Mam już od pewnego czasu
zakodowany jak w budziku codzienny poranny spacer z psem. Nie potrzebny mi do
tego zegar, bo pies mojego sąsiada, Barwi, którym się opiekuję, gdy jego pan
wyjeżdża „na saksy” do Bawarii, ma to już w genach i o właściwej porze
niecierpliwie pomrukuje, merda zachęcająco ogonem i wskazuje na drzwi, a ich
otwarcie to najszczęśliwsza dla niego chwila, pod warunkiem, że wychodzimy z
domu razem. Barwi to zwierzę niezwykle towarzyskie, jego zadowolenie wzrasta
podwójnie, gdy na spacer idzie jeszcze z nami moja żona. Ale Barwi już wie, że
o wczesnej porze nie jest to możliwe, bo pani domu właśnie wczesnym rankiem ma,
jak to sama określiła „najlepsze spanie”.
Wychodzimy więc codziennie na
ranny spacerek i robimy to bez względu na „stan atmosfery w danej chwili”.
Zapamiętałem to precyzyjne określenie czym jest pogoda z lekcji geografii w podstawówce. Padający
deszcz nie jest przyjmowany przez mojego druha z entuzjazmem, ale godzi się z
tym z pokorą. Nie zwraca na to uwagi, że ja mogę się chronić od deszczu pod
parasolem, on zaś musi moknąć bez żadnej
taryfy ulgowej.
Poranny spacer jest rzeczą
niezmiernie ważną i interesującą. To
że ważną, jest jasne, zważywszy na potrzebę ruchu dla człowieka „przebitego
siedmioma szpadami melancholii”. To że interesującą przekonuję się coraz
częściej. Wiadomo rano jest się rześkim i
zdrowym, sprawniejszym pod względem fizycznym i umysłowym, nastawionym
pozytywnie do życia. Na spacerze jest czas na skupienie się i refleksję. Taki
partner jak Barwi nie przeszkadza w niczym, zajęty tropieniem zapachów, jak się
okazuje nieznanych, zupełnie niewyobrażalnych dla człowieka.
Moje poranne przemyślenia
spacerowe mogłyby stanowić za każdym razem odrębny temat do felietonu, ale nie
jestem pewien, czy w krótkim czasie nie pozostałbym jedynym czytelnikiem tego
co napisałem. Będę więc tylko wyjątkowo próbował je wykorzystać wtedy, gdy będą
się mi wydawać szczególnie interesujące dla wszystkich.
Tak się stało właśnie w
niedzielny poranek. To było tuż po „siódmej” i po drobnym choć z dawna oczekiwanym deszczyku. Jeszcze
jego wilgotny oddech czuć było w
powietrzu. Poszliśmy z Barwiom stałą trasą, w dół nad rzekę, obok basenu, boisk
„Orlika” na główną arterię miejską,
ulicę Grunwaldzką i z powrotem do siebie „na wieś”. Tak nazywamy naszą ulicę, która zamyka miasto, a
otwiera wolną przestrzeń górskiej niezamieszkałej kotliny. Czujemy się jak na
wsi, co wcale nie oceniamy pejoratywnie.
To co mnie uderzyło szczególnie,
to zupełna, absolutna pustka i na Osiedlu Mieszkaniowym i w centrum miasta. Ani
jednej żywej duszy. Miasto śpi. Jest w pół do ósmej rano. Oczywiście -
niedziela. Ale wczoraj w sobotę jak sobie przypominam było podobnie. Też
dominowała cisza i spokój. Sklepy pozamykane, bo w niedzielę są otwarte
najwcześniej od ósmej. Na Grunwaldzkiej
minął mnie jeden samochód. Dostrzegłem też w Ogródku Jordanowskim na ławce
jedynego, „zmęczonego życiem” mężczyznę, z reklamówką pełną puszek po piwie.
No i czy nie jest to powód do
rozmyślań. Co się dzieje z moim niegdyś przemysłowym miasteczkiem, które
pamiętam z lat młodości i dojrzałości jako kipiący tygiel ludzi krążących
ulicami od rana do nocy. To było miasto
stosunkowo młodych, pełnych werwy i żywotności mieszkańców. W niedzielę rano
też było rojno od pracowników fabryk włókienniczych wracających z nocnej
zmiany. Zaraz potem pojawiały się grupki wiernych idących na ranną mszę św. do
kościołów.
