„Mam kilka lat. Siedzę
na parapecie, wokół mnie porozrzucane zabawki, przewrócone wieże z klocków,
lalki o wytrzeszczonych oczach. W domu jest ciemno, powietrze w pokojach powoli
studzi się, przygasa. Nikogo nie ma; odeszli, zniknęli, słychać jeszcze ich
słabnące glosy szurania, echa kroków i odległy śmiech. Za oknem – puste
powietrze. Ciemność łagodnie spływa z nieba. Osiada na wszystkim jak czarna
rosa.
Najbardziej dotkliwy
jest bezruch: gęsty, widzialny – zimny zmierzch i słabe światło sodowych lamp,
grzęznące w mroku w odległości zaledwie metra od swego źródła.
Nic się nie wydarza,
marsz mroku ustaje przed drzwiami do domu, cały zgiełk ciemnienia ucicha,
tworzy gęsty kożuch, jak na stygnącym mleku. Kontury budynków na tle nieba
rozciągają się w nieskończoność, tracą powoli ostre kąty, winkle, krawędzie.
Gasnące światło zabiera z sobą powietrze – nie ma już czym oddychać. Mrok sączy
się teraz przez skórę. Dźwięki zwinęły się w sobie, cofnęły ślimacze oczy;
orkiestra świata odeszła i przepadła w parku ten wieczór jest krańcem świata,
wymacałam go przez przypadek w czasie zabawy, niechcący. Odkryłam, ponieważ zostawili
mnie na chwilę samą, nie ostrzegli. Jest jasne, że oto znalazłam się w pułapce,
zamknięta. Mam kilka lat, siedzę na parapecie, patrzę na ostygłe podwórze…
Chciałabym wyjść, ale nie mam dokąd. Tylko moja obecność nabiera wyraźnych
konturów, które drżą, falują i to boli. W jednej chwili odkrywam prawdę: nic
już nie da się zrobić – jestem.”
Oto początek powieści o
intrygującym tytule - „Bieguni”,
za którą Olga Tokarczuk otrzymała
literacką nagrodę „Nike”. Po przeczytaniu tego króciutkiego rozdziału pomyślałem sobie – ta książka, to jest coś
doskonałego, wystarczy ten drobny urywek, by oniemieć z zachwytu nad pięknem
języka i stylu, nad nadzwyczajnym sposobem
obrazowania zmysłowego widzenia świata przez małe dziecko. Już tylko ten fragmencik
książki mógł wystarczyć członkom komisji konkursowej, by uznać Olgę Tokarczuk
za artystę pióra.
„Bieguni” to powieść o
egzystencjonalnej potrzebie podróżowania, o konieczności ruchu w celu
poznawania świata i ludzi. Nie można tego osiągnąć siedząc na miejscu. Nie da
się zastygnąć w bezruchu, jeśli chociaż raz doświadczyło się korzyści ze zmiany
miejsca pobytu.
W istocie człowieka tli
się iskra poznawcza, pobudzająca wszystkie zmysły, jeśli uda nam się ją
zapalić. Wystarczy ruszyć z miejsca, najpierw kilka kroków od miejsca
zamieszkania, a potem dalej i dalej pociągiem, samochodem, samolotem, a
wszędzie gdzie się zatrzymamy także własnymi nogami. Ci co to doświadczają, to
są właśnie „bieguni”, choć sama nazwa wywodzi się od odłamu prawosławnych
starowierców, którzy uważali, że świat jest przesiąknięty złem. Jedynym
sposobem ratunku przed złem jest podróż, ustawiczny ruch ku nowemu.
I właśnie książka Olgi
Tokarczuk jest konglomeratem jej osobistych doświadczeń, wrażeń i odczuć z
nieustającej podróży po świecie:
„Ta książka – jak
stwierdza sama autorka – stara się być lojalna wobec kakofonii i dysonansu
naszego doświadczenia świata, wobec niemożliwości jego ujednolicenia, wobec
jego chaosu, rozpadania się i ponownego tworzenia nowych konfiguracji.”
