Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Ranną rosą spacerkiem w Głuszycy



Mam już od pewnego czasu zakodowany jak w budziku codzienny poranny spacer z psem. Nie potrzebny mi do tego zegar, bo pies mojego sąsiada, Barwi, którym się opiekuję, gdy jego pan wyjeżdża „na saksy” do Bawarii, ma to już w genach i o właściwej porze niecierpliwie pomrukuje, merda zachęcająco ogonem i wskazuje na drzwi, a ich otwarcie to najszczęśliwsza dla niego chwila, pod warunkiem, że wychodzimy z domu razem. Barwi to zwierzę niezwykle towarzyskie, jego zadowolenie wzrasta podwójnie, gdy na spacer idzie jeszcze z nami moja żona. Ale Barwi już wie, że o wczesnej porze nie jest to możliwe, bo pani domu właśnie wczesnym rankiem ma, jak to sama określiła „najlepsze spanie”.

Wychodzimy więc codziennie na ranny spacerek i robimy to bez względu na „stan atmosfery w danej chwili”. Zapamiętałem to precyzyjne określenie czym jest pogoda  z lekcji geografii w podstawówce. Padający deszcz nie jest przyjmowany przez mojego druha z entuzjazmem, ale godzi się z tym z pokorą. Nie zwraca na to uwagi, że ja mogę się chronić od deszczu pod parasolem, on zaś musi moknąć bez  żadnej taryfy ulgowej.

Poranny spacer jest rzeczą niezmiernie ważną i interesującą. To że ważną, jest jasne, zważywszy na potrzebę ruchu dla człowieka „przebitego siedmioma szpadami melancholii”. To że interesującą przekonuję się coraz częściej. Wiadomo rano jest się rześkim i  zdrowym, sprawniejszym pod względem fizycznym i umysłowym, nastawionym pozytywnie do życia. Na spacerze jest czas na skupienie się i refleksję. Taki partner jak Barwi nie przeszkadza w niczym, zajęty tropieniem zapachów, jak się okazuje nieznanych, zupełnie niewyobrażalnych dla człowieka.

Moje poranne przemyślenia spacerowe mogłyby stanowić za każdym razem odrębny temat do felietonu, ale nie jestem pewien, czy w krótkim czasie nie pozostałbym jedynym czytelnikiem tego co napisałem. Będę więc tylko wyjątkowo próbował je wykorzystać wtedy, gdy będą się mi wydawać szczególnie interesujące dla wszystkich.

Tak się stało właśnie w niedzielny poranek. To było tuż po „siódmej”  i po drobnym choć  z dawna oczekiwanym deszczyku. Jeszcze jego  wilgotny oddech czuć było w powietrzu. Poszliśmy z Barwiom stałą trasą, w dół nad rzekę, obok basenu, boisk „Orlika”  na główną arterię miejską, ulicę Grunwaldzką i z powrotem do siebie „na wieś”. Tak  nazywamy naszą ulicę, która zamyka miasto, a otwiera wolną przestrzeń górskiej niezamieszkałej kotliny. Czujemy się jak na wsi, co wcale nie oceniamy pejoratywnie.

To co mnie uderzyło szczególnie, to zupełna, absolutna pustka i na Osiedlu Mieszkaniowym i w centrum miasta. Ani jednej żywej duszy. Miasto śpi. Jest w pół do ósmej rano. Oczywiście  -  niedziela. Ale wczoraj w sobotę jak sobie przypominam było podobnie. Też dominowała cisza i spokój. Sklepy pozamykane, bo w niedzielę są otwarte najwcześniej od ósmej.  Na Grunwaldzkiej minął mnie jeden samochód. Dostrzegłem też w Ogródku Jordanowskim na ławce jedynego, „zmęczonego życiem” mężczyznę, z reklamówką pełną puszek po piwie.

No i czy nie jest to powód do rozmyślań. Co się dzieje z moim niegdyś przemysłowym miasteczkiem, które pamiętam z lat młodości i dojrzałości jako kipiący tygiel ludzi krążących ulicami od rana do nocy.  To było miasto stosunkowo młodych, pełnych werwy i żywotności mieszkańców. W niedzielę rano też było rojno od pracowników fabryk włókienniczych wracających z nocnej zmiany. Zaraz potem pojawiały się grupki wiernych idących na ranną mszę św. do kościołów.

Można wysnuwać różne wnioski. To chyba skutek upadku przemysłu. Nie ma już „Piasta” zatrudniającego około dwóch tysięcy pracowników, nie ma „Argopolu”, „Terenówki” w Głuszycy Górnej, DMW w Grzmiącej.  Dawna „Indriana” ratuje jeszcze sytuację, zatrudniając ponad dwieście osób, zaś „Nortech” ledwie „robi bokami”. W mieście nie ma pracy, bo nie ma dużych zakładów pracy, we wsi nie ma pracy, bo rolnictwo stało się nieopłacalne.

Można też szukać przyczyn w skutkach przemian ustrojowych po upadku PRL-u w latach dziewięćdziesiątych, a także w zmianach mentalności ludzi. Mamy dziś wolne soboty i niedziele, pracujemy mniej niż dawniej, koncentrujemy się bardziej na sprawach osobistych, domowych, mniej na społecznych, zawodowych. Wiadomo, że z miasta wyemigrowała młodzież i ludzie młodzi czynni zawodowo w poszukiwaniu pracy w dużych ośrodkach lub za granicą. Głuszyca stała się miastem emerytów i rencistów oraz bezrobotnych, dla których znalezienie stałej pracy jest z różnych powodów  rzeczą nieosiągalną.

Głuszyca to nie jest to samo miasto, co kilkadziesiąt lat temu. Czy oznacza to, że powinniśmy upaść na kolana, rozdzierać szaty i wołać o pomstę do nieba?  Jestem pewien, że nie. To że wczesnym rankiem w wolne soboty i niedziele nie ma ludzi na ulicach, nie oznacza że miasto umarło. Ono po prostu śpi, korzystając z weekendu.

Obudzić je może ruch inwestycyjny, poczynając od budownictwa mieszkaniowego (co już ma miejsce), a na rzemieślniczo-usługowym kończąc.
Obudzić je może ruch turystyczny i sportowy (strefa MTB), wyciągi narciarskie, trasy narciarstwa biegowego. A w okolicznych wsiach – agroturystyka, drobne rzemiosło i usługi ukierunkowane na turystę lub wczasowicza. Mamy do tego dobre warunki, trzeba robić wszystko by je należycie wykorzystać.

Głuszyca już się nie stanie tak jak w drugiej połowie XIX wieku  miastem przemysłowym, bo czasy się zmieniły. Ale może się stać pięknym miasteczkiem przyciągającym turystów i wczasowiczów położeniem krajobrazowym, urzekającą przyrodą, świeżym powietrzem i wodą. Jeśli uda się zrealizować plan rewitalizacyjny miasta i dobrze wykorzystać atrakcje turystyczne na czele z podziemnym miastem Osówka Głuszyca odżyje na nowo, a w weekendowe poranki nie będzie tak pusto i głucho na ulicy Grunwaldzkiej.

Tak sobie rozmyślam na niedzielnym spacerze rankiem w cichym,  bezludnym, pustym centrum miasteczka. Mówią, że myślenie ma przyszłość.


5 komentarzy:

  1. Witam!Dzisiejszy post jest mimo,że jego autor ma wątpliwości jest bardzo interesujący.Problem małych miasteczek po przemianach ustrojowych.Muszę powiedzieć,że Piława również ma podobne problemy.Kiedyś miasto z prężnie rozwiniętym przemysłem lekkim oraz z Zakładami Kamienia Budowlanego dzisiaj miasto dużego bezrobocia.A w niedzielny poranek podobnie jak w Głuszycy /7,30 wychodzę do kościoła/można spotkać kilka lub kilkanaście osób tzw. wczorajszych,którzy liczą drobne aby wpić coś na kaca z Żabki,która jest otwarta od godz.siódmej.Ale najgorsze jest to,że w sobotę 1 kwietnia balują na terenie obiektów sportowych do póznych godzin nocnych i nikt na ich ekscesy nie reaguje.Jak zadzwonisz na Policję to pierwsze pytanie kto dzwoni a więc musisz się przedstawić.Ja nie mam zamiaru się przedstawiać bo mieszkam blisko tych obiektów a imprezowicze są bardzo agresywni i żle mogło by się to dla mnie skończyć.Co ciekawe ludzie to wytrzymują i zachowują się tak jakby nikomu nic nie przeszkadzało. Spytasz jak jest duże bezrobocie to skąd mają forsę.Forsę daje im PIS 500+.To narazie tyle.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można by powiedzieć Bronku - Samo życie !
      Niestety, dzieje się tak wszędzie. Media interesują się tylko polityką, władze tym by nie stracić władzy, a nad wychowaniem społeczeństwa nie ma kto pracować. Nauczyciel jest odosobniony, Kościół już nie ma takiego wpływu jak dawniej. Czas na "dobrą zmianę", ale nie taką jaką nam, serwuje PiS !

      Usuń
  2. Sąsiadka była na Białorusi:"Jaka tam bieda!"W Rosji jeszcze gorzej.
    https:www.youtube.com/watch?v=bQ6MXgBwYA

    Kotlina Kłodzka to wielki plac budowy.Nowe domy wyrastają jak grzyby po deszczu-o innych inwestycjach nie wspomnę.
    Potrzebni są ludzie do pracy.Dla Polaka 2000 zł oznacza wegetację,więc jedzie na Zachód zarobić 2000 euro,gdy przeliczy to na złotówki to ze szczęścia ...?
    Miejsce Polaka w Kotlinie Kłodzkiej zajmuje Ukrainiec.Gdy dostanie 2000 zł i przeliczy to na hrywny,to ze szczęścia łapie się za głowę.
    Dla nich takie zarobki,to jak dla Polaków wypłacane euro za pracę na Zachodzie.
    Ukraińców jest w Kotlinie Kł.coraz więcej,jest o nich głośno,rzucają się w oczy.A to dopiero początek.Lokalni przedsiębiorcy przyjmują ich z otwartymi ramionami.
    W Nowej Rudzie i okolicznych miejscowościach brakuje ludzi do pracy.Noworudzianie wyjeżdżają do pracy,a ci którzy pozostali nie chcą pracować,gdy lokalny przedsiębiorca oferuje im najniższą krajową.Ostatnio dochodzi do takich sytuacji,że podwójna minimalna to za mało.To nie dziwi.Sporo ludzi jeździ autobusem do Czech,gdzie pracują w fabrykach motoryzacyjnych.Inni regularnie wyjeżdżają do Niemiec lub podwrocławskich Biskupic.
    Ukraińców będzie masowo przybywać.W Kutnie pod Łodzią legalnie pracuje ich 4000.Nowa Ruda jest małym miastem,ale wkrótce będzie ich tu pracować ok.500 osób.Tak jest i tak będzie!
    Na Zachodzie rodziny wielodzietne mają 2000+ na dziecko,i nikt nie robi z tego problemu.Przeto i Muslimy tak się tam garną.

    Z Przełeczy Jugowskiej też tak zjeżdżają:
    https://www.youtube.com/watch?v=pOrqmezwUxc
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Henryku za jak zawsze interesujące uwagi i linki. Pozdrawiam !

      Usuń
  3. Jestem najmłodsza która wypowie się w tym temacie....mam 27 lat wychowałam się w gluszycy gdy byłam główniara zawsze bawiłam się na dworze wszędzie byli znajomi park pełen ludzi wiedziałeś że zawsze spotkasz kogoś znajomego tam....moge powiedzieć że wychowałam się w biednych ale cudownych czasach na komunie dostałam rower górski szallll najpiękniejszy prezent jaki można było sobie wymarzyc...dzis ????dziś jest nicościa nie ma nic...jest hajs nie ma rodzin miłości zaufania zabawy ludzi...nie ma kompletnie nic....gluszyca zniknęła...mija córka wychowywała się w gluszycy zaczynała obserwować ludzi być jak oni ...teraz same wyjechaliśmy nowe życie nowi ludzi ona jest jak i tu miła życzliwa kochana ...nie ma pogoni za chlebem jak w gluszycy... kocham gluszycy to mój dom ale nie wrócę do domu gdzie chciałam umrzeć nikt z Was starszych nie jest w stanie poczuć tego co młodzi... zostawienie na pastwę losu szkole lub opiekuna a dlaczego? Bo rodzice wyjeżdżają na całe dnie do Wałbrzycha do pracy na 3 zmiany .... gluszycy odebrała mi rodzinę niszcząc Dall �� przepraszam za błędy i za wypowiedź ale musiałam jest mi źle bo kocham moje miasto a ono mnie zniszczyło...

    OdpowiedzUsuń