Chcę się podzielić dzisiaj z
moimi Czytelnikami kilkoma refleksjami, które nasunęły mi się przy okazji
wnikliwej lektury „Ksiąg Jakubowych”
nieocenionej Olgi Tokarczuk. Jest to
zarazem próba oddania hołdu powieściopisarce za Jej monumentalną rozprawę
literacko-historyczną. Oczywiście, to o czym piszę, to zaledwie drobne krople z
oceanu, jaki wypełnia po brzegi niebotyczne rozmiary tej książki.
Zdecydowałem się pisać własnymi
słowami czerpiąc obficie z tego dobrodziejstwa, którym obdarza nas autorka
„Ksiąg Jakubowych”. Pozwalam sobie przy tej okazji na osobiste odniesienia do współczesnej, mistycznej rzeczywistości.
W mistycznym świecie polityki
Zacznijmy od wydarzeń, które wstrząsnęły krajem, w którym znów stało się aktualna powiedziana po łacinie XVIII-wieczna sentencja: Polonie est paradisus Judaeorium:
Tymczasem oprócz hakkarat panim –
znajomości fizjonomii, a także sidrej szirtutin – znajomości chiromancji, pewni
wybitni politycy, do których już zaliczają się i chacham Jarosław, i ben Andrzej,
i broszka Beata, i reb Antoni, no i tuchanbejowicz Wicia,
poddają się tajnikom czarnej magii i w zupełnej tajemnicy nocą w bet midrasz na
Nowogrodzkiej odbywają seanse spirytystyczne. Zapalają tylko dwie świece w
małym pokoju i siadają na podłodze po turecku. Głowa musi iść między kolana.
Ciało człowiecze wraca wtedy do tej samej pozycji, którą miało w brzuchu matki,
która nie uległa pokusie aborcji. Gdy tak się siedzi kilka godzin oddając się
pobożnym kontemplacjom, gdy oddech powraca do płuc i słyszy się bicie własnego
serca, ludzki umysł zaczyna przejawiać niespotykaną dotąd przejrzystość. To
właśnie wtedy rodzą się najlepsze pomysły, jak np. ten, by najważniejsze
decyzje sejmowe podejmować nocą. Naród śpi, opozycja gaśnie z wyczerpania, a my
dzięki temu jesteśmy w pełnej ekspresji twórczej.
Nasi współcześni mistycy
Wielki Mędrzec Jarosław nigdy nie mówi tak jak kaznodzieje,
długimi, skomplikowanymi zdaniami, w których pełno jest rzadkich słów i powoływania
się na cytaty. To właśnie jego słowa będą cytować wszystkie agencje prasowe i
to jest ważne, to się liczy. Jarosław mówi prosto i zwięźle jak ktoś kto żyje z
handlu na rynku lub powozi furą. Nazywa rzeczy po imieniu. Kto nie jest z nim -
jest zdrajcą, odszczepieńcem, kreaturą, a w najlepszej sytuacji - drugim
sortem. Kiedy żartuje, to nie wiadomo, czy to są żarty, czy poważne sądy.
Zwykle jego uporczywe, niejako ptasie – orle, sokole, sępie – spojrzenie
wprawia rozmówców w konfuzję. Odwracają wzrok, plączą się. Bywa, że Jarosław
wybucha śmiechem, ni stąd, ni zowąd, a wtedy wszyscy wokoło czują ulgę i też
pozorują uśmieszek na twarzy. Bywa też grubiański, opryskliwy, ale nawet
najbardziej soczyste epitety można przyjąć bez wstydu, złożywszy to na karb
słusznego wieku i pozycji wodza narodu.
Cacko – Marionetka Jędruś, zwany Klęczonem podróżuje po kraju.
Gdzie by nie przybył drzwi świątyń otwierają się na ościerz. Ci co uwierzyli w
jego posłannictwo dzień powszedni zamieniają na dzień świąteczny. To jest dla nich Wielkidzień, a po nim Wielkanoc. Kobiety myją
włosy i suszą je na powietrzu, sprzątają domy i obejścia, umajają je kwiatami i
gałązkami mirtu, żeby Mesjasz mógł wejść w schludny świat. W tym dniu rodzi się
bowiem światło. Izajasz mówił: „wieniec zamiast popiołu, olejek radości zamiast
szaty smutku, pieśń chwały, zamiast zgnębienia na duchu”. I dobrze, delikwenci
wszelakiej maści „wyższego sortu” w nieustających pokłonach, a dzieciarnia z
ochronki z siostrami kółka różańcowego rzucają mu pod nogi kwiaty stokrotek i
niezapominajek. Chór szkolny wyśpiewuje pod ratuszem „Nie rzucim ziemi, skąd
nasz ród”, a potem w kościele po mszy: „Ojczyznę, wolność, racz nam wrócić
Panie”. „Wróciłeś” woła skonfudowany ksiądz na ambonie. „Wróciłeś nam Panie”!