Można wysnuwać różne wnioski. To
chyba skutek upadku przemysłu. Nie ma już „Piasta” zatrudniającego około dwóch
tysięcy pracowników, nie ma „Argopolu”, „Terenówki” w Głuszycy Górnej, DMW w
Grzmiącej. Dawna „Indriana” ratuje
jeszcze sytuację, zatrudniając ponad dwieście osób, zaś „Nortech” ledwie „robi
bokami”. W mieście nie ma pracy, bo nie ma dużych zakładów pracy, we wsi nie ma
pracy, bo rolnictwo stało się nieopłacalne.
Można też szukać przyczyn w
skutkach przemian ustrojowych po upadku PRL-u w latach dziewięćdziesiątych, a
także w zmianach mentalności ludzi. Mamy dziś wolne soboty i niedziele,
pracujemy mniej niż dawniej, koncentrujemy się bardziej na sprawach osobistych,
domowych, mniej na społecznych, zawodowych. Wiadomo, że z miasta wyemigrowała
młodzież i ludzie młodzi czynni zawodowo w poszukiwaniu pracy w dużych
ośrodkach lub za granicą. Głuszyca stała się miastem emerytów i rencistów oraz bezrobotnych,
dla których znalezienie stałej pracy jest z różnych powodów rzeczą nieosiągalną.
Głuszyca to nie jest to samo
miasto, co kilkadziesiąt lat temu. Czy oznacza to, że powinniśmy upaść na
kolana, rozdzierać szaty i wołać o pomstę do nieba? Jestem pewien, że nie. To że wczesnym rankiem
w wolne soboty i niedziele nie ma ludzi na ulicach, nie oznacza że miasto
umarło. Ono po prostu śpi, korzystając z weekendu.
Obudzić je może ruch inwestycyjny, poczynając od budownictwa
mieszkaniowego (co już ma miejsce), a na rzemieślniczo-usługowym kończąc.
Obudzić je może ruch turystyczny i sportowy (strefa MTB), wyciągi
narciarskie, trasy narciarstwa biegowego. A w okolicznych wsiach –
agroturystyka, drobne rzemiosło i usługi ukierunkowane na turystę lub
wczasowicza. Mamy do tego dobre warunki, trzeba robić wszystko by je należycie
wykorzystać.
Głuszyca już się nie stanie tak
jak w drugiej połowie XIX wieku miastem
przemysłowym, bo czasy się zmieniły. Ale może się stać pięknym miasteczkiem
przyciągającym turystów i wczasowiczów położeniem krajobrazowym, urzekającą
przyrodą, świeżym powietrzem i wodą. Jeśli uda się zrealizować plan
rewitalizacyjny miasta i dobrze wykorzystać atrakcje turystyczne na czele z
podziemnym miastem Osówka Głuszyca odżyje na nowo, a w weekendowe poranki nie
będzie tak pusto i głucho na ulicy Grunwaldzkiej.
Tak sobie rozmyślam na
niedzielnym spacerze rankiem w cichym,
bezludnym, pustym centrum miasteczka. Mówią, że myślenie ma przyszłość.
Witam!Dzisiejszy post jest mimo,że jego autor ma wątpliwości jest bardzo interesujący.Problem małych miasteczek po przemianach ustrojowych.Muszę powiedzieć,że Piława również ma podobne problemy.Kiedyś miasto z prężnie rozwiniętym przemysłem lekkim oraz z Zakładami Kamienia Budowlanego dzisiaj miasto dużego bezrobocia.A w niedzielny poranek podobnie jak w Głuszycy /7,30 wychodzę do kościoła/można spotkać kilka lub kilkanaście osób tzw. wczorajszych,którzy liczą drobne aby wpić coś na kaca z Żabki,która jest otwarta od godz.siódmej.Ale najgorsze jest to,że w sobotę 1 kwietnia balują na terenie obiektów sportowych do póznych godzin nocnych i nikt na ich ekscesy nie reaguje.Jak zadzwonisz na Policję to pierwsze pytanie kto dzwoni a więc musisz się przedstawić.Ja nie mam zamiaru się przedstawiać bo mieszkam blisko tych obiektów a imprezowicze są bardzo agresywni i żle mogło by się to dla mnie skończyć.Co ciekawe ludzie to wytrzymują i zachowują się tak jakby nikomu nic nie przeszkadzało. Spytasz jak jest duże bezrobocie to skąd mają forsę.Forsę daje im PIS 500+.To narazie tyle.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMożna by powiedzieć Bronku - Samo życie !
UsuńNiestety, dzieje się tak wszędzie. Media interesują się tylko polityką, władze tym by nie stracić władzy, a nad wychowaniem społeczeństwa nie ma kto pracować. Nauczyciel jest odosobniony, Kościół już nie ma takiego wpływu jak dawniej. Czas na "dobrą zmianę", ale nie taką jaką nam, serwuje PiS !
Sąsiadka była na Białorusi:"Jaka tam bieda!"W Rosji jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńhttps:www.youtube.com/watch?v=bQ6MXgBwYA
Kotlina Kłodzka to wielki plac budowy.Nowe domy wyrastają jak grzyby po deszczu-o innych inwestycjach nie wspomnę.
Potrzebni są ludzie do pracy.Dla Polaka 2000 zł oznacza wegetację,więc jedzie na Zachód zarobić 2000 euro,gdy przeliczy to na złotówki to ze szczęścia ...?
Miejsce Polaka w Kotlinie Kłodzkiej zajmuje Ukrainiec.Gdy dostanie 2000 zł i przeliczy to na hrywny,to ze szczęścia łapie się za głowę.
Dla nich takie zarobki,to jak dla Polaków wypłacane euro za pracę na Zachodzie.
Ukraińców jest w Kotlinie Kł.coraz więcej,jest o nich głośno,rzucają się w oczy.A to dopiero początek.Lokalni przedsiębiorcy przyjmują ich z otwartymi ramionami.
W Nowej Rudzie i okolicznych miejscowościach brakuje ludzi do pracy.Noworudzianie wyjeżdżają do pracy,a ci którzy pozostali nie chcą pracować,gdy lokalny przedsiębiorca oferuje im najniższą krajową.Ostatnio dochodzi do takich sytuacji,że podwójna minimalna to za mało.To nie dziwi.Sporo ludzi jeździ autobusem do Czech,gdzie pracują w fabrykach motoryzacyjnych.Inni regularnie wyjeżdżają do Niemiec lub podwrocławskich Biskupic.
Ukraińców będzie masowo przybywać.W Kutnie pod Łodzią legalnie pracuje ich 4000.Nowa Ruda jest małym miastem,ale wkrótce będzie ich tu pracować ok.500 osób.Tak jest i tak będzie!
Na Zachodzie rodziny wielodzietne mają 2000+ na dziecko,i nikt nie robi z tego problemu.Przeto i Muslimy tak się tam garną.
Z Przełeczy Jugowskiej też tak zjeżdżają:
https://www.youtube.com/watch?v=pOrqmezwUxc
Pozdrawiam.
Dziękuję Henryku za jak zawsze interesujące uwagi i linki. Pozdrawiam !
UsuńJestem najmłodsza która wypowie się w tym temacie....mam 27 lat wychowałam się w gluszycy gdy byłam główniara zawsze bawiłam się na dworze wszędzie byli znajomi park pełen ludzi wiedziałeś że zawsze spotkasz kogoś znajomego tam....moge powiedzieć że wychowałam się w biednych ale cudownych czasach na komunie dostałam rower górski szallll najpiękniejszy prezent jaki można było sobie wymarzyc...dzis ????dziś jest nicościa nie ma nic...jest hajs nie ma rodzin miłości zaufania zabawy ludzi...nie ma kompletnie nic....gluszyca zniknęła...mija córka wychowywała się w gluszycy zaczynała obserwować ludzi być jak oni ...teraz same wyjechaliśmy nowe życie nowi ludzi ona jest jak i tu miła życzliwa kochana ...nie ma pogoni za chlebem jak w gluszycy... kocham gluszycy to mój dom ale nie wrócę do domu gdzie chciałam umrzeć nikt z Was starszych nie jest w stanie poczuć tego co młodzi... zostawienie na pastwę losu szkole lub opiekuna a dlaczego? Bo rodzice wyjeżdżają na całe dnie do Wałbrzycha do pracy na 3 zmiany .... gluszycy odebrała mi rodzinę niszcząc Dall �� przepraszam za błędy i za wypowiedź ale musiałam jest mi źle bo kocham moje miasto a ono mnie zniszczyło...
OdpowiedzUsuń