Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 5 maja 2017

Mój świąteczny maraton



Nigdy jeszcze nie miałem takich majowych świąt. Świat realny istniał tylko momentami  -  „w przerwach na reklamy”.  Mimo wszystko trzeba było coś zjeść i się napić.  Te przerwy były znacznie krótsze niż w programach sportowych „Polsatu”. Telewizja nie interesuje mnie od dawna, facebook  w moim pececie wyprawia takie hocki klocki, że szkoda nerwów. Dobrze funkcjonuje tylko poczta mailowa i strona blogowa. Odstawiłem więc na bok wszelką elektronikę. Postanowiłem spędzić te święta jak za dawnych dobrych czasów – w bezpośrednim, bliskim kontakcie z Nią.

Już w niedzielę kwietniową wieńczącą miesiąc plecień  w obliczu zbliżających się majowych świąt pomyślałem -  „carpe diem”. Taka okazja może się nie powtórzyć. Pogoda w kratkę, a świąt bez liku. Nie ma już obowiązkowych pochodów pierwszomajowych, trzeciomajowy maraton biegowy już nie dla mnie, kościół też mogę sobie odpuścić, bo to przecież nie Boże Narodzenie lub Wielkanoc. A przede mną  na honorowym miejscu czeka Ona -  wprawdzie już przeze mnie kosztowana, ale w przelocie, tak jak koneserzy kosztują świeże wino. Nadszedł czas by zrobić to detalicznie, powoli i z rozwagą. No i  wpadłem jak śliwka w kompot, tylko że to nie kompot, ale dobre wino. Trzeba je smakować  jak najdłużej, dlatego zwalniam tempo, powracam do „wypitych czarek”, by zbyt wcześnie nie zobaczyć dna omszałej butli. 

Mój „corpus delicti” liczy sobie z prologiem 905 stron, 7 ksiąg i niezliczoną ilość rozdziałów. Ciąży w ręce, gdy próbuję delektować się nim na fotelu. Mam pełną świadomość, że mam przed sobą prawdziwy skarb. Nie potrafię go ocenić, nie znam takiej miary. Gdyby znalazł się na giełdzie jego akcje rosły by tylko w górę, a zainteresowanie nimi przekroczyło nasze granice.

Nie, nie będę już dłużej trzymał moich Czytelników w napięciu. Odkrywam karty. Mój diament nosi prześliczny tytuł :

„Księgi Jakubowe” albo Wielka Podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez Autorkę dopełniona metodą KONIEKTURY z wielu rozmaitych KSIĄG zaczerpnięta, a także wspomożona IMAGINACYJĄ, która jest największym, naturalnym Darem człowieka.

A w podtytule:

Mądrym dla Memoriału, Kompatriotom dla refleksji, Laikom dla nauki, Melancholikom zaś dla rozrywki.

Z satysfakcją  umieszczam się w trzech kolejnych grupach odbiorców, w pierwszej niestety nie, bo gdybym był mądry, to książka ta nie czekała by tak długo na jej „degustację”.

Jestem pewien, że wszyscy już się domyślamy, iż Autorką księgi jest nasza dwukrotna zdobywczyni najważniejszej w Polsce nagrody literackiej – „Nike”  -  Olga Tokarczuk.

Ten epitet „nasza” ma dla mnie podwójne znaczenie: nasza, czyli polska i nasza, bo  związana z Wałbrzychem i wiejskim ustroniem Krajanów pod Nową Rudą, gdzie znajduje się jej dom letni.

O Oldze Tokarczuk i jej książkach pisałem już kilkakrotnie w moim blogu. Zachwycałem się wszystkim, co wychodziło spod Jej ręki. Teraz po czytelniczym, kilkudniowym  maratonie jakim są „Księgi Jakubowe”  nie potrafię wyjść z podziwu. To jest książka oszałamiająca wszystkim co może Czytelnikowi dać znakomity powieściopisarz, a zarazem historyk, erudyta, człowiek tytanicznej pracy. Nie wyobrażałem sobie, że teraz na stare lata doświadczę  jeszcze czegoś podobnego jak w latach dziecięcych przy czytaniu H. Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”, a w kilka lat później  „Krzyżaków”, „Quo vadis” „Trylogii”, kiedy nie mogłem się oderwać od książki, zapominając o Bożym świecie.

Oczywiście, „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, to jest rzecz na pograniczu beletrystki i opracowania popularno- naukowego, ale zrobiona tak kunsztownie, z talentem literackim i rozmachem, że wiem już na pewno, iż będę do niej powracał często i będę polecał moim Czytelnikom  bliższe poznanie tego majstersztyku.

Dla zachęty wybrałem drobny fragment z książki, który jak sądzę ilustruje dość wymownie jej walory poznawcze.

Rzecz dotyczy pewnego zdarzenia z lat młodości jednego z bohaterów książki, Żyda, Jakuba Lejbowicza Franka, który  z biegiem czasu stał się reformatorem religijnym wśród społeczności żydowskiej na Podolu i przywódcą nowego odłamu. Już wtedy dał się poznać  z dziwnego zachowania i niezwykłych zdolności zjednywania sobie zwolenników:

„Opowiadają, że jako piętnastoletni może chłopiec, jeszcze w Rumunii, przyszedł jakby nigdy nic do gospody, gdzie pobierano cła od towarów i zasiadłszy przy stole, polecił podać sobie wina i jedzenia, wyciągnął jakieś papiery, po czym rozkazał, żeby mu przyniesione towary do oclenia, spisał je skrupulatnie, a pieniądze zabrał dla siebie”.

Zdarzenie to wywołało różnicę zdań wśród starszyzny żydowskiej:

„Dla Nachmana jest jasne, że ten Jakub oszukał ludzi i odebrał im pieniądze, które mu się wcale nie należały.

- Dlaczego jesteś po stronie tamtych? – pyta go reb Mordke.

- Ba ja też muszę oddawać pogłówne, choć nic złego nie zrobiłem. Więc mi żal tych ludzi, którym zabrano to, co do nich należało. Gdy przyjdzie prawdziwy poborca będą musieli zapłacić jeszcze raz.

- A za co oni mają płacić, myślałeś?

- No jak to? – Nachmana  dziwi to, co mówi jego mistrz. – Jak to „za co płacić” – brakuje mu słów, tak bardzo to płacenie jest oczywiste.

- Płacisz za to, żeś Żyd, żyjesz na łasce pańskiej, królewskiej. Płacisz podatki, ale gdy ci się niesprawiedliwość dzieje, ani pan, ani król chętnie się za tobą nie wstawi. Czy gdzieś jest napisane, że twoje życie kosztuje? Że cenę ma twój rok i miesiąc, i każdy dzień da się przeliczyć na złoto? – mówi reb Mordke, spokojnie i starannie nabijając fajkę.

Daje to Nachmanowi do myślenia jeszcze więcej niż teologiczne dysputy. Jak to się stało, że jedni płacą, a drudzy zbierają? Skąd to się stało, że jedni mają ogrom ziemi, której nawet objechać nie zdołają, a inni arendują od nich kawałek, za który płacą tak wiele, że im na chleb już nie starcza? …

- Ale mnie się wydaje, że ziemi nie powinno się ani sprzedawać, ani kupować na własność. Tak samo jak wody i powietrza. I ogniem też nie pohandlujesz. To są rzeczy dane nam od Boga, nie każdemu z osobna, ale wspólne. Jak niebo i słońce. Czy słońce jest czyjeś, czy gwiazdy do kogoś należą?

- No nie, bo nie dają pożytku. To co niesie korzyść człowiekowi musi być czyjąś własnością – próbuje Nachman.

- A jakże to słońce pożytku nie niesie! – wykrzykuje Jeruchim – Gdyby tylko umiały go dosięgnąć  ręce chciwych, zaraz by je na kawałki pocięli, w skarbcu pochowały i w odpowiednim czasie sprzedawały innym”.

Jest w tej książce niezliczona ilość podobnych rozważań i dyskusji  religijnych, a także na różne tematy wzięte z życia tzw. ziem kresowych, które w II połowie XVIII wieku stanowiły prawdziwy konglomerat różnych narodowości, języków i religii.

W nocie bibliograficznej do książki Olga Tokarczuk wskazuje na obfitość różnorodnych materiałów źródłowych, które stanowią fundament tej, nie waham się tego nazwać – historycznej książki, a historia, jak pisze na końcu autorka „jest nieustanną próbą rozumienia tego, co się wydarzyło, i tego co mogło się wydarzyć”.


P.S. Myślę, że zacytowana przeze mnie rozmowa nie straciła na aktualności mimo, że upłynęło już ponad ćwierć wieku. Nasi rządzący są w trakcie przygotowania ustawy, która ma obciążyć chłopów kosztami wody spadającej z nieba. Jeszcze trochę i stanie się to samo z energią słoneczną (ogrzewanie termoenergetyczne). Są jeszcze inne możliwości obciążania ludu podatkami, np. karty wstępu do lasów państwowych na grzyby lub na trasy turystyczne. Dobrze byłoby wyemitować bilety wstępu do wszystkich biur poselskich PiS-u, gdzie można by obejrzeć w całej krasie polską mutację „Folwarku zwierzęcego” Georga Orwella. Podobnie jak w tamtym folwarku żyjemy rzekomo w wolnym kraju, gdzie obowiązuje konstytucja, a na jej straży stoi konstytucyjnie wybrany Trybunał. Mamy ogólnie dostępną telewizję państwową, za którą czy chcesz ją oglądać, czy nie chcesz, musisz płacić. Można też opodatkować obowiązkowe nauczanie w szkołach i obowiązkowe korzystanie z kaplic i  kościołów. Możliwości są nieograniczone. Żyjemy przecież w kraju demokratycznym, w którym politycy rządzącej partii mogą czerpać pełnymi garściami pieniądze z kieszeni podatników, by zapewnić sobie życie ponad stan i mieć za co kupić wyborców.

 Ale przynajmniej jedno jest w tym obiecujące – dziś to się nazywa „dobra zmiana”.


Fot. Zbigniew Dawidowicz

5 komentarzy:

  1. Zainteresowałeś mnie tym dziełem Olgi Tokarczuk "Księgi Jakubowe".Jak tylko wrócę do Piławy to udam się do Biblioteki Miejskiej po tą książkę i w chwilach wolnych od prac w ogrodzie i w sadzie będę czytał to wspaniałe dzieło o którym tak ciepło piszesz.A tym czasem udaję się do Czech bo pogodna jest ładna i chcemy zwiedzić miasta po drugiej stronie Olzy.Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci tego rekonesansu u naszych sąsiadów. Tam jest inny świat, Czesi żyją na luzie, czerpią garściami z poczucia swobody i wyższego niż u nas poziomu życia.Czasami odnoszę wrażenie, że nasza Europa jest ułożona od góry (Zachód) do dołu (Wschód). My jesteśmy na zboczu, ale Czesi są nieco wyżej przed nami. Pozdrów naszych pobratymców, Pepików. Mam b. dobre wspomnienia ze współpracy z nimi. Pozdrawiam! Wracaj szybko, Olga czeka na Ciebie!

      Usuń
    2. Wróciłem i mam również b.dobre zdanie na temat Pepików.Ale muszę stwierdzić,że są brudasami.Pety,plucie i jeszcze smród.A u nas w Cieszynie czyściutko mimo dużej liczby turystów.Pozdrawiam.Obiecuję,że Olgę przeczytam.

      Usuń
  2. Stan Kalifornia planuje wprowadzić podatek od lotów kosmicznych.Są już przygotowywane odpowiednie wnioski do obliczania tegoż podatku dla firm transportu kosmicznego,zdefiniowanej jako:"Ruch ludzi i mienia nad Ziemią."
    Podatek będzie zależał od trajektorii lotu i długości lotu.Dłuższy lot będzie oznaczać niższy podatek,krótszy przelot wyższy podatek.
    Podatek od lotów kosmicznych doprowadzi do zwiększonej aktywności w przemyśle lotniczym,co będzie sprzyjać atmosferze wzrostu dobrobytu,nowych miejsc pracy i kalifornijskiego złotego wieku.
    Uwagi na temat proponowanych przepisów przyjmowane są do dnia 7 czerwca 2017 roku.

    Podobno w Białym Domu trwają poufne rozmowy,aby sprzedać stan Kalifornia Meksykowi.Prezydent Meksyku Nieto otrzyma kredyt na zakup Kalifornii,kredytu z niskim oprocentowaniem udzieli mu meksykański kartel narkotykowy.Przedstawiciel Białego Domu odmówił potwierdzenia pogłoski.
    Wielki Ucisk nadchodzi!
    https://www.youtube.com/watch?v=f32gD4CVa7s
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Henryku za jak zwykle interesujące informacje i linki.Nam to już nie grozi - wydatek kosmiczny - bo go od dawna mamy. Już tego dokładnie nie pamiętam, ktoś to wyliczył, ile z naszych dochodów oddajemy dla państwa, bo przecież obok PIT są inne podatki- Vat, akcyza itp.

      Usuń