Prawowierny Wicia Wielocyped podróżuje po świecie, jest ciągłym
biegunem. Świat stał się dla niego podwórkiem, a on sam pępkiem świata.
Ostatnio odwiedził egzotyczne San Escobar.
Orient stał się dla niego spełnieniem pasji zbieracza-kolekcjonera sztuki.
Przywiózł walizkę, a w niej kilimki, kutasiki, frędzle, guziki z masy perłowej,
drobna broń ozdobna, tabakierki z laki, wachlarze z obrazkami, fajki, drogie
kamienie, a nawet słodycze: chałwa i rachatłukum. Ale to tylko podręczny bagaż.
W tym właściwym, przywiezionym z lotniska transporterem, znalazły się wyroby
skórzane, włochate ręczniki, brokaty, szale chorasańskie i kermińskie, które
wprawiają w zachwyt wyszywanymi na nich lwami i pawiami. Ze stert kilimów dobywa się jakaś woń
specyficzna, być może kiedyś wydawałaby się obca, ale teraz po nawiązaniu
znajomości z elitą wyspy San Escobar zapach ten budzi w nim tylko ekstazę.
Ostrzeżenie przed
lewicą
Współcześni ideolodzy spod znaku
TV „Trwam” okazują się wiernymi zaleceniom żydowskiej księgi Zohar. Jest tam
napisane, że należy się wystrzegać by w drodze do bożnicy nie przylgnęły do
człowieka złe duchy. Czyhają one na
człowieka wyłącznie z lewej strony, bo mezuza jest przybita tylko od strony prawej,
a w mezuzie jest napisane: „I Szaddaj będzie na twoich odrzwiach”, a to znaczy,
że nie dopuści on do ciebie upiorów.
Powietrze jest pełne oczu. Patrzą
na ciebie. Nie uda ci się zasłonić przed ich penetracją. Dojrzą twe ukryte
ciągoty, by usłyszeć, co mówią duchy z lewej strony. A wtedy popełniasz grzech
pierworodny. Prowadzi on do tego co złe, co nie jest pisane przez Boga.
Przyjrzyj się światu od prawej strony, dojrzysz doskonałość boskiego dzieła we
wszystkim co cię otacza. I w tej glinianej dróżce, która prowadzi nad rzekę, i
w samym jej nurcie, który bierze się nie wiedzieć z czego, i w roślinach, i w
drzewach, i w tym co zrobiła ręka ludzka.
Tak więc – wystrzegaj się lewicy,
patrz tylko w prawo. A tam dojrzysz jedynie słuszny, dogłębnie prawicowy, kanał
telewizyjny „Trwam” Ojca Dyrektora Magnificencji Rydzyka, jak dobrze pójdzie
przyszłego papieża, a przepowiadają to Jego prorocy w studiu telewizyjnym,
którzy jak wiadomo przekazują wiadomości dobre i złe, ale zawsze prawdziwe.
Sprawdź, jakim jesteś
Czytelnikiem!
Niejaki Isochar, żydowski nauczyciel,
wyznawca Szabtaja Cwi, twórcy nowego odłamu religii Mojżeszowej w dalekiej
Smyrnie, mówił, że są cztery rodzaje czytelników. Jest czytelnik gąbka, jest
lejek, jest cedzidło i jest sito. Gąbka wchłania w siebie wszystko jak leci; jasne jest, że potem dużo
z tego pamięta, lecz nie umie wydobyć najważniejszego. Lejek – przyjmuje jednym końcem, drugim zaś wszystko co przeczytane
z niego wylatuje. Cedzak przepuszcza
wino, a zatrzymuje winny osad; ten w ogóle nie powinien czytać i lepiej żeby
zajął się rzemiosłem. Sito zaś
oddziela plewy, żeby otrzymać najlepsze ziarno.
Wnoszę, że moi Czytelnicy
stanowią tylko i wyłącznie tę ostatnią grupę. Mają ten przywilej, że już
wcześniej to co przeczytałem przeszło przez drobniutkie sito. To co im
dostarczam, to najlepszy gatunek ziarna, z którego mogą piekarze upiec pieczywo
najprzedniejszej próby, może też to ziarno stać się zasiewem obfitych łanów
zboża dla przyszłych pokoleń czytelników. Salem alejkum!
Witam.W pewnym momencie zastanawiałem się do której grupy czytelników ja się zaliczam ale na końcu zrozumiałem/zresztą to zostało zrobione przez Ciebie/,że do Sita,bo umiem oddzielić dobro od zła.Czytając pomyślałem,że powinieneś nawiązać kontakt z Górskim,bo ten tekst nadaje się na kolejny odcinek "Ucho Prezesa".Dzięki za ten tekst w wigilię Twoich imienin.Jutro zadzwonię.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku. Porozmawiamy jak zadzwonisz.
Usuń