Niestety, nie da się
tej książki streścić, jak wiele innych książek o jednolitej linii fabularnej, o
rozwijającej się akcji prowadzonej konsekwentnie do punktu kulminacyjnego.
Powieść Olgi Tokarczuk, to artystyczna układanka różnorodnych zdarzeń i wątków
kunsztownie nizanych jak sznur korali, którym można ozdobić szyję osoby, nie
znającej spokoju stabilnego bytowania w jednym miejscu na świecie.
„Ale nie jest to
książka o podróży. Nie ma w niej opisów zabytków i miejsc. Nie jest to dziennik
podróży ani reportaż. Chciałam raczej przyjrzeć się temu, co to znaczy
podróżować, poruszać się, przemieszczać. Jaki to ma sens? Co nam to daje? Co to
znaczy” - mówi sama Tokarczuk - pisanie powieści jest dla mnie przeniesionym w dojrzałość
opowiadaniem sobie samemu bajek. Tak jak to robią dzieci, zanim zasną.
Posługują się przy tym językiem z pogranicza snu i jawy, opisują i zmyślają”.
5 października 2008
Olga Tokarczuk otrzymała za „Biegunów” Nagrodę Literacką „Nike. Zwyciężyła
także w głosowaniu czytelników.
By doświadczyć
promieniejącego czaru obcowania z literaturą najwyższego lotu, trzeba tę
książkę osobiście wziąć do ręki i
przeczytać.
„Może to jest najlepsza
książka Olgi Tokarczuk” – powiedział znany krytyk i historyk literatury z
Warszawy, Jerzy Jarzębski. Ale mówił to zanim pojawiły się największe w
rozmiarach, monumentalne pod każdym względem „Księgi Jakubowe”, nagrodzone w
roku 2015 w konkursie literackim „Nike”. Olga Tokarczuk została wtedy po raz
drugi nagrodzona w Polsce, a w styczniu 2017 r. odebrała Międzynarodową Nagrodę
Literacką samorządu Sztokholmu za tę samą książkę.
„Jesteś naszym dobrem
narodowym, dość dodać, że w rocznicę śmierci Wisławy Szymborskiej jej sekretarz
Michał Rusinek powiedział, że kiedy rozmawiał z członkami Akademii Królewskiej
w Sztokholmie i pytał o następnego Nobla dla Polski, to większość nie miała
wątpliwości, że to będzie Nobel dla ciebie” – powiedziała Dorota Wodecka w rozmowie
z Olgą Tokarczuk, opublikowaną we wrocławskim dodatku „Gazety Wyborczej” z 14
kwietnia br.
Z rozmowy tej dowiaduję
się rzeczy przeogromnie intrygującej. Olga Tokarczuk zapowiedziała, że
zakiełkował w jej duszy projekt napisania książki związanej z Dolnym Śląskiem:
„On się pojawił już
wtedy, kiedy mieszkałam w Wałbrzychu, przez osiem lat, dawno temu. Mój były
teść przyjechał tam jako dziecko z Francji i cała rodzina była wielką wspólnotą
tych reemigrantów francuskich ze swoimi historiami. Ale też, mieszkając w
Wałbrzychu, od razu zdałam sobie sprawę, że jest to bardzo szczególne miejsce w
Polsce, bo Wałbrzych w soczewce pokazuje właściwie to, jak Polska stawała na
nogi po II wojnie światowej, w sensie socjologicznym. Jak w tym tyglu mieszały się
różne języki, kultury, przyzwyczajenia, tradycje i chyba nie ma takiego miasta w Polsce jak Wałbrzych, które by miało aż
tyle różności w sobie”.
To fascynująca
zapowiedź Olgi Tokarczuk. Jestem pewien, że jej deklaracja stwarza nadzieję, iż
nasze miasto stanie się znów centrum zainteresowania sięgającym nawet poza
granice kraju, bo Olga Tokarczuk jest pisarzem już nie tylko polskim, ale
europejskim.
Już
wiem, że ze wszystkich książek Olgi Tokarczuk, ta właśnie o Wałbrzychu, będzie
dla mnie najlepszą!
Fot. Sabina Jelewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz