czująca mocno na spotkanie Narodzin Pańskich !
I u Borynów był taki sam rwetes, krętanina i przygotowania...
A gwiazda olbrzymiała, niosła się już niby kula ognista, błękitne smugi szły od niej, niby szprychy świętego koła, i skrzyły się po śniegach, i świetlistymi drzazgami rozdzierały ciemności, a za nią jak te służki wierne, wychylały się z nieba inne, a liczne, nieprzejrzaną gęstwą, że niebo pokryło się rosą świetlistą i rozwijało się nad światem modrą płachtą, poprzebijaną srebrnymi gwoździami.
- Czas wieczerzać, kiedy słowo ciałem się stało - rzekł Roch.
Weszli do domu i zaraz obsiedli wysoką długą ławę.
Siadł Boryna najpierwszy, siadła Dominikowa z synami, bo się dołożyła, aby razem wieczerzać, siadł Rocho w pośrodku , siadł Pietrek, siadł Witek kole Józki, tylko Jagusia przysiadła na krótko, bo trzeba było o jadle i przykładaniu pamiętać.
Uroczysta cisza zaległa izbę.
Boryna się przeżegnał i podzielił opłatek pomiędzy wszystkimi, pojedli go z czcią niby ten chleb Pański.
- Chrystus się w onej godzinie narodził, to niech każde stworzenie krzepi się tym chlebem świętym ! - powiedział Rocho.
A chociaż głodni byli, boć to dzień cały o suchym gardle, a pojadali wolno i godnie.
Najpierw był buraczany kwas, gotowany na grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane, smażone w oleju konopnym, później zaś pszenne kluski z makiem, a potem szła kapusta z grzybami, olejem również omaszczona, a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej maki z miodem zatarte i w makowym oleju uprażone, a przegryzali to wszystko prostym chlebem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia tego..."
Tak o przygotowaniach świątecznych i samej wieczerzy wigilijnej pisał w niezwykłej powieści "Chłopi" nasz znakomity Noblista, Władysław Stanisław Reymont. To oczywiście wyrwane z obszernej narracji maleńkie fragmenty obchodów najważniejszych świąt we wsi Lipce, w której rozgrywa się akcja powieści. Boże Narodzenie, bogate w wielowiekową tradycję, bardzo mocno i z szacunkiem pielęgnowaną na ziemiach polskich mimo że znalazły się one pod zaborami, znajduje w naszej literaturze szczególne miejsce. Warto wracać do tych omszałych często kart by z jednej strony - czerpać garściami dobre wzory tradycyjnych obrzędów świątecznych, a z drugiej strony - szczycić się siłą i trwałością tradycji, której nie zmogły żadne próby rusyfikacji lub germanizacji. Wiara katolicka odegrała w przetrwaniu polskości w sercach i duszach Polaków niezbywalną rolę, między innymi z tego też względu uważam, że wiszący w sali sejmowej krzyż jako symbol naszej odwiecznej tradycji nie powinien nikogo, nawet jeśli jest innej wiary lub niewierzącym, razić i prowokować do zupełnie niepotrzebnej awantury politycznej.
.Fot. Viola Torbacka
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz