Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 12 maja 2017

W cieniu innych klejnotów Dolnego Ślaska



Malownicze miasteczko otwierające drogę z Wrocławia przez Łagiewniki, Niemczę, Ząbkowice Śląskie w Kotlinę Kłodzką i Sudety, położone na wzgórzach nad zakolami głębokiego przełomu Nysy Kłodzkiej, jest już od dawna miejscem pielgrzymek, wycieczek autokarowych, indywidualnych wypraw turystów pieszych, zmotoryzowanych lub kolejowych. Jest to jedno z najstarszych miasteczek na Dolnym Śląsku, posiadające udokumentowany swój rodowód słowiański i piastowski, urzekające pięknem krajobrazów, bogactwem zabytkowych budowli i  obiektów kultu maryjnego, miasteczko, które można uznać za swego rodzaju alter ego Wambierzyc. To swego rodzaju rezerwat kulturalno – krajobrazowy. Niezależnie od atrakcyjnego układu urbanistycznego miasta, w którym centralne miejsce zajmuje monumentalny, barokowy kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, mamy tu majestatyczny, wzniesiony na wysokim wzgórzu zamek liczne zespoły klasztorne, kaplice, stacje Męki Pańskiej na górze Kalwarii i Różańcowej, rozległe, dwuczłonowe grodzisko, położone w zakolu Nysy Kłodzkiej i jeszcze inne zabytki.

Oczywiście do Warty Śląskiej, jak nazwano to miasto zaraz po wojnie, a następnie Barda Śląskiego, obecnie zaś tylko Barda, przybywają coraz liczniej turyści i pątnicy, ale miasto miało czas zastoju w PRL-u, zamiast się rozwijać z trudem ratowało się przed całkowitym zubożeniem i  zabiegało o pomoc w ratowaniu zabytków i promocję turystyczną.

Nie zapomnę wrażenia z któregoś słonecznego, jesiennego exodusu moim niezawodnym „maluchem”, gdy znalazłem się na drodze z Ząbkowic Śląskich do Kłodzka. To było po południu,  teren równinny, pola uprzątnięte przed zimą, wstążka drogi prościutka, gdzieniegdzie połyskujące w słońcu kępy drzew i krzewów. I nagle pojawiła się przed oczami ściana wznoszących się pod niebo gór i lasów. W mgnieniu oka zostałem wchłonięty w ich ramiona, znalazłem się w głębokim jarze nad bystrą, szeroką wstęgą płynącej rzeki, pojawiły się porozrzucane gdzie się tylko dało kolorowe domostwa, tonące w poszyciu krzewów i kwiatów. Po obydwu stronach drogi wyrastały niebosiężne, różnokolorowe wzgórza, jechałem przez wysoki most nad rzeką, mijając zabudowania kaskadowo pnące się wzwyż. To było coś, czego nie potrafię opisać, takie wrażenie jakbym znalazł się w świecie fantasmagorii. Nic dziwnego, że już w XVIII wieku nazywano to miejsce  -  „złotą bramą hrabstwa kłodzkiego”.

Bardo Śląskie, znane mi było od dziecka, bo przypominam sobie, że z matką i starszym bratem byliśmy tutaj niejeden raz na Kalwarii. Ale wtedy nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Zapamiętałem, że bolały mnie nogi i chciało mi się pić, bo trzeba było się wspinać pod górkę w tłumie pielgrzymów, a po drodze nie było nawet kulawego sprzedawcy z saturatorem. Gdy podrosłem był taki czas, że jeździłem pociągiem romantyczną trasą z Kamieńca Ząbkowickiego przez Bardo do Kłodzka. Mogłem wtedy podziwiać w Bardzie przez okno wysoką górę, gdzie znajdowała się kaplica na końcu drogi krzyżowej. Teraz po latach zobaczyłem to miasto innymi oczami. Dostrzegłem urzekające piękno położenia, krajobrazów, wkomponowanych w przyrodę iście wysokogórską, alpejską zabudowań sakralnych i świeckich. Genialny chirurg przeciął skalpelem masyw Gór Bardzkich, ale przyrząd zawirował mu w ręce, więc powstało zakole, wypełnione przez rzekę i drogę, a wokoło po obu jej stronach od dołu do góry urosło miasto. To jest cudowne miejsce, nie dziwię się, że dzieją się tam cuda, że cudami słynący obraz Matki Boskiej Bardzkiej przyciąga tłumy pielgrzymów.

I jeszcze jedna paralela mi się nasuwa, ale to głównie z powodu esowatych zakrętów jakimi płynie tutaj Nysa Kłodzka. Podobne widziałem w czeskim Krumlovie, średniowiecznym miasteczku nad wijącą się w tym miejscu jak wąż Wełtawą. Ale Krumlov, to sztuka dla sztuki, to perła w koronie czeskich zabytkowych miast, zachowana przez całe stulecia w nienaruszalnym kształcie, zadbana z czeską pedanterią i perfekcją po to, by ściągać tu turystów z całego świata , by mieli co podziwiać i  mogli mile spędzić czas.

Bardo, małe miasteczko zagubione w głębokim kanionie, ma jeszcze przed sobą daleką drogę, by sprostać wymogom dzisiejszej turystyki zagranicznej. Ale w kraju jest znane jako miejsce pielgrzymek, funkcjonuje na rynku turystycznym, rozwija się i pięknieje. Nie tak dawno znalazło się w granicach administracyjnych województwa wałbrzyskiego, ale nie trwało to zbyt długo i nie przyniosło spodziewanego renesansu. Dziś w gąszczu atrakcji turystycznych Dolnego Śląska jeszcze trudniej się wypromować.

Zadaję sobie pytanie, ilu Wałbrzyszan tam pielgrzymuje lub jeździ w celach turystycznych? To przecież niedaleko. Ilu zna i docenia Bardo, ilu dostrzegło wyjątkowość położenia i niezwykłość tego miejsca?

To jeszcze nie koniec mojego pisania o Bardzie. W kolejnym poście postaram się pokazać bogactwo historii i walory współczesne tego nadzwyczajnego miasteczka. Może uda mi się zachęcić do jego bliższego poznania. Ale żeby bliżej poznać, trzeba tam się wybrać na wycieczkę..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz