Kim jest Walerian Urbaniak, właściciel wspomnianej wyżej „Gospody Sudeckiej Doliny Rybnej”, jak do tego doszło, że został kamieniarzem, rozwinął działalność gospodarczą, a następnie zdecydował się uratować chylący się ku upadkowi zabytek, by w nim urządzić stylowy pensjonat, wypełnić go zabytkowymi meblami i staroświeckimi eksponatami.
Kiedy jego rodzice, repatrianci z Francji, w 1946 roku osiedlili się w Głuszycy Górnej, miał zaledwie dwa lata. Można więc chyba uważać go za rodowitego Głuszyczanina, chociaż z zagranicznym miejscem urodzenia. Jego rodzice, Antoni i Maria, poznali się we Francji. Ojciec pochodził z Poznańskiego, a matka zza Buga. Po osiedleniu się na Ziemiach Odzyskanych, ojciec chętnie porzucił zawód górnika i z akceptacją matki zajął się o wiele bezpieczniejszą i zdrowszą pracą na roli, najpierw w Głuszycy Górnej, potem w Grzmiącej, a następnie od 1952 roku tutaj w Rybnicy Małej. Tradycję rodzinną starał się podtrzymać syn, Walerian, kończąc Technikum Górnicze w Wałbrzychu, ale los sprawił, że w 1965 roku zamiast do kopalni trafił do pracy w Kamieniołomach w Bartnicy. Stąd właśnie się wzięła jego obecna profesja – kamieniarstwo. Od 1974 roku prowadził działalność gospodarczą jako kamieniarz.
Odziedziczył po rodzicach zniszczony, poniemiecki budynek o ciekawej architekturze i położony, jak sam sądzi, w najpiękniejszym miejscu na ziemi. Od samego początku kiełkowała w nim potrzeba odbudowy domu z zachowaniem wszystkich elementów stylu sudeckiego. Obiecał to Rodzicom. Zaczął się interesować architekturą i sztuką użytkową tych ziem, korzystał ze źródeł niemieckich. Na gzymsie budynku znalazł wyrytą datę budowy obiektu – 1713. Dowiedział się, że za Niemców był tu swego czasu gościniec zbudowany przy szlaku turystycznym na Rogowiec i w Góry Suche, że nocowali tu turyści, że byli częstowani świeżym pieczywem, masłem i mlekiem prosto od krowy. A gdy po drugiej stronie drogi na miejscu starego młyna powstał duży zajazd z promenadą nad stawem, ozdobiony tonącymi w kwiatach pergolami, gdy więc pojawiła się konkurencja, trzeba było zmienić zajęcie. Przekształcono więc gościniec na tartak. I tak już zostało do wojny, a nawet w pierwszych latach powojennych. Rodzice Waleriana, z chwilą nabycia tej posiadłości próbowali szczęścia w prowadzeniu gospodarstwa hodowlanego, ale z czasem stawało się to coraz to mniej opłacalne. Dopiero ich syn zdecydował się uruchomić zakład kamieniarski, wykorzystując do tego celu zabudowania gospodarcze. Główny budynek czekał na lepsze czasy.
Decyzja o restauracji obiektu dawnego młyna zapadła z początkiem lat 90-tych. Duży wpływ na jej podjęcie miał znany w Wałbrzychu krzewiciel kultury, dr Euzebiusz Gil, kustosz skansenu kultury sudeckiej w Pstrążnej koło Kudowy-Zdroju. On był inspiratorem domowego muzeum, udzielał rad, wskazówek i zapalał do czynu. Również ówczesny konserwator zabytków w Wałbrzychu, Andrzej Kubik, który pozwolił na dużą swobodę w rekonstrukcji domu, czuwając nad zachowaniem zasadniczych elementów stylu. Koncentracja robót miała miejsce pod koniec lat 90-tych. Przez cały ten czas Walerian Urbaniak czynił intensywne poszukiwania w całym regionie eksponatów sztuki użytkowej, zabytkowych mebli, obrazów, naczyń, urządzeń, fotografii, map, książek. I wreszcie rzecz najważniejsza. Bez niej nie byłoby pensjonatu, a przynajmniej nie o takim standardzie. Chodzi o uruchomienie gospodarstwa agroturystycznego, a następnie uzyskanie kredytu na dogodnych warunkach. To był element decydujący. Kamieniarstwo stało się działalnością dodatkową w ramach prowadzonego z rozmachem gospodarstwa agroturystycznego.
Obok budynku, po drugiej stronie drogi, wyrosło coś w rodzaju pola campingowego ze smażalnią ryb, osobną wędzarnią, estetycznymi miejscami do spożywania potraw w plenerze, a to wszystko tuż przy mądrze zagospodarowanym stawie rybnym, z kaskadami i placem zabaw dla dzieci.
Pytanie - po co to wszystko?
To wszystko jest wpisane w ideę gospodarstwa agroturystycznego. Rzecz w tym, aby służyło ono jak najszerzej urozmaiconym gustom klientów, aby świadczyć jak najwięcej atrakcyjnych form rekreacji i wypoczynku, aby gości przyciągnąć czymś oryginalnym, zainteresować i zabawić.
Gośćmi „Gospody Sudeckiej” są najczęściej Niemcy, wielu z nich jest związanych z tymi stronami (przesiedleńcy lub ich potomkowie), przyjeżdżają tu jak do siebie i proszę się nie obawiać, nie myślą o powrocie, nie roszczą pretensji do skutków przegranej wojny. Tutaj jest taniej i gościnniej, jest oryginalniej, a pewne resentymenty rodzinne być może odgrywają też swoją rolę.Pensjonat liczy sobie kilka nowocześnie urządzonych i wyposażonych pokoików gościnnych z pomieszczeniem barowym, zapleczem kuchennym i izbą muzealną. Aby poznać swoisty klimat i urok tego miejsca trzeba koniecznie tu się zatrzymać na dłużej. Wtedy można też będzie poświęcić więcej czas na poznanie najbliższej okolicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz